09.Odkrycie.txt

(20 KB) Pobierz
Odkrycie


S�o�ce zaczyna�o si� ju� chyli� ku zachodowi, kiedy wje�d�a�am w po�piechu na w�ze� autostrady stanowej do Tucson. Widzia�am tylko bia�e i ��te linie na jezdni oraz gdzieniegdzie du�e zielone tablice kieruj�ce mnie dalej na wsch�d.
Nie bardzo jednak wiedzia�am, po co w�a�ciwie si� tak spiesz�. Chyba po to, by mie� ju� to wszystko za sob�. By uwolni� si� od b�lu, smutku, t�sknoty za utracon� na zawsze mi�o�ci�. Czy tak�e od tego cia�a? Nie przychodzi�o mi do g�owy �adne inne wyj�cie. Wci�� mia�am zamiar zada� Uzdrowicielowi kilka pyta�, ale czu�am, �e tak naprawd� podj�am ju� decyzj�. Tch�rz. Dezerter. Wypr�bowywa�am w my�lach brzmienie tych s��w, staraj�c si� z nimi oswoi�.
Postanowi�am te�, �e uchroni� Melanie przed �owczyni�, je�eli tylko znajd� na to jaki� spos�b. B�dzie to jednak bardzo trudne. �eby nie powiedzie� � niemo�liwe.
Ale spr�buj�.
Obieca�am jej to, ale nawet mnie nie us�ysza�a. Ci�gle �ni�a. Jakby si� podda�a � dopiero teraz, kiedy ju� na nic si� to nie zda!
Stara�am si� trzyma� z dala od jej snu, od czerwonego kanionu, ale okaza�o si� to bardzo trudne. Koncentrowa�am si� na przeje�d�aj�cych obok autach, wahad�owcach sun�cych ku lotniskom, wielokszta�tnych ob�okach na niebie, lecz mimo to nie potrafi�am ca�kiem uwolni� si� od jej marze�. Raz po raz stawa�a mi przed oczami twarz Jareda, za ka�dym razem pod innym k�tem. Widzia�am, jak wiecznie chudy Jamie coraz szybciej ro�nie i nabiera cia�a. Tak bardzo chcia�am wzi�� ich w ramiona. T�sknota sprawia�a mi fizyczny b�l � ostry jak n�, przenikliwy, nie do zniesienia. Musia�am jak najszybciej si� od tego uwolni�.
Jecha�am �lepo przed siebie wzd�u� w�skiej, dwupasmowej autostrady. Tutejsza pustynia wydawa�a si� jeszcze bardziej martwa i monotonna, plaska i bezbarwna. B�d� w Tucson na d�ugo przed kolacj�, pomy�la�am.
Kolacja. Dotar�o do mnie, �e nic jeszcze dzisiaj nie jad�am, co m�j �o��dek natychmiast skwitowa� dono�nym burczeniem.
I kolejna my�l � �e czeka tam na mnie �owczyni. �cisn�o mnie w do�ku, a g��d momentalnie ust�pi� miejsca md�o�ciom. Odruchowo zdj�am nog� z gazu.
Spojrza�am na le��c� na s�siednim fotelu map�. Zbli�a�am si� do zajazdu w miejscowo�ci Picacho Peak. Mo�e tam si� zatrzymam i co� zjem. A przy okazji zyskam kilka cennych chwil z dala od �owczyni.
Kiedy wym�wi�am w my�lach t� nieznan� mi nazw� � Picacho Peak � Melanie dziwnie zareagowa�a. Nie wiedzia�am, o co jej chodzi. Czy�by kiedy� ju� tu by�a? Zacz�am szuka� jakiego� wspomnienia, obrazu lub zapachu zwi�zanego z tym miejscem, ale nic nie znalaz�am. Picacho Peak. Znowu wyczu�am jej �yw� reakcj�, cho� stara�a si� to przede mn� ukry�. Co znaczy�y dla niej te s�owa? Nie mia�am poj�cia. Zaszy�a si� we wspomnieniach z dalekich stron, unikaj�c moich pyta�.
Zaciekawi�o mnie to. Przyspieszy�am nieco z nadziej�, �e mo�e na widok tego miejsca co� sobie przypomn�.
Na horyzoncie zacz�a si� rysowa� samotna g�ra � obiektywnie niezbyt du�a, lecz dominuj�ca nad otaczaj�cymi j� wzniesieniami. Mia�a do�� niezwyk�y, przykuwaj�cy uwag� kszta�t. W miar� jak si� zbli�a�y�my, Melanie uwa�nie si� jej przypatrywa�a, cho� oczywi�cie markowa�a oboj�tno��.
Dlaczego udawa�a, �e to miejsce wcale jej nie obchodzi, skoro by�o inaczej? Spr�bowa�am znale�� odpowied�, ale Melanie zaskoczy�a mnie swoj� moc�. Znowu odgrodzi�a si� niewidzialnym murem. My�la�am, �e nie ma ju� po nim �ladu, tymczasem zn�w stan�� mi na drodze i zdawa� si� jeszcze grubszy ni� zwykle.
Postanowi�am to zignorowa�. Stara�am si� nie dopuszcza� my�li, �e Melanie znowu ro�nie w si��. Skupi�am si� na zarysie g�ry odcinaj�cej si� na tle bladego, upalnego nieba. Wygl�da� znajomo. By�am pewna, �e gdzie� ju� ten kszta�t widzia�am, a jednocze�nie nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e �adna z nas nigdy wcze�niej tu nie by�a.
Nagle Melanie, jakby chc�c odwr�ci� moj� uwag�, zacz�a intensywnie my�le� o Jaredzie.

Mru�� oczy, podziwiaj�c gin�cy za drzewami blask zachodz�cego s�o�ca, i dygocz� z zimna, cho� mam na sobie kurtk�. Powtarzam sobie, �e wcale nie jest tak ch�odno, jak mi si� wydaje � po prostu moje cia�o nie jest przyzwyczajone.
Nagle czuj� na ramionach czyje� d�onie, lecz nie boj� si�, mimo �e jestem w obcym miejscu i nie s�ysza�am zbli�aj�cych si� krok�w. Poznaj� je od razu, po ci�arze.
� �atwo ci� zaj�� od ty�u.
Nawet w jego g�osie zawsze s�ycha� u�miech.
� Wiedzia�am, �e si� skradasz, zanim jeszcze zrobi�e� pierwszy krok � odpowiadam, nie odwracaj�c si�. � Mam oczy dooko�a g�owy.
Ciep�e palce g�aszcz� mnie po twarzy, od skroni a� po brod�. Moja sk�ra p�onie pod ich dotykiem.
� Wygl�dasz jak driada w�r�d drzew � szepcze mi do ucha. � Tak pi�kna, �e a� nierzeczywista.
� Mo�e powinni�my zasadzi� ich wi�cej wok� domu.
Wybucha zduszonym �miechem, a wtedy ja zamykam oczy i szeroko si� u�miecham.
� Nie trzeba � m�wi. � Zawsze tak wygl�dasz.
� Powiedzia� ostatni m�czyzna na Ziemi do ostatniej kobiety na Ziemi w przededniu rozstania. � W miar� jak wypowiadam te s�owa, m�j u�miech ga�nie. W taki dzie� jak ten u�miechy nie trwaj� d�ugo.
Jared wzdycha. Czuj� na policzku jego oddech, o wiele cieplejszy ni� ch�odne le�ne powietrze.
� No nie wiem. Jamie m�g�by si� obrazi�.
� Jamie jest jeszcze ch�opcem. Prosz�, nie pozw�l, �eby co� mu si� sta�o.
� A co powiesz na tak� umow� � proponuje Jared. � Ty nie pozw�l, �eby cokolwiek sta�o si� 
t o b i e, a ja... zrobi�, co w mojej mocy. To moje ostatnie s�owo.
To tylko �art, ale nie potrafi� si� z niego �mia�. Tak naprawd� oboje wiemy, �e nie mo�emy sobie niczego obieca�.
� Cokolwiek b�dzie si� dzia�o � nalegam.
� Nic si� nie stanie. Nie martw si�. � Jego zapewnienia s� prawie bez znaczenia. Niepotrzebnie o tym rozmawiamy Ale przynajmniej s�ysz� jego g�os.
� Dobra.
Obraca mnie ku sobie, opieram g�ow� na jego piersi. Nie wiem, do czego por�wna� jego zapach. Nale�y tylko do niego, jest zupe�nie wyj�tkowy, jak ja�owiec albo deszcz na pustyni.
� Nie rozstajemy si� na zawsze � obiecuje. � Zawsze ci� odnajd�. � Nigdy nie jest zupe�nie powa�ny, wi�c oczywi�cie po chwili dodaje: � Nawet je�li si� dobrze schowasz. W grze w chowanego jestem mistrzem.
� A policzysz najpierw do dziesi�ciu?
� Tak, i nie b�d� podgl�da�.
� No dobra � wyrzucam z siebie, nie daj�c po sobie pozna�, �e smutek �ciska mi gard�o.
� Nie b�j si�. Wszystko b�dzie dobrze. Jeste� silna, szybka i m�dra � uspokaja mnie, ale pewnie te� siebie.
Dlaczego tam jad�? Szanse na to, �e Sharon jest nadal cz�owiekiem, s� przecie� bardzo ma�e.
Ale kiedy zobaczy�am jej twarz w telewizji, nie mia�am �adnych w�tpliwo�ci.
To by�a zwyk�a wyprawa po jedzenie, jedna z wielu. Poniewa� czuli�my si� w miar� bezpiecznie, w��czyli�my telewizor i s�uchali�my go, opr�niaj�c spi�arni� i lod�wk�. Programy informacyjne paso�yt�w s� niemi�osiernie nudne, mo�na si� z nich tylko dowiedzie�, �e wszystko jest w jak najlepszym porz�dku. W pewnym momencie moj� uwag� przyku�y jednak czyje� w�osy � g��boka czerwie�, prawie wpadaj�ca w r�, kt�r� widzia�am wcze�niej tylko u jednej osoby.
Ci�gle mam przed oczami wyraz jej twarzy, to ukradkowe spojrzenie, m�wi�ce: �staram si� nie rzuca� w oczy, nie zwracajcie na mnie uwagi�. Sz�a nienaturalnym, odrobin� zbyt szybkim krokiem, chyba za bardzo staraj�c si� wyluzowa�. Wmiesza� w t�um.
�aden paso�yt by si� tak nie zachowywa�.
Co Sharon robi w tak wielkim mie�cie jak Chicago, spaceruj�c po ulicach jak gdyby nigdy nic? Czy s� z ni� inni ludzie? Chyba nie mam wyboru. Je�eli istnieje szansa na kontakt z innymi lud�mi, to trzeba ich odnale��.
I musz� tam jecha� sama. Sharon zacznie ucieka� na widok kogokolwiek innego � w zasadzie zacznie ucieka� tak�e na m�j widok, ale mo�e wcze�niej zd��� jej wszystko wyt�umaczy�. Domy�lam si�, gdzie ma kryj�wk�.
� A ty? � pytam zachryp�ym g�osem. Nie wiem, czy moje cia�o zniesie moment rozstania. � B�dziesz na siebie uwa�a�?
��adna si�a nie jest w stanie nas rozdzieli�, Melanie.

Nie zd��y�am nawet z�apa� oddechu ani otrze� �wie�ych �ez, a ju� podsuwa�a mi kolejne wspomnienie.

Jamie wtula si� w m�j bok � nie mie�ci mi si� ju� pod ramieniem tak jak kiedy�. Musi si� troch� zgi��, d�ugie r�ce i nogi stercz� mu na r�ne strony Ramiona powoli mu m�niej�, ale w tej chwili jest dzieckiem; ca�y si� trz�sie. Jared jest zaj�ty pakowaniem moich rzeczy do auta. Gdyby tu by�. Jamie nie okaza�by strachu. Jared mu imponuje. Ma�y chce by� tak samo dzielny jak on.
� Boj� si� � m�wi cicho.
Ca�uj� go w czarne jak noc w�osy. Nawet tutaj, w�r�d �ywicznej woni strzelistych drzew, pachn� py�em i s�o�cem pustyni. Jest nieomal cz�ci� mnie, rozdzieli� nas to rozedrze� sk�r�, kt�r� jeste�my zro�ni�ci.
� Przy Jaredzie nic ci nie grozi. � Musz� robi� dobr� min� do z�ej gry i pokaza�, �e si� nie boj�, cho� wcale tak nie jest.
� Wiem. Boj� si�  o  c i e b i e. Boj� si�, �e ju� nie wr�cisz. Tak jak tata. Wzdrygam si�. Dzie�, w kt�rym tata nie wr�ci� � w przeciwie�stwie do jego cia�a, kt�re sprowadzi�o do naszego domu �owc�w � by� najstraszniejszym i najbardziej bolesnym dniem w ca�ym moim �yciu. Co si� stanie, je�eli Jamie znowu b�dzie musia� przez to przej��?
� Wr�c�. Zawsze wracam.
� Boj� si� � powtarza. 
Musz� by� dzielna.
� Obiecuj�, �e wszystko b�dzie dobrze. Wr�c�. Obiecuj�. Przecie� wiesz, �e nie z�ama�abym s�owa.
Nie dr�y ju� tak mocno. Wierzy mi. Ufa.

I nast�pne:

S�ysz� ich, s� pi�tro ni�ej. Znajd� mnie, to kwestia minut, mo�e sekund. Dr��c� r�k� kre�l� na brudnym strz�pku gazety po�egnalne s�owa. S� prawie nieczytelne, ale je�eli je znajdzie, na pewno zrozumie.
�Nie da�am rady. Kocham ci� i Jamiego. Nie wracajcie do domu�.
Nie tylko z�ami� im serce, lecz tak�e pozbawi� schronienia. Przypominam sobie kanion i nasz� chatk�. Porzuc� j� na zawsze, tak musi by�. Je�eli do niej wr�c�, stanie si� dla nich grobem. Wyobra�am sobie, �e moje cia�o wskazuje �owcom drog� do naszej kryj�wki i u�miecha si�, patrz�c, jak �aduj� Jareda i Jamiego do samochodu...

� Dosy�! � m�wi� na glos, otrz�saj�c si� z b�lu. � Dosy�! Wygra�a�! Teraz ja te� nie mog� bez nich �y�. Zado...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin