Rok jak żaden inny 61.rtf

(56 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 61: SEN O DRACO

 

Kilka dni później Harry siedział przy stole i popijał sok, krzywiąc się z bólu. O ile podobało mu się, że znowu był pełnoprawnym czarodziejem, o tyle miał już dosyć skaleczeń, siniaków i potłuczeń, które były nieodłącznym skutkiem ćwiczeń. Wolałby, żeby jego moc działała tak, jak dawniej. Ona tymczasem była zupełnie nieprzewidywalna, nawet wtedy, gdy rzucał zaklęcia bez różdżki, co teoretycznie powinno osłabić ich siłę.

Niestety wciąż mu się zdarzało, że niechcący kierował strumień mocy przez różdżkę. Siła zaklęcia była z reguły tak wielka, że zwalało go z nóg.

Na domiar złego jego ojciec okazał się być wrednym draniem, gdy przyszło do wspólnej praktyki. Nie pojedynkowali się jeszcze, gdyż Harry musiał najpierw „nauczyć się precyzyjnie regulować siłę zaklęć”, jak ujął to Snape. Na razie ćwiczyli czary obronne. Oznaczało to, że Harry musiał blokować wszystkie klątwy, które rzucali na niego Snape i Draco. Obaj atakowali jednocześnie, starając się przyłapać go w chwili nieuwagi. Doszło nawet do tego, że gdy Snape próbował wyjaśnić coś synowi, Draco wskakiwał na miotłę i z góry ciskał w Gryfona klątwami. Mistrz Eliksirów zbył obiekcje Harry'ego co do niesprawiedliwości takich metod twierdząc, że trening jest konieczny, by nauczył się natychmiastowo reagować na zagrożenia.

Chłopak lądował na tyłku więcej razy, niż był w stanie zliczyć. Dwa razy nawet złamał sobie rękę, gdy jakaś szczególnie paskudna klątwa wyrzuciła go gwałtownie w powietrze. Snape rzecz jasna zajął się tym od razu. Łyk eliksiru i Harry stawał na nogi, gotów do obrony. Chłopak stwierdził, że posiadanie ojca, który był Mistrzem Eliksirów, było bardzo pożyteczne.

Jednak zanim zaczęli treningi, Snape uznał za stosowne napomknąć, że nadużywanie eliksirów leczniczych nie jest szczególnie zdrowe. Harry zinterpretował tę uwagę jako sugestię, że nie powinien skarżyć się ojcu na każde najmniejsze skaleczenie. Chłopakowi to odpowiadało. Nie prosić o to, czego nie można dostać – to była przecież jego dewiza. Dobrze było jednak wiedzieć, że mógł się zgłosić do ojca w razie potrzeby. Snape oczywiście uleczyłby wszelkie jego dolegliwości, ale Harry miał też swoją dumę. Mieszkając pod jednym dachem z Dudleyem, szybko nauczył się ignorować ból i sińce. Gryfon postawił sobie więc za cel nie prosić ojca o pomoc, dopóki naprawdę nie będzie jej potrzebował.

Było nader prawdopodobne, że stanie się tak już niebawem. Snape bowiem uznał, że jego syn powinien również zapoznać się z technikami walki wręcz, w razie gdyby jego magia zawiodła. Harry zadrwił, że nie było to zbyt prawdopodobne, na co Snape rzucił go na ziemię, usiadł na nim okrakiem, przyciskając jego ręce nad głową, i wysyczał mu w twarz, że wszystko się może zdarzyć i żaden z jego synów nie będzie bezbronny podczas walki – nie, dopóki on ma tutaj coś do powiedzenia.

Od kiedy zaczęły się te lekcje, Harry miał coraz więcej siniaków we wszystkich kolorach tęczy. Nieczęsto się jednak skarżył. Zamiast tego koncentrował się na różdżce Draco, podczas gdy ojciec zataczał wokół niego koła. Treningi były warte wysiłku – Harry nie tylko kontrolował coraz lepiej swoją moc (teoria Snape'a o nauce przez doświadczenie sprawdziła się), ale także opanowywał coraz lepiej mugolskie techniki walki. Oczywiście nadal mu było daleko do poziomu Snape'a – ojciec był przecież od niego wyższy, silniejszy i cięższy, a ponadto świetnie się bił. Jednak chłopak czuł, że za jakiś czas mu dorówna.

Pomyślał też z lekkim uśmiechem, że mógłby sprowokować Draco do bójki. Uśmiech jednak zniknął, gdy Harry uniósł szklankę z sokiem i boleśnie odczuł swój skręcony dwa dni wcześniej nadgarstek.

Nagle usłyszał w głowie brzęczenie – to to magiczny dzwonek zapowiadał przybycie gości, których imiona znajdowały się na pergaminie przy drzwiach.

Po sprawdzeniu pergaminu, okazało się, że na zewnątrz czekają Hermiona Granger i Ginny Weasley. Harry postawił sok na stole i podskoczył do drzwi. Wtedy przypomniał sobie, że nie powinien tego robić. Ojciec pozwolił mu wprawdzie rzucać kilka łatwiejszych zaklęć bez nadzoru, ale Harry z pewnością nie mógł robić tego przy świadkach. Powrót jego magii miał wszak pozostać tajemnicą.

- Draco! – zawołał i Ślizgon wyszedł z pracowni z uśmieszkiem.

- Zatem wciąż jestem ci do czegoś potrzebny.

- Daj spokój, nie bądź dupkiem.

Malfoy ziewnął, jakby był znudzony, i machnął różdżką w kierunku drzwi wejściowych, po czym wycofał się do pracowni.

- Wejdźcie, wejdźcie – odezwał się Harry, zapraszając dziewczyny do środka, gdy drzwi rozwarły się na całą szerokość. - Wcześnie dzisiaj przyszłyście.

Ginny zajęła swoje zwykłe miejsce na sofie, podczas gdy Hermiona zaczęła wyjaśniać:

- Profesor Sprout musiała wcześniej zakończyć zajęcia, bo jedna z tych wielkich rosiczek wyrwała Ronowi kawałek mięsa z dłoni.

- Auć – skrzywił się Harry. - Wszystko z nim w porządku?

Gryfonka kiwnęła głową.

- Pani Pomfrey właśnie przyprawia mu palce.

- Kilka osób z szóstej klasy przyszło po mnie, kiedy miałam wróżbiarstwo – dodała Ginny. - Pani Pomfrey kazała nam jednak zostawić go w spokoju. Ron prosił, żeby ci przekazać, że zostanie tam dzisiaj cały dzień, ale jutro przyjdzie zaraz po treningu quidditcha.

Harry uśmiechnął się na tę wiadomość. Zaraz jednak skrzywił się z bólu. Hermiona przyglądała mu się uważnie.

- Ciągle bolą cię plecy? Nie powinieneś zgłosić się do pani Pomfrey?

- Nie, wszystko gra – zaprzeczył Harry, mając nadzieję, że koleżanka porzuci tę kwestię. Od chwili, gdy zaczął swoje treningi ze Snape'em, każda wizyta Hermiony kończyła się wypytywaniem na temat jego dolegliwości.

- Wcale nie – upierała się.

- Hermiono, posłuchaj...

- Harry'emu nic nie jest – uciął Draco chłodnym tonem, wychodząc z pracowni, po czym z rozmachem postawił na stole płaską fiolkę z eliksirem.

- No właśnie, nic mi nie jest – powtórzył Harry słabym głosem. Chciałby móc powiedzieć coś więcej, na przykład: Słuchaj, wróciła moja magia, ale wciąż uczę się ją kontrolować, a Severus jest surowym nauczycielem, chociaż robi to, co dla mnie najlepsze... Gdyby to jednak oznajmił, czekałaby go kolejna awantura. Póki co Ron był jedynym uczniem uświadomionym co do stanu magicznej mocy Harry'ego.

Gryfon zorientował się, że Draco próbuje odwrócić uwagę Hermiony od jego dolegliwości.

- Zdaje się, że słyszałem coś o odgryzionych palcach? Naprawdę nie wiem, po co nam zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami. Na Merlina, żaden szanujący się czarodziej nie chciałby po skończeniu Hogwartu być gajowym. To zawód najniższej klasy...

- Hagrid jest doskonałym nauczycielem! - sprzeciwił się Harry. Nie był do końca pewien, czy Draco mówi to szczerze, czy też specjalnie podjudza go do sprzeczki. Tak czy inaczej, gdyby zaczęli się kłócić, Hermiona zapomniałaby o jego bolących plecach, czyż nie?

- O tak, doskonałym – zaszydził Draco. - Nieważne, że na pierwszych zajęciach omal nie zginąłem...

- Obraziłeś Hardodzioba, podczas gdy Hagrid dokładnie nam wyjaśnił, że hipogryfów nie można tak traktować!

- Jak w takim razie doszło dzisiaj do zranienia twojego przyjaciela Ronalda, co?

- To stało się na zielarstwie!

Hermiona odchrząknęła i kontynuowała swoją myśl, udowadniając tym samym, że nie tak łatwo zbić ją z tropu. Groźnym tonem, przypominającym warczenie psa pilnującego kości, oznajmiła:

- Chyba wychodzisz z założenia, że profesor Snape może wszystko wyleczyć, bo jest ekspertem od eliksirów. Tyle że nie jest on licencjonowanym magomedykiem. Jego zaborczość nie pozwala ci nawet skorzystać z właściwej opieki medycznej!

- Nie chodzi o to, że mi nie pozwala – odparł Harry. - Ja jej po prostu nie potrzebuję, i tyle!

Hermiona wpatrywała się w jego szyję, gdzie tydzień wcześniej zauważyła siniak. Nie było to nic poważnego – Harry po prostu nie podtrzymał dostatecznie długo zaklęcia tarczy i rzucona nań klątwa zdołała go musnąć.

- Jeśli jesteś ranny, musisz pójść do pani Pomfrey! - nalegała.

- Na Merlina, on nie jest ranny! - wtrącił Draco. - Po prostu, eee... źle się ułożył podczas snu!

- Źle się ułożył podczas snu? - wycedziła Hermiona. - Od dwóch tygodni? Bo od tego właśnie czasu nie jest w stanie nawet usiąść prosto, żeby nie jęczał z bólu!

Malfoy nadąsał się.

- No, wtedy właśnie przetransmutowałem jego łóżko i nie mogę zrobić tego jak należy. No wiesz, ciągle jest za twarde albo za miękkie, ze długie albo za krótkie...

- Jak w bajce o trzech niedźwiadkach – dodał Harry wiedząc, że Hermiona zrozumie porównanie.

Nawet jeśli zrozumiała, nie potwierdziła tego w żaden sposób. Zamiast tego popatrywała to na jednego chłopca, to na drugiego.

- A to dlaczego trzeba było przetransmutować twoje łóżko? - zapytała z fałszywą słodyczą. Draco już otwierał usta, ale dziewczyna warknęła na niego: - Ty się wreszcie zamknij. Niech Harry odpowie.

- No wiesz – bąknął Harry, próbując coś wymyślić. Wiedział, że Draco nie spodoba się to, co właśnie miał powiedzieć, ale nie było innego wyjścia. - Draco musiał przetransmutować je już na samym początku, bo to było pojedyncze łóżko. I okazało się, że zaklęcie straciło moc.

Malfoy spojrzał na niego z ukosa, najwyraźniej zirytowany niemiłą aluzją do jego kiepskich umiejętności, ale nie zaprzeczył.

Hermiona zmierzyła Ślizgona spojrzeniem. Harry stwierdził, że miała przy tym minę pełną wyższości. Cóż, w końcu Draco przez kilka lat komentował przy każdej możliwej okazji, że osoby takie jak ona nie powinny trafiać do Hogwartu. Nic więc dziwnego, że dziewczyna była dumna ze swojej magii.

Ginny cicho zapytała Harry'ego, jak radzi sobie z zielarstwem bez dostępu do szklarni. Najprawdopodobniej chciała sprowadzić rozmowę na mniej niebezpieczne tory, za co Harry był jej wdzięczny. Uśmiechnął się szeroko i przez chwilę rozwodził się nad tą sprawą. Hermiona się przysłuchiwała, wpatrując się w przyjaciela badawczo, aż w końcu trąciła Ginny łokciem i mruknęła, że spóźnią się na kolejną lekcję, jeśli nie zaczną już wychodzić.

- A ja myślałem, że skrzaty, którym poświęcasz tyle swojego cennego czasu, nauczyły cię teleportować się w obrębie zamku – skomentował Draco złośliwym tonem.

- Draco! - wykrzyknął Harry i zgromił brata spojrzeniem. - To podłe, tak wyrywać moje wypowiedzi z kontekstu! Mówiłem ci przecież, że można przyjaźnić się z więcej niż jedną osobą naraz! - Chłopak zwrócił się do Hermiony. - Przepraszam. Po prostu... tak sobie żartowaliśmy któregoś dnia.

Draco demonstracyjnie wzruszył ramionami, a Hermiona wyprostowała się z oburzoną miną.

- Ty i Draco Malfoy robiliście sobie żarty kosztem twoich współdomowników z Gryffindoru. No, to mi się podoba!

- To nie było tak – westchnął Harry.

- No chodź. - Ginny pociągnęła koleżankę w kierunku drzwi. - Nie wiem jak ty, ale ja mam teraz eliksiry i nie zamierzam się na nie spóźnić, biorąc pod uwagę... - urwała w pół zdania.

- Biorąc pod uwagę co? - zapytał Harry nalegającym tonem.

Ginny posłała mu proszące spojrzenie, jakby chciała powiedzieć: „Słuchaj, nie chcę zaogniać sytuacji...”

W umyśle chłopaka zakiełkowało paskudne podejrzenie.

- Czy Snape znowu zaczął znęcać się nad Gryfonami?

- A czemu sądziłeś, że kiedykolwiek przestał? - zapytała Hermiona wściekłym głosem.

Ginny zerknęła na nią z ukosa.

- Harry, on ostatnio znęca się nad wszystkimi, nie tylko nad Gryfonami. Ma okropny humor. Nie zauważyłeś?

- Eee...

Harry nie wiedział, co odpowiedzieć. Głupio byłoby się przyznać, że owszem, nie zauważył. Jaki był z niego syn, skoro umknęło mu, że jego ojciec miał złe dni?

- Mieliśmy tu mały wypadek i sporo jego książek zostało kompletnie zniszczonych – wtrącił Draco. - Bardzo cennych książek. Niektóre z nich są już nie do zdobycia. Pewnie to jest przyczyna.

- Rzucił podręcznikiem Neville'a przez całą klasę – rzekła Ginny w zamyśleniu.

Harry wybałuszył oczy.

- Że co?

- No, Neville rozlał na niego swój eliksir. Snape wrzeszczał na niego coś o okazywaniu większego szacunku „zgromadzonej tutaj wiedzy”, jak to ujął. Dlatego naprawdę muszę już lecieć. Nie uśmiecha mi się zarobienie szlaban.

Kiedy dziewczyny już wyszły, Harry rzucił się na sofę i popatrzył na Draco. Nie miał zbytnio ochoty drążyć tematu książek, ale nie potrafił też puścić słów brata mimo uszu.

- Yyy... słuchaj, czasami wydaje się, że faktycznie rozumiesz Severusa dużo lepiej niż ja. Naprawdę uważasz, że jest wściekły? Za te zniszczone przeze mnie książki? Znaczy, nic takiego mi nie mówił, ale...

- Harry, przecież musiałem im coś powiedzieć – przerwał Draco. - Strategia, rozumiesz? Jeśli Severus ma zły humor, to pewnie dlatego, że niezbyt go bawi prowadzenie lekcji ze świadomością, że kiedy skończy, to czeka go wyprawa do Devon, gdzie musi cię atakować, bić i rzucać na ciebie klątwy. Z pewnością nie chciałbyś, bym powiedział Granger coś takiego. Już i tak za bardzo się interesuje twoimi obrażeniami! Może lepiej zacznij prosić Severusa, by na bieżąco leczył wszystkie najbardziej widoczne urazy, dobra? Bo jeszcze Granger dojdzie do wniosku, że się pojedynkujemy, a chyba byś nie chciał, żeby zaczęła podejrzewać że twoja magia wróciła? A jeśli zacznie wypytywać Weasleya o to, co się tu dzieje?

- Pójdę do Severusa, żeby wyleczył co poważniejsze siniaki – zgodził się Harry. - Jednak nie mogę zgłaszać się do niego z każdym najdrobniejszym skaleczeniem. Przecież wiesz, że niektóre z eliksirów przeciwbólowych bazują na opiatach...

- Owszem, wiem – wycedził Malfoy. - Zdawało mi się, że lubisz sobie czasem zażyć mugolskich narkotyków.

- Ale nie opium – zaśmiał się Harry. Po chwili spoważniał. - Zresztą, nie interesuje mnie to od chwili, gdy Severus zrobił mi wykład na ten temat.

- Aha, ten wykład pod tytułem: „Narkotyki są dla ciebie złe”. To kolejny wykład z serii: „To jest dla ciebie złe”, drugi w kolejności po: „Zemsta jest dla ciebie zła”. W rozmowie ze mną zdawał się jednak skłaniać ku stwierdzeniu, że narkotyki to składniki eliksirów, a nie sposób na rekreację.

- Tego jeszcze nie słyszałem – odrzekł Harry.

- I nie chcesz słyszeć, bo trwało to godzinami – wyznał Draco z jękiem. - Wracając do tematu, upewnij się, że twoja przyjaciółka – przy tym słowie jego ton zmienił się na szyderczy – nie zobaczy więcej żadnych siniaków, dobra? Zastanawiam się, czy nie dlatego jest taka wścibska, bo Weasley zdradził jej coś o twoim Lumos. Wiedziałem, że powinniśmy rzucić na niego Obliviate...

- Ron jest absolutnie godzien zaufania – przerwał Harry, wzdychając. - Musiał jej jakoś wyjaśnić, dlaczego siedział tu całą noc. Wytłumaczył jej, że miałem wstrząs mózgu, ale nie wie, jak do tego doszło. Powiedział, że to się stało, zanim tu przyszedł.

Draco z początku wydawał się być zirytowany, że Harry broni Rona, ale po tej ostatniej informacji Ślizgon się rozpogodził.

- Ha, czyli wszystko w porządku. Może i jest mądra, ale tym sposobem nic nie będzie mogła wydedukować. Twoja tajemnica jest bezpieczna.

Zerknął na stół, gdzie czekała na nich praca domowa do odrobienia.

- To co teraz, transmutacja? Powtórzymy sobie ostatnie zaklęcia.

- Dobra – zgodził się Harry, wciąż myśląc o Hermionie. I o Snape'ie.

 

***

 

Tego wieczoru w Devon Harry stwierdził, że nie trzeba być geniuszem, by zauważyć, że Ginny miała rację. Coś było nie tak z jego ojcem. Zazwyczaj trenowali aż do zmroku, który nastawał coraz później, zwiastując zbliżającą się wiosnę. Tak było i tym razem, ale Snape wydawał się być rozdrażniony ponad miarę. Nigdy nie udzielał zbyt wielu pochwał, ale zawsze chociaż trochę zachęcał syna do dalszego wysiłku. Tego wieczoru jednak Harry słyszał z jego ust tylko wyrazy krytyki i szyderstwa.

Kiedy chłopak głębiej się nad tym zastanowił, stwierdził, że działo się tak już od jakiegoś czasu. Snape miał zdecydowanie złe dni. Harry powinien zauważyć to wcześniej, ale było to trudne, kiedy musiał bezustannie się bronić przed miotanymi ze wszystkich stron klątwami. Nawet kiedy wracali do domu, Mistrz Eliksirów był... jakiś oschły. Jakby jego myśli były skupione na czymś innym. Czymś ważnym. Cokolwiek to było, najwyraźniej stawało się coraz ważniejsze.

Tym razem Snape po powrocie do domu praktycznie się nie odzywał. Rozkazał tylko synowi, by pokazał mu ostatnie wypracowanie z eliksirów. Przeczytał je w niecałą minutę, marszcząc gniewnie brwi. Na koniec prychnął pogardliwie i rzucił je na stół z lekceważącą miną.

- Chyba nie jest aż tak źle? - spytał Harry, przełykając ślinę.

Snape spiorunował go spojrzeniem.

- Czy ty przypadkiem nie zniszczyłeś swoich książek razem z moimi? Bo to – uderzył ręką w pergamin – nie wykazuje nawet najmniejszych oznak należytego zagłębienia się w temat!

Chłopak wzdrygnął się, ale chciał być fair.

- To prawda, że mogłem więcej o tym poczytać – przyznał. - Koncentrowałem się jednak na leksykonie zaklęć. Wymyślałem różne sformułowania, żeby później wypróbować je w Devon. Chodzi mi o to, że staram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby się do czegoś przydać na wojnie...

Snape nagle wstał i bez odpowiedzi ruszył w kierunku swojego gabinetu.

Harry, przerażony, zerwał się na równe nogi i krzyknął za nim:

- Nie miałem na myśli, że eliksiry mi się nie przydadzą, naprawdę! Och, tato, daj spokój!

Snape odwrócił się nagle i z kamienną miną oznajmił:

- Harry. Za bardzo się wszystkim przejmujesz. A teraz zabieraj się za lekcje.

Po czym zamknął za sobą drzwi gabinetu z takim łoskotem, że Harry doskonale wiedział co to oznaczało – ojciec chciał być sam.

- Może te zniszczone książki wkurzyły go bardziej, niż chce przyznać – domniemywał Harry, zerkając na Draco. - Ale co ja na to poradzę? Nie chce mi oddać kluczyka do skrytki, żebym mógł je odkupić.

Ślizgon przyglądał mu się, jakby Harry powiedział coś wyjątkowo głupiego. Wtedy Gryfon zorientował się, że mógł skorzystać z innego rozwiązania.

- Draco, słuchaj... - zagaił, czując się nieswojo. - Mógłbyś mi pożyczyć trochę kasy?

Malfoy wybuchnął śmiechem.

- Cóż, przepraszam! - warknął Harry. - Wiem, że uważasz pożyczanie pieniędzy za coś niskiego...

- Nie o to chodzi – przerwał Draco, rechocząc. - Tylko że... na Merlina, czy ty zawsze byłeś taki tępy? Mówiłem ci przecież, że nie potrzebujesz wcale pieniędzy, żeby coś kupić!

No tak. Harry Potter mógłby zamówić cokolwiek i powiedzieć, że zapłaci później. Harry nienawidził wykorzystywania w ten sposób swojego nazwiska, ale jeśli miał pomóc w ten sposób Severusowi... Chłopak westchnął, wyciągnął kawałek pergaminu i zaczął się zastanawiać, jak się dowiedzieć, które dokładnie książki uległy zniszczeniu. Skrzaty załatały ściany i naprawiły spalone meble... może posprzątały też uszkodzone woluminy? Może Zgredek wiedział coś na ten temat?

Kiedy Harry sięgnął po pióro, Draco złapał go za nadgarstek.

- Nie chodziło mi o to, byś zamawiał jakiekolwiek książki. Nie wiem, o co mu chodzi, ale nie ma to nic wspólnego z tym, co tu narobiłeś. Severus cieszy się, że twoja magia wróciła. Powiedział mi, że strata kilku książek to za nią niska cena.

- Raczej kilku tuzinów – poprawił Harry. - W takim razie co mu jest?

Malfoy wzruszył ramionami.

- Bo ja wiem. Może chodzi o to, co mówiłem wcześniej – że nie podobają mu się nasze treningi w Devon. A może Puchoni niszczą więcej kociołków niż zwykle. Może też zaczęło go drażnić to, że uczniowie z jego własnego domu pragną jego śmierci.

- Może... - mruknął Harry, podnosząc wypracowanie, które Snape rzucił na stół. Nie był jednak w stanie skupić się na jego poprawieniu. Zamiast tego wciąż rozmyślał nad powodami zachowania ojca.

 

***

 

Kilka dni później Harry oznajmił:

- Mam już główne zaklęcia od pierwszej do piątej klasy. Jeśli ktokolwiek to zobaczy, stwierdzi, że nie można być gorszym z łaciny niż ja. Niektóre sformułowania nie mają nic wspólnego z oryginałem. Liczy się jednak to, co dane zaklęcie dla mnie znaczy.

- Tylko główne zaklęcia – uściślił Snape surowym tonem.

- No tak! Jeśli mam opracować każde najbłahsze zaklęcie, to nie wyjdę stąd, dopóki nie będę stary i siwy! Naprawdę się starałem, ale niektóre z nich po prostu nie działają tak, jak trzeba.

- Pewnie nie znalazłeś właściwych określeń – pocieszał go Draco. - Eksperymentuj. Z czasem się uda.

Nauczyciel zaczarował pergamin tak, by tylko oni trzej mogli go przeczytać.

- Rzeczywiście musisz uzupełnić ten leksykon, ale może to poczekać do wakacji. Biorąc pod uwagę, jak dobrze kontrolujesz swoją magię, uważam, że będziesz mógł zacząć uczęszczać na lekcje za jakieś dwa tygodnie.

Jak to możliwe, że w tym samym momencie wydawało się to być jedną chwilą i zarazem wiecznością?

Draco zaczął przeglądać listę i oświadczył:

- To ci z pewnością pomoże bronić się przed atakiem, ale co z lekcjami? Severusie, co planujesz? Czy Harry będzie poznawał wszystkie zaklęcia zawczasu, żeby móc je rzucić w trakcie zajęć?

Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi i pokręcił głową.

- Rozważałem to i stwierdziłem, że przyda się nam mały podstęp.

Harry'emu się to nie spodobało.

- Podstęp?

Ojciec posłał mu niezadowolone spojrzenie.

- Owszem. Jesteś niewątpliwie Gryfonem, ale jak ci już kiedyś oznajmiłem, powinieneś włożyć więcej wysiłku, by rozwinąć w sobie ślizgoński spryt. Nie rób takiej przerażonej miny. Nie chcemy, by inni się zorientowali, że umiesz posługiwać się magią bezróżdżkową, a twoja moc nie ma sobie równych. Im słabszy będziesz się wydawał, tym bardziej zaskoczysz Voldemorta podczas ostatecznej walki. Dlatego nie będziesz uczył się zaklęć z wyprzedzeniem. Na zajęciach musisz wypadać dość... blado.

- Współczuję – odezwał się Draco. - Chyba jednak Severus ma rację. To najlepsza strategia.

Harry wzruszył ramionami. Był zadowolony, że ojciec nie uśmiechnął się doń złośliwie i nie zaznaczył, jak blado Harry wypadał zawsze na lekcjach eliksirów. Gdyby tak zrobił, Harry musiałby wytknąć mu, że było to wynikiem obraźliwej postawy nauczyciela. Doszłoby do kłótni, a Harry chciał tego uniknąć za wszelką cenę. Zwłaszcza że miał pewne obawy związane z tym, że jego ojciec miał teraz być również jego nauczycielem.

- Nie przejmuję się tym, że będę musiał dłużej popracować nad nowymi zaklęciami – oświadczył Harry. - Wiem, że wolałbyś nie ujawniać innym, jak działa teraz moja magia. Jestem w stanie ukryć używanie bezróżdżkowej magii, ale co z wężomową? Wszyscy się od razu zorientują, że aby rzucić czar, muszę zaklinać w języku węży.

Chłopak zadrżał lekko na tę myśl. Ojciec uważnie go obserwował.

- Sądziłem, że już zaakceptowałeś tę zdolność. Właściwie tylko dzięki niej jesteś teraz w stanie rzucać zaklęcia.

Harry przypomniał sobie, jak leżał w szpitalu i Snape wyjaśniał mu, że zaakceptowanie ciemnych mocy jest ważne, by móc je w pełni wykorzystywać.

- Mnie to nie przeszkadza – odparł Gryfon. - Tylko że przypomina mi się, jak w drugiej klasie... - urwał. - Wężomowa wszystkich wystraszy.

- Nie tak bardzo – zaprotestował Malfoy. - Teraz już wszyscy wiedzą, że jesteś wężomówcą. Poza tym twoim przyjaciołom nigdy nie robiło to różnicy, zgadza się?

- Owszem...

- W takim razie nie ma się czym martwić.

- Tyle że rzucanie zaklęć w języku węży jest sto razy bardziej upiorne niż samo mówienie nim – jęknął Harry.

- Będziesz musiał sobie z tym poradzić – powiedział Snape. - Nie ma sposobu, żeby nie zdradzić innym twoich ograniczeń. Alternatywą jest dalsze trzymanie cię w ukryciu, ale tego masz już chyba dosyć.

- Zgadza się – odrzekł Gryfon. Spodziewał się, że Draco zacznie narzekać, ale ten zmierzył tylko brata twardym spojrzeniem i bezgłośnie wypowiedział jedno słowo: „Slytherin”.

Harry odwrócił się. Zdał sobie sprawę, że jakaś jego część nie chciała opuszczać lochów. Czy to nie było idiotyczne? Gdyby kilka miesięcy temu ktoś mu o tym powiedział, Harry uśmiałby się do łez. Teraz jednak czuł się tutaj jak w domu. A nigdy wcześniej nie miał domu, nie mówiąc już o ojcu i bracie...

Chciał zostać i zarazem chciał odejść. Potrzebował swoich przyjaciół. Teraz jednak zdał sobie sprawę, ze tak samo potrzebuje swojej rodziny. Może wreszcie dowiedział się, jak to jest być normalnym – rozerwanym pomiędzy domem a szkołą, a nie traktującym Hogwart jako ucieczkę od wszystkiego, co było w jego życiu złe.

- Zmieniając temat, postanowiłem, że nie wszystkie książki z mojego gabinetu będą dla was zabronione – oznajmił Snape. - Zakupiłem nowe egzemplarze i obaj poukładacie je na półkach.

Draco skrzyżował ramiona na piersi.

- Czy ja wyglądam na skrzata? - spytał szorstko.

- Zawsze mogę zabronić wam dostępu do nich – odparł Mistrz Eliksirów tonem surowszym, niż Harry uważał za potrzebne.

- Mamy je układać na półkach – powtórzył Malfoy, posyłając Snape'owi fałszywy uśmiech.

Ten w odpowiedzi warknął tak groźnie, że Harry zapytał głośno:

- Proszę pana, czy wszystko w porządku? Ja... - Chłopak zastanawiał się gorączkowo, czy nie zaproponować ponownie opłacenia zniszczonych książek lub nie przeprosić za to po raz kolejny, choć nie był przekonany, że w czymkolwiek to pomoże. - Wydaje się, że jest pan jakiś nieswój – wyjąkał. - Czy mogę jakoś pomóc?

Nauczyciel westchnął i przeczesał ręką włosy.

- Nie, Harry. Nie możesz mi pomóc.

Gryfona nagle olśniło.

- Zaczyna pan myśleć, że mój ostatni sen się sprawdzi, tak?

Słowa te wytrąciły Snape'a z zamyślenia.

- Ależ skąd. Nigdy tak nie myśl. Po prostu jestem zajęty pewną sprawą związaną z Zakonem.

Draco wyglądał na zaintrygowanego wzmianką o nowym proroczym śnie przyjaciela, ale po wypowiedzi Mistrza Eliksirów cały się spiął.

- Jaką sprawą?

Kiedy Snape nie odpowiedział, chłopak wybuchnął:

- Chodzi o mnie, tak? Mój ojciec znowu zaczął coś knuć, żeby porwać mnie dla Czarnego Pana?

Mistrz Eliksirów milczał chwilę, po czym odrzekł:

- Cóż, równie dobrze mogę ci powiedzieć. Lucjusz ani na chwilę nie przestał próbować usunąć cię z Hogwartu. Jego ostatni plan skupiał się na przekonaniu Rady Nadzorczej, że twój status jako ucznia tej szkoły powinien zostać zmieniony, ponieważ opuściłeś zbyt wiele zajęć. Albus zbił jego argumenty mówiąc, że podczas ataków bazyliszka spetryfikowani przez niego uczniowie mieli o wiele większe zaległości w materiale, a nikt nie nalegał na wydalenie ich ze szkoły.

Draco westchnął.

- Coś mi się zdaje, że to nie pierwszy raz, gdy starał się przekonać radę, by mnie wywalili.

- Owszem, jest bardzo uparty – potwierdził Snape. - Może poczujesz się trochę lepiej na wieść, że jego siła przekonywania nieco zmalała od czasu jego pobytu w Azkabanie.

- Ale nie zbiedniał przez to, ani nie stracił zdolności obrócenia ich w proch, jeśli nie będą mu posłuszni.

- Zgadza się, ale dzięki temu stali się bardziej świadomi tego, co ich czeka, gdy Voldemort przegra wojnę, a oni zostaną uznani za sprzymierzeńców czarodzieja, który był jego prawą ręką. Jak na razie rada szybko przejrzała jego nieprzekonujące argumenty o konieczności usunięcia cię ze szkoły. Wierz mi, Draco, nie mam zbyt wiele szacunku dla Rady Nadzorczej Hogwartu, ale jednego jestem pewien – nie wydalą cię bez naprawdę poważnych powodów.

- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie... - Malfoy zadrżał na całym ciele. Po chwili zapytał: - Jest jeszcze coś więcej, prawda?

Snape zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział:

- Wspominałem już wcześniej, że Voldemort stara się rozprzestrzenić swoje wpływy na kontynent. Dokładnie mówiąc, we Francji. Tamtejsze czarodziejskie autorytety sprawiają, że nasze ministerstwo wygląda przy nich jak stowarzyszenie geniuszy. Krótko mówiąc, nie uważają tej groźby za realną, mimo że zaczęły się już ataki na mugolaków.

Harry zesztywniał na te słowa, a Snape, widząc to, odezwał się ostrzegawczo:

- Harry, to nie ma z tobą nic wspólnego.

- Właśnie, że ma – zaprotestował Gryfon. - Jestem jedynym, który może to zrobić.

- Jesteś jeszcze za młody! - fuknął jego ojciec. - Mówię ci o aktywności Voldemorta tylko dlatego, że - jak już ci kiedyś powiedziałem - sądzę, że lepiej radzisz sobie mając do dyspozycji więcej informacji niż mniej. Niezależnie od tego, masz skończyć swoją edukację, zanim choćby pomyślisz o ataku na tego szaleńca!

Draco spoglądał raz na Snape'a, raz na Harry'ego.

- Czy ja o czymś nie wiem? To prawda, że Harry ma tę swoją sławę i są wobec niego pewne oczekiwania, idzie jakby w pierwszym szeregu, ale... jedyny, który może to zrobić? Mówisz, jak sądzę, o zabiciu Czarnego Pana? - Kiedy nikt nie odpowiedział, Malfoy zaczął dopytywać: - Chodzi pewnie o tę przepowiednię, którą mój ojciec chciał zdobyć w zeszłym roku?

Snape milczał z kamienną twarzą. Harry, nie będąc zwolennikiem sekretów, kiwnął powoli głową.

- Potter – warknął Mistrz Eliksirów.

- Przecież jesteśmy rodziną – bronił się Harry. - Poza tym sam mówiłeś, że chcesz, by Draco wiedział, jak ma mi pomóc w razie czego. W takim razie równie dobrze można mu zdradzić, jak będzie się toczyła ta wojna, nie uważasz?

Malfoy wlepił wzrok w przyjaciela, jakby wyczuwał, że może drążyć dalej.

- A zatem ty i tylko ty możesz zabić Czarnego Pana. Biorąc pod uwagę twój ostatni wyczyn z Lumosem, ma to sens. A co z twoimi snami? Tymi, o których nigdy nic mi nie mówiłeś?

Harry wziął głęboki oddech.

- Wiedziałem już wcześniej, że zostanę oślepiony na Samhain. Wiedziałem, że tu zamieszkam i że uderzę Rona. Wiedziałem też, że kiedyś nazwiesz nas obu „braćmi”.

Draco uniósł brwi.

- To pewnie dlatego tak się śmiałeś, co? Aha, teraz wspominałeś coś o ostatnim śnie. Wygląda na to, że jeszcze się nie spełnił, tak?

- Severus nie uważa, by w ogóle miał się spełnić – odrzekł Harry. - Śniło mi się, że będzie musiał rozwiązać adopcję.

Malfoy wybałuszył oczy.

- Przecież to bez sensu. Chyba sam w to nie wierzysz, co?

- Najpierw nie wierzyłem, potem zacząłem wierzyć... - odparł Harry, wzruszając ramionami. Zbyt trudno było dokładnie wyjaśnić, jak się czuł w związku z perspektywą przedstawioną w swoim śnie.

- Severusie, powiedz mu, że nie rozwiążesz tej adopcji!

- Nie uważam, by ten sen był proroczy – oświadczył Mistrz Eliksirów spokojnym tonem. - Harry przeżywał po prostu we śnie swoje lęki.

- Też tak myślałem, dopóki Draco nie zaczął mówić o Maści Na Problemy Skórne i nie skojarzyłem tego z moim snem – zaoponował Harry.

Malfoy zmarszczył brwi.

- Czekaj, ty wiedziałeś o Maści...

- ...już wcześniej! - dokończył Gryfon. - Tak z grubsza. Trudno mi to dokładnie wyjaśnić. Tak czy inaczej, to był z pewnością proroczy sen. Wiem, że Severus nie chce rozwiązywać adopcji, ale wygląda na to, że okoliczności zewnętrzne go zmuszą.

Snape posłał chłopakowi spojrzenie pełne wyższości.

- Głupiutki Gryfon odmawia przyjęcia do wiadomości, że nawet jeśli jego sen byłby prawdziwy, to szesnastolatek z problemami z pewnością nie jest światowym autorytetem w dziedzinie interpretacji snów!

- Ja już postanowiłem, że nie to się tak naprawdę liczy – wtrącił Harry, ignorując komentarz Snape'a i jego paskudny nastrój. Ojciec był pewnie wściekły, że Harry za dużo ujawnił. - Bo to nie formalności czynią z nas rodzinę. Co ty na taką... interpretację, Severusie? - Kiedy Snape się nie odezwał, Harry zmarszczył brwi. - Przepraszam, że od razu z tym do ciebie nie przyszedłem. Powinienem był. Pamiętam, że obiecywałem, że w takiej sytuacji od razu dam ci znać.

Ojciec posłał mu miażdżące spojrzenie.

- Dokładnie. Minus dwadzieścia punktów za absolutnie nieprawidłową ocenę sytuacji.

- To będzie dziesięć od Slytherinu! - jęknął Draco.

- W takim razie naucz go trochę strategii! - odpalił Snape. - Nawet pierwszoroczny Ślizgon nie prowokowałby mnie do odebrania punktów w ten sposób!

Malfoy zastanowił się nad tym przez chwilę i kiwnął głową.

- No właśnie, twoi nowi współdomownicy zjedzą cię żywcem, jak nie będziesz bardziej uważał.

- Już późno – mruknął Mistrz Eliksirów ze złością. - Idźcie do łóżka.

 

***

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin