Friedrich Durrenmatt -"Kraksa" CZʌ� PIERWSZA Czy istniej� jeszcze jakie� historie mo�liwe, historie godne pisarza? Je�li kto� nie chce m�wi� o sobie, romantycznie i lirycznie uog�lnia� swojej osobowo�ci, je�li nie czuje si� zmuszony, aby opowiedzie� szczerze o swych nadziejach i pora�kach, o tym, jak sypia z kobietami - jak gdyby prawdom�wno�� mog�a to wszystko podnie�� do rangi uog�lnienia, nie za� w sfer� medycyny lub w najlepszym razie psychologii - je�li kto� nie chce tego robi�, woli za� dyskretnie pozosta� w cieniu, ukrywaj�c taktownie sprawy osobiste, wpatrzony w swoje tworzywo jak rze�biarz w sw�j materia�, kszta�tuj�c go, ucz�c si� jednocze�nie na nim, je�li jak pewien typ klasyk�w stara si� nie popada� �atwo w zw�tpienie - nawet kiedy nie da si� zaprzeczy�, �e czysty nonsens jawi si� na ka�dym kroku - w�wczas pisanie staje si� czynno�ci� trudniejsz� i bardziej samotn�, a tak�e bardziej bezsensown�. Nie chodzi przecie� o dobr� not� w historii literatury - komu nie zdarzy�o si� otrzyma� dobrej noty, jaka� miernota nie zosta�a ju� wyr�niona - postulaty dnia s� wa�niejsze. Lecz i tutaj zn�w dylemat i niekorzystna sytuacja na rynku. �ycie oferuje nam same rozrywki: wieczorem dostarcza ich kino, poezj� daje codzienna gazeta w felietonie, za wi�ksz� sumk�, w praktyce - pocz�wszy od jednego franka, ju� ��da si� duszy, wyzna�, w�a�nie prawdy, wymaga si� wy�szych warto�ci, mora�u, efektownych powiedzonek, zawsze co� musi by� przezwyci�one albo spotka� si� z afirmacj�, raz jest to chrystianizm, kiedy indziej zn�w powszechne zw�tpienie, wszystko mo�e sta� si� literatur�. Lecz je�li autor w�a�nie wzbrania si� przed produkowaniem takiej strawy, coraz bardziej, z rosn�c� stanowczo�ci�, bo wprawdzie �wiadom jest, �e impuls zmuszaj�cy do pisania tkwi w nim, w zale�nej od przypadku grze �wiadomo�ci i nie�wiadomo�ci, w jego wierze i w�tpliwo�ciach, s�dzi jednak, �e w�a�nie te sprawy z pewno�ci� nie obchodz� publiczno�ci - wystarczy to, co on pisze, kszta�tuje, formuje - niechaj wi�c apetycznie przedstawia sam� tylko powierzchni� i wy��cznie nad ni� pracuje, poza tym zachowa milczenie, nie rozwodz�c si� zbytnio ani nie komentuj�c. Kiedy dojdzie do takiego prze�wiadczenia, zatrzyma si�, b�dzie zwleka�, stanie bezradny, jest to prawie nieuniknione. Rodzi si� przeczucie, �e nie ma ju� co opowiada�, zaczyna si� powa�nie my�le� o rezygnacji, by� mo�e, jest jeszcze miejsce na par� zda�, poza tym mo�na tylko wzi�� kurs na biologi�, by przynajmniej my�lowo zbli�y� si� jako� do wybuchu ludzko�ci, do rosn�cych miliard�w ludzi, do nieustannie produkuj�cych macic - albo te� zwr�ci� si� ku fizyce, astronomii, a�eby u�wiadomi� sobie struktur� wszech�wiata, w kt�rym kr��ymy. Reszta dla magazyn�w, dla takich tygodnik�w, jak "Life", "Match", "Quick" i dla "Sie und Er" - prezydent z tlenowym aparatem, wujek Bu�ganin w swoim ogrodzie, ksi�niczka w towarzystwie zuchowatego pilota, g�o�ne gwiazdy filmowe i potentaci dolara, wielko�ci wymienne, ju� wysz�y z mody, ledwie si� o nich czasem wspomni. Obok powszedni dzie� przeci�tnego cz�owieka, w moim przypadku zachodnioeuropejski, �ci�lej szwajcarski, z�a pogoda i z�a koniunktura, troski i nieszcz�cia, wstrz�sy wywo�ane perypetiami osobistymi, bez zwi�zku wszak�e z ca�o�ci� �wiata, z biegiem rzeczy i nonsens�w, z rozwojem konieczno�ci. Los zeszed� ze sceny, na kt�rej toczy si� gra, aby czai� si� za kulisami, poza obowi�zuj�c� dramaturgi� - na pierwszym planie wszystko jawi si� jako katastrofa, choroba, kryzys. Nawet wojna zaczyna by� zale�na od tego, czy m�zgi elektronowe przepowiedz� jej rentowno��, lecz wiadomo, �e to nigdy nie nast�pi, je�li maszyny rachunkowe prawid�owo funkcjonuj�. Kl�ski mo�na sobie ju� tylko matematycznie wyobrazi�, lecz biada, je�li do sztucznych m�zg�w zakradnie si� jakie� fa�szerstwo, je�li zostan� zastosowane niedozwolone chwyty. A to wszystko jeszcze nie jest tak przykre jak sama mo�liwo��, �e nagle puszcza jaka� �ruba, psuje si� cewka, jaki� guzik b��dnie reaguje i ju� mamy koniec �wiata, z powodu technicznego kr�tkiego spi�cia, z powodu w��czenia niew�a�ciwej d�wigni. Tak wi�c nie grozi ju� �aden B�g, �adna sprawiedliwo��, �adne fatum jak w Pi�tej symfonii - lecz wypadki drogowe, tamy wal�ce si� na skutek zastosowania fa�szywej konstrukcji, eksplozja fabryki bomb atomowych spowodowana przez roztargnionego laboranta, �le wyregulowane wyl�garnie. Nasza droga prowadzi obok �cian wype�nionych reklamami but�w Bally, woz�w Studebakera, lod�w �mietankowych i tablicami pami�tkowymi znacz�cymi miejsca spoczynku nieszcz�liwych ofiar wypadk�w, zdarzaj� si� jeszcze historie mo�liwe, w kt�rych z tuzinkowej twarzy wyziera nagle ludzko��, czyj� pech nabiera mimochodem sensu og�lnego, s�d i sprawiedliwo�� staj� si� nagle widoczne, mo�e i �aska, wyjednana przypadkiem, odbita w monoklu pijanego. CZʌ� DRUGA Wypadek, wprawdzie nie powa�ny, kraksa r�wnie� i tutaj: Alfredo Traps, �eby wymieni� nazwisko, zatrudniony w bran�y tekstylnej, lat czterdzie�ci pi��, bynajmniej jeszcze nie oty�y, zjawisko poci�gaj�ce, o poprawnych manierach zdradzaj�cych wprawdzie pewn� tresur�, tr�c�cych czym� prymitywnym i handlarskim - ten nasz wsp�cze�nik jecha� w�a�nie swym studebakerem jedn� z wi�kszych dr�g kraju. Ju� m�g� si� spodziewa�, �e za godzin� b�dzie u siebie w domu, w pewnym znaczniejszym mie�cie, gdy nagle w�z zastrajkowa�. Po prostu przesta� si� porusza�. po�yskuj�ca czerwonym lakierem maszyna spocz�a bezradnie u st�p niewielkiego wzg�rza, na kt�re pi�a si� droga; na p�nocy utworzy�a si� kumulusowa chmura, na zachodzie s�o�ce sta�o wci�� jeszcze wysoko, tak niemal jak po po�udniu. Traps wypali� papierosa i zaj�� si� tym, czego wymaga�a sytuacja. Mechanik, kt�ry w ko�cu wzi�� na hol studebakera, o�wiadczy�, �e nie mo�e usun�� uszkodzenia wcze�niej ni� nast�pnego dnia - defekt ga�nika. Czy odpowiada�o to rzeczywisto�ci, tego nie mo�na by�o ani stwierdzi�, ani te� nie by�oby wskazane podejmowa� takiej pr�by - jest si� wydanym na �up mechanik�w, jak niegdy� by�o si� zdanym na lask� rycerzy rozb�jnik�w, a jeszcze przed tym na �ask� b�stw lokalnych i demon�w. Za wygodny, aby odby� p�godzinn� drog� do nast�pnej stacji kolejowej i podj�� nieco skomplikowan�, cho� kr�tk� podr� do domu, do �ony, do czworga swych dzieci - sami ch�opcy - postanowi� Traps przenocowa�. By�a godzina sz�sta wiecz�r, ciep�o, zbli�a� si� najd�u�szy dzie� lata, wioska, na kt�rej skraju sta� warsztat samochodowy, mi�a, rozsypana u st�p zalesionych wzg�rz, z ko�ci�kiem na pag�rku, plebani�, z d�bem prastarym, uj�tym w �elazne obr�cze i podpory, wszystko solidne, czy�ciutkie, nawet kupy gnoju przed ch�opskimi domami starannie spi�trzone i szykowne. By�a tu r�wnie� gdzie� w pobli�u jaka� fabryczka, kilka szynk�w i gosp�d, jedn� z nich Trapsowi ju� nieraz polecano, lecz wszystkie pokoje by�y zaj�te - jaki� zjazd hodowc�w drobiu zarezerwowa� ��ka - agentowi tekstylnemu wskazano will�, gdzie przyjmuje si� czasem przyjezdnych. Traps oci�ga� si�. Jeszcze mo�na by�o wr�ci� kolej�, lecz wabi�a go nadzieja, �e prze�yje tu jak�� przygod�. Nieraz trafia�y si� po wsiach dziewcz�ta, jak ostatnio w Grossbiestringen, umiej�ce doceni� agent�w tekstylnych. O�ywiony nowym impulsem ruszy� w stron� willi. Od ko�cio�a dolatywa�o bicie dzwon�w. Krowy min�y go porykuj�c. Pi�trowy domek sta� w do�� rozleg�ym ogrodzie, �ciany o�lepiaj�co bia�e, p�aski dach, zielone okiennice, do po�owy przes�oni�te krzewami, buki i �wierki, od frontu kwiaty, g��wnie r�e, w�r�d nich cz�owieczek w podesz�ym wieku, w sk�rzanym fartuchu, by� mo�e w�a�ciciel posesji, zaj�ty lekk� robot� w ogrodzie: Traps przedstawi� si� i poprosi� o nocleg. - Pa�ski zaw�d - zapyta� stary, kt�ry zbli�y� si� do parkanu, pal�c brissago, g�owa jego ledwie wystawa�a nad furtk�. - Pracuje w bran�y tekstylnej. Stary bacznie zlustrowa� Trapsa, spogl�daj�c w spos�b w�a�ciwy dalekowidzom ponad ma�ymi, nieoprawnymi szk�ami. - Oczywi�cie, mo�e pan tutaj przenocowa�. Traps spyta� o cen�. Nie zwyk� za to przyjmowa� zap�aty, wyja�ni� stary, jest samotny, jego syn przebywa w Stanach Zjednoczonych, nad nim ma piecz� gosposia, panna Simona, jest wi�c rad, je�li od czasu do czasu mo�e przyj�� kogo� w go�cin�. Agent podzi�kowa�. By� wzruszony t� go�cinno�ci� i zauwa�y�, �e na wsi nie wymar�y bynajmniej cnoty i dobre zwyczaje przodk�w. Otworzono mu furtk�. Traps rozejrza� si�: �wirowane dr�ki, trawniki, g��bokie cienie, fragmenty o�wietlone s�o�cem. Dzisiaj wieczorem spodziewa si� kilku pan�w, powiedzia� stary, kiedy zbli�yli si� do kwiat�w, i zacz�� starannie przycina� krzak r�y. Maj� przyj�� przyjaciele, kt�rzy mieszkaj� w s�siedztwie, b�d� we wsi, b�d� dalej a� u st�p wzg�rza, emeryci, jak on, �ci�gn�li tutaj dla �agodnego klimatu i dlatego, �e tutaj nie czuje si� fenu, wszyscy samotni, wdowcy, spragnieni czego� nowego, jakiego� urozmaicenia, b�dzie wi�c to dla niego wielka przyjemno�� m�c zaprosi� pana Trapsa na kolacj� i na nast�puj�cy po niej kawalerski wiecz�r. Agent by� zaskoczony. W�a�ciwie chcia� zje�� we wsi, w szeroko znanej gospodzie, lecz nie �mia� odrzuci� zaproszenia. Czu� si� zobowi�zany. Przyj�� propozycj� bezp�atnego noclegu. Nie chcia� robi� wra�enia nieuprzejmego mieszczucha. Udawa� wi�c zadowolonego. Gospodarz zaprowadzi� go na pierwsze pi�tro. Mi�y pok�j. Bie��ca woda, szerokie �o�e, st�, wygodne krzes�o, na �cianie obraz Hodlera, stare, oprawne w sk�r� tomiska na p�ce. Agent otworzy� swoj� walizeczk�, umy� si�, ogoli�, spowi� si� w chmur� wody kolo�skiej, podszed� do okna, zapali� papierosa. Wielka tarcza s�oneczna opada�a za wzg�rza opromieniaj�c buki. Podsumowa� pobie�nie interesy dnia, zlecenie firmy Rotacher niczego sobie, k�opot w Wildholzem, pi�� procent za��da� �ajdak, on mu jeszcze poka�e. Potem wy�oni�y si� wspomnienia. Powszednie, nieuporz�dkowane, zdrada ma��e�ska planowana w h...
cegwaldek1978.78