71.txt

(92 KB) Pobierz
TYTUL: Piaseczniki
 AUTOR: George R.R. Martin
 TLUM.: Daroslaw Torun

 OPRACOWAL : Fingolfin (fgf@friko.onet.pl)

 ----------------------------------------------------------------
---------
 

   Simon Kress mieszka� samotnie w obracaj�cym si� w ruin� dworze
w�r�d su-
 chych, skalistych wzg�rz, 50 kilometr�w od miasta. Nie mia� wi�c
s�siad�w,
 kt�rych m�g�by, niespodziewanie zmuszony przez interesy do
wyjazdu, obarczy�
 swoimi zwierz�tami. Z soko�em-padlino�erc� nie by�o k�opotu -
zagnie�dzi� si�
 w nieu�ywanej dzwonnicy i zwykle sam zdobywa� sobie po�ywienie.
Pe�zacza
 Kress wygna� na zewn�trz i pozostawi� w�asnemu losowi - ma�y
potworek b�dzie
 si� ob�era� skalnikami, �limakami i ptakami. Najwi�kszy problem
stanowi�o
 akwarium, wype�nione najprawdziwszymi ziemskimi piraniami. W
ko�cu Kress po
 prostu wrzuci� tam udziec wo�owy. Je�eli zosta�by zatrzymany
d�u�ej, ni� si�
 spodziewa�, piranie mog�y po�era� si� wzajemnie. Robi�y to ju�
przedtem. To
 go bawi�o.
   Niestety, tym razem zatrzymano go znacznie d�u�ej ni�
oczekiwa�. Gdy wre-
 szcie wr�ci�, wszystkie ryby by�y martwe. Martwy by� r�wnie�
sok�-padlino-
 �erca. Po�ar� go pe�zacz, wspi�wszy si� na dzwonnic�. Simon
Kress si� ziry-
 towa�.
   Nast�pnego dnia polecia� �lizgaczem do Asgardu - podr�
d�ugo�ci oko�o
 dwustu kilometr�w. Asgard by� najwi�kszym miastem Balduru,
szczyci� si� r�w-
 nie� posiadaniem najstarszego i najwi�kszego kosmoportu. Kress
lubi� impono-
 wa� przyjacio�om zwierz�tami, kt�re by�y niezwyk�e, interesuj�ce
i drogie, a
 Asgard by� miejscem, gdzie mo�na je by�o kupi�.
   Jednak tym razem nie mia� szcz�cia. W�a�ciciel
"Ksenopieszczoszk�w" zwin��
 interes, w "t'Etherane - Sprzeda� Zwierz�t Domowych" usi�owano
mu wcisn��
 jeszcze jednego soko�a-padlino�erc�, a "Tajemnicze Wody" nie
mia�y do zaofe-
 rowania nic bardziej egzotycznego ni� rekiny �wietliste, piranie
i ka�amarni-
 ce paj�kowate. Kress ju� je wszystkie kiedy� mia� - teraz chcia�
czego� nowe-
 go.
   Zmrok zasta� go spaceruj�cego po T�czowym Bulwarze, w
poszukiwaniu miejsc,
 kt�rych dotychczas nie odwiedza�. Bulwar, le��cy w bezpo�rednim
s�siedztwie
 portu kosmicznego, obrze�ony by� szeregami sklep�w nale��cych
do firm impor-
 towych. Wielkie magazyny wabi�y d�ugimi, imponuj�cymi wystawami,
z towarami
 spoczywaj�cymi na filcowych poduszkach na tle ciemnych,
dodaj�cych tajemni-
 czo�ci wn�trzu zas�on. Pomi�dzy nimi t�oczy�y si� kantorki ze
starzyzn� -
 - w�skie, obskurne sklepiki, kt�rych okna wystawowe by�y
zawalone wszelkiego
 rodzaju pozabaldurskimi rupieciami.
   Potem, ju� bardzo blisko portu, natkn�� si� na sklep, kt�ry
by� inny. Kress
 nigdy przedtem tu nie by�. Sklep zajmowa� niewielki, parterowy
budynek, wci�-
 ni�ty mi�dzy euforia-bar a burdel-�wi�tyni� Si�str Tajemnicy.
Im bli�ej ko�-
 ca, tym bardziej podejrzany stawa� si� T�czowy Bulwar. Sklep by�
niezwyk�y.
 Frapuj�cy.
   Wystawy wype�nia�a mg�a, raz bladoczerwona, raz szara, jak
prawdziwa, to
 zn�w po�yskuj�ca i z�ota. K��bi�a si�, wirowa�a i delikatnie
ja�nia�a od wew-
 n�trz. Kress przelotnie dostrzega� na wystawie jakie� rzeczy -
maszyny, dzie-
 �a sztuki, inne przedmioty, kt�rych nie potrafi� rozpozna�, gdy�
niczemu nie
 m�g� si� dok�adnie przyjrze�. Mg�a kr��y�a wok� nich zmys�owo,
ukazuj�c
 fragment to jednej, to nast�pnej rzeczy, potem zn�w osnuwaj�c
wszystko. To
 by�o intryguj�ce.
   Gdy tak patrzy�, mg�a zacz�a formowa� si� w litery. Tylko
jedno s�owo na-
 raz. Kress sta� i czyta�:
   WO I SHADE. IMPORT. ARTEFAKTY. SZTUKA. ZWIERZ�TA. I INNE.
   Litery si� zatrzyma�y. Poprzez mg�� Kress dostrzeg� jaki�
ruch. To mu wys-
 tarczy�o. To oraz s�owo "zwierz�ta" w reklamie. Przerzuci�
spacerow� pelery-
 n� przez rami� i wszed� do sklepu.
   Wewn�trz poczu� si� zdezorientowany. Pomieszczenie wygl�da�o
na ogromne,
 znacznie wi�ksze, ni� m�g�by s�dzi� po stosunkowo umiarkowanej
wielko�ci
 �cianie frontowej. By�o rozja�nione przy�mionym �wiat�em, ciche
i spokojne.
 Sufit stanowi�a panorama gwiezdna, z mg�awicami spiralnymi,
bardzo ciemna i
 realistyczna, bardzo pi�kna. Delikatne pod�wietlenie kontuar�w
podkre�la�o
 walory wy�o�onych w nich przedmiot�w. Snuj�ca si� nisko mg�a
wy�ciela�a pod-
 �og� niby dywan. Miejscami si�ga�a Kressowi niemal do kolan,
przy ka�dym kro-
 ku wiruj�c wok� n�g.
   - Czym mog� panu ��u�y�?
   Kobieta zda�a si� wy�oni� prosto z mg�y. Wysoka, chuda i
blada, ubrana w
 praktyczny, szary kombinezon i dziwn�, ma�� czapeczk�,
przesuni�t� mocno na
 ty� g�owy.
   - Pani jest Wo czy Shade? - spyta� Kress. - Czy mo�e tylko
ekspedientk�?
   - Jala Wo, do us�ug - odpowiedzia�a. - Shade nie widuje si�
z klientami.
 Nie zatrudniamy ekspedient�w.
   - Macie ca�kiem spory sklep. Dziwne, �e nigdy przedtem o was
nie s�ysza�em.
   - Tutaj, na Baldurze, otworzyli�my fili� dopiero niedawno.
Mamy jednak
 sklepy na innych planetach. Co mog� panu sprzeda�? Mo�e dzie�o
sztuki? Wygl�-
 da pan na kolekcjonera. Posiadamy wspania�e rze�by w krysztale
z Nor T'alush.
   - Nie - powiedzia� Simon Kress. - Mam ju� wszystkie rze�by w
krysztale,
 kt�re chc� mie�. Przyszed�em tu rozejrze� si� za jak�� maskotk�.
   - �yw�?
   - Tak.
   - Obc�?
   - Oczywi�cie.
   - Mamy do sprzedania przedrze�niacza. Ze �wiat�w Celii.
Milutka ma�a ma�-
 pka. Nie tylko nauczy si� m�wi�, ale po pewnym czasie b�dzie
na�ladowa� pa�-
 ski g�os, jego modulacj�, r�wnie� pa�skie gesty, nawet mimik�
twarzy.
   - Milutka - powiedzia� Kress. - I pospolita. Takie cechy nie
sa mi potrteb-
 ne. Ja chc� czego� egzotycznego. Naprawd� niezwyk�ego. I nie
milutkiego. Nie
 cierpi� milutkich zwierz�t. Mam w tej chwili pe�zacza.
Importowanego z Cotho.
 za niema�e pieni�dze. Od czasu do czasu karmi� go zb�dnym kocim
pomiotem. Oto
 co my�l� na temat stworze� milutkich. Czy wyrazi�em si�
dodtatecznie jasno?
   Wo u�miechn�a si� zagadkowo.
   - Czy mia� pan kiedy� zwierz� - spyta�a - kt�re by panu
oddawa�o bosk�
 cze��?
   Kress skrzywi� si�.
   - Och, od czasu do czasu. Ja nie potrzebuj� uwielbienia, tylko
rozrywki.
   - Nie zrozumia� mnie pan - powiedzia��, ci�gle z tym dziwnym
u�miechem na
 ustach. - Mam na my�li bosk� cze�� zupe�nie dos�ownie.
   - O czym pani m�wi?
   - S�dz�, �e mam co� akurat dla pana. Prosz� i�� za mn�.
   Poprowadzi�a go pomi�dzy �wietlistymi kontuarami, potem wzd�u�
d�ugiego,
 zasnutego mg�� przej�cia  pod fa�szywymi gwiazdozbiorami. Przez
�cian� z
 mg�y weszli do innej cz�ci sklepu i zatrzymali si� przed du�ym,
plastykowym
 pojemnikiem. Akwarium - pomy�la� Kress.
   Wo przywo�a�a go gestem r�ki. Podszed� bli�ej i zobaczy�, �e
si� myli�. To
 by�o terrarium. Wewn�trz znajdowa�a si� miniaturowa pustynia o
powierzchni
 oko�o dw�ch metr�w kwadratowych. W s�abym, czerwonym �wietle
jasny piasek po-
 �yskiwa� niezdecydowanym szkar�atem. Ska�y: bazalt, kwarc,
granit. W ka�dym
 rogu pojemnika sta� zamek.
   Kress zamruga�, popatrzy� uwa�niej, zrobi� poprawk� - sta�y
tylko trzy
 zamki. Czwarty obsun�� si�, by� potrzaskan�, �a�osn� ruin�.
Pozosta�e trzy,
 wzniesione z kamienia i piasku, by�y nieforemne, ale nietkni�te.
Na ich blan-
 kach, w zaokr�glonych portykach roi�y si� male�kie stworzenia.
Kress przycis-
 n�� twarz do plastyku.
   - Owady? - spyta�.
   - Nie. Ta forma �ycia jest znacznie bardziej skomplikowana.
R�wnie� inteli-
 gentniejsza. O wiele m�drzejsza od pa�skiego pe�zacza. To
piaseczniki, tak
 si� nazywaj�.
   - Insekty - powiedzia� Kress. odsuwaj�c si� od pojemnika. -
Nie obchodzi
 mnie jak bardzo s� skomplikowane. - Zrobi� niezadowolon� min�. -
 I niech pani
 �askawie nie pr�buje mnie og�upia� bajkami o ich inteligencji.
S� zbyt ma�e,
 by posiada� cokolwiek ponad najprostsze zwi�zki m�zgowe.
   - Dziel� jedn�, wsp�ln� dla ca�ego rojowiska �wiadomo�� -
powiedzia�� Wo.
 - Dla jednego zamku, w ich przypadku. W tym pojemniku s� w
rzeczwisto�ci
 tylko trzy organizmy. Czwarty zmar�. Widzi pan, jego zamek jest
zrujnowany.
   Kress spojrza� na pojemnik.
   - Wsp�lna �wiadomo��, tak? Intereseuj�ce. - Znowu si�
skrzywi�. - Mimo
 wszystko to nic innego jak tylko przesadzonych rozmiar�w ferma
mr�wcza.
 Mia�em nadziej� na co� lepszego.
   - One tocz� wojny.
   - Wojny? Hmmm. - Kress znowu przyjrza� si� pojemnikowi.
   - Prosz� zwr�ci� uwag� na kolory - powiedzia�a Wo, wskazuj�c
stworzenia na
 najbli�szym zamku. Jedno z nich wspina�o si� na �cian�
pojemnika. Kress obej-
 rza� je dok�adnie. W dalszym ci�gu widzia� w nim tylko owada.
Male�kiego,
 d�ugo�ci paznokcia, sze�ciono�nego, z sze�cioma mikroskopijnymi
oczkami osa-
 dzonymi wok� tu�owia. Gro�nie wygl�daj�ce szczypce rozwiera�y
si� i zaciska-
 �y, a para d�ugich, delikatnych czu�k�w kre�li�a w powietrzu
skomplikowane
 wzory. Czu�ki, szczypce, oczy i odn�a by�y smolistoczarne,
jednak dominuj�-
 cym kolorem by� ciemnopomara�czowy, barwa pancerza.
   - To jest owad - powt�rzy� Kress.
   - To nie jest owad - upiera�a si� �agodnie Wo. - Gdy
piasecznik osi�ga wi�-
 ksze rozmiary pancerny egzoszkielet jest zrzucany. Je�eli osi�ga
wi�ksze roz-
 miary. W pojemniku tej wielko�ci jest to niemo�liwe. - Wzi�a
Kressa pod �o-
 kie� i poprowadzi�a wok� pojemnika ku nast�pnemu zamkowi. -
Prosz� tutaj
 spojrze� na kolory.
   Spojrza�. By�y inne. Te piaseczniki mia�y pancerz
jasnoczerwony; czu�ki,
 szczypce, oczy i odn�a by�y ��te. Kress odszuka� wzrokiem
trzeci zamek.
 Jego mieszka�cy byli biali, z czerwonymi dodatkami.
   - Hmmm - powiedzia�.
   - Tocz� wojny, jak ju� wspomnia�am - powiedzia�� Wo. -
Zawieraj� nawet ro-
 zejmy i sojusze. To w�a�nie dzi�ki sojuszowi zosta� zniszczony
czwarty w tym
 pojemniku zamek. Czarne stawa�y si� zbyt liczne, wi�c pozosta�e
po��czy�y
 si�y, by je unicestwi�.
   Kress by� ci�gle sceptyczny.
   - Zabawne, bez w�tpienia. Ale owady r�wnie� tocz� wojny.
   - Owady si� nie modl� - powiedzia�a Wo.
   - Co?
   Wo u�miechn�a si� i wskaza�a na zamek. Kress przypatrzy� mu
si� uwa�nie.
 W �cianie najwy�szej wie�y by�a wyrze�biona twarz. Rozpozna� j�.
To by�a
 twarz Jali Wo.
   - Jak...?
   - Wy�wietli�am wewn�trz pojemnika m�j hologram i utrzymywa�am
go tam przez
 kilka dni. Obl...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin