MISTRZ ECKHART
TRAKTATY
Przelozyl i opracowalWieslaw Szymona OP
Tytuly oryginalów:Deutsche Predigten und Traktate, C. Hanser Verlag, München1959, s. 51-139, 443-448 Meister Eckharts Traktate (w wyd. Kohlhammera: Band V),4. Vom Abgeschiedenheit, s. 377-468
Od tlumacza
Tom ten zawiera cztery dzielka Mistrza Eckharta. Trzy pierwsze (i legendy) zostaly wziete z malego wydania jego dziel z 1959 roku (Josef Quint, Deutsche Predigten und Traktate), tekst ostatniego - z IV tomu serii niemieckiej wydania Kohlhammera. Podstawe polskiego przekladu stanowilo pochodzace od Josefa Quinta tlumaczenie na wspólczesny jezyk niemiecki, dokonane ze staroniemieckiego oryginalu (Spätmittelhochdeutsch) ustalonego przezen na podstawie rekopisów.
Podobnie jak w pierwszym krytycznym wydaniu niemieckich dziel Eckharta, pochodzacym od Franza Pfeiffera (Leipzig 1857), równiez u Quinta te pisma sredniowiecznego mistrza otrzymaly wspólna nazwe Traktatów. Termin "traktat" nie stanowi bowiem scisle okreslonego gatunku pismiennictwa i nie jest dostatecznie jednoznaczny w tym wypadku. Miedzy czterema dzielkami zachodza duze róznice, nie tylko tresciowe, ale równiez formalne. Najbardziej jeszcze okreslenie to pasuje moze do pisma O odosobnieniu, bo O czlowieku szlachetnym mozna by z powodzeniem zaliczyc do kazan. Pouczenia duchowe powstaly z tak zwanych collationes, tj. polaczonych z dyskusja pogadanek i - mimo pisemnego ich zredagowania przez autora, zachowaly w wielu miejscach wyrazne slady tej genezy. Wreszcie Ksiega Boskich pocieszen, wprawdzie tresciowo zwarta dzieki jednej przenikajacej ja intencji, jest bardzo zróznicowana w formie literackiej poszczególnych czesci. Mimo tych róznic pozostawienie wspólnego tytulu Traktaty wydaje sie uzasadnione ze wzgledu na jego powszechne wystepowanie w literaturze eckhartianskiej. Na stronie tytulowej znalazly sie jednak równiez tytuly poszczególnych pism (legendy o Eckharcie potraktowano jako rodzaj aneksu).
Dzielace te cztery pisma róznice byly tez powodem zrezygnowania z jednego wspólnego wstepu. Zamiast tego kazde z nich zostalo poprzedzone osobnym wprowadzeniem, w którym omówiono przede wszystkim problem ich autentycznosci oraz sytuacji, w jakiej powstaly, przedstawiono uklad tresci, a takze wyjasniono niektóre punkty doktryny Mistrza z Hochheim. W krajowych bibliotekach niewiele mozna znalezc literatury poswieconej tematyce mistyki nadrenskiej, nie mówiac juz o monografiach. Trudno zreszta, zeby bylo inaczej, skoro same dziela tych mistyków byly u nas niemalze nieznane. Najwieksza pomoca okazaly sie tu opracowania J. Quinta, K. Ruha i L. Cogneta - wybitnych znawców tej dziedziny. W niemieckim wydaniu traktatów mozna znalezc wykazy najwazniejszych tekstów paralelnych oraz wielu przytaczanych w tekscie "autorytetów", na które Eckhart sie powolywal. Dane te zostaly tu czesciowo wykorzystane, szczególnie przy redagowaniu przypisów.
W sumie jednak ani wstepy, ani przypisy nie mialy na celu pelniejszego przedstawienia postaci samego Eckharta ani tez wyjasnienia jego doktryny. Zakladamy tu znajomosc wydanych przez "W drodze" Kazan, a zwlaszcza zamieszczonego w nich obszernego Wstepu. Jest tam miedzy innymi zyciorys Eckharta, w którym szerzej sa opisane oba procesy wytoczone mu przez Inkwizycje, w Kolonii i Awinionie, zakonczone potepieniem kilkunastu zdan z jego dziel. Pare zdan pochodzi równiez z traktatów niemieckich, na co w kazdym wypadku bedzie tutaj zwrócona uwaga, z zalaczeniem odnosnych tekstów bulli Jana XXII In agro dominico. We Wstepie do Kazan opisano tez zlozone, burzliwe nieraz, dzieje recepcji dziela Eckharta, zwlaszcza w ostatnim póltora wieku. Wyjasniono równiez niektóre trudniejsze pojecia mistyki nadrenskiej. Tam takze nalezy szukac tekstu bulli papieskiej, jak i danych bibliograficznych.
Tematyka Traktatów Eckharta w wielu wypadkach jest taka sama jak w Kazaniach. Odnosi sie to zwlaszcza do takich centralnych zagadnien, jak zjednoczenie sie czlowieka z Bogiem dokonujace sie w glebi duszy oraz umozliwiajace je "odosobnienie" (Abgeschiedenheit) czlowieka albo inaczej "wyrzeczenie", uwalniajace go od niewlasciwego sto-sunkuvdo dóbr doczesnych i stwarzajace w nim warunki do przebóstwiajacego dzialania Bozego.
Wyjasnienia domaga sie tez cytowanie Pisma Swietego przez Eckharta. Opiera sie on na Wulgacie, ale cytuje czesto z pamieci, niedoslownie, oddajac zwykle tylko zasadnicza mysl danego ustepu.Przy cytowaniu zastosowano tu numeracje wedlug Biblii Tysiaclecia.
Wieslaw Szymona OP
POUCZENIA DUCHOWE
Wstep
Jesli nie brac pod uwage zaginionego Komentarza do Sentencji Piotra Lombarda, jest to pierwsze wiekszych rozmiarów dzielko Eckharta - w kazdym razie pierwsze zredagowane w jezyku niemieckim. Napisal je, gdy byl przeorem swego macierzystego konwentu, Erfurtu, a równoczesnie wikariuszem klasztorów Turyngii. Jednoznacznie wskazuje na to rozbudowany naglówek, w którym oprócz imienia Mistrza z Hochheim wzmiankowane sa obie pelnione przez niego wtedy funkcje. Laczenia tych dwóch urzedów w jednej osobie zakazala Kapitula Generalna w 1298 roku, Pouczenia musialy zatem powstac przed ta data. Co do ich autentycznosci historycy maja obecnie zupelna pewnosc. Dzieki odnalezionym 44 rekopisom, zostala ona lepiej potwierdzona niz któregokolwiek innego dziela Eckharta
Tytul Die Reden der Unterweisung, poswiadczony nielicznymi tylko, pózniejszej daty rekopisami, z pewnoscia nie pochodzi od samego autora. Pierwotnie brzmial prawdopodobnie Reden - okreslenie, które moze znaczyc: mowy, przemówienia, ale równiez - jako odpowiednik lacinskich sermones - kazania lub konferencje. Na geneze i pierwotna forme Pouczen naprowadza ich Sitz im Leben. Wspomniany naglówek mówi mianowicie, ze Eckhart glosil je swoim "dzieciom" gromadzacym sie na kolacje. Zarówno wyglaszana wtedy, przerywana moze pytaniami, konferencja, jak i wywiazujaca sie po nich swobodna dyskusja mialy cel dydaktyczno-wychowawczy - omówienie jakiegos zagadnienia dotyczacego zycia wewnetrznego. Niemieckie Lehrgespräch jest u prawdopodobnie odpowiednikiem lacinskiego collatio .
"Dzieci", to oczywiscie duchowi synowie Eckharta, moze w wiekszosci mlodsi, a wiec nowicjusze i bracia studenci. Nie znaczy te jednak, ze tematyka tych wieczorów dyskusyjnych ograniczala sie do spraw klasztornych.
W redakcji pisemnej Pouczen nieliczne tylko, pozostale zwroty przypominaja pierwotna forme rozmowy .
Redakcja ta byla z pewnoscia dzielem samego Eckharta, a jej celem udostepnienie wygloszonych w klasztorze konferencji szerszym kregom czytelników. Poswiadczaja to bardzo liczne rekopisy, które w przeciwienstwie na przyklad do traktatu O odosobnieniu, nie przechowaly sie razem z tekstami literatury mistycznej, lecz w zupelnie innych zbiorach, a mianowicie wsród dziel przeznaczonych dla wszystkich dazacych do poglebienia swego zycia religijnego.
Zatem Pouczenia nie sa duchowym przewodnikiem dla nowicjuszy i kleryków zakonnych, choc dla nich byly najpierw przeznaczone. Podobnie zreszta jak inne dziela Eckharta, Kazania zwlaszcza, niezaleznie od tego jakiej grupie spolecznej byly gloszone, skierowane sa do wszystkich i zawieraja ogólna chrzescijanska doktryne, w swej tematyce i wysuwanych postulatach aktualna takze dla czlowieka XX wieku.
Mimo ze Eckhart byl juz czlowiekiem intelektualnie w pelni dojrzalym (mial okolo 35 lat), w odróznieniu od pozostalych jego dziel niemieckich, Pouczenia nie zawieraja niemal zupelnie tak dla niego charakterystycznego pierwiastka metafizycznego. Pojawi sie on dopiero u Eckharta-Mistrza Swietej Teologii, a wiec po 1303 roku. Ta róznica tak rzuca sie w oczy, ze byla nawet wysuwana w zakonczonych juz obecnie dyskusjach nad autentycznoscia tego dziela. Poruszane sa tu natomiast liczne zagadnienia dotyczace zycia wewnetrznego, które niemal zupelnie znikly w pózniejszych dzielach tego autora. Przemawia on tutaj i do zakonników, i do swieckich, wszystkim wskazuje droge prowadzaca nie tyle do mistycznej kontemplacji, co do chrzescijanskiej doskonalosci. Stawia go to w rzedzie takich wielkich duszpasterzy i wychowawców chrzescijanstwa, jak Augustyn, Bernard z Clairvaux, Ryszard ze sw. Wiktora, Jan Gerson i Tomasz a Kempis. Wymagania, jakie stawia swoim dzieciom dazacym do dobrego zycia, sa bardzo wysokie, nie ma w nich jednak ascetycznej surowosci. Zlo, szatan, pieklo nie wysuwaja sie na pierwszy plan, cierpienia pomaga nam znosic Bóg, grzech nie niszczy czlowieka, dobro ma moc równa zlu. Bóg jest zawsze blisko. W innym tonie byla utrzymana przecietna literatura religijna tamtych czasów.
Od wymienionych wyzej przykladowo autorów rózni Eckharta jezyk. Tamci pisali po lacinie, on w jezyku ojczystym. Eckhart nie byl na tym polu pionierem, mial poprzedników, którzy pisali po niemiecku dziela z zakresu zycia duchowego. Dlaczego nie napisal (a najprawdopodobniej i nie wyglosil) Pouczen po lacinie, mimo ze skierowane byly przede wszystkim do sluchaczy znajacych ten jezyk? K. Ruh twierdzi, ze wybór jezyka podyktowany byl w tym wypadku nie rodzajem sluchaczy lub czytelników, lecz natura omawianych zagadnien. U schylku XIII wieku lacina byla juz jezykiem martwym, nie miala charakteru twórczego i choc mogla ciagle stanowic wypróbowane narzedzie literatury fachowej, mniej nadawala sie do wyrazania mowy serca, przezyc osobistych i poboznosci charyzmatycznej. Podobnie wiec jak w poezji, równiez w tej dziedzinie coraz czesciej siegano do jezyka ojczystego.
W 23 rozdzialach Pouczen mozna dosc latwo wyodrebnic trzy kolejne grupy tematyczne, rózniace sie od siebie równiez struktura. Najbardziej zwarty, jednolity charakter ma pierwsza (rozdzialy 1-8). - Wyraznie w niej widac, ze Eckhart scisle sie trzyma nakreslonego uprzednio planu swoich pogadanek. Pod koniec kazdego rozdzialu znajdujemy zapowiedz nastepnego tematu. Zaczyna od omówienia slubu posluszenstwa, co jesli wezmiemy pod uwage pierwszych adresatów, wydaje sie zupelnie normalne. Juz tutaj pojawia sie motyw, który jak sie okaze, stanowi przewodnia idee calej tej pierwszej czesci. Jest to "wyjscie z siebie". Wprawdzie techniczne okreslenia tego postulatu, slowa "wyrzeczenie" i "odosobnienie", pojawiaja sie dopiero w trzech dalszych rozdzialach, ale jest to iakby wspólny mianownik, do którego sprowadzane sa wszystkie poruszane w tej grupie tematy, nie wylaczajac samego posluszenstwa. Wychodzenie z siebie, stanowiace przeciwienstwo wlasnej egoistycznej woli, prowadzi czlowieka do osiagniecia wolnosci serca albo jak najczesciej czytamy w Kazaniach "wolnosci glebi.
Kto pragnie osiagnac te wolnosc, a zarazem towarzyszacy jej wewnetrzny pokój, ten musi sie najpierw wyrzec siebie samego. Jesli sie wyrzeknie swojej wlasnej woli, tym samym porzuci wszystko inne.
To opuszczenie wszystkiego (Lassen) nie oznacza, jak Eckhart niejednokrotnie sie zastrzega, wyzbycia sie wszystkich rzeczy w sensie zewnetrznym. Nie glosi on programu totalnej abnegacji, nie mówi tez ciagle o zwalczaniu zlej zmyslowej natury - temat tak czesty w literaturze tamtych czasów. Eckhartowi chodzi o pokonanie wlasnego "ja". Zeby to osiagnac, czlowiek musi dobrze poznac siebie - stad powtarzajacy sie, kategoryczny postulat: poznaj siebie samego! "Skieruj wzrok na siebie samego!"
To wyrzeczenie sie siebie samego, stanowiace warunek wyrzeczenia sie wszystkiego innego, nie stanowi celu samo w sobie. Etyczny program Eckharta jest na wskros pozytywny. Tak samo jak w niemieckich Kazaniach i tutaj uczy on, ze celem "wychodzenia z siebie " jest pozostawienie wolnego miejsca Bogu. Gdziekolwiek bowiem czlowiek wyrzeknie sie swego, tam wchodzi Bóg ze swoim, a w nastepstwie tego czlowiek staje sie "Boski".
Postulowana w zyciu wewnetrznym wymiana ludzkiego na Boskie stanowi dla Eckharta podstawe jego etyki ontycznej (Seinsethik) przeciwstawianej etyce powinnosci (Sollen-sethik). "Nie próbujmy opierac swietosci na dzialaniu, budujmy ja raczej na bytowaniu, bo nie uczynki nas uswiecaja, lecz my mamy je uswiecac" - oto jej zasada.
Charakterystyczna cecha tego nowego, Boskiego czlowieka Jest udzial w Bogu, posiadanie Go niezaleznie od warunków, w jakich zyje, jak tez od obranego rodzaju zycia. Kto Boga znajduje w kosciele i na modlitwie, a nie znajduje w ulicznym gwarze, ten daje dowód swej niedoskonalosci. Niewiele tez pomoze uciekanie do pustelni, jesli sie czlowiek nie nauczy znajdywac jej w sobie samym. Odosobnienie (Abge-schiedenheit) ma dla Eckharta decydujace znaczenie, ale rozumiane nie jako zewnetrzne oddalenie sie od ludzi, lecz jako oderwanie sie od wszystkich stworzen. Zatem mozna pozostac w swiecie, ale nalezy wyrobic w sobie nowy do niego stosunek, polegajacy na dostrzeganiu we wszystkich rzeczach nie siebie samego, lecz Boga. Jest to droga trudna i dluga, w rozdziale 6 Eckhart porównuje ja do nauki rzadkiej w sredniowieczu sztuki pisania.
Równiez w nastepnych siedmiu rozdzialach mozna sie dopatrzyc pewnej jednosci tematycznej, ale nie jest juz ona tak wyrazna jak w pierwszej grupie. Przedmiot rozwazan stanowi tutaj grzech i jego przeciwienstwo - milosc. Podobnie jak w pierwszej czesci, i tutaj przy koncu kazdego rozdzialu pojawia sie slowo-haslo, zapowiadajace szczególowy temat nastepnego.
Problematyka grzechu byla w czasach Eckharta niezwykle aktualna. Podejmowali ja przedstawiciele róznych ruchów heretyckich lub znajdujacych sie na pograniczu herezji, jak na przyklad begardzi (meski odpowiednik beginek) i Bracia wolnego ducha. Byly to ugrupowania, które wyrastaly z odrodzonych jeszcze w koncu XII wieku tendencji manichejskich, dla których zwalczania powolal swych synów sw. Dominik. Do stalego niemal programu doktrynalnego sekciarzy nalezalo podwazanie wartosci dobrych uczynków i pomniejszanie szkodliwosci grzechu w procesie duchowego rozwoju czlowieka. Pojawialy sie wrecz twierdzenia, ze na pewnym stopniu doskonalosci nie obowiazuje zachowywanie przykazan, zwlaszcza koscielnych, a cokolwiek by czlowiek uczynil, nie bedzie mu to poczytane za grzech. Na terenie, gdzie dzialal Eckhart, glównym przeciwnikiem tych ruchów byl arcybiskup Kolonu, Henryk z Wirneburga, który z niezwykla energia tropil i zwalczal podejrzanych o tego rodzaju tendencje. Eckhart, który wlasnie wrócil z Paryza, gdzie mial zlecone wyklady z Sentencji Piotra Lombarda i napisal do nich Komentarz, byl juz wytrawnym teologiem i z cala pewnoscia dobrze sie orientowal w aktualnych problemach zwiazanych z teologia grzechu oraz rozumial potrzebe ostroznosci w wypowiedziach na ten temat. Niemniej wsród potepionych przez bulle Jana XXII zdan znalazly sie równiez dwa dotyczace grzechu, a jedno z nich (art. 15) wyjete zostalo wlasnie z 12 rozdzialu Pouczen. Brzmi ono: "Tak, kto by calkowicie byl zanurzony w woli Bozej, ten nie powinien chciec, zeby grzech, którego sie dopuscil nie zostal popelniony". Najblizszy trescia temu zdaniu artykul bulli jest nieco inaczej sformulowany i nie mozna miec pewnosci, czy Eckhart jest rzeczywiscie jego autorem.
Jako doswiadczony duszpasterz Eckhart zdawal sobie dobrze sprawe ze szkodliwosci grzechu i byl jak najdalej od jego lekcewazenia. I tutaj jednak przewaza w jego wypowiedziach pozytywne nastawienie. Mistrz nie wdaje sie w pesymistyczne rozwazania nad ulomnoscia i grzesznoscia czlowieka ani w kazuistyczne rozróznianie rodzaju grzechów, lecz przemawiajac jako ojciec i wychowawca, stara sie dodac otuchy swoim duchowym dzieciom. Grzech jest w czlowieku wprawdzie rzeczywistoscia smutna, we wszystkich kierunkach wyciagajaca swoje niszczace macki, ale Eckhart dostrzega i wskazuje równiez dobre strony tej sytuacji, wyniklej z upadku pierwszych rodziców, a mianowicie potrzebe walki, która umacnia wole i warunkuje doskonalosc cnót. Sprawiedliwy nigdy nie powinien prosic Boga o usuniecie sklonnosci do grzechu, gdyz ona wlasnie pobudza go nieustannie do czujnosci i cwiczenia sie w cnocie. Ten optymizm Eckharta dochodzi do glosu w takich na przyklad wypowiedziach: "Dobro ma równie wielka moc czynienia dobra jak zlo czynienia zla albo: "Musisz tez wiedziec, ze dobra wola nigdy nie moze utracic Boga".
Zatem nie dopiero kilkanascie lat pózniej napisana ksiazka noszaca odpowiadajacy podobnemu celowi tytul, ale juz Pouczenia sa Ksiega Boskich pocieszen - ta ze wszech miar sluszna uwaga podsumowuje K. Ruh swoja ocene rozdzialów poswieconychproblemowi grzechu.
Gdzie wystepuje dobra wola, tam pojawia sie tez milosc - przeciwienstwo grzechu. Jej omówieniu zarezerwowane sa ostatnie rozdzialy drugiej czesci Pouczen. Krytycznej ocenie poddaje tu Eckhart pewne zauwazone przez siebie zjawiska, wystepujace wtedy zwlaszcza w klasztorach sióstr.Chodzi mianowicie o niektóre, niezwykle, zewnetrzne przejawy milosci, na przyklad ekstaza czy dar lez, którym siostry przypisywaly nadmierne znaczenie oraz swiadomie dazyly do ich wywolania przez odpowiednie cwiczenia i modlitwe. Eckhart nie odmawia im wszystkim autentycznosci, ale relatywizuje ich znaczenie. Twierdzi mianowicie, ze wiele z tych przejawów moze miec zródlo w samej naturze czlowieka, a poza tym ponad takie nadzwyczajne laski stawia najdrobniejszy nawet uczynek milosci blizniego i w tym zgodny jest ze stala tradycja chrzescijanska, a ostatecznie - z Ewangelia.
Trzecia, najdluzsza czesc Pouczen (rozdzialy 17-23) wykazuje najmniej jednolitosci od strony tematycznej. K. Ruh wysuwa w zwiazku z tym przypuszczenie, ze Eckhart przede wszystkim zgromadzil tu tematy poruszone w dyskusjach ze sluchaczami, mniej sie przy tym troszczac o ich systematyczne uporzadkowanie. Zreszta, biorac pod uwage róznorodnosc poruszanych zagadnien, nie bylo ono chyba nawet mozliwe.
Nasuwaja sie dwie zasadnicze uwagi, charakteryzujace cala te grupe rozdzialów: Przez wszystkie przewija sie obecny od poczatku tego dziela glówny motyw, a mianowicie postulat calkowitego wyrzeczenia sie wlasnego "ja". Poza tym zdziwienie moze budzic fakt, ze autor nigdzie nie porusza sprawy specyficznego charakteru i zadan wlasnego zakonu. Potwierdza to wrazenie, ze Pouczenia, choc zrodzily sie z klasztornych collationes, przeznaczone byly, przynajmniej w ostatecznej redakcji, dla ogólu chrzescijan. Dlatego kladzie on akcent na nasladowaniu Chrystusa, stale tez powtarza, ze Bóg nie zwiazal uswiecenia i zbawienia czlowieka z jednym tylko stanem czy rodzajem zycia ("sposobem"), a jesli powolal kogos na jakas okreslona droge, zapewnia mu tez nadprzyrodzone pomoce niezbedne do osiagniecia celu.
Na specjalna uwage zasluguje stanowiace zamknieta calosc, dosyc dlugie rozwazanie o Najswietszym Sakramencie (rozdz. 20). Nie nalezy wykluczac mozliwosci, ze jest to pózniej dopiero wlaczone do Pouczen kazanie. Jesli pamietamy o kontekscie historycznym, a zwlaszcza o czestych wówczas, kazuistycznych dyskusjach na temat "godnego" przyjmowania Komunii swietej, uderza nas duza swoboda Eckharta w podejsciu do tego tematu. Miedzy innymi podkresla on znaczenie nie tyle zewnetrznej dyspozycji czlowieka, co obiektywnej, uzdrawiajacej i uswiecajacej mocy Sakramentu. Jego zas poglad na czestotliwosc przystepowania do Stolu Panskiego streszcza lapidarne zdanie: "Im czesciej bedziesz przyjmowal Najswietszy Sakrament, tym lepsza i pozyteczniejsza bedzie ta praktyka"
Z innych omawianych w Pouczeniach ogólnochrzescijanskich tematów na pierwszy plan wysuwaja sie: potrzeba nieustajacej gorliwosci i trwania w obecnosci Bozej, wspólpraca z laska, ubóstwo w duchu, stosunek laski do natury. W zwiazku z niezwykle waznym w gloszonej przez siebie etyce zagadnieniem wartosci uczynków, Eckhart podkresla, ze jeden przynajmniej jest zawsze konieczny i nigdy, na zadnym etapie zycia wewnetrznego czlowiek nie moze go zaniechac, a mianowicie unizanie samego siebie. Jest ono tak bardzo wazne, dlatego ze stanowi miare wywyzszenia czlowieka.
Koncza sie Pouczenia uwagami na temat wewnetrznego pokoju i radosci; sa one udzialem tych tylko, którzy swa wole calkowicie zlaczyli z wola Boza.
Oto mowy brata Eckharta z Zakonu Kaznodziejskiego, wikariusza Turyngii, przeora erfurckiego, które swoim dzieciom zgromadzonym na wieczornych zebraniach klasztornych wyglaszal dla ich pouczenia, odpowiadajac przy tym na liczne pytania.
1. Prawdziwe posluszenstwo
Prawdziwe i doskonale posluszenstwo to cnota przewyzszajaca wszystkie inne. Bez niej nie moga sie obejsc najwieksze nawet dziela, z drugiej zas strony, posluszenstwo przydaje wartosci najmniejszym, jak na przyklad odprawianie lub sluchanie mszy, modlitwa, kontemplacja itp. Najpospolitsze nawet czynnosci, jakie ci moga przyjsc na mysl, prawdziwe posluszenstwo czyni lepszymi i szlachetniejszymi. We wszystkim dokonuje ono tego, co najlepsze, nie zaklóca zadnej czynnosci, niczemu nie szkodzi - pod warunkiem ze jest prawdziwe. Przez posluszenstwo bowiem nie tracimy zadnego dobra, jemu samemu zadnego nie brak, o nic tez nie musi sie martwic.
Wszedzie, gdzie czlowiek przez posluszenstwo wychodzi z wlasnego "ja" i wyrzeka sie swego, tam musi wejsc Bóg, Gdy bowiem ktos nie chce niczego dla siebie samego, Bóg musi dla niego pragnac dokladnie tego, czego chce dla siebie. Jesli wyrzeklem sie swojej woli przez to, ze zlozylem ja w rece przelozonego i niczego juz nie chce dla siebie, to wówczas Bóg musi chciec dla mnie, a jesli straci cos dla mnie, straci równiez dla siebie. Tak jest we wszystkim: gdy niczego nie chca dla siebie, wtedy On chce dla mnie. Ale sluchajcie no! Czegóz to On chce dla mnie, wtedy gdy ja niczego nie chce dla siebie? Otóz w tym, w czym ja sie wyrzekam wlasnego "ja", On musi chciec dla mnie tego wszystkiego, czego chce dla siebie - ani mniej, ani wiecej i w ten sam sposób co dla siebie samego. A gdyby tak nie postepowal - na Prawde, która jest Bogiem! nie bylby wtedy sprawiedliwy, nie bylby Bogiem - a przeciez to nalezy do samej Jego natury.
W prawdziwym posluszenstwie nie ma miejsca na zadne "chce tak lub inaczej" ani "chce tego czy tamtego"; wymaga ono pelnej rezygnacji ze swego. Dlatego w najlepszej modlitwie, do jakiej tylko jest zdolny czlowiek, niech nie prosi: "Daj mi te cnote lub ten sposób" , ani: "Panie, daj mi siebie samego albo zycie wieczne", lecz jedynie: "Panie, daj mi to tylko, czego Ty chcesz, a w kazdym sposobie czyn tylko to, co chcesz i jak chcesz!" Ta druga modlitwa wznosi sie nad pierwsza tak samo jak niebo nad ziemie, i gdy na taka sie zdobyles, dobrzes sie modlil - wtedy mianowicie, kiedy w prawdziwym posluszenstwie wyszedles z wlasnego "ja" i skierowales sie do Boga. A jak prawdziwe posluszenstwo nie zna zadnego "chce tak", podobnie nie wolno mu nigdy powiedziec "nie chce", to bowiem stanowi prawdziwa trucizne dla kazdego posluszenstwa. Tak tez powiada sw. Augustyn: "Wiernego slugi Bozego nie cieszy, gdy mu mówia lub daja to, co rad slyszy lub widzi, gdyz pierwszym, najglebszym jego pragnieniem jest slyszec to, co Bogu sie najbardziej podoba".
2. O najpotezniejszej modlitwie i najwznioslejszym uczynku
Najpotezniejsza, wszechmocna niemal, zdolna wszystko osiagnac modlitwa oraz najszlachetniejszy ze wszystkich uczynek moga sie rodzic tylko w calkowicie wolnym sercu. Im ono swobodniejsze, tym potezniejsze sa modlitwa i uczynki, tym one sa godniejsze, pozyteczniejsze, chwalebniejsze i doskonalsze. Serce wolne wszystko potrafi.
Cóz to znaczy: "wolne serce"?
To takie, którego nic nie zwodzi i nie krepuje, które swego idealu nie zwiazalo z zadnym sposobem, w niczym tez nie szuka swego, lecz przeciwnie - zanurzylo sie w umilowanej nade wszystko woli Bozej i wyrzeklo swego. W takim to sercu czerpac musi sile i moc kazdy, najmniejszy nawet czyn, zamierzony przez czlowieka.
Módl sie z tak wielka moca, ze az zapragniesz, zeby ta modlitwa objela wszystkie twe czlonki i wladze, oczy, uszy, usta, serce i wszystkie zmysly. I nie przerywaj jej, dopóki nie poczujesz, ze jednym sie stajesz z Tym, którego masz przed soba, do którego sie modlisz - z Bogiem.
3. O ludziach nieoderwanych i pelnych wlasnej woli
Niektórzy powiadaja: "Ach, Panie, jakzebym pragnal byc równie blisko Boga jak inni i cieszyc sie ta sama co oni poboznoscia i Boskim pokojem. I zeby mi sie tak samo jak im wiodlo albo zebym byl podobnie jak oni ubogi!" Albo tez: "Nigdy mi sie w zyciu nie powiedzie, jesli sie nie znajde tu lub tam, jezeli nie zrobie tego lub tamtego. Musze wyruszyc w obce strony, schronic sie w jakiejs pustelni lub wstapic do klasztoru".
Otóz we wszystkim tym tkwi wylacznie twoje "ja", nic poza tym. Nawet jesli nie zdajesz sobie z tego sprawy i inaczej ci sie to przedstawia - to twoja wlasna wola. Ona jest zródlem wszelkiego rodzacego sie w tobie niepokoju, chocbys sobie tego nie uswiadamial. Myslisz sobie niekiedy, ze czlowiek powinien tego unikac, a tamtego szukac, na przyklad okreslonych miejsc, ludzi, sposobów, licznego towarzystwa czy zajec, bo zdaje ci sie, ze te wlasnie sposoby lub rzeczy ci przeszkadzaja, ze one sa wszystkiemu winne. Otóz nie, to nie one ponosza wine, lecz ty sam, ty który w nich tkwisz i masz do nich niewlasciwy stosunek.
Dlatego zacznij od siebie samego i siebie sie wyrzeknij. Bo jesli nie uciekniesz najpierw od siebie samego, wtedy badz pewny, ze dokadkolwiek pobiegniesz, gdziekolwiek sie znajdziesz, zawsze natrafisz na przeszkody i niepokój. Ludzie szukaja pokoju w rzeczach zewnetrznych: w miejscach i sposobach, u innych i w dzialaniu albo tez na obczyznie, w ubóstwie lub ponizeniu - cokolwiek by to bylo i chocby wywieralo na tobie najsilniejsze nawet wrazenie, wszystko to pozostanie nicoscia i nie przyniesie ci pokoju. Którzy w ten sposób szukaja, opacznie postepuja. Im dalej zawedruja, tym mniej znajda tego, czego szukaja. Ida tak jak czlowiek, który zeszedl z wlasciwej drogi: im dalej pójdzie, tym bardziej pobladzi. Cóz zatem ma uczynic? Najpierw niech sie wyrzeknie, porzuci samego siebie, a tym samym porzuci wszystko inne. Wierzcie mi, gdyby ktos porzucil królestwo, a nawet caly swiat, a zachowal siebie samego, ten nie porzucil niczego. Ale jezeli sie wyrzeknie siebie, wszystkiego sie tym samym wyrzeka, chocby nie wiem co posiadal: królestwo, zaszczyty itd.
Sw. Piotr powiedzial: "Panie, oto porzucilismy wszystko" (Mt 19, 27) - a przeciez pozostawil tylko sieci i lódke, nic wiecej! Otóz pewien swiety opatrzyl te slowa taka uwaga: Kto chetnie opuszcza jakas mala rzecz, opuszcza tym samym nie tylko ja jedna, ale wszystko co ludzie tego swiata osiagaja, a nawet to czego by tylko mogli zapragnac. Bo kto sie wyrzeka swej woli i siebie samego, ten tak samo prawdziwie sie wyrzekl wszystkich rzeczy, jak wówczas gdyby one stanowily jego wlasnosc i posiadal je z mozliwoscia zupelnie swobodnego nimi rozporzadzania. Jesli bowiem czegos nie chcesz posiasc, tym samym zlozyles to wszystko w ofierze i porzuciles ze wzgledu na Boga. Dlatego Chrystus mówi: "Blogoslawieni ubodzy w duchu" (Mt 5, 3) - to znaczy: ubodzy w wole. Niech nikt w to nie watpi: gdyby istnial jakis lepszy sposób, na pewno Chrystus , by go nam wskazal - On który powiedzial tez: "Kto chce Mnie nasladowac, niech sie wpierw zaprze samego siebie" (Mt 16, 24). Od tego zalezy wszystko inne. Skieruj wzrok na siebie samego, a wszedzie gdzie siebie dostrzezesz, tam sie siebie wyrzeknij. Nadto nic nie ma lepszego.
4. Korzysci plynace z wewnetrznego i zewnetrznego wyrzeczenia
Wiedz to, ze chocby czlowiek osiagnal w tym zyciu najwyzszy nawet stopien wyrzeczenia, zawsze moze jeszcze znalezc cos, co powinien porzucic. Niewielu jest takich, którzy przywiazuja nalezyta wage do pelnego wyrzeczenia i nie ustaja w jego doskonaleniu. Zachodzi tu równowazna wymiana i sprawiedliwy przetarg: W jakiej mierze wychodzisz z wszystkich rzeczy, na ile sie w nich wszystkich swego wyzbyles, w tej samej mierze, nie mniej, ani wiecej, wchodzi Bóg wraz ze wszystkim co Jego. Od tego zacznij i zrób w tym celu wszystko, na co cie stac. Tylko w ten sposób znajdziesz prawdziwy pokój.
Niech ludzie zbyt wiele sie nie zastanawiaja, co maja robic, wiecej natomiast mysla o tym, jacy maja byc. Gdyby oni sami, ich postawa, byly dobre, wtedy równiez ich uczynki moglyby jasniec pelnym blaskiem. Jesli ty jestes sprawiedliwy, takie beda równiez twoje uczynki. Nie próbujmy opierac swietosci na dzialaniu, budujmy ja raczej na bytowaniu, bo nie uczynki nas uswiecaja, lecz my mamy je uswiecac. Najswietsze nawet nie beda nas w najmniejszym stopniu uswiecac, brane tylko jako uczynki. W jakiej mierze jestesmy swieci i istniejemy, w takiej samej uswiecamy nasze uczynki: posilek, sen, czuwanie i wszystko inne. Kto nie jest wielki w swym bytowaniu, temu nie pomoga najwieksze nawet uczynki.Plynie z tego nastepujaca dla ciebie nauka: cala swa gorliwosc masz poswiecac na czynienie siebie dobrym, a wiec nie na to, co czynisz oraz jakie sa twoje uczynki, ile raczej na to, co stanowi ich podstawe.
5. Rozwaz, co decyduje o dobroci twojej istoty i glebi
Istota czlowieka i glebia bytu decydujace o dobroci ludzkich czynów sa dobre wylacznie wtedy, kiedy serce czlowieka pozostaje calkowicie skierowane ku Bogu. Ze wszystkich sil staraj sie o to, zeby Bóg stawal ci sie wielki i zeby cale twoje dazenie i gorliwosc we wszelkim dzialaniu, jak i w powstrzymywaniu sie od niego, ku Niemu byly zwrócone. Badz pewny, ze w im wiekszym stopniu to osiagniesz, tym lepsze beda twoje uczynki, niezaleznie od ich rodzaju. Przylgnij do Boga, a On ci przyda wszelkiej dobroci. Szukaj Go, a znajdziesz Jego samego, a wraz z Nim wszelkie dobro. Gdy w takim usposobieniu staniesz na kamieniu, uczynek ten bedzie sie Bogu bardziej podobal niz przyjecie Ciala Panskiego z mysla o wlasnym pozytku i z mniejsza bezinteresownoscia. Kto sie mocno Boga trzyma, od tego nigdy sie nie odlaczy ani On sam, ani zadna cnota. A czego przedtem szukales, teraz to szuka ciebie; za czym ty goniles, teraz ono cie goni; przed czym ty uciekales, to teraz przed toba ucieka. Dlatego: kto mocno sie trzyma Boga, tego mocno sie trzyma wszystko, co Boskie, od tego tez ucieka wszystko, co Jemu niepodobne i obce.
6. O posiadaniu Boga i odosobnieniu
Postawiono mi kiedys nastepujace pytanie: sa tacy, którzy chetnie by porzucili towarzystwo ludzi i wybrali na stale samotnosc albo tez nie opuszczali kosciola i w ten tylko sposób znajdywali pokój; czy to jest rzeczywiscie najlepsze? Na co odparlem: Nie! - Posluchaj dlaczego.
Kto jest rzeczywiscie dobry, jest taki we wszystkich miejscach i w kazdym towarzystwie. Podobnie zly: bedzie taki wszedzie i z wszystkimi. Dobry ma bowiem zawsze przy sobie Boga, a kto Jego ma prawdziwie, ten ma Go wszedzie, zarówno na ulicy i wsród ludzi, jak w kosciele, pustelni czy celi klasztornej. Kto ma Boga i tylko Jego, w jakichs innych jeszcze sytuacjach, temu nikt nie moze wyrzadzic szkody.
Dlaczego?
Poniewaz ma tylko Boga, do Niego samego dazy, a wszystkie rzeczy staja sie mu Bogiem. Czlowiek taki nosi Go w kazdym swym uczynku i w kazdym miejscu, wszystkie jego uczynki sprawia sam Bóg, uczynek bowiem jest bardziej i prawdziwiej wlasnoscia swojej przyczyny, anizeli tego kto go dokonuje. A jesli mamy przed oczyma samego tylko Boga, wierzcie, ze On wlasnie musi sprawiac nasze uczynki i nikt nie moze Mu przeszkodzic w dzialaniu: ani tlum ludzi, ani zadne miejsce. Nikt nie moze takiemu czlowiekowi wyrzadzic szkody, on bowiem dazy tylko do Boga i Jego samego szuka, poza Nim nic mu nie smakuje, bo we wszystkich jego wysilkach On jest z nim zjednoczony. A jak zadna wielosc nie moze rozproszyc Boga, tak samo i tego czlowieka nic nie moze rozproszyc ani naruszyc jego jednosci, bo stanowi on jedno w owym Jednym, w którym wszelka wielosc staje sie jednoscia i nie-wieloscia.
Czlowiek powinien dostrzegac Boga we wszystkich rzeczach i przyzwyczajac swe serce do ustawicznej Jego obecnosci w pragnieniu, dazeniach i milosci. Przyjrzyj sie pilnie, jak jestes skierowany ku Bogu, gdy przebywasz w kosciele lub celi, i pozostan w tym samym usposobieniu, zachowaj je i wtedy, gdy sie znajdziesz w licznym towarzystwie, w niepokoju i nierównosci. Jak to juz nieraz powtarzalem, równosc nie oznacza zapoznawania wszelkiej róznicy miedzy uczynkami, miejscami i ludzmi. Takie rozumienie byloby calkowicie niesluszne, bo modlitwa jest przeciez lepsza czynnoscia niz przedzenie, a kosciól godniejszym miejscem od ulicy. We wszystkich czynnosciach zachowaj natomiast jedno i to samo usposobienie serca, te sama ufnosc i milosc ku Bogu oraz jednakowa zdecydowana postawe. Gdy osiagniesz taka stalosc, wtedy, wierz mi, nikt ci nie zdola przeszkodzic w trwaniu w Bozej obecnosci.
Kto zas nie przebywa tak prawdziwie w Bogu, lecz musi Go stale ujmowac od zewnatrz, w tym i tamtym, kto w uczynkach, ludziach i miejscach szuka Go ze zmiennym usposobieniem, ten Boga nie ma. A poniewaz Go nie ma, poniewaz nie szuka i nie kocha tylko Jego oraz wylacznie do Niego nie dazy, czlowiek taki latwo napotyka na swej drodze na przeszkody. Szkodzi mu nie tylko zle, ale nawet dobre towarzystwo, nie tylko ulica, lecz i kosciól, nie tylko zle, ale równiez dobre slowa i uczynki. Przeszkoda tkwi bowiem w nim samym, a to dlatego ze w nim Bóg nie stal sie jeszcze wszystkim. Gdyby to nastapilo, dobrze by sia czul we wszystkich miejscach i z wszystkimi ludzmi. Bo wtedy ma Boga, którego nikt mu odebrac nie moze, nikt tez nie móglby mu przeszkodzic w dzialaniu.
Ale co to znaczy: miec naprawde Boga, na czym polega to Jego prawdziwe posiadanie?
Prawdziwie ma Boga ten, kto Go ma w sercu, kto w swym wnetrzu, swym duchu zwraca sie i dazy do Niego. Niekoniecznie zas trzeba stale i niezmiennie o Nim myslec; dla natury byloby to trudne czy wrecz niemozliwe do osiagniecia, a poza tym nie jest to najlepsze. Niech czlowiek nie poprzestaje na Bogu pojeciowym, w tym wypadku bowiem z chwila znikniecia mysli znikalby i Bóg. Powinnismy raczej miec Boga istotowego, który sie wznosi wysoko ponad mysli czlowieka i wszystkich stworzen". Taki Bóg nie znika, chyba ze czlowiek sie od Niego odwróci swoja wola.
...
jks41