Ksiega I
Księga Boskich pocieszeń IBenedictus deus et pater domini nostri Jesu Christi etc. (2 Kor l, 3)
Szlachetny Apostoł Paweł mówi: "Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, który pociesza nas w każdym naszym udręczeniu" (2 Kor l, 3-4). Istnieją trzy rodzaje udręki, które spadają na człowieka i gnębią go na tym padole łez. Jeden pochodzi ze szkód przez niego ponoszonych w dobrach zewnętrznych, drugi - z tych których doznają jego krewni i przyjaciele, źródłem trzeciego rodzaju są lekceważenie, przykrości oraz cierpienia fizyczne i duchowe, jakich on sam doświadcza.
Dlatego też w tej księdze zamierzam podać garść pouczeń, z których człowiek może zaczerpnąć pociechę w doznawanych przykrościach, w smutku i cierpieniu. Ma ona trzy części. W pierwszej zawarte są rozmaite prawdy, z których człowiek może łatwo wyprowadzić wnioski dające pełną pociechę w każdym cierpieniuDalej znajdują się, zebrane w około trzydziestu punktach, pouczenia, w których każdy może znaleźć prawdziwą, głęboką pociechę. Trzecia wreszcie część tej księgi zawiera przykłady czynów i słów mędrców, dokonanych czy wypowiedzianych, wtedy kiedy sami oni doświadczali cierpień.Po pierwsze, wiedzieć należy, że mądry i mądrość, prawdziwy i prawda, sprawiedliwy i sprawiedliwość, dobry i dobroć odnoszą się wzajemnie do siebie i w następującym pozostają stosunku: Dobroć nie jest stworzona, uczyniona, ani zrodzona, jest natomiast rodząca i rodzi dobrego, on zaś jako taki nie jest stworzony ani uczyniony, lecz jest zrodzonym dzieckiem i synem dobroci. Dobroć rodzi w dobrym siebie samą i wszystko, czym ona jest: przelewa weń byt, wiedzę, miłość i działanie, on zaś otrzymuje w całości swój byt, wiedzę, miłość i działanie wprost z serca, z najgłębszego wnętrza dobroci i tylko od niej. Dobry i dobroć stanowią jedną i tę samą dobroć, jedno pod każdym względem, wyjąwszy przeciwstawienie: rodzenie - rodzenie się. Niemniej rodzenie będące funkcją dobroci i rodzenie się dobrego stanowią absolutnie jeden byt i jedno życie. Wszystko, czym dobry jest, otrzymuje to od dobroci i w niej. Tam istnieje, żyje i mieszka. Tam poznaje siebie samego i wszystko inne oraz kocha wszystko, co stanowi przedmiot jego miłości. W dobroci też i przez nią działa, ta zaś wszystkich swoich uczynków dokonuje wraz z nim i w nim, zgodnie ze słowami Syna zapisanymi w Ewangelii: "Ojciec, który przebywa i mieszka we Mnie, dokonuje dzieł" (J 14, 10); "Ojciec działa aż do tego czasu i Ja działam" (J 5, 17); "Wszystko co ma Ojciec, Moje jest, a wszystko co ren m Ja i Mai, należy do Niego: Jego jest w dawaniu, Moje w przyjmowaniu" (J 17, 7-10). Wiedzieć następnie należy, że kiedy mówimy o "dobrym", nazwa ta lub słowo nie oznacza i nie zawiera nic innego - ani mniej, ani więcej - tylko samą czystą dobroć, z tym zastrzeżeniem, że dobroć tę rozumiemy jako dającą się (rodzącą). Gdy mówimy o dobrym, rozumiemy, że jego "bycie dobrym" dała mu, wlała, zrodziła w nim Dobroć niezrodzona. Dlatego Ewangelia mówi: "Jak Ojciec ma w sobie życie, tak też dał je Synowi, ażeby i On miał je w sobie" (J 5, 26). Nie mówi: "od siebie", lecz: "w sobie" - bo dał Mu je Ojciec
Wszystko co powiedziałem o dobrym i dobroci, odnosi się również do prawdziwego i prawdy, sprawiedliwego i sprawiedliwości, mądrego i mądrości, Syna Bożego i Boga Ojca, do wszystkiego co się narodziło z Ojca i nie ma Ojca na ziemi, wszystkiego w czym się nie rodzi też nic stworzonego, nic nie-Bożego, w czym nie ma żadnego obrazu poza samym czystym Bogiem. Św. Jan tak mówi w Ewangelii: "Tym wszystkim, którzy się nie narodzili z krwi, z żądzy ciała ni z woli męża, dana została władza i moc, aby się stali Synami Bożymi" (J l, 12).
Jak wynika z kontekstu, autor ma tu na myśli niższe władze duszy, w swym działaniu ściśle związane z ciałem, a więc władze zmysłowe przede wszystkim. Przez "wyższe władze" Eckhart rozumie za św. Augustynem pamięć, rozum i wolę, w których widzieć należy obraz Trójcy Świętej.
Przez "krew" rozumie on wszystko, co w człowieku nie jest poddane jego woli. Przez "żądzę ciała" - wszystko co wprawdzie poddaje się jego woli, ale niechętnie i z oporem, co ulega pożądliwości ciała, co nie jest w samej tylko duszy, lecz należy równocześnie do niej i do ciała, w następstwie czego te władze duszy łatwo się męczą, słabną i starzeją.
Treść całego tego ustępu, ułożona w czterech punktach, została zakwestionowana na procesie kolońskim. Cenzorom arcybiskupa wydawało się, że Eckhart nie dość wyraźnie nakreślił granice między Bogiem a człowiekiem. W odpowiedzi próbował wyjaśnić pojęcie analogii, którym się tu cały czas posługuje, zwraca zwłaszcza uwagę na siowo inaucmtum (na ile, jako) oraz na fakt, że jedność dwóch bytów w procesie (tu: rodzenie i rodzenie się) nie nasuwa ich odrębności. Podkreślał też duszpasterską intencję całego tego dzieła, to jest pocieszenie czytelnika.
Przez "wolę męża" św. Jan rozumie najwyższe władze duszy, te których natura i działanie nie mieszają się z ciałem, które przebywają w czystości duszy i są oddzielone od czasu i przestrzeni oraz od wszystkiego, co z nim związane i ich ma smak, które z niczym nie mają nic wspólnego, w których człowiek, ukształtowany na wzór Boga, z Jego się wywodzi pokolenia i rodu. Ale ponieważ nie są samym Bogiem, ponieważ zostały stworzone w duszy i wraz z nią, dlatego muszą stracić własny kształt, w samym Bogu nabyć nowy i narodzić się w Nim i z Niego5 po to, by On sam był ich Ojcem; wtedy bowiem również one są Synami Bożymi i Jednorodzonym Synem Bożym. Bo tego wszystkiego jestem synem, co mnie kształtuje i rodzi według siebie samego i w sobie, na własne podobieństwo. Na ile taki człowiek, Syn Boży, dobry jako syn dobroci, sprawiedliwy jako syn sprawiedliwości, jej tylko jest synem, na tyle ona jest niezrodzona-rodząca, a jej zrodzony syn ma ten sam byt co ona i wchodzi w posiadanie tego wszystkiego, co jest właściwe sprawiedliwości i prawdzie.Z całej tej nauki, zawartej w Ewangelii i w sposób pewny poznawanej w naturalnym świetle rozumnej duszy, człowiek czerpie prawdziwą pociechą w każdym cierpieniu.
"Sprawiedliwy" - to jedno z centralnych pojęć w nauce Eckharta o człowieku odosobnionym i jego stosunku do Boga. W Kazaniu 6 stwierdza wręcz: ,,Kto zrozumie naukę o sprawiedliwości i sprawiedliwym, zrozumie wszystko, co mówię". Temat ten pojawia się często zarówno w jego dziełach łacińskich, jak i niemieckich. Podobnie Jak dobroć, również sprawiedliwość występuje tu nie jako jedna z cnót moralnych, lecz jako tzw. doskonałość czysta. Z pomocą modelu "sprawiedliwość - sprawiedliwy", który zdaniem Weltego wywodzi się od Augustyna, Eckhart przedstawia zarówno stosunek Ojca do Syna w Trójcy Świętej jak też stosunek człowieka odosobnionego do jego Boskiego wzorca.
Św. Augustyn powiada: dla Boga nic nie jest dalekie ani długie. Jeśli chcesz, żeby również dla ciebie nic nie było dalekie ani długie, przylgnij do Boga, bo u Niego tysiąc lat są jako jeden dzień, ten, który jest dzisiaj. Tak samo mówię i ja: W Bogu nie ma smutku, bólu ani troski. Jeśli pragniesz się uwolnić od wszelkiej troski i cierpienia, zwróć się czystym sercem ku Niemu i Jego samego się trzymaj. Wszelkie cierpienie rodzi się niewątpliwie z tego, że nie jesteś zwrócony jedynie ku Bogu. Gdybyś się narodził z samej sprawiedliwości i miał wyłącznie jej formę, wówczas żadna rzecz nie mogłaby ci zadać bólu, tak samo jak sprawiedliwość nie może sprawić bólu Bogu. Salomon powiada: "Sprawiedliwego nie zasmuci żadna przeciwność" (Prz 12, 21). Nie mówi: "sprawiedliwego człowieka" ani "sprawiedliwego anioła", ani tego lub tamtego, lecz: "sprawiedliwego". To, co w jakiś sposób stanowi własność sprawiedliwego, a w szczególności to dzięki czemu należy do niego sprawiedliwość i on sam jest sprawiedliwywszystko to jest synem, ma ojca na ziemi, jest stworzeniem i zostało stworzone i uczynione, ponieważ jego ojcem jest stworzenie - uczynione lub stworzone. Samo natomiast czyste "sprawiedliwe" nie ma ojca uczynionego i stworzonego, Bóg i sprawiedliwość stanowią doskonałe jedno, a ona jest jego (to jest tego sprawiedliwego) jedynym ojcem. I dlatego ból i zmartwienie nie mają przystępu do sprawiedliwego tak samo, jak nie mają go do Boga. Sprawiedliwość nie może mu sprawiać najmniejszego bólu, ponieważ niczego w niej nie ma poza radością, weselem i rozkoszą. Poza tym: gdyby sprawiedliwość zadawała ból sprawiedliwemu, zadawałaby go również samej sobie.
Całe poprzednie teoretyczne rozważanie, z powołaniem się na przesłanki metafizyczne, ma uzasadnić następujący teraz, a powtórzony jeszcze na końcu pierwszej części, wniosek praktyczny. Skoro jedynie w Bogu człowiek może znaleźć prawdziwą pociechę, niech się pilnie wyzbywa kształtu (entbilde) stworzeń i siebie samego oraz przygotowuje w sobie miejsce Bogu.
Nic nierównego ani niesprawiedliwego, nic uczynionego ani stworzonego nie jest w stanie sprawić bólu sprawiedliwemu, bo wszystko co stworzone, "znajduje się pod nim, i to równie głęboko jak pod Bogiem; nie oddziałuje to nań ani nie wywiera żadnego wpływu i nie rodzi niczego w tym, kto za ojca ma jedynie Boga. Dlatego niech człowiek z całą gorliwością uwalnia się od siebie samego i wszelkich stworzeń oraz Boga ma za jedynego swego ojca. A wtedy nic nie sprawi mu bólu ani go nie zasmuci: ani Bóg, ani stworzenie, ani niestworzone, ani to co zostało stworzone; cały jego byt, życie, poznanie i miłość będą z Boga i w Bogu, będą samym Bogiem.
Jest jeszcze coś innego, co przynosi człowiekowi pociechę w każdej jego udręce - to też trzeba poznać. Otóż radość sprawiedliwego i dobrego wynikająca z uczynku sprawiedliwości jest z całą pewnością nieporównanie, niewymownie większa niż rozkosz i radość, jaką on sam lub nawet najwyższy anioł znajduje w swym bycie naturalnym. Stąd też święci z weselem oddawali swe życie za sprawiedliwość
Kiedy dobry, sprawiedliwy człowiek poniesie jakąś zewnętrzną szkodę, a mimo to trwa nieporuszony, w stanie duchowej równowagi i pokoju serca, wtedy się sprawdza to, co powiedziałem, a mianowicie że nie zasmuca go żadna przeciwność. Jeśli natomiast taka zewnętrzna szkoda przyprawia go o smutek, widać stąd, jak słuszną i dobrą było rzeczą dopuszczenie jej przez Boga - skoro rzeczy tak błahe mogły napełnić smutkiem tego, który chciał być sprawiedliwy i wydawało mu się, że już taki jest. A jeśli Bóg postępuje słusznie, wierzcie mi, człowiek nie tylko że nie powinien się z tego powodu zasmucać, ale ma się z tego radować o wiele bardziej niż z własnego życia, które przecież znaczniej cieszy każdego i większą ma wartość niż cały świat; cóż bowiem by pomógł cały ten świat człowiekowi, który by stracił życie?
Po trzecie, wiedzieć powinniśmy, że zgodnie z naturalną prawdą, Bóg stanowi jedyny zdrój i krynicę wszelkiej dobroci, istotowej prawdy i pociechy, wszystko natomiast co Nim nie jest z samej swej natury zawiera w sobie gorycz, utrapienie i ból, a dobroci, która od Boga pochodzi i Nim jest, nie tylko że niczego nie dodaje, ale wręcz pomniejsza, przesłania nadto i skrywa słodycz, rozkosz i pociechę, które On daje.
Źródłem wszelkiego cierpienia jest miłość do tego, co utraciłem przez jakąś szkodę. Bo jeśli cierpię z powodu utraty jakiegoś zewnętrznego dobra, to niewątpliwie potwierdza, że kocham rzeczy zewnętrzne, a więc w rzeczywistości - cierpienie i udrękę. Czemóż zatem się dziwić, że spada na mnie cierpienie, skoro je i udrękę kocham, ich też szukam? Moje serce i miłość stworzeniu przypisuje dobro, które stanowi własność Boga. Zwracam się ku stworzeniu, naturalnemu źródłu udręki, a odwracam się od Boga, źródła wszelkiej pociechy. Cóż zatem dziwnego, że doznaję cierpienia i ulegam smutkowi? Wierzcie mi, ani Bóg, ani cały świat nie pomogą znaleźć prawdziwej pociechy człowiekowi, który jej szuka u stworzeń. Kto by natomiast w stworzeniach kochał jedynie Boga, te zaś tylko w Nim, ten by wszędzie znajdywał prawdziwą, dobrą i jednaką pociechę.Na tym niech się skończy pierwsza część tej księgi.
Księga II
Benedictus deus et pater domini nostri Jesu Christi etc. (2 Kor l, 3)
Inna jeszcze istnieje pociecha, Kiedy człowiek stracił jakieś dobro zewnętrzne: przyjaciela, krewnego, oko, rękę itd., niech nie wątpi, że jeśli będzie to znosił cierpliwie ze względu na Boga, wtedy zyska u Niego w zamian za to przynajmniej równowartość ceny, jaką by się zgodził zapłacić dla uniknięcia tej straty. Przypuśćmy, na przykład, że stracił oko, a zamiast tego wolałby stracić tysiąc, sześć albo i więcej tysięcy marek - wówczas na pewno zyskałby u Boga równowartość tego, co stawiał w zamian za uniknięcie tej straty i cierpienia. O tym właśnie myślał Chrystus, kiedy mówił: "Lepiej by ci było wejść do życia wiecznego z jednym okiem, aniżeli z oboma pójść na potępienie" (Mt 18, 9). "Kto opuści ojca i matkę, brata i siostrę, domostwo lub pole, albo inne jeszcze dobra, ten stokroć otrzyma, a nadto jeszcze życie wieczne" (Mt 19, 29). Na moją szczęśliwość i na Boską Prawdę! nie zawaham się powiedzieć, że kto ze względu na Boga i dobroć opuszcza ojca i matkę, brata i siostrę lub inne dobra, ten stokroć otrzymuje na dwa sposoby. Po pierwsze, przez to że ojciec i matka, brat i siostra stają się mu stokroć milsi niż są mu teraz. Po drugie, nie tylko stu ludzi, ale wszyscy oni stają mu się, jako ludzie, nieporównanie milsi niż teraz są mu w swej naturze jego ojciec, matka czy brat. Nieświadomość tego bierze się u człowieka jedynie stąd, że jeszcze nie opuścił całkowicie ojca, matki, siostry, brata ani innych rzeczy wyłącznie ze względu na Boga i dobroć. Bo czy rzeczywiście ze względu na Boga opuścił ojca i matkę, brata i siostrę, ten kto na ziemi znajduje ich jeszcze w swym sercu, kogo jeszcze zasmuca i niepokoi coś, co nie jest Bogiem? Czy opuścił wszystko, ze względu na Boga, ten kto się jeszcze ogląda za tym i tamtym dobrem i do niego przywiązuje wagę? Św. Augustyn powiada: usuń to i tamto dobroa wtedy pozostanie czysta, niczym nie ograniczona samoistna Dobroć - to Bóg. Bo jak powiedziałem wyżej, to i tamto dobro niczego nie dodaje Dobroci, lecz ją w nas przesłania i zakrywa. Rozumie i uświadamia to sobie ten, kto widzi to i ogląda w Prawdzie, gdyż jest to prawdziwe tylko w niej; tam więc, nigdzie indziej należy szukać zrozumienia tego. Wiedzcie jednak, że w posiadaniu cnoty i pragnieniu cierpienia zachodzi pewne stopniowanie. To samo zresztą obserwujemy w naturze: jeden przewyższa drugiego pięknym wyglądem, wiedzą, biegłością w jakiejś sztuce itd. Tak też i ja powiadam: Człowiek naprawdę dobry nie może się odłączyć od Boga ani od dobroci, mimo że się chwieje i mniej lub bardziej ulega poruszeniom naturalnej miłości do ojca, matki, brata lub siostry. Ale miarą jego dobroci będzie właśnie stopień ulegania pociechom i poruszeniom naturalnej miłości i skłonności do ojca, matki, siostry, brata i do siebie samego oraz uświadamiania tego sobie.Niemniej prawdą jest to, co wyżej napisałem: gdyby ktoś, w swym poddaniu się woli Bożej, potrafił przyjąć to a jako wymóg Bożej sprawiedliwości, która w następstwie grzechu pierwszych ludzi domaga się takiej właśnie ułomności u człowieka, gdyby przy tym, ze względu na tę samą wolę Bożą, był gotów się uwolnić od tej ułomności, wówczas należałoby jego postawę uznać za całkowicie dobrą, na pewno też doznałby pociechy w cierpieniu. To właśnie ma na myśli św. Jan, gdy mówi, że prawdziwe "światło świeci w ciemności" (J l, 5), i św. Paweł, który powiada, że "cnota doskonali się w słabości" (2 Kor 12, 9). Gdyby złodziej potrafił przyjąć śmierć szczerze, w pełni, dobrowolnie, chętnie i radośnie, wyłącznie z umiłowania Bożej sprawiedliwości, tej która Bogu każe posyłać złoczyńcę na śmierć, złodziej ten niewątpliwie by się zbawił i dostąpił wiecznej szczęśliwości.A oto następna pociecha: Każdy chyba dałby się chętnie na przeciąg roku pozbawić jednego oka albo nawet obojga, gdyby mógł przez to ocalić swego przyjaciela od śmierci i oglądać go żyjącym, a potem na powrót odzyskać oko. A jeśli ktoś by się zgodził pozostać przez rok bez oka, po to by uratować od śmierci kogoś, kto po niewielu latach będzie i tak musiał umrzeć, o ileż słuszniej i z większą gotowością powinien taki człowiek wyrzec się tych dziesięciu, dwudziestu czy trzydziestu lat, jakie mu może pozostają, po to by sobie zapewnić wieczną szczęśliwość i oglądać na wieki Boga w Jego Boskim świetle, a w Nim - siebie samego i wszystkie stworzenia.Inna jeszcze pociecha: Dobremu, jako narodzonemu jedynie z dobroci i stanowiącemu jej odbicie, wszystko co stworzone, wszelkie "to i tamto" wydaje się nieznośne, gorzkie i szkodliwe. Stąd utrata tego równa się zniknięciu i pozbyciu się bólu, udręki i szkody. A utrata cierpieniato, wierzcie mi, prawdziwa pociecha. Dlatego niech człowiek nie narzeka na żadną stratę. Niech na to się uskarża, że nie zna pociechy i że ta nie jest w stanie go pocieszyć - podobnie jak choremu nie smakuje słodkie wino. Niech żałuje tego, że jak napisałem wyżej, jeszcze nie jest całkowicie wolny od formy stworzeń i w całym swym bycie nie nabył dotychczas kształtu dobroci. Niech cierpiący pamięta też o tym, że Bóg mówi prawdę, a gdy czyni jakieś obietnice, przysięga na siebie samego jako na Prawdę. Gdyby się sprzeniewierzył swemu słowu, swej Prawdzie, sprzeniewierzyłby się swemu Bóstwu i przestałby być Bogiem, bo On jest" swoim słowem i swoją prawdą. Otóż Jego słowo mówi, że nasze cierpienie ma się przemienić w radość (Jr 31, 13). Gdybym wiedział z całą pewnością, że wszystkie moje kamienie mają się zamienić w złoto, wówczas niewątpliwie im liczniejsze i większe by były, tym bardziej bym się cieszył; owszem, prosiłbym o nie i w miarę możliwości nabyłbym ich wiele i dużych, a im więcej by ich było, im większe, tym by mi były milsze. W ten sposób człowiek z pewnością by znalazł niemałą pociechę w swym cierpieniu.
Powiem jeszcze coś, także podobnego. Otóż żadne naczynie nie może zawierać w sobie dwóch różnych napojów. Jeśli chcę je napełnić winem, muszę wylać wodę, tak żeby ono było puste i wolne. Podobnie, jeśli chcesz się wypełnić Bożą radością i Bogiem, musisz koniecznie usunąć ze siebie stworzenia.
Gdzie indziej tę ,,najwyższą, władzę" Eckhart nazywa "czymś w duszy" albo też uważa za coś "bezimiennego", co nie jest władzą. Jest to "głębia duszy" lub "iskierka".
Św. Augustyn mówi: "Wylej, ażeby cię napełniono. Naucz się nie kochać, ażebyś się nauczył kochać. Odwróć się, po to żebyś się zwrócił". Krótko mówiąc: żeby coś mogło przyjąć i napełnić się, musi się opróżnić. Mistrzowie powiadają: gdyby w oku w chwili patrzenia znajdowała się jakaś barwa, wówczas nie mogłoby widzieć ani tej, która w nim jest, ani żadnej innej; widzi ono wszystkie barwy dlatego tylko, że jest puste. Ściana ma jakąś barwę, toteż nie poznaje ani tej swojej, ani żadnej innej, żadna jej też nie cieszy: złoto lub lazur cieszą ją swym kolorem równie mało co węgiel. Oko jest zupełnie bezbarwne, a mimo to ma wszystkie barwy w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu, ponieważ je poznaje z przyjemnością, radością i rozkoszą. A im doskonalsze i czystsze są władze duszy, tym doskonalej i pełniej odbierają swój przedmiot, tym więcej otrzymują, tym większej doznają rozkoszy i tworzą coraz ściślejszą jedność ze swoim przedmiotem - tak ścisłą, że najwyższa władza duszy, ta która od wszystkiego jest wolna i z niczym nie ma nic wspólnego, przyjmuje samego Boga, w całej wielkości i pełni Jego bytu.
Mistrzowie zaś wykazują, że temu zjednoczeniu, przepływowi i rozkoszy nie zdoła dorównać żadna inna radość i rozkosz. Dlatego Chrystus wypowiedział te znamienne słowa: "Błogosławieni ubodzy w duchu" (Mt 5, 3). Ubogi to ten, który nic nie ma,,Ubogi w duchu" znaczy: jak ubogie w barwy i od nich wolne jest oko, a dzięki temu może je wszystkie przyjmować, tak ubogi w duchu otwarty jest na przyjęcie każdego ducha, także najwyższego z nich - Boga. Owoce Ducha to miłość, radość i pokójPustka, ubóstwo, brak wszystkiego i próżnia przemieniają naturę: dzięki próżni podnosi się woda, dzieją się też inne niezwykłe rzeczy, o których teraz nie będę mówił.Dlatego jeśli chcesz szukać i zaznać w Bogu pełnej radości i pociechy, bacz, żebyś był wolny od wszystkich stworzeń i płynącej od nich pociechy. Bądź pewien, że dopóki jej od nich doznajesz lub możesz doznawać, nigdy nie znajdziesz prawdziwego pocieszenia. Ale kiedy już nic poza Bogiem nie może cię pocieszyć, bądź pewien, że wtedy niesie ci pociechę On, a wraz z Nim i w Nim - wszystko co stanowi rozkosz. Jeśli ci daje pociechę coś, co nie jest Bogiem, wówczas nie masz jej ani tu, ani tam. Jeżeli natomiast stworzenie nie przynosi ci pociechy ani nie smakuje, wówczas znajdujesz ją zarówno tutaj, jak i tam.
Mamy tu wymienione trzy Imiona Osób Bożych: Jeden (Ojciec), Podobieństwo (Syn), Miłość (Duch Święty). W Kazaniach spotkać można wiele innych jeszcze Imion własnych lub przypisanych.
Gdyby ktoś zdołał opróżnić kielich całkowicie i nie dopuścić, żeby cokolwiek, nawet powietrze go wypełniało, wtedy z pewnością utraciłby i zapoznał swoją własną naturę, a próżnia wyniosłaby go wysoko, aż do niebios. Tak samo unosi duszę ku Bogu całkowita wolność od stworzeń, ich brak i nieobecność. Ku górze unosi też podobieństwo i żar. W Bóstwie podobieństwo przypisujemy Synowi, żar zaś i miłość Duchowi Świętemu. We wszystkich rzeczach, a w szczególności i na pierwszym miejscu - w Bożej naturze, podobieństwo pojawia się przez rodzenie Jednego. Podobieństwo zaś pochodzące od Jednego stanowi w Nim i wraz z Nim początek i
źródło gorejącej, płomiennej MiłościJedno to Początek bez początku. Podobieństwo jest Początkiem pochodzącym tylko od Jednego, od Niego też i w Nim otrzymuje to, że jest i że jest Początkiem. Miłość, mocą samej swej natury, tryska i wypływa z Dwóch jako jednej Zasady. Jedno jako takie nie jest źródłem Miłości, Dwaj jako Dwaj - równie nie. Tylko Dwaj jako Jedno stanowią konieczne źródło Miłości naturalnej, nieprzepartej, płomiennej. Salomon powiada, że wszystkie wody, to znaczy wszystkie stworzenia, odpływają i wracają od swego źródła (Koh l, 3n). Dlatego musi być prawdą, to co powiedziałem: podobieństwo i płomienna Miłość porywają duszę ku górze oraz prowadzą ją i wiodą do Pierwszego Źródła, do Jednego, tego które jest Ojcem wszystkiego w niebie i na ziemi (por. Ef 4, 6). Twierdzę zatem, że zrodzone z Jednego Podobieństwo wiedzie duszę ku Bogu jako tajemnej jedności - to bowiem znaczy "Jeden". Możemy to unaocznić za pomocą trafnego porównania. Kiedy materialny ogień zapali drewno, wówczas iskra otrzymuje naturę ognia i upodabnia się do czystego ognia znajdującego się bezpośrednio pod niebem. Zapomina ona natychmiast i porzuca ojca i matkę, brata i siostrę na ziemi i pędzi ku swemu ojcu niebieskiemu. Ojcem ziemskim iskry jest ogień, matką - drewno, jego braćmi i siostrami - inne iskry. Pierwsza iskierka nie czeka na nie, lecz szybko się wzbija ku swemu prawdziwemu ojcu, który jest w niebie. Bo kto zna prawdę, ten wie przecież, że ogień jako taki nie jest prawdziwym, właściwym ojcem iskry. Ojcem tym, zarówno iskry, jak i wszystkiego innego co ma naturę ognia, jest niebo. Zwrócić tu także należy baczną uwagę, że ta iskierka opuszcza na ziemi nie tylko ojca, matkę, brata i siostrę; ona opuszcza i zapomina również samą siebie, bo miłość popycha ją ku jej prawdziwiemu ojcu, ku niebu. W tym pędzie unicestwia samą siebie, bo w zimnym powietrzu musi zgasnąć. Za wszelką cenę pragnie głosić swą naturalną miłość ku swemu prawdziwemu niebieskiemu ojcu.
Kiedy mówiłem wyżej o pustce i ogołoceniu, powiedziałem 31, że im dusza jest czystsza, uboższa i bardziej ogołocona, im mniej ma w sobie stworzeń, im wolniejsza jest od wszystkich rzeczy, które nie są Boże, tym czyściej ujmuje Boga, tym więcej w Nim poznaje, z Nim tworzy ściślejsze jedno, w Niego się wpatruje, a On w nią, twarzą w twarz, jakby - mówiąc słowami św. Pawła - przekształcona w Obrazie (2 Kor 3, 18; Rz 8, 29). To samo powiem teraz o Podobieństwie i Ogniu Miłości. Bo im bardziej jakaś rzecz upodabnia się do drugiej, tym bardziej ją coś ku tamtej pędzi, a jej pęd staje się szybszy i większym ją napełnia szczęściem i rozkoszą. Im dalej też ta rzecz odejdzie od siebie samej i od tego wszystkiego, co nie jest tym, ku czemu pędzi, im bardziej niepodobna się staje sobie samej i temu wszystkiemu, co nie jest tamtym, w tej samej mierze i nieustannie się upodabnia do tego, ku czemu pędzi. A ponieważ Podobieństwo wypływa z Jednego, Jego też mocą wabi i przyciąga; dlatego ani to co przyciąga, ani to co jest przyciągane, nie może zaznać spoczynku ni zadowolenia, jak długo nie staną się jednym. W tym właśnie sensie należy rozumieć słowa Pana z proroctwa Izajasza: Nie wystarczy mi najwyższe nawet podobieństwo, nie zadowoli mnie żaden pokój miłości, dopóki ja sam się nie objawię w Synu, nie zapłonę i nie rozpalę się w miłości Ducha Świętego (Iz 62, 1). Chrystus prosił też swego Ojca o to, żebyśmy się z Nim i w Nim nie tylko zjednoczyli, ale się stali jedno (J 17, 20n). Również w świecie zewnętrznym, w naturze, znajdujemy wymowny obraz i sugestywne świadectwo potwierdzające te słowa i tę prawdę. Kiedy mianowicie ogień zaczyna właściwe sobie działanie i zapala drewno, wtedy czyni je delikatnym i jemu samemu niepodobnym, pozbawia je jego pospolitej natury, chłodu, ciężkości i wilgotności, coraz bardziej upodabniając je do siebie samego. Jednakże ani ogień, ani drewno nie uspokoi się, nie ucieszy ani nie znajdzie zadowolenia, przy najwyższym nawet rozgrzaniu i upodobnieniu, dopóki ogień nie zrodzi siebie samego w drewnie oraz nie przekaże mu swojej własnej natury i bytu, tak że wszystko będzie jednym tylko ogniem, obu stronom jednakowo właściwym, bez najmniejszej różnicy, bez więcej lub mniej. Dlatego też aż do nadejścia tego momentu, pomiędzy ogniem a drewnem nie ustają dym, zmaganie się, trzaski, mozół i walka. Ale gdy zniknie wszelka różnicawtedy ucisza się ogień, milknie też drewno. Powiem też więcej, a zgodnie z prawdą: utajona w naturze siła w skrytości nienawidzi podobieństwa w tej mierze, w jakiej ono zawiera w sobie różnicę i zdwojenie, szuka w nim natomiast jednego, które podobieństwo ma w sobie i które w nim ta siła kocha dla niego samego. Tak samo usta szukają w winie smaku, to jest słodyczy. Gdyby woda miała smak wina, wówczas usta nie miałyby w winie więcej upodobania niż w wodzie.Z tej właśnie przyczyny powiedziałem, że w podobieństwie dusza nienawidzi podobieństwa i nie kocha go w nim samym i dla niego samego, kocha je raczej ze względu na ukryte w nim Jedno, które jest prawdziwym Ojcem, Początkiem bez początku wszystkiego co "w niebie i na ziemi". Dlatego mówię: jak długo między ogniem a drewnem istnieje i przejawia się podobieństwo, nie będzie tam prawdziwej radości, milczenia, spoczynku ani zadowolenia. Z tej racji mistrzowie mówią: stawaniu się ognia towarzyszy zmaganie się, wzburzenie, niepokój i czas, jego natomiast narodzeniu i radości obce są czas i odległość. Radość i wesele nikomu się nie kojarzy z dłużyzną i oddaleniem. Wszystko co tu powiedziałem, zgadza się z myślą Chrystusa: "Kobieta, kiedy rodzi, doznaje bólu, udręki i smutku, ale z chwilą narodzenia się dziecka zapomina o bólu i udręce" (J 16, 21). Dlatego w Ewangelii Pan upomina nas i zachęca, żebyśmy prosili Ojca niebieskiego o radość pełną. Św. Filip powiedział wtedy: "Panie, ukaż nam Ojca, a wystarczy nam" (J 14, 8). "Ojciec" nie znaczy bowiem "podobieństwo", lecz "zrodzenie" i "jedno", w którym podobieństwo milknie, a ucisza się też wszystko, co pragnie bytu.Możemy teraz jasno pojąć, dlaczego, z jakiego powodu człowiek nie doznaje pociechy w bólu i udręce oraz po szkodzie. W grę wchodzi tu stale jedna tylko i ta sama przyczyna: człowiek znajduje się daleko od Boga, nie uwolnił się od stworzeń, nie jest Jemu podobny i oziębła w nim Jego miłość.Ale jest tu coś innego jeszcze, a kto by zechciał dostrzec to i zrozumieć, doznałby należnej pociechy od przyczyn zewnętrznych. Ktoś poszedł jakąś drogą, dokonał albo też poniechał jakiegoś dzieła i właśnie przy tym spotkało go nieszczęście, złamał nogę lub rękę, stracił oko lub zachorował. A potem ciągle myśli sobie: "Gdybym był poszedł inną drogą albo czym innym się zajął, to by mi się nie przydarzyło". I tak trwa niepocieszony w przygniatającym go cierpieniu. A powinien sobie raczej pomyśleć: "Gdybym poszedł inną drogą albo co innego robił czy nie robił, mogłaby mi się łatwo przytrafić jakaś inna, znacznie cięższa szkoda lub kłopot". W ten sposób dozna należnej pociechy.Wyobraźcie sobie inną jeszcze sytuację: straciłeś tysiąc marek. Nie płacz za nimi! Dziękuj Bogu za to, że ci je dał, byś mógł je stracić i pozwolił ci w ten sposób, przez ćwiczenie się w cnocie cierpliwości, zasłużyć na życie wieczne, co przecież tysiącom ludzi nie jest dane. A oto inny jeszcze sposób pocieszenia człowieka: Przypuśćmy, że ktoś przez całe lata cieszył się szacunkiem i żył w pokoju, a oto z Bożego rozporządzenia traci to wszystko. Cóż ma wtedy czynić? Niech się dobrze zastanowi i Bogu dziękuje! Bo kiedy widzi nieszczęście i udrękę, które nań spadły, dopiero wtedy uświadamia sobie, jakimi przedtem cieszył się przywilejami i bezpieczeństwem. Niech zatem dziękuje Bogu za bezpieczne życie, które wiódł tyle lat, nie doceniając tego należycie, i niech nie narzeka. Powinien pamiętać, że w swym naturalnym bycie ma ze siebie samego tylko złość i ułomność. Żadnego dobra Bóg nie dał mu na własność, lecz tylko użyczył. Kto bowiem zna prawdę, ten wie, że Bóg, Ojciec niebieski, wszystko dobre daje Synowi i Duchowi Świętemu, stworzeniu natomiast żadnego dobra nie daje, lecz tylko użycza. Ciepło słońce powietrzu daje, światła natomiast tylko mu użycza. Dlatego światło traci natychmiast po zachodzie słońca, zachowuje natomiast ciepło jako dane mu na własność. Stąd też mistrzowie mówią, że Bóg, Ojciec niebieskinie jest Panem lecz Ojcem Syna, a podobnie nie jest też Panem Ducha Świętego. Ale Bóg Ojciec-Syn-Boży-Duch-Swięty jest Panem - a mianowicie dla stworzeń. Mówimy więc, że Bóg był Ojcem od wieków, Panem natomiast zaczął być od momentu pojawienia się stworzeń.Zatem jeśli wszystko dobre, pocieszające i czasowe zostało człowiekowi tylko użyczone, jakiż on ma powód do skargi, kiedy Ten kto mu pożyczył, żąda zwrotu? Powinien dziękować Bogu za to, że wypożyczoną rzecz zezwolił mu tak długo zatrzymać. Niech Mu też będzie wdzięczny, że nie cofa równocześnie wszystkiego, co pożyczył, byłoby przecież nader słuszne, gdyby odebrał wszystko mu użyczone, wtedy gdy człowiek się oburza, że On odbiera część tego, co nigdy nie było jego własnością, czego nie był panem. Toteż prorok Jeremiasz, gdy spadło nań wielkie cierpienie, słusznie wołał w Lamentacjach: "O, jakże wielkie miłosierdzie Pana, żeśmy nie pomarli!" (Lm 3, 22). Gdyby ten kto mi wypożyczył bluzę, kurtkę i płaszcz, wziął mi swoją bluzę, a pozostawił na czas mrozów kurtkę i płaszcz, słusznie powinienem mu dziękować i okazywać radość. Winniśmy sobie jasno zdać sprawę zwłaszcza z tego, jak niesłusznie postępujemy, gdy się złościmy i narzekamy z powodu utraty jakiejś rzeczy. Bo jeśli dobro, które mam, chcę uważać nie za wypożyczone, lecz dane mi na własność, wówczas chcę być panem i Synem Bożym wedle natury i w pełnym tego słowa znaczeniu, podczas gdy nie jestem nawet synem Bożym z łaski; bo Synowi Bożemu i Duchowi Świętemu właściwy jest jednakowy stosunek do wszystkich rzeczy. Wiedzieć także należy, że już przyrodzona ludzka cnota jest bez wątpienia tak szlachetna i potężna, iż żaden zewnętrzny uczynek nie wydaje się jej zbyt trudny ani na tyle wielki, żeby cała się mogła w nim wyrazić i odcisnąć. Dlatego też istnieje uczynek wewnętrzny, którego nie mogą objąć i w sobie zamknąć czas ani przestrzeń, w którym się zawiera coś Boskiego i podobnego Boguteż nie objętemu czasem ani przestrzenią. Jest on wszędzie i zawsze jednakowo obecny, a do Boga upodabnia się przez to również, że nie zdoła go pomieścić w sobie żadne stworzenie ani nie może się w nim całkowicie odcisnąć Boża dobroć. Dlatego musi istnieć coś bardziej wewnętrznego, wyższego i niestworzonego, nie objętego miarą i sposobem, w czym Ojciec niebieski mógłby się cały odcisnąć, przelać i objawić; to Syn i Duch Święty. Temu wewnętrznemu uczynkowi cnoty tak samo nie można przeszkodzić, jak nie można Bogu. Błyszczy on i świeci dniem i nocą, wysławia Boga i śpiewa Mu nową pieśń pochwalną, zgodnie ze słowami Dawida: "Śpiewajcie Bogu pieśń nową" (Ps 96,1). Bóg nie ma upodobania w chwale ziemskiej ani też w uczynku zewnętrznym, objętym czasem i przestrzenią, ciasnym, takim który można utrudniać i wymuszać, który wraz z upływem czasu i na skutek powtarzania męczy się i starzeje. Tamten uczynek polega natomiast na miłowaniu Boga oraz pragnieniu dobra i dobroci - w taki sposób, że wszystko czego by człowiek czystą i całą wolą chciał i mógł dokonać w dobrych uczynkach, tym samym już tego dokonał. I w tym także podobny jest Bogu, o Nim bowiem Dawid pisze: "Uczynił teraz wszystko i dokonał, czego tylko chciał" (Ps 135, 6).
Przykład zaczerpniętych najczęściej od Arystotelesa poglądów kosmologicznych średniowiecza, według których każda rzecz ma swoje naturalne miejsce. Kamień ma je na ziemi, miejscem zaś ognia Jest niebo.
Dla zobrazowania tej nauki posłużmy się przykładem kamienia. Jego działaniem zewnętrznym jest spadanie - tak długo, dopóki się nie znajdzie na ziemi.Działanie to może ulec zahamowaniu, również kamień nie zawsze spada i nie bez przerwy. Właściwie mu jest jednak inne jeszcze działanie, bardziej wewnętrzne, a mianowicie sama skłonność do opadania. Jest ona mu wrodzona i nie może go jej pozbawić Bóg ani żadne stworzenie. Tego działania kamień dokonuje nieprzerwanie, dniem i nocą. I gdyby nawet tysiąc lat leżał gdzieś wysoko, tę skłonność do opadania zachowałby w tym samym stopniu, w jakim ją miał pierwszego dnia.To samo należy, moim zdaniem, odnieść do cnoty. Ona także ma wewnętrzne działanie, a mianowicie dążenie i skłonność do każdego dobra oraz unikanie i sprzeciw wobec wszystkiego co złe i niepodobne dobru oraz Bogu 30. A im gorszy uczynek, im bardziej niepodobny do Boga, tym silniejszy ten opór. Im lepszy natomiast i do Niego podobniejszy, tym łatwiejszy, milszy i bardziej dla cnoty rozkoszny. Cała jej troska i cierpienie - o ile one ją w ogóle mogą dotknąć - sprowadzają się do tego, że to cierpienie przyjmowane ze względu na Boga i każdy uczynek spełniany w czasie są o wiele za małe na to, by mogła się w nich cała objawić i ukazać oraz znaleźć w nich swój pełny wyraz. Umacnia ją ćwiczenie, wzbogaca hojność. Nie chciałby już mieć całkowicie poza sobą bólu i frasunku, chce i pragnie nieustannie cierpieć ze względu na Boga i dla dobra innych. Całe jej szczęście polega na cierpieniu dla Boga, nie zaś na jego ustąpieniu. Stąd te pełne serdeczności słowa Chrystusa: Błogosławieni, którzy cierpią dla sprawiedliwości (Mt 5, 10)Nie mówi: "którzy cierpieli". Człowiek taki nienawidz...
jks41