„ Czwarty Król”
na podstawie powieści
„ The story of the wise man” Henry’ego von Dyke
Muz. “Aleksander”- od ok. połowy wchodzi
1 motyw Tomek
(zasłonięta kurtyna, z boku na scenę wchodzą król Artoban i jego sługa Orantes. Przed kurtyną na statywie ustawiona luneta, król niesie w dłoni pergamin. Na podłodze stos ksiąg, rozrzucone zwoje)
Gwiazda, najpiękniejsza z wszystkich,
jakie widziały me oczy,
Cudnie niebo rozjaśniła
Wokół srebrne smugi toczy. (do sługi)
Orantesie, miałem rację,
Bóg proroctwa dziś wypełnia.
Król się rodzi w ziemi judzkiej,
Niesie miłość i czas przemian. ( do wyciszenia
Listy otrzymałem właśnie, ew. urwania)
Od Melchiora, brata mego,
Jutro wyruszamy wcześnie,
Weź wielbłąda najlepszego.
ORANTES:
Wyruszamy? Dokąd? Po co?
Tyś jest królem, masz poddanych.
Tłuc się gdzieś po świecie, nocą,
Narażając się na rany?
Raz w spiekocie, a raz w chłodzie,
Utrząść się dzień w dzień na garbie,
O twej myślę niewygodzie,
Panie, nie daj zginąć marnie!
ARTOBAN: (stanowczo)
Zajmij wszystkim się do świtu,
Wszystko sprzedaj, spakuj w bagaż,
Nie utyskuj, nie rób zgrzytu,
Wolę gdy działasz, nie gadasz!
Panu świata pokłon złożyć,
W chwili gdy na świat przychodzi,
Dotąd mogłem tylko marzyć
Że dar złożę w dniu narodzin.
Chyba nie myślisz mój panie
O twej perle najcenniejszej?
Szejk wór złota dawał za nią,
Nie ma na świecie piękniejszej.
ARTOBAN:
I dlatego ją to właśnie,
Ofiaruję Dzieciąteczku!
Lecz na drogi czas zawiśnie,
Na mej szyi, w tym woreczku. (wskazuje sakiewkę na szyi)
A pieniędzy po sprzedaży
Moich włości strzeż jak oka,
Wszystko może się wydarzyć…
Dokąd wiedzie nasza droga?
Melchior w liście miejsce wskazał,
Na spotkanie z Baltazarem
I Kacprowi wieść przekazał,
Byśmy wyruszyli razem.
Tydzień został do spotkania,
A przed nami drogi kawał,
Więc nie czas na narzekania,
Kiedy taki pracy nawał (wychodzi za kurtynę)
ORANTES: (zbiera i pakuje rozrzucone pergaminy)
No to pięknie, Orantesie,
Miast spokoju, w drogę ruszaj,
Znów gdzieś pana licho niesie
Nie usiedzi, choć człek dusza.
(zamyśla się, jakby coś wspominał i ciągnie dalej z wzruszeniem)
muz. Pasja 4
2 motyw
Nie miał biedak szczęścia w życiu,
W ogniu żonę stracił, syna,
Potem w pracy się zatracił,
Leczył ludzi bez wytchnienia.
Mógłby rządzić, ojciec stary
Chętnie dałby mu koronę,
Ale on gwiazd woli czary,
I proroctwa z ksiąg natchnione! wyc. po jego słowach
ARTOBAN: (zza sceny)
Orantesie! Spakuj księgi!
Tak, mój panie! Już to czynię,
Czy ktoś słuchał kiedy sługi,
Gdy ma niewolnika imię?
Muz. Piraci z Karaibów 1- cały
3 motyw
ARTOBAN: ( głowę wystawia pomiędzy kurtyną)
Znów narzekasz? Więc ci powiem,
Że gdy odnajdziemy Dziecię,
I wrócimy z pełnym zdrowiem,
Dzień ten wolność ci przyniesie!
Wolność, panie? Słyszę dobrze?
Za wierną służbę nagroda!
Nie chcesz, z ojcem zostać możesz...
Chodźmy, panie, czasu szkoda!
(ciągnie skrzynie za scenę) do końca
4 motyw Muz. Burza –
do wyciszenia po pojawieniu się na scenie Sary
SCENA 1
(Odsłonięcie kurtyny)
(Burza na pustyni. Wędrowcy wychodzą na scenę. Słychać szum wiatru, odgłosy burzy. Światła przygaszone, bohaterowie idą z wyraźnym trudem, Orantes potyka się o leżącego na scenie człowieka, słychać stłumiony jęk)
ORANTES: (próbuje przekrzyczeć huk burzy)
Co do licha, ktoś tu leży!!!
ARTOBAN: (podchodzi, pochyla się przykłada ucho do piersi leżącego)
Oddech słyszę, jeszcze żyje!
Wodę daj i bandaż świeży,
Tu krew cieknie, więc przemyję.
ORANTES: (z przodu sceny, schyla się nad bagażem i wyrzuca niego powoli jakieś rzeczy i mruczy do
siebie)
Bandaż podaj, dobre sobie,
Sam dech ledwie złapać mogę.
Jakże znaleźć tu cokolwiek,
Kto nas w tę pakował drogę?
Orantesie szybciej, proszę,
Bo w mych rękach się wykrwawi!
ORANTES: (ze złością)
Niosę, Panie właśnie niosę!
Obmyj ranę!
ORANTES: (oburzony)
Nigdy, Panie!!!
Jestem sługą, niewolnikiem,
Tobie wierność przysięgałem
Nie włóczęgów leczyć dzikich,
Osłaniać ich swoim ciałem!
ARTOBAN: (z ironią)
Podaj wodę, sługo wierny!
Wedle życzeń, lecz zważ Panie,
Że czas biegnie wciąż, bez przerwy,
Kawał drogi wciąż przed nami.
ARTOBAN: (robi opatrunek, owija głowę rannego)
Mam w potrzebie go zostawić?
Umrze tu, wiesz to sam przecież.
Czyż się oko twe nie łzawi,
Myślą, co mu los przyniesie?
(zza sceny słychać nawoływania)
SARA:
Ojcze, ojcze…
Słyszysz Panie?
Rozpaczliwy głos wiatr niesie,
W burzy ktoś zginął tumanie,
Ojca woła jakieś dziecię.
(leżący podnosi głową i słabym głosem, półprzytomnie odpowiada na wołanie)
OJCIEC:
Sara! Sara! Powoli wyciszać
ARTOBAN: (podnosi się i nawołuje)
Saro, Saro!
(do Orantesa)
Biegnij tam, skąd głos dochodzi!
Biegnę, panie pełną parą!
(biegnie w kierunku kulis i tam zderza się z wybiegającą zza sceny Sarą)
Ależ siły w tym narodzie! Zupełnie cicho
Gdzie mój ojciec? Ktoś ty, panie?
Orantesem mnie nazwali,
A twój ojciec ma posłanie,
Na mej derce, z metr, nie dalej.
Ojcze, tato ukochany,
Zgubiłam cię w tym tumanie.
Co to? Ojcze, jesteś ranny?
(zwraca się do Artobana)
Co mu? Powiedz mi, o panie!
Żyje, choć zraniony trochę!
Z każdą chwilą lepiej będzie.
Bóg ocalił jego głowę.
(Orantes zabiera się za przygotowanie posiłku „na proscenium”)
Jemu chwała zawsze, wszędzie!
I mą Sarę miał w opiece,
(zwraca się do córki)
Córko, nic ci się nie stało?
Nic, mój ojcze, tylko serce
Wciąż o mego tatę drżało.
Komu zdrowie twe zawdzięczam?
Kim ty jesteś, dobry panie?
...
Boniec