Brunner John - Telepata.pdf

(651 KB) Pobierz
116293599 UNPDF
John Brunner
Telepata
The Whole Man
przełożył Jacek Manicki
116293599.001.png
John Brunner (ur. 1934) jest jednym z najpopularniejszych i najbardziej cenionych
przedstawicieli brytyjskiej SF. Nawet w dziedzinie literatury tak znanej z wczesnych
debiutów Brunner wyróżnia się pod tym względem. Wiadomo, że pierwszą powieść
opublikował pod pseudonimem w roku 1952, ale nigdy później nie chciał się do niej
przyznać. Oficjalny debiut stanowi opowiadanie wydrukowane w rok później w
amerykańskim piśmie „Astounding Science Fiction” (późniejszy „Analog”). W następnych
latach borykając się z trudnościami materialnymi John Brunner publikuje wiele powieści w
stylu „opery kosmicznej”. Żeby uświadomić polskim początkującym autorom, pod jakim
ciśnieniem pracowali w latach sześćdziesiątych autorzy SF chcący utrzymać się wyłącznie z
pisania, wystarczy powiedzieć, że w ciągu pierwszych sześciu lat „bez etatu” John Brunner
opublikował 27 powieści.
Ukazanie się w roku 1964 „Telepaty” (amerykański tytuł „The Whole Man” – (Cały
człowiek) oznaczało początek nowego okresu w twórczości pisarza. Nie wystarczało mu już
zdobycie mistrzostwa w podgatunku „opery kosmicznej”, sięgnął do najambitniejszej prozy
intelektualnej. W rok później ukazuje się „The Squares of the City „ (Kwadraty miasta) –
powieść, w której postaci odtwarzają losy figur szachowych z autentycznie rozegranej partii,
a w roku 1968 zostaje opublikowane najważniejsze dzieło Johna Brunnera, wówczas
najambitniejsza i niewątpliwie najdłuższa powieść w historii gatunku – „Stand on Zanzibar”.
Rzecz przedstawia groźbę przeludnienia (tytuł pochodzi stąd, że cała ludzkość stojąc ramię
przy ramieniu zmieściłaby się na wyspie Zanzibar); autor stosuje technikę podobną do tej,
jakiej użył Dos Passos w trylogii „USA” (1930-1936) i wyraża charakterystyczny dla siebie
antyamerykanizm, chociaż Stany Zjednoczone nie są najbardziej przeludnionym krajem
świata. Mimo to (a może właśnie dzięki temu, uwzględniając panujące wówczas w
amerykańskim środowisku intelektualnym nastroje) „Stand on Zanzibar” został pierwszą
nieamerykańską powieścią, która zdobyła nagrodę Hugo (1968) – potem w roku 1970
Brytyjską Nagrodę SF i w roku 1973 francuską Prix Apollo. W następnych latach Brunner
pisze „The Jagged Orbit” (Zygzakowata orbita, 1969) biorącą na cel kompleks wojskowo-
przemysłowo-medyczny oraz „The Sheep Look Up” (1972), antyutopię ekologiczną i satyrę
na ludzką bierność. Książki te przyniosły wprawdzie autorowi uznanie krytyki, ale nie
przyniosły mu majątku. Brunner nie ukrywał rozczarowania i w następnych latach wrócił do
wypróbowanych form powieści rozrywkowej. W brytyjskiej encyklopedii SF pod redakcją
Petera Nichollasa napisano, że „poglądy, jakie można wyciągnąć z Jego powieści są bardziej
lewicowe niż u ogółu pisarzy SF”. John Brunner wyraża je nie tylko w literaturze – jest
aktywnym uczestnikiem ruchu na rzecz rozbrojenia nuklearnego, twórcą hymnu tej
organizacji i wystawy dowodzącej, że wojna nuklearna może być szkodliwa dla zdrowia
(objechał z tą wystawą w roku 1959 całą prawie Europę Zachodnią), członkiem władz
organizacji „Countdown” propagującej planowanie rodziny. John Brunner jest również
aktywnym członkiem The World Science Fiction, często uczestniczy w międzynarodowych
konwentach i spotkaniach, nierzadko zapraszany w charakterze gościa honorowego, był m.in.
dwukrotnie w Polsce.
Lech Jęczmyk.
P.S. Tytuły trzech części „Telepaty” – wzięte z Wergiliusza, którego jeszcze pół
wieku temu w polskich szkołach czytano w oryginale, znaczą tyle, co „myśl rządzi materią”.
W odwróconej kolejności: ciało, proces przezwyciężania go i triumf myśli.
Spiritus intus alit, totamque infusa per artus
Mens agitat molem et magno se corpore miscet.
Wergiliusz:
„Eneida”, VI, 726-7
Żywotny duch swym tchnieniem przenikał do wnętrz.
Moc swoją i ruch dając wszelkiemu ciału.
przeł. Tadeusz Karyłowski
Część pierwsza
MOLEM
1
Zaraz po porodzie przeniesiono ją na łóżko. Była rosłą kobietą, tak wyniszczoną
głodem i przeżyciami osobistymi, że skóra zwisała na niej, nie tylko nad opróżnionym przed
chwilą brzuchem, jak za duże ubranie. Pomimo szerokich kości miednicy ciężko się
napracowała. Lekarz o zmęczonej twarzy uznał, że jej stan jest nieco gorszy niż innych
rodzących, ubiegających się o miejsce na oddziale położniczym i tylko z tego względu
przydzielono jej miejsce. Nie okazała cienia wdzięczności. Nie okazałaby też cienia
oburzenia, gdyby potraktowano ją w taki sam sposób, jak większość przewijających się tego
dnia przez izbę porodową kobiet, które bezpośrednio po rozwiązaniu sadzano na dwie
godziny na fotelu, żeby przyszły trochę do siebie.
Kryzys dojrzewał niemal równolegle z płodem w jej łonie. Osiągnął kulminacją mniej
więcej na tydzień czy dwa przed porodem. Z ulicy dobiegały obce, niepokojące odgłosy.
Jeszcze miesiąc temu byłby to szum przejeżdżających pojazdów, gwar ludzi spacerujących w
promieniach słońca, znajome, uspokajające dźwięki, kojarzące się z codziennym życiem
miasta. Teraz dolatywały stamtąd sporadyczne, ochrypłe okrzyki, tak zniekształcone, że
można się było tylko domyślać, że są to jakieś rozkazy.
Mniej więcej w godzinę po porodzie, w drzwiach sali stanęła kobieta w
oliwkowozielonym, polowym mundurze wojsk międzynarodowych. Miała krótko, po męsku
przycięte włosy, a jej talię otaczał pas z przytroczoną doń błyszczącą kaburą. Kobieta
rozejrzała się ciekawie po sali i odeszła.
Po upływie kolejnej godziny, na sale wszedł starszy mężczyzna pchając przed sobą
wózek z dwoma kotłami. Na blacie wózka leżał też chleb. Zaraz potem do sali wbiegła
pielęgniarka i rozdała miski oraz kubki pacjentkom, które mogły jeść.
Trochę później w drzwiach pojawiła się w towarzystwie lekarza-położnika inna
pielęgniarka o wymizerowanej twarzy i opadających kącikach ust.
Sala zastawiona była ciasno łóżkami. Pielęgniarka z lekarzem z wielkim trudem
Zgłoś jeśli naruszono regulamin