0-5.pdf

(319 KB) Pobierz
239399201 UNPDF
Bo życie
to nie
bajka…
by an_eczkaa
,, Bo nie żyje
się ani w
przeszłości,
ani w
przyszłości.
Dla mnie
istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic
więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w
teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym
człowiekiem’’
Paulo Coelho
1 | S t r o n a
239399201.001.png
PROLOG
Kiedy wszyscy narzucają Ci jakieś wymagania - próbujesz im sprostać,
choćby nawet byłyby to rzeczy, które kompletnie Cię nie obchodzą. Chcesz
udowodnić, że jesteś coś wart , że można na Ciebie liczyć. Z czasem
oczekiwań przybywa i stają się one coraz to trudniejsze do zrealizowania, ale
i tak je spełniasz, a po co? Nie wiem. Pod wpływem tych wszystkich
wymagań zmieniasz się, dokonujesz rzeczy, o których kiedyś nawet byś nie
pomyślał. Jednak te zmiany bardzo rzadko wychodzą na lepsze, bo jak to
możliwe, kiedy nie jesteśmy już sobą, a marionetką kierowaną przez
otoczenie? Pod ogromnymi stertami oczekiwań gubisz się i stajesz się, dla
siebie samego obcy. Twoje środowisko zauważa zmiany, ale cieszy się z nich,
bo jesteś taki, jakiego sobie wymarzyli, po prostu ideał. Gubisz swoje cele,
poglądy, wzorce, a nawet marzenia i zamieniasz je na cudze. Odrzucasz
swoje dawne życie, wyrzekasz się go. Stajesz się nieszczęśliwy, przybierasz
maskę, która zakrywa prawdziwą twarz. Miną długie i pełne smutku lata
zanim zapragniesz zdjąć ową maskę, lecz wtedy nie będzie to możliwe.
Dopiero wtedy zrozumiesz co się stało, zauważysz co takiego ważnego
straciłeś.
Przypomnisz sobie jak biegłeś po szczęście w wielkim wyścigu szczurów, a
zamiast tego zaznałeś tylko smutku. Wtedy zapytasz; czy nie lepiej jest
patrzeć jak inni gonią za karierą, pieniędzmi i sukcesem, a samemu cieszyć
się ze swojego spokojnego, ale na pewno też pięknego życia? Kto będzie
szczęśliwszy; ci goniący, czy obserwujący? Moim skromnym zdaniem ta
druga grupa, dlaczego? Bo oni nie tylko patrzą, ale też widzą, a to jest bardzo
ważne. Dzięki temu dostrzegają małe, dla innych wręcz nic nieznaczące,
szczególiki, które mogą dać szczęście. Przecież tylko dla małej liczby ludzi coś
tak częstego jak spadające na ziemię kolorowe jesienne liście, czy pojawienie
się tęczy jest czymś pięknym. Ty nie dostrzegałeś tego, bo było to zbyt
spotykane, ale czy piękne nie może być też to co codzienne? Może, a nawet
jest, bo czy to nie cud, że zapada zmierzch? Czy to nie jest piękne? Nawet
taka drobnostka może zapewnić dobry humor, a ty potrzebowałeś do tego o
wiele większych rzeczy, jednak nie zawsze tak było.
Dawno temu, kiedy jeszcze byłeś sobą, miałeś pasję, coś co kochałeś. Może
to była muzyka, może malarstwo, sport, czy cokolwiek innego, jednak było
coś, co dawało Ci radość, a potem to zaprzepaściłeś. Dlaczego? Ze strachu i
braku wiary w własne możliwości, przestałeś iść własną drogą, która niekiedy
była wyboista, lecz prowadziła do celu, do szczęścia. Zamieniłeś to na skrót,
który miał przyspieszyć wędrówkę i tak się stało, lecz cel był już całkiem inny,
2 | S t r o n a
to znaczy bogactwo. Teraz kiedy widzisz ludzi, którzy odważyli się iść własną
drogą, patrzysz na nich z zazdrością, bo to ty mógłbyś być na ich miejscu.
Ta historia opowiada losy pewnej nastolatki, która pomimo tragedii, którą
przeżyła, podniosła się i zmierzała do celu. Przed nią wiele przeciwności, bo
to nie jest jedna z bajek na dobranoc, bo to jest prawdziwe życie.
1 Rozdział – Ruby Athams
- Dzyń, dzyń- tak brzmiał ostatni w tym roku szkolnym dzwonek.
Uczniowie w rekordowym tempie wybiegli z klasy plastycznej. W środku
została tylko nauczycielka i jedna z uczennic, która dopiero po chwili
wygramoliła się z sali. Powolnym, by nie rzec ślimaczym tempem przeszła
przez ogromny holl, który pustoszał z sekundy na sekundę. Każdy nastolatek,
jakby bojąc się, że zaraz odwołają wakacje, chciał jak najszybciej wydostać
się ze szkoły. W końcu, na korytarzu została znów ta sama dziewczyna. Była
chyba jedyną osobą nieciesząca się ze zbliżającej się dwumiesięcznej
przerwy. Dotarła do swojej, pooblepianej naklejkami szafki. Zrzuciła na
betonową posadzkę deskorolkę i ręką zgarnęła pozostałą zawartość szafki,
którą zamknęła z dużym hukiem. Stanęła na desce i szybko odepchnęła się
od ziemi pokonując przy tym puściutki już hol. Kopniakiem otworzyła drzwi i
wskoczyła na poręcz, dzięki której bez problemu ominęła schody. W
mgnieniu oka przejechała szkolny plac i znalazła się na ulicy. Przystanęła
tyłem do budynku i zaczęła przeszukiwać torbę na ramie. Kiedy znalazła już
upragnioną rzecz, którą był odtwarzacz MP3, włożyła słuchawki do uszu i
wybrała jedną z piosenek. Urządzenie trafiło do kieszenie w jej spodniach, a
dziewczyna popędziła przed siebie, zostawiając za sobą szkołę.
Mimo, że myślami tkwiła w przeszłości, to i tak zwinnie wymijała
wszystkich przechodniów, których napotkała na drodze. Zastanawiała się co
by było, gdyby ona była teraz z nią? Gdyby dalej żyła? Wtedy nastolatka
mogłaby normalnie funkcjonować, mogłaby się śmiać z każdej głupoty, bo
kiedyś przecież była bardzo wesoła i umiała każdego rozweselić, ale to się
zmieniło. Ta cząstka umarła razem z jej matką i podobnie jak ona nie
powróci. Wtedy zniknęła w niej również ogromna wola walki, z której
wcześniej słynęła. Zawsze dążyła do celu, co prawda nie po trupach, ale
własnym talentem i zapałem, który uleciał z niej po śmierci ukochanej
rodzicielki. Zrezygnowała ze swoich pasji.
3 | S t r o n a
Po prostu nie umiała znowu zacząć tańczyć, chociaż tak bardzo to kochała.
Tańca uczyła się od najmłodszych lat, szkoliła ją Laurence, jej matka, która
była zawodową tancerką, lecz zakończyła karierę, kiedy dowiedziała się, że
jest w ciąży. Zawsze mogła liczyć tylko na nią, bo jej ojciec wyjechał jeszcze
przed narodzinami dziewczyny. Nigdy go nawet nie spotkała. Z tego, co
wiedziała był on szefem jakiejś dużej korporacji, ale dla niej był zwykłym
bydlakiem. Zostawił je same, nigdy jej nie odwiedził, nie był na żadnych
urodzinach, nie było go nawet na pogrzebie Laurence. I za to dziewczyna tak
bardzo go nienawidziła. Teraz mieszkała z babcią o imieniu Sarah. Była to
starsza kobieta o dobrodusznym wyrazie twarzy. Nie było jej z nią źle, mimo
skromnego budżetu miała wszystko, czego potrzebowała, ale i tak nie czuła
się szczęśliwa, bo jak to możliwe, kiedy straci się kogoś tak ważnego jak
matka?
Z milionem huczących w jej głowie myśli, przemierzała Morshire. Było to
malutkie, kanadyjskie miasteczko położone na zachodnim brzegu jeziora
Górnego. Zamieszkane było przez jedynie trzy tysiące mieszkańców, z czego
połowę stanowili ludzie wieku emerytalnego. Jak łatwo wywnioskować, nie
działo się tam zbyt wiele, a najbardziej ekscytującym wydarzeniem był
coroczny festyn organizowany pierwszego lipca, z okazji obchodów Dnia
Kanady. Głównymi atrakcjami były występy dzieci i popisy muzyczne
starszych mieszkańców. Innymi rozrywkami były konkurencje dość
nietypowe, jak na przykład: zjedzenie jak największej liczby pączków w ciągu
minuty, slalom z jajkiem na łyżeczce czy wyścigi w workach. Zabawę
tradycyjnie kończył grill i wystrzał fajerwerków.
Po kilku minutach jazdy na desce minęła wszystkie zabudowania i
przystanęła przed wejściem do lasu. Tam musiała zejść z deskorolki, i tak też
zrobiła. Resztę trasy pokonała pieszo, wolno krocząc pośród przepięknych i
zapewne starych drzew, których większość stanowiły modrzewie. Po
kilkunastominutowej wędrówce znalazła się na klifie. Zatrzymała się,
wyciągnęła słuchawki z uszu i przysiadła na ziemi wpatrując się w wodę.
Bardzo często przyjeżdżała tutaj, gdy chciała spokojnie pomyśleć. O tym
zakątku wiedziało niewiele osób, więc bardzo rzadko kogoś tu widziała.
Większość ludzi mieszkających w tych okolicach korzystała jedynie z plaży, a
dziewczynie odpowiadało to, bo nie bardzo miała teraz ochotę na
pogawędki. Tak prawdę mówiąc, to ona nie była zbyt wylewna. Wolała
zatrzymywać swoje problemy dla siebie, mówienie o nich innym uważała za
słabość, do której przed nikim nie chciała się przyznać. Jak już wspomniałam
była kiedyś wesoła i pełna energii, ale wtedy również nie otwierała się przed
innymi. Praktycznie od zawsze bała się zaufać innym, bała się, że ludzie ją
4 | S t r o n a
zdradzą, opuszczą, ale w końcu zaufała. Zyskała ludzi, którzy mianowali się jej
przyjaciółmi, myśleli, że ją znają, ale tak naprawdę nie wiedzieli nic o niej, ani
o jej strapieniach. Zawsze prosili o pomoc w najmniejszych błahostkach, a
kiedy ona potrzebowała wsparcia to znikali. Dlatego teraz już nie ufa nikomu.
Została sama przeciwko całemu światu.
Na klifie siedziała godzinę, dwie, a może więcej. Czas nie był dla niej
istotny. Kiedy stwierdziła już, że może wracać zachodziło właśnie Słońce.
Czyli było około wpół do dziewiątej. Wstała z ziemi i ruszyła w drogę
powrotną do domu. Mimo, że tylko pierwszą część trasy pokonała pieszo to i
tak przed domem znalazła się dopiero po czterdziestu kilku minutach.
Budynek, który zamieszkiwała wraz z babcią był stary i dość niewielki, lecz
niezaprzeczalnie piękny. Fundamenty efektownie wystające z ziemi
dodawały mu tylko uroku. Były one wykonane z czerwonej cegły, co dobrze
kontrastowało ze ścianami z tego samego kamienia, lecz o kolorze białym. Z
tylu działki mieścił się jeszcze ogródek, oczko w głowie babuni Sarah. Cały
wolny czas spędzała ona plewiąc chwasty, sadząc nowe rośliny czy po prostu
oglądając swoje dzieło. Nastolatka weszła do środka i odłożyła buty na
właściwe miejsce. Po jej lewej stronie mieścił się łuk prowadzący do kuchni
urządzonej w odcieniach brązu i beżu. Ona jednak weszła do przedpokoju,
pomalowanego na delikatny zielony kolor. Na ścianach wisiała dość spora
liczba pamiątkowych zdjęć, dyplomów czy pucharów. Te ostatnie były
głównie własnością Laurence, ale kilka należało również do jej córki,
wszystkie jednak były nagrodami za taniec. Na środku pomieszczenia stał
ciemnobrązowy, drewniany stolik, a przy nim fotel, przykryty ładną, brązową
narzutą wykończoną z boków złotymi naszywkami. Nieopodal stała jeszcze
mała, dwuosobowa sofa do kompletu.
-Rubiano, gdzieś ty była? – pytała staruszka siedząca na powyżej
wymienionym fotelu – Czy wiesz jak ja się martwiłam?
- Przepraszam Babciu, zasiedziałam się. Byłam w tym miejscu, co zawsze, na
klifie – wybełkotała i ruszyła w stronę schodów prowadzących do jej sypialni.
- Gdzie Ty się wybierasz? – dopytywała kobieta, widać było, że jest
zdenerwowana, a to nie zdarzało się często – Jeszcze nie skończyłyśmy
rozmowy! Siadaj – tu wskazała na sofę – i słuchaj.
- Tak Babciu – zgodziła się posłusznie. Wiedziała, że kiedy staruszka jest zła,
to lepiej się jej nie sprzeciwiać.
- Zanim Laurence umarła – w tym momencie przerwała na chwilę, jej, tak jak
wnuczce, bardzo ciężko było o tym mówić – poprosiła mnie o coś. Zgodziłam
się, lecz kiedy dowiedziałam się, na co, nie było już tak wesoło. Otóż twoja
matka chciała abyś wyjechała do Nowego Jorku, do ojca – to słowo nie
5 | S t r o n a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin