Miłosny fortel - Warren Tracy Anne.pdf
(
1164 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - WWW mi\263osny fortel)
Tracy Anne Warren
MIŁOSNY FORTEL
1
Irlandia, czerwiec 1817
Lady Jeannette Brantford wydmuchała nos w chusteczk
ħ
. Zło
Ň
yła starannie kawałek jedwabiu z rz
Ģ
dkiem wyhaftowanych
konwalii i wytarła dwie
Ļ
wie
Ň
e, spływaj
Ģ
ce po policzkach łzy.
Powinnam wreszcie przesta
ę
płaka
ę
, upomniała si
ħ
w my
Ļ
lach. Ta niezno
Ļ
na m
ħ
ka musi si
ħ
sko
ı
czy
ę
.
Podczas podró
Ň
y morskiej wydawało jej si
ħ
,
Ň
e panuje nad uczuciami. Poddała si
ħ
okrutnemu losowi. Jednak tego ranka, kiedy
wsiadła do powozu zmierzaj
Ģ
cego do maj
Ģ
tku kuzynostwa, na nowo przyjrzała si
ħ
swemu poło
Ň
eniu.
ĺ
wiadomo
Ļę
,
Ň
e znalazła si
ħ
w sytuacji
bez wyj
Ļ
cia, przygniotła j
Ģ
niczym głaz, którymi usiana była dzika irlandzka kraina.
Jak rodzice mogli zrobi
ę
mi co
Ļ
takiego? - j
ħ
kn
ħ
ła w duchu. Jak mogli by
ę
tak okrutni,
Ň
eby zesła
ę
mnie do tej zapomnianej przez
Boga głuszy? Wielkie nieba, nawet Szkocja byłaby lepsza. Ma przynajmniej t
ħ
zalet
ħ
,
Ň
e le
Ň
y tu
Ň
obok Anglii. Podró
Ň
do Szkocji byłaby
długa, ale Irlandi
ħ
dzieliło od domu całe morze!
Jednak mama i papa okazali si
ħ
nieugi
ħ
ci, za nic nie chcieli odst
Ģ
pi
ę
od decyzji zesłania jej tutaj. Po raz pierwszy w ci
Ģ
gu dwu-
dziestu jeden lat swojego
Ň
ycia nie zdołała ich ułagodzi
ę
pro
Ļ
bami, przymilaniem si
ħ
ani płaczem.
Nie miała nawet przy sobie swojej wypróbowanej pokojówki, Jacobs, która w tej sytuacji mogłaby uczyni
ę
jej
Ň
ycie
zno
Ļ
niejszym. Nawet je
Ň
eli oszukała Jacobs co do swojej to
Ň
samo
Ļ
ci, kiedy zeszłego lata postanowiły z Violet zamieni
ę
si
ħ
rolami, nie
usprawiedliwiało to dezercji. A fakt,
Ň
e rodzice Jeannette ukarali j
Ģ
za ten skandal wygnaniem do Irlandii, nie stanowił wystarczaj
Ģ
cego
powodu,
Ň
eby Jacobs poszukała sobie innego pracodawcy. Gdyby naprawd
ħ
była oddan
Ģ
słu
ŇĢ
c
Ģ
, nie wahałaby si
ħ
towarzyszy
ę
swojej pani.
Jeannette wytarła kolejn
Ģ
łz
ħ
i spojrzała na siedz
Ģ
c
Ģ
naprzeciwko now
Ģ
pokojówk
ħ
, Betsy. Chocia
Ň
miła i łagodna, była zupełnie obca. W
dodatku brakowało jej do
Ļ
wiadczenia. Musiała si
ħ
jeszcze wiele nauczy
ę
o zajmowaniu si
ħ
strojami, układaniu włosów i najnowszej modzie.
Jacobs miała to wszystko w małym palcu.
Jeannette westchn
ħ
ła.
Och, có
Ň
, przyuczenie Betsy da jej jaki
Ļ
cel w nowym
Ň
yciu. Na my
Ļ
l o „nowym
Ň
yciu” w jej oczach znowu si
ħ
zakr
ħ
ciły łzy.
Sama. Była tak rozpaczliwie samotna.
Powóz zatrzymał si
ħ
gwałtownie. Zsun
ħ
ła si
ħ
z ławki, o mało nie spadaj
Ģ
c na podłog
ħ
w obłoku spódnic.
Złapała j
Ģ
Betsy, albo raczej podtrzymały si
ħ
nawzajem i usadowiły z powrotem na swoich miejscach.
- Wielkie nieba, co to było? - Jeannette poprawiła kapelusz, który zsun
Ģ
ł si
ħ
jej na oczy.
- Wygl
Ģ
da na to,
Ň
e w co
Ļ
uderzyli
Ļ
my, milady. - Betsy si
ħ
odwróciła,
Ň
eby popatrze
ę
na ponury krajobraz za oknem. - Mam
nadziej
ħ
,
Ň
e to nic powa
Ň
nego.
Powóz zakołysał si
ħ
, kiedy wo
Ņ
nica i lokaje zeskoczyli na ziemi
ħ
; na zewn
Ģ
trz rozległy si
ħ
m
ħ
skie głosy.
Jeannette zgniotła chusteczk
ħ
w dłoni. A niech to. Co si
ħ
znowu stało? Jakby nie do
Ļę
było kłopotów.
W chwil
ħ
pó
Ņ
niej w oknie ukazały si
ħ
pomarszczona twarz i przygarbione ramiona wo
Ņ
nicy.
- Przykro mi, milady, chyba utkn
ħ
li
Ļ
my.
Jeannette uniosła brwi.
- Co masz na my
Ļ
li?
- To ta pogoda, milady. Deszcz zmienił drog
ħ
w trz
ħ
sawisko. Trz
ħ
sawisko? Wsysaj
Ģ
ce wszystko bagna? Stłumiła j
ħ
k i sił
Ģ
woli
powstrzymała dr
Ň
enie warg.
- B
ħ
dziemy próbowali z Jemem i Samuelem ruszy
ę
powóz - ci
Ģ
gn
Ģ
ł wo
Ņ
nica - ale to mo
Ň
e potrwa
ę
. Czy zechciałaby pani wy-
si
ĢĻę
, podczas gdy my...
Rzuciła mu tak zaszokowane spojrzenie,
Ň
e a
Ň
umilkł.
Czy temu człowiekowi brakuje pi
Ģ
tej klepki? A mo
Ň
e jest
Ļ
lepy? Czy nie widzi jej pi
ħ
knej, jasnoczerwonej sukni podró
Ň
nej? Ani
modnych skórzanych trzewików, które kazała specjalnie ufarbowa
ę
na ten sam kolor przed wyjazdem z Londynu? Najwidoczniej brak mu
rozs
Ģ
dku i wyczucia stylu. A mo
Ň
e zbyt surowo go oceniała? Jaki m
ħŇ
czyzna zna si
ħ
, ostatecznie, na damskiej modzie?
- Wysi
ĢĻę
? Gdzie, w to błoto? - Pokr
ħ
ciła energicznie głow
Ģ
.
- Poczekam tutaj.
- Powóz mo
Ň
e si
ħ
przechyli
ę
, milady. To niebezpieczne.
- Nie martw si
ħ
o moje bezpiecze
ı
stwo. W powozie b
ħ
dzie mi dobrze.
ņ
eby było wam l
Ň
ej, mo
Ň
ecie wyładowa
ę
kufry. Nie
Ň
ycz
ħ
sobie jednak,
Ň
eby si
ħ
pobrudziły albo uszkodziły. - Machn
ħ
ła dłoni
Ģ
w r
ħ
kawiczce. - Betsy mo
Ň
e wyj
Ļę
, je
Ļ
li ma ochot
ħ
.
Betsy wydawała si
ħ
zmieszana.
- Na pewno, milady? Nie powinnam pani opuszcza
ę
.
- Ju
Ň
dobrze, Betsy. I tak nie masz tu nic do roboty. Id
Ņ
z Johnem.
Poza tym, pomy
Ļ
lała Jeannette
Ň
ało
Ļ
nie, to nic nowego. Przyzwyczaiłam si
ħ
ostatnio,
Ň
e wszyscy mnie opuszczaj
Ģ
.
Siwowłosy m
ħŇ
czyzna spojrzał łagodnie na słu
ŇĢ
c
Ģ
.
- Lepiej chod
Ņ
ze mn
Ģ
. Odprowadz
ħ
ci
ħ
w bezpieczniejsze miejsce.
Betsy wyszła z powozu i stan
ħ
ła w mo
Ň
liwie suchym miejscu. Drzwi berlinki starannie zamkni
ħ
to. Słu
ŇĢ
cy wyładowali baga
Ň
, a
potem zabrali si
ħ
do wydobywania kół z koleiny.
Min
ħ
ło pół godziny. Nic si
ħ
nie zmieniło. Jeannette mocno trzymała si
ħ
siedzenia. Od silnego kołysania, gdy ludzie i konie
usiłowali wyci
Ģ
gn
Ģę
powóz z pułapki, robiło jej si
ħ
lekko niedobrze. Z okrzyków zło
Ļ
ci, które rozlegały si
ħ
od czasu do czasu, wy-
wnioskowała,
Ň
e ich trud poszedł na marne. Koła zagł
ħ
biły si
ħ
tylko bardziej w błoto.
Wyci
Ģ
gn
ħ
ła z torebki
Ļ
wie
ŇĢ
chusteczk
ħ
i otarła czoło z potu. Sło
ı
ce i wiatr przegnały chmury, ale nie osuszyły traktu. Popołu-
dniowy
Ň
ar, niezwykły w tych stronach nawet w
Ļ
rodku lata, wisiał w przesyconym lepk
Ģ
wilgoci
Ģ
powietrzu.
Przynajmniej przestała płaka
ę
. Szcz
ħĻ
liwa okoliczno
Ļę
, bo niezr
ħ
cznie byłoby zjawi
ę
si
ħ
u kuzynostwa - o ile kiedykolwiek tam
dotrze - z zapuchni
ħ
tymi i zaczerwienionymi oczami. Sama
Ļ
wiadomo
Ļę
tego, co musieli my
Ļ
le
ę
o jej wygnaniu, dostatecznie j
Ģ
upokarzała.
Nie chciała wita
ę
si
ħ
z nimi, wygl
Ģ
daj
Ģ
c gorzej ni
Ň
zwykle.
Do powozu wpadła mucha, tłusta, czarna i paskudna.
Jeannette skrzywiła si
ħ
z obrzydzeniem. Machn
ħ
ła w stron
ħ
owada chusteczk
Ģ
, w nadziei,
Ň
e wyleci przez okno. Zamiast tego
mucha zawróciła, kieruj
Ģ
c si
ħ
prosto ku niej. Pisn
Ģ
wszy gło
Ļ
no, Jeannette po raz drugi usiłowała przep
ħ
dzi
ę
j
Ģ
chusteczk
Ģ
.
Mucha przeleciała, brz
ħ
cz
Ģ
c, koło jej nosa i wyl
Ģ
dowała na ramie okna. Przezroczyste skrzydełka l
Ļ
niły w sło
ı
cu. Zacz
ħ
ła si
ħ
przechadza
ę
po malowanym drewnie na cienkich jak włos owadzich nó
Ň
kach.
Jeannette si
ħ
gn
ħ
ła po wachlarz. Poczekała chwil
ħ
, przesuwaj
Ģ
c kciukiem wzdłu
Ň
pozłacanej ramki z ko
Ļ
ci słoniowej. Gdy stwo-
rzonko przystan
ħ
ło, trzepn
ħ
ła je wachlarzem.
W jednej chwili owad zamienił si
ħ
w czarn
Ģ
plam
ħ
. Zadowolona z tego drobnego zwyci
ħ
stwa, przyjrzała si
ħ
uwa
Ň
nie wachlarzo-
wi, boj
Ģ
c si
ħ
,
Ň
e uszkodziła delikatn
Ģ
konstrukcj
ħ
pr
ħ
cików; bardzo go lubiła.
Zerkn
Ģ
wszy jeszcze raz na zgniecionego owada, otrz
Ģ
sn
ħ
ła si
ħ
ze wstr
ħ
tem, po czym szybko wyrzuciła zwłoki za okno.
- Masz celne oko, dziewczyno - odezwał si
ħ
łagodny m
ħ
ski głos, d
Ņ
wi
ħ
czny i melodyjny jak irlandzka ballada. - Nie miała szans,
ta mucha. Czy tak samo radzisz sobie z prawdziw
Ģ
broni
Ģ
?
Zaskoczona, odwróciła głow
ħ
; obcy m
ħŇ
czyzna przygl
Ģ
dał si
ħ
jej przez okno po przeciwnej stronie. Silnym ramieniem podtrzy-
mywał ram
ħ
okienn
Ģ
.
Jak długo tam stał? Najwyra
Ņ
niej widział jej starcie z much
Ģ
.
Był wysoki i szczupły, z krótko obci
ħ
tymi, faluj
Ģ
cymi ciemno - kasztanowymi włosami, jasn
Ģ
cer
Ģ
i przenikliwymi, bł
ħ
kitnymi
jak polne kwiaty oczami. Pojawiły si
ħ
w nich iskierki, kiedy na ni
Ģ
patrzył. Nie próbował nawet ukry
ę
ciekawo
Ļ
ci. Jego wargi wygi
ħ
ły si
ħ
w
u
Ļ
miechu.
Diabelsko przystojny.
To zdanie pojawiło si
ħ
nieproszone w jej głowie. Nie mogła odmówi
ę
mu urody. Serce zabiło jej mocniej, a pier
Ļ
zafalowała pod
materiałem stanika.
Wielki Bo
Ň
e!
Nie chc
Ģ
c przyzna
ę
si
ħ
,
Ň
e nieznajomy wzbudził jej zainteresowanie, zacz
ħ
ła wyszukiwa
ę
niedoskonało
Ļ
ci w jego rysach. Co
Ļ
co
uczyniłoby go niegodnym jej uwagi. Czoło miał kwadratowe i raczej prostackie. Nos odrobin
ħ
za długi - podobny do dzioba s
ħ
pa - brod
ħ
o
twardym zarysie, wskazuj
Ģ
c
Ģ
na upór. Wargi zbyt cienkie.
Cało
Ļę
jednak robiła przyjemne wra
Ň
enie. Ka
Ň
da kobieta zwróciłaby na niego uwag
ħ
. Wr
ħ
cz promieniował magnetyzmem, co
sprawiało,
Ň
e sama jego obecno
Ļę
rodziła grzeszne my
Ļ
li.
Grzeszne, w istocie. Westchn
ħ
ła z
Ň
alem, jako
Ň
e m
ħŇ
czyzna z pewno
Ļ
ci
Ģ
nie był d
Ň
entelmenem. Zwyczajny, prosty strój - płó-
cienna koszula, chustka na szyi i br
Ģ
zowy kubrak - oraz brak manier, zdradzały plebejskie pochodzenie. Wystarczyło spojrze
ę
,
Ň
eby go
oceni
ę
, kiedy opierał si
ħ
o drzwi powozu niczym rozbójnik.
Zesztywniała, u
Ļ
wiadomiwszy sobie,
Ň
e to zupełnie mo
Ň
liwe. Có
Ň
, je
Ļ
li chciał j
Ģ
obrabowa
ę
, nie sprawi mu satysfakcji, okazuj
Ģ
c
strach. Zdarzało jej si
ħ
wybuchn
Ģę
płaczem, ale nie nale
Ň
ała do tych, co z byle powodu wołaj
Ģ
o sole trze
Ņ
wi
Ģ
ce.
- Potrafi
ħ
si
ħ
broni
ę
- o
Ļ
wiadczyła twardo. - Bez trudu wpakuj
ħ
ci kul
ħ
w głow
ħ
.
Co za kłamstwo, pomy
Ļ
lała, uznaj
Ģ
c,
Ň
e najm
Ģ
drzej b
ħ
dzie nie wspomina
ę
o tym,
Ň
e nigdy w
Ň
yciu nie strzelała ani nie ma w po-
wozie pistoletu. Tylko wo
Ņ
nica miał bro
ı
.
Gdzie on si
ħ
wła
Ļ
ciwie podziewał? Miała nadziej
ħ
,
Ň
e ani on, ani pozostali nie le
ŇĢ
gdzie
Ļ
zwi
Ģ
zani.
Oczy łotrzyka rozbłysły ze zdumienia.
- Jaki masz powód,
Ň
eby do mnie strzela
ę
?
- A co mam my
Ļ
le
ę
, gdy obcy m
ħŇ
czyzna zaczepia mnie w moim własnym powozie?
- Mo
Ň
e chc
ħ
ci pomóc.
- W czym? W rabowaniu moich rzeczy?
Zmru
Ň
ył oczy, patrz
Ģ
c na ni
Ģ
z mieszanin
Ģ
rozbawienia i irytacji.
- Podejrzliwe z ciebie dziewcz
Ģ
tko. Od razu uznała
Ļ
,
Ň
e jestem złodziejem. - Pochylił si
ħ
ku niej. Miał lekko ochrypły głos. - Na-
wet gdybym nim był, uwa
Ň
asz,
Ň
e posiadasz co
Ļ
a
Ň
tak warto
Ļ
ciowego,
Ň
ebym si
ħ
na to skusił?
Bezwiednie otworzyła usta; serce zabiło jej
Ň
ywiej z niepokoju, zdradziecki rumieniec oblał policzki.
- Tylko stroje i par
ħ
klejnotów, nic wi
ħ
cej. S
Ģ
w kufrach na zewn
Ģ
trz.
- Gdybym pragn
Ģ
ł kosztowno
Ļ
ci, ju
Ň
bym je miał. - Wpatrywał si
ħ
w jej oczy, po czym powoli przeniósł wzrok na jej usta. - Ja
natomiast chciałbym tylko jednego...
Wstrzymała oddech, kiedy przerwał. Czy
Ň
by chciał jej? Zamierzał si
ħ
wkra
Ļę
do powozu i zdoby
ę
kilka pocałunków? A mo
Ň
e
jeszcze co
Ļ
innego? Je
Ļ
li tak, powinna krzycze
ę
, wpa
Ļę
w panik
ħ
. Ale czekała jedynie, z łomoc
Ģ
cym sercem, co powie dalej.
- Tak? - przynagliła, niemal szepcz
Ģ
c. Uniósł k
Ģ
cik ust w gór
ħ
.
-
ņ
eby
Ļ
zabrała swój
Ļ
liczny tyłeczek z powozu tak,
Ň
ebym razem z twoimi lud
Ņ
mi mógł wyci
Ģ
gn
Ģę
go z błota.
Min
ħ
ła dłu
Ň
sza chwila, zanim zrozumiała znaczenie tych słów. Chyba co
Ļ
Ņ
le usłyszała. Czy on naprawd
ħ
powiedział: „zabrała
tyłeczek z powozu”?
Zesztywniała.
Co za tupet! Nigdy dot
Ģ
d nie zwracano si
ħ
do niej w tak prostacki, lekcewa
ŇĢ
cy sposób. Za kogo on si
ħ
miał?
- Jak si
ħ
nazywasz, człowieku?
- Och, prosz
ħ
wybaczy
ę
, nie przedstawiłem si
ħ
wcze
Ļ
niej - powiedział, prostuj
Ģ
c si
ħ
. Był bardzo wysoki. Przytkn
Ģ
ł dwa palce do
czoła. - Darragh O'Brien, do usług.
- Darragh? - Zmarszczyła brwi. - Co za dziwne imi
ħ
. Teraz on z kolei si
ħ
zirytował.
- Nie jest dziwne, ale irlandzkie. Wiedziałaby
Ļ
o tym, gdyby
Ļ
dopiero co nie przyjechała z Anglii.
- Sk
Ģ
d pan to wie?
- Có
Ň
, na pierwszy rzut oka wida
ę
,
Ň
e jeste
Ļ
Angielk
Ģ
i nigdy jeszcze nie była
Ļ
na tej ziemi.
Mógł to wywnioskowa
ę
z ich krótkiej rozmowy, nieprawda
Ň
?
- A zatem, dziewczyno, wiesz, jak si
ħ
nazywam. A jak ty masz na imi
ħ
? I dok
Ģ
d si
ħ
udajesz? Twoi ludzie nie chcieli mi tego po-
wiedzie
ę
.
- I bardzo dobrze, bo moje plany to doprawdy nie pana sprawa, zwłaszcza je
Ļ
li istotnie jest pan łotrem.
- Ach, teraz jestem łotrem? Nie tylko złodziejem?
- To si
ħ
oka
Ň
e. Parskn
Ģ
ł
Ļ
miechem.
- Masz ostry j
ħ
zyk. Tnie do ko
Ļ
ci i najwi
ħ
kszym zbójom ka
Ň
e ucieka
ę
na koniec
Ļ
wiata.
- Je
Ļ
li to prawda - odparowała z drwi
Ģ
cym u
Ļ
mieszkiem - co pan tu jeszcze robi?
U
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
bezczelnie, najwyra
Ņ
niej rozbawiony.
- No có
Ň
, nie zwykłem ucieka
ę
przed niebezpiecze
ı
stwem. I nie mam nic przeciwko pakowaniu si
ħ
w interesuj
Ģ
ce tarapaty.
Uniosła brew na t
ħ
replik
ħ
. Chciał powiedzie
ę
,
Ň
e ona stanowiła „tarapaty? No, je
Ļ
li si
ħ
nad tym zastanowi
ę
, mo
Ň
e i tak było.
- Zatrzymałem si
ħ
,
Ň
eby pomóc - oznajmił. - Przeje
Ň
d
Ň
ałem obok, kiedy zobaczyłem ten
Ň
ałosny wypadek. Pomy
Ļ
lałem,
Ň
e twoim
ludziom przydałaby si
ħ
jeszcze jedna para r
Ģ
k.
No wła
Ļ
nie. A gdzie si
ħ
podziewa słu
Ň
ba? Podejrzliwo
Ļę
wróciła.
- Gdzie s
Ģ
moi ludzie?
- Tutaj. - Wskazał r
ħ
k
Ģ
. - Tam, gdzie byli przez cały czas. Przesun
ħ
ła si
ħ
na ławce i wychyliła przez okno. Zobaczyła wszystkich
czworo: wo
Ņ
nic
ħ
, dwóch lokai i pokojówk
ħ
, skupionych przy jej baga
Ň
u na kawałku suchej ziemi. Przypominali rozbitków na małej,
bezludnej wyspie - spoceni i strudzeni - ale nic nie wskazywało,
Ň
eby bali si
ħ
o swoje
Ň
ycie.
- Zadowolona?
Cmokn
Ģ
wszy z irytacj
Ģ
, usadowiła si
ħ
w poprzedniej pozycji.
- A wi
ħ
c ja si
ħ
przedstawiłem. A jak ty masz na imi
ħ
, dziewczyno? - Pochylił si
ħ
w jej stron
ħ
, opieraj
Ģ
c muskularne przedramiona
na ramie okna.
- Nazywam si
ħ
Jeannette Rose Brantford. Lady Jeannette Rose Brantford, nie „dziewczyna”. Wolałabym, aby wi
ħ
cej nie zwracał
si
ħ
pan do mnie w sposób tak poufały.
Ta wyniosła odpowied
Ņ
wywołała jeszcze szerszy u
Ļ
miech na jego twarzy. Sposób, w jaki jego oczy zal
Ļ
niły przy tym,
przyprawił j
Ģ
o przy
Ļ
pieszone bicie serca.
- Lady Brantford, tak? - powiedział przeci
Ģ
gle. - A gdzie jest twój lord, pan mał
Ň
onek? Wysłał ci
ħ
w samotn
Ģ
podró
Ň
?
- Jestem w drodze do posiadło
Ļ
ci kuzynów na północy od Waterford, koło wsi o nazwie Inis... Inis... - Urwała, grzebi
Ģ
c roz-
paczliwie w pami
ħ
ci. - Och, nie pami
ħ
tam, Inis - co
Ļ
- tam.
- Masz na my
Ļ
li Inistioge, tak?
- Tak, chyba tak. Zna pan t
ħ
wie
Ļ
?
- Bardzo dobrze.
Nadal miała co do niego w
Ģ
tpliwo
Ļ
ci. Mógł by
ę
rozbójnikiem lub kim
Ļ
przyzwoitym. Miejscowym gospodarzem, dzier
Ň
awc
Ģ
, a
mo
Ň
e kupcem. Chocia
Ň
nie mogła sobie wyobrazi
ę
- przy tym jego nieposkromionym, a
Ň
nadto
Ļ
miałym usposobieniu -
Ň
eby Darragh
O'Brien komu
Ļ
słu
Ň
ył.
Je
Ļ
li znał wie
Ļ
w pobli
Ň
u maj
Ģ
tku kuzynów, oznaczało to,
Ň
e niemal dotarła do celu. Bogu wiadomo, jak bardzo chciała znale
Ņę
si
ħ
ju
Ň
na miejscu,
Ň
eby wreszcie wysi
ĢĻę
z powozu i wytrzepa
ę
spódnice.
- Zatrzymam si
ħ
u kuzynów - powiedziała. - I jeszcze jedno. Co prawda to nie pa
ı
ska sprawa, ale tytuł przysługuje mi z urodze-
nia, nie z racji zam
ĢŇ
pój
Ļ
cia. Jestem niezam
ħŇ
na.
Jego oczy rozbłysły
Ň
ywiej.
- Niezam
ħŇ
na, dziewczyno? Wiedziałem,
Ň
e Anglicy to głupcy, nie zdawałem sobie sprawy,
Ň
e s
Ģ
na dodatek
Ļ
lepi.
Zadr
Ň
ała. Opanowała si
ħ
natychmiast, przypominaj
Ģ
c sobie,
Ň
e O'Brien - cho
ę
by nie wiadomo jak poci
Ģ
gaj
Ģ
cy - nie nale
Ň
ał do
m
ħŇ
czyzn, których dama z jej pozycj
Ģ
mogłaby bra
ę
pod uwag
ħ
, szukaj
Ģ
c mał
Ň
onka.
- Ju
Ň
mówiłam,
Ň
eby nie zwracał si
ħ
pan do mnie „dziewczyno” - zauwa
Ň
yła zduszonym głosem. Nie zabrzmiało to gro
Ņ
nie.
- Tak, tak wła
Ļ
nie powiedziała
Ļ
. - U
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
, wcale nie - skruszony. - Dziewczyno.
Potem zachował si
ħ
w sposób najbardziej zdumiewaj
Ģ
cy - mrugn
Ģ
ł do niej.
ĺ
miałe, bezczelne mrugni
ħ
cie wywołało w niej fal
ħ
gor
Ģ
ca, przelewaj
Ģ
c
Ģ
si
ħ
z gwałtowno
Ļ
ci
Ģ
wody spuszczonej z tamy po deszczu.
Gdyby miała skłonno
Ļ
ci do czerwienienia si
ħ
, tak jak siostra bli
Ņ
niaczka, miałaby teraz policzki czerwone jak maki. Na szcz
ħĻ
cie
jednak, w przeciwie
ı
stwie do siostry, Violet, nie zwykła si
ħ
czerwieni
ę
na ka
Ň
d
Ģ
przypadkow
Ģ
uwag
ħ
. Była to zreszt
Ģ
jedna z niewielu cech,
które je dzieliły.
Uznała,
Ň
e przyczyn
Ģ
tej zdumiewaj
Ģ
cej reakcji był letni upał. Musiał jako
Ļ
wpłyn
Ģę
na jej ju
Ň
i tak przeci
ĢŇ
one zmysły. W
Londynie nie zaszczyciłaby tego człowieka drugim spojrzeniem... Có
Ň
, drugim mo
Ň
e tak, ale trzecim na pewno nie!
- Chod
Ņ
- powiedział O'Brien, stanowczym tonem. - Pogaw
ħ
dzili
Ļ
my sobie, ale teraz musz
ħ
ci
ħ
wyci
Ģ
gn
Ģę
z powozu.
- Nie zamierzam wychodzi
ę
. Mo
Ň
e mój wo
Ņ
nica o tym nie wspomniał, ale uzgodnili
Ļ
my,
Ň
e zostan
ħ
na swoim miejscu, dopóki
berlinka nie ruszy.
O'Brien pokr
ħ
cił głow
Ģ
.
- B
ħ
dziesz musiała wysi
ĢĻę
. Chyba
Ň
e chcesz zamieszka
ę
w powozie. Na wypadek, gdyby
Ļ
nie wiedziała, koła s
Ģ
pogr
ĢŇ
one w
błocie i twoi ludzie nie s
Ģ
w stanie wypchn
Ģę
powozu z tob
Ģ
w
Ļ
rodku.
- Je
Ļ
li chodzi o moje bezpiecze
ı
stwo, niepotrzebnie si
ħ
pan troszczy. Nic mi si
ħ
nie stanie.
Najwy
Ň
ej zrobi mi si
ħ
niedobrze, pomy
Ļ
lała.
- Chodzi o co
Ļ
wi
ħ
cej ni
Ň
twoje bezpiecze
ı
stwo, cho
ę
to te
Ň
wa
Ň
ne. To kwestia twojej wagi.
- Mojej wagi? Co pan ma na my
Ļ
li? - Jej brwi podskoczyły do góry.
ĺ
miałym, oceniaj
Ģ
cym spojrzeniem omiótł jej posta
ę
, od ronda kapelusza po czubki trzewików.
- Nie chc
ħ
powiedzie
ę
,
Ň
e jeste
Ļ
gruba, ani nic w tym rodzaju. Masz ładn
Ģ
, kobiec
Ģ
figur
ħ
. Ale nawet kilka kilogramów robi
ró
Ň
nic
ħ
, je
Ļ
li chcemy ruszy
ę
powóz, zamiast da
ę
mu si
ħ
pogr
ĢŇ
a
ę
gł
ħ
biej w błocie.
Usiadła, nie mog
Ģ
c wydoby
ę
głosu. Jego bezczelno
Ļę
przekroczyła wszelkie granice! Rozprawia
ę
o jej wadze i figurze prawie na
jednym wydechu! Có
Ň
, d
Ň
entelmen nigdy by si
ħ
nie o
Ļ
mielił. Ale ten człowiek nie był d
Ň
entelmenem. Był barbarzy
ı
c
Ģ
. Mówił tonem, jakim
mógłby rozmawia
ę
o przeniesieniu
Ň
ywego inwentarza z jednej zagrody do drugiej.
Upłyn
ħ
ła długa chwila, zanim odezwał si
ħ
ponownie.
- Oczywi
Ļ
cie, je
Ļ
li wolisz, mo
Ň
esz zosta
ę
w
Ļ
rodku. Pojad
ħ
do twoich kuzynów i zawiadomi
ħ
ich,
Ň
e potrzebujesz pomocy. Nie
s
Ģ
dz
ħ
,
Ň
eby to zabrało wi
ħ
cej ni
Ň
cztery, pi
ħę
godzin.
Pi
ħę
godzin! Nie mogła siedzie
ę
tak długo w powozie. Mo
Ň
e przesadzał, chc
Ģ
c j
Ģ
podst
ħ
pem wywabi
ę
na zewn
Ģ
trz. A je
Ļ
li nie? A
je
Ļ
li jej upór,
Ň
eby zosta
ę
w berlince, doprowadzi do tego,
Ň
e utkn
Ģ
tu na dłu
Ň
ej? Za cztery czy pi
ħę
godzin zapadnie noc!
Zadr
Ň
ała na sam
Ģ
my
Ļ
l! Bóg jeden wie, jakie okropne stworzenia mog
Ģ
si
ħ
czai
ę
w pobli
Ň
u, gotowe wypełzn
Ģę
po zmroku z nor.
Czy w Irlandii s
Ģ
wilki? A mo
Ň
e
Ň
yj
Ģ
tu jakie
Ļ
równie niebezpieczne bestie. Głodne, które ch
ħ
tnie po
Ň
ywiłyby si
ħ
młod
Ģ
dam
Ģ
.
Powstrzymała z trudem dr
Ň
enie głosu, próbuj
Ģ
c przekona
ę
go kolejnym argumentem.
- Je
Ļ
li to prawda, dlaczego pan mi o tym mówi, a nie wo
Ņ
nica? S
Ģ
dz
ħ
,
Ň
e gdyby rzeczy si
ħ
miały tak
Ņ
le, sam by mnie o tym
zawiadomił.
- Zbierał si
ħ
na odwag
ħ
,
Ň
eby ci to powiedzie
ę
, kiedy przeje
Ň
d
Ň
ałem. Nie chciał przekaza
ę
ci złych wie
Ļ
ci, wi
ħ
c zaproponowałem,
Ň
e ja to zrobi
ħ
.
Zerkn
ħ
ła na rozci
Ģ
gaj
Ģ
cy si
ħ
dookoła ocean błota.
- Gdzie miałabym zaczeka
ę
? Z pewno
Ļ
ci
Ģ
nie spodziewa si
ħ
pan,
Ň
e b
ħ
d
ħ
siedziała na swoich kufrach na
Ļ
rodku tego bagna.
Sło
ı
ce zrobi ze mnie sucharek.
W jego oczach pojawił si
ħ
szelmowski błysk.
- Nie martw si
ħ
. W pobli
Ň
u znajdzie si
ħ
troch
ħ
cienia i jakie
Ļ
odpowiednie miejsce.
Szczerze w to w
Ģ
tpiła, ale jaki miała wybór? Mogła opu
Ļ
ci
ę
powóz albo sp
ħ
dzi
ę
tu wieczór, sama i pozbawiona opieki.
O'Brien rzucił jej współczuj
Ģ
ce spojrzenie. Zdawał sobie spraw
ħ
z jej rozterki. Otworzył drzwi berlinki.
- Chod
Ņ
, oszcz
ħ
d
Ņ
swój upór na inn
Ģ
okazj
ħ
. Oboje wiemy,
Ň
e im szybciej wysi
Ģ
dziesz z powozu, tym szybciej potem ruszysz w
drog
ħ
.
- Czy kto
Ļ
panu ju
Ň
powiedział,
Ň
e jest pan impertynencki? - Podniosła si
ħ
niech
ħ
tnie.
Zachichotał.
- Raz czy dwa, dziewczyno. Zabierz wszystko, co ci potrzebne i chod
Ņ
my.
Wahała si
ħ
przez dług
Ģ
chwil
ħ
, po czym schyliła si
ħ
po torebk
ħ
, le
ŇĢ
c
Ģ
na ławce. Ledwie to zrobiła, wsun
Ģ
ł r
ħ
ce do
Ļ
rodka i pod-
niósł j
Ģ
. O mało nie upu
Ļ
ciła torebki, kiedy wyci
Ģ
gn
Ģ
ł j
Ģ
na zewn
Ģ
trz. Pisn
ħ
ła.
Tulił j
Ģ
do masywnej piersi i niósł bez trudu, jakby wa
Ň
yła nie wi
ħ
cej ni
Ň
piórko. Jego blisko
Ļę
j
Ģ
oszołomiła. Nozdrza dra
Ň
niła
wo
ı
Ļ
wie
Ň
ego powietrza, koni i jaki
Ļ
inny, niemo
Ň
liwy do opisania, cudownie m
ħ
ski zapach.
Ostro
Ň
nie przechyliła głow
ħ
,
Ň
eby gł
ħ
biej odetchn
Ģę
t
Ģ
woni
Ģ
. Zamkn
ħ
ła oczy i przez króciutk
Ģ
chwil
ħ
miała ochot
ħ
wcisn
Ģę
nos
w zagł
ħ
bienie jego szyi. Pozostała jednak sztywna w jego ramionach, nie zapominaj
Ģ
c o błocie, które otaczało ich jak
Ļ
liskie, br
Ģ
zowe
morze.
- Niech pan si
ħ
nie wa
Ň
y mnie pu
Ļ
ci
ę
- upomniała go, podnosz
Ģ
c skraj spódnicy,
Ň
eby si
ħ
nie zamoczył.
Posuwał si
ħ
uparcie naprzód. Błoto pod jego butami mlaskało wstr
ħ
tnie, jakby grz
ħ
zawisko chciało go za wszelk
Ģ
cen
ħ
zatrzyma
ę
. Byli w połowie drogi do miejsca, z którego obserwowali ich słu
ŇĢ
cy, kiedy O'Brien zachwiał si
ħ
, niebezpiecznie. Krzykn
ħ
ła,
obejmuj
Ģ
c go r
ħ
koma za szyj
ħ
, aby si
ħ
uchroni
ę
przed upadkiem.
Natychmiast odzyskał równowag
ħ
i kroczył dalej tak pewnie, jakby nic si
ħ
nie stało.
Serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi, w gardle jej zaschło. Min
ħ
ła chwila, zanim u
Ļ
wiadomiła sobie prawd
ħ
. Spojrzała na nie-
go. U
Ļ
miechał si
ħ
kpi
Ģ
co, co tylko potwierdziło jej podejrzenia.
- Dra
ı
. - Uderzyła go w rami
ħ
. - Zrobił pan to specjalnie.
- Pomy
Ļ
lałem,
Ň
e warto ci
ħ
troch
ħ
rozweseli
ę
. Krzyczysz cienkim głosikiem, zabawnie, jak dziewczyna, wiesz o tym?
- Jestem dziewczyn
Ģ
, a to wcale nie było zabawne. - A gdyby si
ħ
przeliczył i rzeczywi
Ļ
cie j
Ģ
upu
Ļ
cił? Wzmocniła u
Ļ
cisk.
Roze
Ļ
miał si
ħ
.
Gdyby zdawał sobie spraw
ħ
, kim ona jest, nie
Ļ
miałby si
ħ
ani jej nie dra
Ň
nił. W Anglii, przed skandalem, przywykła,
Ň
e
d
Ň
entelmeni spełniali ka
Ň
d
Ģ
jej zachciank
ħ
. Bogaci wyrafinowani m
ħŇ
czy
Ņ
ni rywalizowali ze sob
Ģ
o mo
Ň
liwo
Ļę
zaspokojenia jej kaprysów.
Przez dwa kolejne sezony była Niezrównan
Ģ
Królow
Ģ
Mody. I obiecała sobie,
Ň
e zostanie ni
Ģ
ponownie, gdy tylko jej rodzice si
ħ
opami
ħ
taj
Ģ
.
Ju
Ň
wkrótce mama za ni
Ģ
zat
ħ
skni, a papa ochłonie z gniewu. Oboje u
Ļ
wiadomi
Ģ
sobie, jaki straszliwy popełnili bł
Ģ
d, wysyłaj
Ģ
c ukochan
Ģ
córk
ħ
na prowincj
ħ
.
Ale zanim to nast
Ģ
pi, b
ħ
dzie zmuszona znosi
ę
nieprawdopodobne upokorzenia takie, jak przenoszenie w ramionach nonsza-
lanckich, irlandzkich prowincjuszy w rodzaju O'Briena.
Słu
ŇĢ
cy zbili si
ħ
w milcz
Ģ
c
Ģ
gromadk
ħ
. O'Brien postawił j
Ģ
mi
ħ
dzy nimi. Betsy natychmiast stan
ħ
ła u boku pani, za co Jeannette
była jej ogromnie wdzi
ħ
czna. Słu
ŇĢ
ca próbowała nie
Ļ
miało wyj
Ģę
jej z r
Ģ
k torebk
ħ
.
O'Brien si
ħ
odwrócił.
- Zostawia mnie pan? Zatrzymał si
ħ
i spojrzał na ni
Ģ
.
- Tak. Musz
ħ
pomóc twoim ludziom przy powozie.
- Ale obiecał mi pan cie
ı
i wygodne miejsce do siedzenia. Poło
Ň
ył dłonie na w
Ģ
skich biodrach i rozejrzał si
ħ
przesadnie dookoła.
Potem spojrzał jej w oczy.
- Przykro mi to mówi
ę
, ale jedyny cie
ı
mo
Ň
na znale
Ņę
tam, na tej polance. - Wskazał r
ħ
k
Ģ
na mał
Ģ
k
ħ
pk
ħ
rosn
Ģ
cych osobno
srebrnych
Ļ
wierków. - Przypuszczam,
Ň
e grunt jest tam równie błotnisty, jak tutaj. Je
Ļ
li masz parasolk
ħ
, poleciłbym słu
ŇĢ
cej,
Ň
eby trzymała
j
Ģ
nad twoj
Ģ
głow
Ģ
dla ochrony przed sło
ı
cem. Poza tym, o ile dobrze pami
ħ
tam, nie obiecywałem ci wygodnego siedziska. Przycupnij na
jakim
Ļ
mocnym kufrze. Je
Ļ
li nie, to masz zdrowe nogi. Po tylu godzinach sp
ħ
dzonych w powozie na pewno marzysz,
Ň
eby je rozprostowa
ę
.
Po tych słowach ruszył w stron
ħ
przekrzywionej berlinki. Jeden po drugim słu
ŇĢ
cy poszli za nim. W nieruchomym, gor
Ģ
cym
powietrzu słycha
ę
było jednostajne bzyczenie owadów na polach.
Jeannette stała bez ruchu, zdumiona. Nie wiedziała, czy tupa
ę
nogami ze zło
Ļ
ci, czy wybuchn
Ģę
płaczem.
Nie, nie sprawi mu takiej satysfakcji!
Co za dra
ı
.
I pomy
Ļ
le
ę
,
Ň
e jej si
ħ
podobał.
Wiedz
Ģ
c,
Ň
e nikt na ni
Ģ
nie patrzy, wysun
ħ
ła j
ħ
zyk w stron
ħ
pleców O'Briena. Po tym akcie dziecinnej zemsty poczuła si
ħ
lepiej i
rozejrzała si
ħ
, aby znale
Ņę
co
Ļ
do siedzenia.
Plik z chomika:
ZBIGNIEW-JULIUSZ
Inne pliki z tego folderu:
Jej sekret - Foley Gaelen.pdf
(16031 KB)
Alchemia - Quick Amanda.pdf
(1633 KB)
Cienie przeszłości - Dailey Janet.pdf
(1355 KB)
Anielski hultaj ( Miłość szpiega ) - Putney Mary Jo.pdf
(1445 KB)
Aksamit - Feather Jane.pdf
(603 KB)
Inne foldery tego chomika:
#Te polecam
★ Niespodziewane szczęście
✿Nowe ebooki1111
❤❤❤ Nie chowaj tej książki przed żoną i tak kupi sobie nową - cała seria❤❤❤
❤❤❤ ROMANS HISTORYCZNY - cała seria ❤❤❤ (marinella86)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin