Osobliwe przypadki Cymeona Maksymalnego.txt

(342 KB) Pobierz
Edmund NiziurskI 

Osobliwe Przypadki Cymeona Maksymalnego 

To mi si� zdarzy�o od razu w nowej budzie. Od trzech
dni, to jest od pocz�tku roku szkolnego, chodz� do no-
wej budy, czyli do szko�y nr 3, z racji tego, �e mieszkam
na Zabuczu. Prawie wszyscy z Zahucz� zostali umieszczeni
w tej okropnej budzie. 
Szed�em w�a�nie do gabinetu lekarskiego po zwolnie-
nie, kiedy ujrza�em naszego fizyka, pana Rogera, zwanego
Rogerem Fizycznym w odr�nieniu od jego brata, znanego
psychiatry w naszym mie�cie. Ot� Roger Fizyczny zbli-
�a� si� z przeciwnej strony nios�c na ramieniu szklan�
rur� od pompy pr�niowej. Chcia�em zej�� mu z drogi, ale
on od razu mnie zatrzyma�. 
- No i c�, spotykamy si� znowu, Ogromski! 
- Tak jest, prosz� pana. 
- Nie masz zbyt zachwyconej miny - zauwa�y�.
-- Chory jestem - j�kn��em, skurczy�em si� i zgar-
bi�em, jak mog�em na j �a�o�niej. 
- Uprzedzam ci�, Ogromski - Roger potrz�sn�� gro�-
nie rur� od pompy pr�niowej - nie my�l sobie przypad-
kiem, �e b�dziesz tu zn�w dryfowa� korzystaj�c z faktu,
�e nikt ci� tu jeszcze nie zna! Ja ci� znam, Ogromski,
to ci powinno wystarczy�. 
- Wystarcza mi, prosz� pana - zgodzi�em si� po-^
kornie.
- Ech, gdyby� by� m�dry, Ogromski - westchn�� Ro-
ger - toby� wykorzysta� okazj�. 
- Jak� okazj�? - nadstawi�em chciwie ucha. 
- Masz szans� zacz�� na nowo, to jest zupe�nie
nowa szko�a. Jeste� przesadzony na nowy grunt. W no-
wej szkole ka�dy jest jakby narodzony na nowo. Naj-
wa�niejsze, �eby� si� poczu� nowo narodzony, Ogrom-
ski, bez �adnych starych obci��e�. 
- To jest my�l, prosz� pana! - przytakn��em �y-
wo. - Niczego wi�cej nie pragn� jak narodzi� si� na
nowo. Tylko... czy to jest mo�liwe, opinia p�jdzie za mn�
- j�kn��em dramatycznie i poci�gn��em nosem, �eby
wzruszy� Rogera. 
Roger Fizyczny poprawi� rur� na ramieniu i chrz�k-
n��:                 - 
- Nie p�jdzie. 
- Pan nic nie powie? 
- Nie. Zreszt� b�dziesz mia� nowego wychowawc�. 
- Kogo? 
- Pana magistra Szykonia. B�dzie zarazem was uczy�
polskiego... 
- Wi�c nie pan dyrektor Biegunowicz? 
- Nie. Pan magister Szyko�. �ci�gni�to go specjalnie
z Urz�dowa. Jest pe�en zapa�u i energii. Pami�taj, Ogrom-
ski, to twoja wielka szansa. Zapami�taj! 
- Zapami�tam, prosz� pana! 
Roger Fizyczny odszed�, a ja sta�em przez chwil� oszo-
�omiony. Szyko� z Urz�dowa! Co� takiego! A potem przy-
pomnia�em sobie, �e ten nowy okularnik z B., co ogra�
mnie w szachy, ten grubas, kt�rego nazywaj� Zezowaty
Dodo, podobno te� jest z Urz�dowa. Pobieg�em wi�c do
Doda zasi�gn�� bli�szych informacji. 
Dodo pokiwa� g�ow�. 
- Jasne, �e znam faceta. B�dzie was uczy� Ko�.
. - Ko�?! 
- Dok�adnie magister Szyko�, ale wszyscy nazywaj�
go Koniem. 
- Znasz go dobrze? 
- Jasne. Uczy� nas w Urz�dowie. 
- Co to za typ? 
- Niesamowity. 
- Okropny? Dr�twy? Nerwowy? Z�o�liwy? - dopyty-
wa�em. 
- On? Co� ty?! - �achn�� si� Dodo. 
- No wi�c, jaki jest? - zdenerwowa�em si�. 
- Ko�? O, bracie, uwa�aj na Konia! On magluje... 
- Magluje? W jakim sensie? 
- Przewraca na drug� stron�, nicuje, on jest niebez-
pieczny. To znaczy, niebezpiecznie logiczny, zab�jczo
prosty i zdradziecko rzeczowy, a raczej chcia�em powie-
dzie� na odwr�t, to znaczy zdradziecko prosty i zab�jczo
rzeczowy, rozumiesz. 
Skin��em g�ow�, ale szczerze m�wi�c, mia�em m�tlik
w g�owie. 
- Musz� mie� jeszcze dok�adny opis postaci, cechy
charakteru, sk�onno�ci, ewentualnie u�omno�ci... - powie-
dzia�em. 
- Po co ci to? 
- Ko� jest moj� szans� - odpar�em - dlatego chc�
dok�adnie pozna� Konia.
Dodo stropi� si�. 
- Nie wiem, co ci powiedzie�... to jest skomplikowa-
ne... Musia�bym si� zastanowi�. 
- Zastanowisz si� p�niej - powiedzia�em - a teraz
poka� mi, jak on wygl�da... 
- Nie widz� go tutaj... Musia�bym go poszuka�... 
- Jak go znajdziesz, to mnie zawo�aj, b�d� w pocze-
kalni u lekarza szkolnego... 
- Jeste� chory? - Dodo spojrza� na mnie zaskoczo-
ny, ale ja oddali�em si� szybko i znikn��em w drzwiach
gabinetu. 
W poczekalni siedzia�o dwu pacjent�w: blady jak na�
piwniczna, ciemnow�osy, szczup�y i nieco ni�szy ode mnie
ch�opczyna, zupe�nie mi nieznany, oraz znany mi z widze-
nia niejaki Hipek z czwartej, jeden z licznych Tubkow-
skich zaludniaj�cych nasz� szko��. Biedak by� gn�biony
czkawk�, dlatego wola�em zaj�� miejsce przy tym obcym
ch�opcu. 
Z gabinetu wysz�a Bia�a Niemi�osierna. 
- Co ci jest? - zapyta�a. 
- Mam md�o�ci i dreszcze - odpowiedzia�em - pr�cz
tego mam gniecenie, pieczenie i wiercenie... i jeszcze mi
si� troi w oczach... 
- Naprawd� ci si� troi? - zapyta�a Bia�a Niemi�o-
sierna. 
- No, nie wiem, mo�e nawet mi si� czworzy albo
pi�ciorzy. Faktem jest, �e widz� pi�ciu bli�niak�w, jeden
za drugim na krzes�ach i wszyscy maj� czkawk�. 
- Zmierzysz sobie gor�czk� - powiedzia�a Bia�a Nie-
mi�osierna. Wsadzi�a mi pod pach� termometr i wr�ci�a
do gabinetu. 
Natychmiast rozpocz��em intensywne mierzenie, ma-
j�c na uwadze prawo fizyczne, kt�re g�osi, �e przy tarciu
wytwarza si� ciep�o. 
Siedz�cy obok mnie kole� przygl�da� si� tym zabiegom
z ciekawo�ci� i u�miechn�� si� do mnie przyja�nie, jak
mi si� zdawa�o. Postanowi�em wi�c zagai�, �eby skr�ci�
nud� oczekiwa�... 
- Ty - odezwa�em si� - nie znam ci�. Jeste� chy-
ba nowy. 
Pierwszy dzie� w waszej szkole - powiedzia�.
I od razu gor�czka? - mrugn��em okiem. 
- Gorzej - powiedzia� - uczulenie. Jestem na r�-
ne rzeczy uczulony. Dosta�em w�a�nie zastrzyk pr�bny 
i czekam na wynik pr�by... 
- Znam to - mrukn��em - m�j ojciec te� jest uczu-
lony. To si� nazywa alergia. Jak si� nazywasz? 
- Jacek - odpar�. - A ty? 
- Ja mam imi� i nazwisko maksymalne - powiedzia-
�em. - Nazywam si� Maksymilian Ogromski, ale tu 
wszyscy m�wi� na mnie Cymek. 
Jacek u�miechn�� si�, a potem jakby zastyg� w tym
u�miechu i rozbawiony przygl�da� mi si� nachalnie, a� 
mnie zacz�o to denerwowa�. 
- Co tak bez przerwy szczerzysz z�by? - warkn�-
�em. - Weso�o ci? Jeszcze nie dosta�e� po kulach, ale po-
czekaj, dostaniesz i ty za swoje. - Wyja�ni�em mu j
dok�adnie, jakie niebezpiecze�stwa 'czyhaj� na niego ze
strony Rogera Fizycznego, si�str Burman od chemii i bio-
logii, tudzie� Iwana Gro�nego od historii. - Lecz najbar-
dziej uwa�aj na Konia - zako�czy�em,                  i 
- Na Konia. Jakiego Konia?! - zaniepokoi� si�.
Postanowi�em nap�dzi� f�flowi troch� strachu. 
- To nowy magister od polskiego. Niebezpieczny. On
magluje, a pr�cz tego nicuje. Jest przy tym zdradziecko 
logiczny. 
- Jak to - zdradziecko? - wykrztusi� Jacek. - 
Dlaczego? 
- Dlatego, �e jest zab�jczo rzeczowy - uci��em bez 
namys�u. - To chyba zupe�nie proste. 
- Taaak... zu-zupe�nie. 
- Widz�, �e jeste� troch� zra�ony do Konia, ale nie 
przejmuj si�, damy sobie rad� z Koniem. 
- Jak? 
- Za bardzo jeste� ciekawy - u�miechn��em si� 
z wy�szo�ci�. - Ja sobie zawsze daj� rady - rzek�em
wyci�gaj�c termometr. - Zobacz, czterdzie�ci stopni go- 
r�czki. Z tak� gor�czk� od razu dostan� zwolnienie co
najmniej na trzy dni. 
- Nie lubisz szko�y? 
- To nie o to chodzi... 
- A o co? 
Chcia�em powiedzie�, �e chodzi o film i o Gig�, ale 
ugryz�em si� w j�zyk i powiedzia�em tylko: � 
- Chc� nakr�ci� film. To moja pasja. Akurat jutro
b�d� mia� kamer�, bo b�d� m�g� po�yczy� od Cze�ka, bo
to jest kamera brata Cze�ka i ten brat wyjedzie zdawa� 
egzaminy... 
- Rozumiem - chrz�kn�� Jacek. - Czy... czy 
wszystkie role masz obsadzone, mo�e i ja... 
- Ty? - skrzywi�em si� i spojrza�em na niego po-
gardliwie. - Owszem, potrzebuj� kogo� do roli sportow-
ca, ale to musi by� si�acz i biegacz... 
- Ja jestem silny. - Jacek napr�y� musku�y. 
- Zaraz zobaczymy. - Poda�em mu si�omierz zawie-
szony na �a�cuszku przy wadze lekarskiej. - Naci�nij.
�cisn��, a ja spojrza�em zdumiony. Strza�ka skoczy�a a� 
na koniec skali. 
- D�br;7 jeste� - powiedzia�em. - Ile masz na czte-
rysta metr�w? 
- Czasami schodz� poni�ej pi��dziesi�ciu sekund. 
Przygl�da�em mu si� uwa�nie. 
- Nie wygl�dasz na takiego zucha. Ty chyba jeste� 
przero�ni�ty i starszy od mnie. 
- Troch� - powiedzia�. - Wi�c jak, anga�ujesz 
mnie? 
- Mogliby�my za�o�y� zesp� filmowy... ale pami�taj, 
ja b�d� g��wnym re�yserem i kierownikiem artystycz-
nym. 
- A mnie co zostawisz?? 
- Ty m�g�by� gra�, no i pisa� scenariusze, o ile masz 
cierpliwo�� i umiesz kleci� zdania... 
- Spr�buj� - powiedzia� Jacek. 
- Podobasz mi si� - o�wiadczy�em. 
- Ty te� mi si� podobasz. 
W tym momencie do poczekalni zajrza� zadyszany 
i jak mysz spocony Dodo. 
- Cymek? Jeste� tu?! - rozgl�da� si� po mrocznym
pomieszczeniu. Potem zdj�� okulary i zacz�� je przecie-
ra� nerwowo. 
- O co chodzi? - zapyta�em flegmatycznie. 
- Uwa�aj - zasapa� Dodo. - Ko� si� �le poczu�
i mia� tutaj przyj��... Lepiej pryskaj od razu. - W�o�y�
na nos okulary, spojrza�. - O rany! - wrzasn�� nagle, 
z�apa� si� za usta i wybieg� przera�ony. 
Ja te� poczu�em si� dziwnie s�abo, chrz�kn��em nie-
pewnie: 
- Wyjd� na chwil� - b�kn��em. 
- Odchodzisz? - Jacek spojrza� na mnie z wyrzutem. 
-> Ju� ci si� nie podobam? 
- Podobasz mi si� - warkn��em. 
- Mia�e� mi zrobi�- gor�czk� i pokaza�, jak si� uje�-
d�a Konia...^ 
-- Potem - wykrztusi�em cofaj�c si� do drzwi. 
- No to zostaw przynajmniej termometr - powiedzia� 
Jacek. 
- Termometr? A prawda! - Dopiero teraz przypo-
mnia�em sobie o termometrze. Wsun��em r�k� pod pach�,
ale termometru tam ju� nie by�o, poczu�em natomiast, �e
g�adki przedmiot �askocz�c mnie lekko przesun�� mi si�
po �ebrach. Nim zdo�a�em go z�apa�, wylecia� spod koszul-
ki, stukn�� o pod�og� i roztrzaska� si� na drobne ka-
wa�ki. 
Akurat w tym momencie w drzwiach gabinetu stan�-
�a Bia�a Niemi�osierna. 
- Ogromski, do pani doktor! Gdzie tw�j termometr? 
Przera�ony da�em nura za drzwi. 
- Ogromski, co ty wyrabiasz? - Bia�a Niemi�osierna
wytrzeszczy�a os�upia�e oczy. 
- Niech siostra si� nie przejmuje - us�ysza�em jesz-
cze g�os Jacka. - Zdaje si�, �e kolega Ogromski jest j...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin