Kazimierz Przerwa Tetmajer. Analiza_wierszy.doc

(60 KB) Pobierz
Kazimierz Przerwa Tetmajer – Analiza wierszy (oprac

Kazimierz Przerwa Tetmajer – Analiza wierszy (oprac. Magda Brożek)

 

Nie wierzę w nic…

Nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie,

wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów:

posągi moich marzeń strącam z piedestałów
i zdruzgotane rzucam w niepamięci śmiecie…

A wprzód je depcę z żalu tak dzikiem szaleństwem,
jak rzeźbiarz, co chciał zakląć w marmur Afrodytę,
widząc trud swój daremnym, marmury rozbite
depce, plącząc krzyk bólu z śmiechem i przekleństwem.

I jedna mi już tylko wiara pozostała:
że konieczność jest wszystkim, wola ludzka niczym —
i jedno mi już tylko zostało pragnienie

Nirwany, w której istność pogrąża się cała
w bezwładności, w omdleniu sennym, tajemniczym,
i nie czując przechodzi zwolna w nieistnienie.

 

Utwór ten jest dekadenckim przykładem odrzucenia świata przez jednostkę, porzuceniem marzeń i pragnień. Osoba mówiąca w wierszu jest rozczarowana i zniechęcona, jej wypowiedź przybiera formę monologu, jest to bezpośrednie wyznanie. Wiersz ma formę sonetu włoskiego (4 + 4 + 3 + 3). Dwie pierwsze strofy są opisowe, dwie pozostałe refleksyjne. Jest to utwór pesymistyczny, pełen nihilizmu ideowego. Podmiot liryczny przedstawia negatywne stanowisko w stosunku do własnych marzeń (wyzbył się pragnień, stracił wiarę w możliwość zmiany dotychczasowej rzeczywistości). Wyszydza „wszystkie czyny i zapały”, którymi obecnie gardzi i uważa za zbędne. Kiedyś marzenia były dla niego ważne, teraz nazywa je „śmieciami”.

 

W drugiej zwrotce przyznaje, że wyzbywa się ich z żalem. Czyni to dlatego, że nie wierzy w możliwość ich realizacji, uznaje swój trud za daremny, porównując się do rzeźbiarza posągu Afrodyty, która była niedoścignionym ideałem podobnie jak niedoścignione są ludzkie marzenia. Osoba mówiąca w wierszu jest zniechęcona widząc brak efektu swojej pracy włożonej w realizację marzeń. Niemożność ich realizacji doprowadza go do szału, targają nim tak silne emocje, że raz śmieje się, a raz przeklina, nie panuje nad swoim zachowaniem. Dwie pierwsze zwrotki ukazują postawę melancholijnej bierności, poczucia, że nie ma sensu ściganie marzeń. Towarzyszy mu poczucie niespełnienia i odrazy.

 

Trzecia zwrotka to odwołanie do filozofii Schopenhauera: podkreślenie upadku wiary, „konieczność jest niczym”, „wola ludzka jest niczym”. Podmiot zakłada postawę bierną czyli postanowienie nie walczenia z tym, co nieuchronne, poddanie się cierpieniu, porzucenie wiary w rozum, zaufanie intuicji i instynktowi. Nowym celem podmiotu lirycznego jest osiągnięcie stanu nirwany.

 

Czwarta zwrotka to charakterystyka nirwany: stanu pogrążenia się w nicości, w „omdleniu sennym” gwarantującym brak czucia. Ucieczka od bodźców zewnętrznych i izolacja stają się pragnieniem osoby mówiącej w wierszu.

 

Evviva l'arte!

Evviva l'arte! Człowiek zginąć musi —
Cóż, kto pieniędzy niema, jest paryasem,
Nędza porywa za gardło i dusi —
Zginąć, to zginąć, jak pies, a tymczasem,
Choć życie nasze splunięcia nie warte:
Evviva l'arte!

Ewiva l'arte! Niechaj pasie brzuchy
Nędzny filistrów naród! My artyści,
My, którym często na chleb braknie suchy,
My, do jesiennych tak podobni liści,
I tak wykrzykniem: gdy wszystko nic warte,
Evviva l'arte!

Evviva l'arte! Duma naszym bogiem,
Sława nam słońcem, nam królom bez ziemi,
Możemy z głodu skonać gdzieś pod progiem,
Ale jak orły z skrzydły złamanemi —
Więc naprzód! Cóż jest prócz sławy co warte?
Evviva l'arte!

Evviva l'arte! W piersiach naszych płoną
Ognie przez Boga samego włożone:
Więc patrzym na tłum z głową podniesioną,
Laurów za złotą nie damy koronę,
I chociaż życie nasze nic nie warte:
Evviva l'arte!

Wiersz opublikowany w 1894 roku w II serii Poezyj, stał się hymnem młodych artystów. Myślą przewodnią utworu jest wywyższenie sztuki oraz dramatyczna sytuacja artysty w kapitalistycznym świecie. Wiersz jest przykładem liryki podmiotu zbiorowego („My, artyści”). W sposób wyraźny zostaje ukazana opozycja artysta-filister (bogacz dbający wyłącznie o wartości materialne). [...My, artyści, my, którym często na chleb braknie suchy,
my, do jesiennych tak podobni liści].

Artysta to biedak, często cierpiący głód. Znajduje się w nizinach hierarchii społecznej. Dramatyczna sytuacja życiowa artystów, którzy zdają sobie sprawę, że mogą „z głodu zginąć gdzieś pod progiem”, dodatkowo podkreśla ich oddanie dla sztuki. Sztuka pełni tu rolę wyzwolicielki z dekadenckiego nastroju. Powracające stwierdzenia: „choć życie nasze splunięcia niewarte”, „gdy wszystko nic warte”, „chociaż życie nasze nic niewarte”, ukazują młodopolski kryzys wartości. W pierwszej zwrotce mamy do czynienia z biernym poddaniem się losowi: „Człowiek zginąć musi…”. Uporządkowana forma wiersza (cztery identyczne zwrotki, rymy żeńskie ababcc) kontrastują ze słownictwem potocznym („zginąć jak pies”, „Niechaj pasie brzuchy”, „na chleb braknie suchy”). Trzecia i czwarta strofa skupione są wokół samego artysty i jego świadomości wybrańca. Chór artystów manifestuje swoją wyższość, wie, że został powołany przez siły nadprzyrodzone:

[…W piersiach naszych płoną ognie przez Boga samego włożone: więc patrzym na tłum z głową podniesioną…].

Jednak z tej świadomości rodzi się tragiczny konflikt między własnym poczuciem wyjątkowości, a odtrąceniem przez społeczeństwo. [możemy z głodu skonać gdzieś pod progiem, ale jak orły z skrzydły złamanemi ]. Porównanie śmierci artysty do orła ze złamanym skrzydłem, przypomina obraz z wiersza Baudelaire’a „Albatros”. Poeta pozostający w przestrzeni sztuki, odbiera laury sławy, jednak w przestrzeni zwyczajnego życia okazuje się bezsilny i nieprzystosowany. Dla artysty skazanego na życie w świecie filistrów jedyną obroną jest duma i wierność sztuce. Zdanie: „laurów za złotą nie damy koronę”, można odczytać jako sprzeciw wobec służalczości sztuki.

 

Lubię, kiedy kobieta

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię w przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to -- i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.

 

Erotyk opublikowany w II serii Poezyj (1984). Tytuł wskazuje, że tematem wiersza są doznania związane z kobietą, a nie ona sama. Podmiot liryczny to mężczyzna o czym świadczy eksponowanie różnic między kobietą a mężczyzną. Podmiot liryczny opowiada o swoich doświadczeniach i reakcjach kobiety podczas zbliżenia. Wiersz składa się z 4 zwrotek czterowersowych. Rymy występujące w wierszu są żeńskie parzyste.
Na początku wiersza każdego wersu występuje anafora –zwrot „lubię” podkreślający neutralny stosunek podmiotu do zachowań i reakcji kobiety. Utwór nie dotyczy samej istoty aktu, lecz myśli mężczyzny tuż po jego zakończeniu. „Myśl moja już od niej wybiega skrzydlata” wskazuje na to ,że jedyne co łączyło partnerów to fizyczność.

Śmiałe podejmowanie tematyki erotycznej przez Tetmajera było typowe dla modernizmu. Jednak erotyzm Tetmajera był katastroficzny, ponury, przesycony świadomością o tym, że przebudzenie będzie gorzkim rozczarowaniem. Uniesienia miłosne były chwilami zapomnienia o złym świecie. Jednakże przebudzenie się z miłosnej ekstazy ze zwiększona siłą przypominało o rzeczywistości. Jest tu również chwilowe przeniesienie w stan nirwany (uwolnienie się od potrzeb życiowych, pragnień i namiętności, osiągnięcie stanu wewnętrznego spokoju i prawdy). Jednak kobieta jest zbyt doczesna, by mogła dać uczucie wiecznego zapomnienia.
Tematyka miłosna ukazywana jest przez pryzmat erotyzmu i zmysłowości. Akt erotyczny łączy przejściowo i niecałkowicie dwa odmienne światy : kobiecy (zmysłowy) i ski (duch, sztuka i intelekt). Po wspólnym doznaniu erotycznym, mężczyzna ma żal do kobiety, że zniżyła go do poziomu fizjologicznego zubożając jego duszę. Podmiot liryczny lubi patrzeć na rozkosz kobiety. Postrzega ją w sposób zmysłowy, hedonistyczny. Zwraca uwagę na detale jej ciała. Spogląda na nią jak artysta na swoje dzieło – bo to właśnie jego zasługą jest kobieca rozkosz. Można go przyrównać do artysty-rzeźbiarza. To obserwator a nie uczestnik. Z drugiej strony bawi go uniesienie kobiety, jak i sama postać namiętnej kochanki. Nie zagłębia się w uczuciowe relacje. Opis kobiety jest równocześnie subtelny i odważny. Pierwsze dwie strofy mówią wyłącznie o wyglądzie kobiety i jej zachowaniu. Kochanka została ukazana jako istota, która całkowicie poddała się aktowi seksualnemu. Omdlenie, oniemienie, oddanie kobiety w sposób wyraźny poeta kontrastuje z chłodnym wyznaniem „lubię”. Bohaterka to postać niezindywidualizowana. W trzeciej strofie mowa jest o wewnętrznym dysonansie kobiety, pomiędzy wstydem a prawdziwym pożądaniem. Jedyny sposób, w jaki kobieta jest w stanie przeżywać akt erotyczny, to sposób zwierzęcy : „szuka ust a lęka się spojrzenia”. Wiersz jest manifestacją hedonizmu ale i wolności (niezaangażowania emocjonalnego). Mężczyzna mimo, że uczestniczy w akcie seksualnym nie jest nim zniewolony jak kobieta.

 

Hymn do Nirwany

Z otchłani klęsk i cierpień podnoszę głos do ciebie, Nirwano!

Przyjdź twe królestwo jako na ziemi, tak i w niebie, Nirwano!

Złemu mnie z szponów wyrwij, bom jest utrapień srodze, Nirwano!

I niech już więcej w jarzmie krwawiącym kark nie chodzę, Nirwano!

Oto mi ludzka podłość kałem w źrenice bryzga, Nirwano!

Oto się w złości ludzkiej błocie ma stopa ślizga, Nirwano!

Oto mię wstręt przepełnił, ohyda mię zadusza, Nirwano!

I w bólach konwulsyjnych tarza się moja dusza, Nirwano!

O przyjdź i dłonie twoje połóż na me źrenice, Nirwano!

Twym unicestwiającym oddechem pierś niech sycę, Nirwano!

Żem żył, niech nie pamiętam, ani wiem, że żyć muszę, Nirwano!

Od myśli i pamięci oderwij moją duszę, Nirwano!

Od oczu mych odegnaj złe i nikczemne twarze, Nirwano!

Człowiecze zburz przede mną bożyszcza i ołtarze, Nirwano!

Niech żywot mię silniejszych, słabszych śmierć nie uciska, Nirwano!

Niech błędny wzrok rozpaczy przed oczy mi nie błyska, Nirwano!

Niech otchłań klęsk i cierpień w łonie się twym pogrzebie, Nirwano!

I przyjdź królestwo twoje na ziemi, jak i w niebie, Nirwano!

 

W filozofii orientalnej nirwana to oderwanie się od problemów, osiągnięcie stanu prawdy, nieistnienia, niebytu. Podmiot liryczny w utworze oczekuje jej przyjścia, czekając na nią, jak na zbawienie: „przyjdź twe królestwo jako na ziemi, tak i w niebie”. Jest to wezwanie do bóstwa, prośba o ratunek i wyzwolenie ze świata, który otacza poetę-dekadenta. „Hymn do Nirwany” to monolog liryczny: „z otchłani klęsk i cierpień podnoszę głos do ciebie”. Utwór jest podniosłą modlitwą, występuje tu patos skontrastowany z wyrazami potocznymi „ludzka podłość kałem w źrenice bryzga. Jest to liryka religijna, ponieważ wiersz ten przypomina modlitwę „Ojcze nasz”. Wiersz ma postać inwokacji, jego adresatem jest Nirwana. Nastrój wiersza jest podniosły. Świat w utworze jest pełen męki, przytłacza poetę, który chce zapomnieć o swoim życiu, w którym otacza go zło. Podmiot liryczny nie odnalazł sensu życia, dlatego chce pogrążyć się w niebycie. Zdaje sobie sprawę, że istnienie to wieczna udręka. Podmiot liryczny jest otaczany przez podłych ludzi, którzy utrudniają mu życie. Jego dusza „w bólach konwulsyjnych tarza się”, została upersonifikowana, co ma podkreślić duchowe cierpienie. Podmiot chce zapomnieć o całym swoim życiu, zarówno przeszłym jak i obecnym. Wiersz kończy się bezpośrednim odwołaniem do modlitwy „Ojcze nasz”.

 

Melodia mgieł nocnych (Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)

Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,

lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...

Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,

co nam ciała przezrocze tęczą blasków nasyca,

i wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,

i limb szumy powiewne, i w smrekowym szept borze,

pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną,

dźwięczne, barwne i wonne, w głąb wzlatujmy błękitną.

Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,

lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...

Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona,

lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona,

puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przezrocza,

i sów pierzem puszystym, co w powietrzu krąg toczą,

nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci,

jak my same, i w nikłe oplatajmy go sieci,

z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące,

gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce,

a wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie,

nim je zerwie i w pląsy pogoni nas skocznie...

 

Wiersz pochodzi z II serii Poezyj. Podejmuje tematykę tatrzańską, bliską poecie wychowanemu na Podhalu. Melodia, czyli uszeregowanie dźwięków w czasie, zakłada brak słów. Utwór jest poetycką grą z czytelnikiem. Nazwanie go melodią, potęguje wrażenie delikatności, nieuchwytności, rozmycia, nieprzekładalnego na słowa krajobrazu. Podtytuł kieruje czytelnika w stronę konkretnego miejsca – nad Czarny Staw Gąsienicowy.

 

Podmiotem lirycznym są upersonifikowane mgły nocne (świadczą o tym konsekwentne formy czasowników: nie budźmy, pląsajmy, okręcajmy się). Nie jest to typowy podmiot zbiorowy – „my” wyrażające wspólne dążenia i emocje. Mgły nocne lepiej traktować jak bohaterki wiersza. Właściwy podmiot liryczny jest ukryty za krajobrazem, tak jak jest to właściwe dla liryki pośredniej, a dokładnie opisowej. Podmiot to artysta-impresjonista, którego głównym celem jest uchwycenie chwili.


Muzyczność utworu przejawia się w jego budowie. Wiersz składa się z dwudziestu wersów, każdy po czternaście sylab z regularnie rozłożonymi akcentami (sylabotonizmem). Rymy są końcowe i parzyste. Melodyjność potęgują liczne powtórzenia oraz refren. Wiersz zaczyna się w środku tanecznego pląsu: „lekko z wiatrem pląsajmy…”.  Mgły nocne same siebie uciszają. Zarysowuje się tu kontrast między uśpioną wodą, a ruchliwą mgłą. Opis jest subtelny. Wiersz jest przykładem synestezji w obrazowaniu poetyckim, skojarzono ze sobą tu różne zjawiska zmysłowe. W części następującej po drugim refrenie (wersy 11-20) relacja przenikania jest odwrotna: dokonuje się teraz pełne nasycenie krajobrazu efektem puszystości i rozmycia konturów: „z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące, gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce…”. Opis jest przepełniony ruchem, kolejne obrazy bardzo szybko się zmieniają, to wrażenie podkreślają czasowniki mówiące o zabawie: „okręcajmy się”, „pląsajmy”, „się bawmy”, ścigajmy”. Jednak w tym przepełnionym grą barwy, dźwięku i woni opisie, można odnaleźć zdanie o pesymistycznej tonacji: „Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona, lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona…”. Jest to charakterystyczna dla impresjonizmu świadomość przemijalności wszystkiego, czego doznajemy. Uchwycenie chwili w jej niepowtarzalności jest zadaniem artysty-impresjonisty.

 

Limba

Samotna limba szumi
 Na zboczu stromem,
 U stóp jej czarna przepaść
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin