GILDAS BOURDAIS
( Przełożył Halina Natorf)
WSTĘP
Od pięćdziesięciu lat spotykamy się z tysiącami napływających z całego świata relacji na temat nie zidentyfikowanych obiektów latających. Znaczna część tych relacji pochodzi od doświadczonych pilotów, zarówno cywilnych, jak i wojskowych, policjantów, żandarmów. W książce znajdą się również zeznania kosmonautów, a są to ludzie, których trudno posądzać o mitomanię. Mimo to ośrodki władzy uporczywie przemilczają cały ten problem lub negują autentyczność obserwacji.
Co jest przyczyną takiej postawy wobec ogromu świadectw? Czyżby wojskowym i politykom zależało na zachowaniu tych tajemnic dla siebie? A może celowo ukrywa się przed nami dowody istnienia istot myślących we wszechświecie? Pytania te wydają się ze wszech miar uzasadnione.
Pierwszą falę obserwacji dotyczących "latających talerzy" odnotowano w Stanach Zjednoczonych w czerwcu 1947 roku. W następnych latach zjawisko to rozszerzyło się na cały świat. Jednak czynniki wojskowe, chcąc opanować emocje, od początku podawały w wątpliwość relacje świadków. Po opublikowaniu w USA w roku 1969 raportu komisji Condona, negującego istnienie latających obiektów i istot pozaziemskich, zainteresowanie społeczne tym problemem znacznie zmalało.
W 1972 roku emocje ponownie wzrosły za sprawą astronoma Allena Hyneka. Były doradca naukowy Sił Powietrznych USA, który przez blisko dwadzieścia lat odnosił się sceptycznie do najbardziej nawet wiarygodnych relacji świadków, oświadczył, że obiekty te istnieją! Problem zaczął się znów komplikować, kiedy kilka lat później wielu ufologów (z angielskiego unidentified flying object -nie zidentyfikowany obiekt latający, skrót UFO) zgłaszało coraz więcej wątpliwości wobec wciąż rosnącej liczby relacji -osobliwych, często absurdalnych, niekiedy groteskowych. Hipoteza o obecności na naszej planecie kosmonautów z innych światów wydawała się coraz trudniejsza do udowodnienia.
I nagle nastąpił zasadniczy zwrot. Najpierw w Stanach Zjednoczonych, a następnie w Europie i innych krajach świata. Ustawa o wolności informacji (Freedom of Information Act -FOIA), która weszła w życie w USA w 1974 roku, zmusiła władze do stopniowego ujawnienia -często w wyniku ostrych batalii prawnych -pokaźnej liczby dokumentów. Dziś dostępnych jest z tego zakresu blisko 30 tysięcy stron. Dokumenty pochodzą z archiwów armii amerykańskiej, FBI, CIA oraz Departamentu Stanu. Istnieją podejrzenia, że to jeszcze nie wszystko. Udostępnione materiały zostały skrupulatnie wyselekcjonowane lub ocenzurowane. Mimo to wnikliwe przestudiowanie tych tysięcy raportów, listów i wspomnień wyraźnie sugeruje, iż władze wiedziały, o co tu naprawdę chodzi, co najmniej od 1947 roku. Dowodzi to również, że służby wywiadowcze i wojskowe uprawiały zawsze politykę otaczania tych zagadnień tajemnicą.
W tym samym czasie, kiedy zaczęto ujawniać tę całą bezprecedensową masę dokumentów, pojawiły się nowe relacje, które ożywiły dawne pogłoski o przejęciu pod koniec lat czterdziestych, w wielkim sekrecie, uszkodzonych UFO. Najbardziej znanym, aczkolwiek budzącym kontrowersje przypadkiem, pozostaje sprawa Roswell, której poświęcony jest jeden z rozdziałów tej książki.
Ale to jeszcze nie wszystko. W ostatnich latach pojawiły się dwa nowe aspekty problemu istnienia UFO i obecności istot pozaziemskich na naszej planecie. Po pierwsze, chodzi o wzrastającą liczbę relacji osób porwanych na pokłady pojazdów kosmicznych, po drugie zaś o znajdowanie w pobliżu miejsc, w których zaobserwowano UFO, bestialsko zmasakrowanych zwłok zwierząt z wytoczoną z nich krwią, pokrojonych z chirurgiczną precyzją, przy czym w przypadkach tych brak było jakichkolwiek śladów, które pozwoliłyby je wytłumaczyć.
Niniejsza książka nie aspiruje do definitywnej analizy ani nie przesądza omawianego w niej problemu. Jej celem jest dostarczenie Czytelnikowi nie wyjaśnionych, rozproszonych i trudno dostępnych informacji. Odnosi się to zarówno do pierwszych fal obserwacji amerykańskich, jak i do nowych, nieoczekiwanych zwrotów w dziedzinie ufologii.
Dzieje nowożytne otwiera w XVI wieku bezprecedensowy szok kulturowy -heliocentryczna teoria Kopernika i Galileusza: Ziemia przestaje być centrum świata, staje się drobną cząstką nieskończonej przestrzeni. Potwierdzenie skrzętnie dotychczas ukrywanego istnienia cywilizacji pozaziemskich może stać się jeszcze większym szokiem. A może znajdujemy się w przededniu odkrycia nowej karty w dziejach ludzkości?...
ROZDZIAŁ 1
Goście z kosmosu wśród nas?
Dziewiątego sierpnia 1995 roku czołowe miejsce w dzienniku "Le Monde" zajęła "zagadka nie zidentyfikowanych obiektów latających":
Psoty pewnego UFO poważnie zakłóciły ruch na lotnisku ( San Carlos de Bariloche w ośrodku sportów zimowych położonym na pierwszych pasmach Andów. Wydarzenie to, trwające blisko piętnaście minut w nocy z 1 na 2 sierpnia, zaobserwowało i dokładnie opisało kilkunastu świadków, w tym Jorge Polanco, pilot samolotu linii lotniczej Aerollineas Argentinas, który właśnie podchodził do lądowania.
Usiłując zbagatelizować znaczenie informacji, dziennikarz twierdzi, iż zagadnienie istoty UFO "najprawdopodobniej nieprędko zostanie zbadane naukowo", pozostawiając pole do popisu bujnej wyobraźni "amatorów innych światów".
Więcej do powiedzenia niż "Le Monde" miała w tej sprawie Agence France Presse (AFP -Francuska Agencja Prasowa). Wydarzenie nastąpiło faktycznie wieczorem 31 lipca o godzinie 20.10 czasu miejscowego.
Wszystko się zaczęło -głosi depesza -gdy maszyna -lot 674 linii Aerolineas Argentinas z Buenos Aires -ze stu dwoma pasażerami i trzema członkami załogi na pokładzie podchodziła do lądowania na pasie lotniska w Bariloche, modnym ośrodku sportów zimowych na pierwszych pasmach Andów (...) "Aby uniknąć kolizji z nie zidentyfikowanym obiektem latającym, pilot był zmuszony do wykonania desperackiego manewru" -twierdzi kilku członków argentyńskich wojskowych sił powietrznych. Zeznania potwierdza major Jorge Oviedo, który także "widział UFO". Według niego "w tym czasie w całym mieście zgasły światła, a przyrządy miernicze na lotnisku wręcz oszalały". Kilku mieszkańców oświadczyło, że tuż przed awarią elektryczności również zauważyli UFO.
AFP cytuje pilota Jorge Polanco:
W chwili gdy wykonywałem ostatnie podejście, zobaczyłem zbliżające się do nas z ogromną prędkością białe światło, które j zatrzymało się nagle w odległości zaledwie stu metrów. Kiedy j wznowiłem manewr, obiekt poruszał się wzdłuż krzywej naszego zejścia, a następnie leciał równolegle do naszej trasy. Po chwili latający talerz wielkości samolotu rejsowego zmienił barwy: na jego krańcach pojawiły się dwa zielone światła, w centrum zaś jedno -pomarańczowe.. światła te zapalały się na przemian. Gdy podchodziłem do lądowania, na pasie zgasło nagle oświetlenie. Byłem zmuszony wznieść się ponownie na wysokość trzech mil. UFO wciąż mi towarzyszyło, wznosząc się z niesamowitą prędkością. Nie wierzyłem własnym oczom: UFO nie poruszało się zgodnie z uznanymi prawami fizyki i natury. Kiedy na ziemi pojawiły się światła, przystąpiłem na nowo do schodzenia. UFO zniknęło z ogromną prędkością.
A może UFO to przysłowiowe potwory morskie pojawiające się w sezonie ogórkowym, by trafić na pierwsze strony gazet i zapewnić im odpowiedni nakład? Czy zresztą dziś spotyka się UFO? Sceptycy wszelkiej maści negujący zapamiętale istnienie zjawisk wykraczających poza wąskie granice racjonalizmu usiłują przekonać nas, że "latające talerze" wyszły z mody. Na ich nieszczęście rzeczywistość jest zgoła inna, o czym świadczy seria niedawnych wydarzeń. Nie tylko spotykamy się nadal na całym świecie z UFO, ale co więcej, relacje na ich temat często pochodzą od ekspertów, takich jak piloci rejsowi czy oficerowie sił powietrznych niektórych najbardziej rozwiniętych krajów..
Autentyczność wydarzenia z 31 lipca 1995 roku nie budzi najmniej szych wątpliwości ze względu na liczbę świadków i ich rangę. Dyrektor lotniska, major Oviedo, potwierdza zeznania pilota dotyczące nagłego zgaśnięcia świateł na pasach startowych: "...w czasie awarii elektryczności uległa przerwaniu łączność radiowa. Miasto zostało pogrążone w ciemnościach". Wszystko to trwało 15 minut, ale Boeing 727 miał całą godzinę opóźnienia. Jeden z pasażerów, dziennikarz Mariano de Vedia z gazety "La Nación", twierdzi, że odczuł manewr pilota, lecz musiał zadowolić się wyjaśnieniem załogi powołującej się na awarię elektryczności na lotnisku. Kabina była jasno oświetlona i pasażerowie nie dostrzegli UFO. Piloci jednak dość dokładnie opisali obiekt. Jorge Polanco mówi o "odwróconym latającym talerzu wielkości Boeinga 727, emitującym potężne, oślepiające światło". Świadectwo to potwierdzają drugi pilot, Carlos Dortona, i mechanik pokładowy, Jorge Allende. Roberto Benavente, pilot linii lotniczych Aerolineas Argentinas, odbywający ten lot w charakterze pasażera, ale przebywający wraz ze swymi kolegami w kabinie pilota, również przytacza kilka szczegółów dotyczących incydentu: "Trzech członków załogi i ja wyraźnie widzieliśmy jakiś obiekt podobny do samolotu, lecący równolegle do naszego 727. Miał trzy światła: zielone na krańcach i rotacyjne pomarańczowe pośrodku". Roberto Benavente dodaje, że pilot powiadomił wieżę kontrolną o obecności "świateł". Kontroler potwierdza, że też je widział. Ruben Cipuzak, pilot powietrznej straży granicznej, który patrolował w pobliżu, także dostrzegł UFO obok Boeinga i informował samolot: "Widzę coś. Nie wiem, o co chodzi, ale to «coś» podąża za wami" (l).
Zdarzenie w Bariloche nie jest w Argentynie przypadkiem odosobnionym. 11 sierpnia 1995 roku zaobserwowano UFO na niewielkiej wysokości nad miastem Cutral-Co położonym w odległości 900 kilometrów na południowy zachód od Buenos Aires. Według relacji dyrektora szkoły, Luisa Luny, gdy przelatywał latający talerz, w całym mieście nastąpiła awaria elektryczności: "Ujrzeliśmy na niebie bardzo intensywne błękitne pulsujące światło zbliżające się w naszym kierunku. Pojazd zatrzymał się na wysokości trzech metrów od ziemi i przez kilka sekund pozostawał nieruchomy". Strażak Ismael Parada i jego żona twierdzą, że gdy chcieli zbliżyć się do pojazdu, nie mogli uruchomić samochodu.
Kolejne zdarzenie miało miejsce w środę 16 sierpnia wieczorem w mieście Caeta Olivia leżącym na samym południu Argentyny, w prowincji Santa Cruz . Operator telewizyjny Pablo Mouesca twierdzi, że w obecności swojej córki i kilku sąsiadów sfilmował UFO: "Przez obiektyw mojej kamery widziałem wyraźnie zmieniające się światła -czerwone, błękitne i żółte -a także dziwny przedmiot w kształcie sześcianu". Ufolodzy argentyńscy odnotowali od początku roku 25 podobnych przypadków. W ciągu 1994 roku zaobserwowano ich ogółem 124.
Listopad 1989: inwazja UFO na Belgię
Od 1947 roku zauważono, że w niektórych okresach pojawianie się UFO jest szczególnie intensywne. Sygnały na ten temat, zarówno z poszczególnych regionów świata, jak i z kilku miejsc na kuli ziemskiej równocześnie, są znacznie częstsze niż zazwyczaj.
Cechami charakterystycznymi fali obserwacji w Belgii w 1989 roku były jej intensywność i zasięg. Fakt ten obala tezę, że zjawisko ma charakter socjopsychologiczny. Zwrócił na to uwagę fizyk Auguste Meessen, profesor uniwersytetu katolickiego w Louvain, jeden z wybitnych członków Belgijskiego Stowarzyszenia Badań Zjawisk Kosmicznych (Societe belge d'etude des phenomenes spatiaux -SOBEPS) . Początek fali belgijskiej opisuje on w następujący sposób: "W pamiętną środę 29 listopada 1989 roku odnotowano w ciągu kilku godzin w niewielkim regionie wiele obserwacji -co najmniej 125 przypadków". Tyle obserwacji w ciągu jednego wieczoru to, według profesora, "olśniewający początek"!
Warto podkreślić wyjątkową zgodność relacji. Wszyscy świadkowie mówią o latających pojazdach w niczym nie przypominających "talerza". Opisują obiekty w kształcie trójkąta, rombu lub "latającego skrzydła bez ogona". Olbrzymie belgijskie UFO nie wydawały żadnych dźwięków. Niektórzy obserwatorzy słyszeli brzęczenie lub słaby świst. Leciały nisko, bardzo powoli, mogły pozostawać w bezruchu, pochylać się, obracać gwałtownie, zachowując pozycję horyzontalną, by w końcu oddalić się z wielką prędkością. Dolna część tych osobliwych pojazdów kosmicznych była płaska, niektóre zwieńczone były kopułą. W kopule "koloru aluminium" znajdowało się kilka prostokątnych, oświetlonych pomarańczowo "iluminatorów". UFO, wyposażone w potężne reflektory oświetlające ziemię, otoczone były różnobarwnymi światłami, a od spodu migotało coś, co przypominało policyjnego "koguta". Według Auguste'a Meessena ruchom UFO towarzyszyły zjawiska fizyczne w środkach lokomocji na ziemi: zatrzymanie pracy silników, gaśnięcie świateł, całkowite wyłączenie systemu elektrycznego, zakłócenia w odbiorze radiowym, przerwanie łączności radiowej w samochodach policyjnych i samolotach. "Za każdym razem gdy, UFO się oddalało, wszystko wracało do normy" -dodaje uczony.
Jeden ze świadków mówi o emitowaniu przez nieruchome UFO dwóch bardzo cienkich i bardzo długich, wysyłanych w przeciwstawnych kierunkach, wiązek czerwonego światła. Auguste Meessen dostrzega w tym podobieństwo do pewnej obserwacji dokonanej w Stanach Zjednoczonych. Chodziło wówczas o wiązkę białych świateł. Detektor indukcji magnetycznej odnotował w czasie trwania tego zdarzenia sygnał o częstotliwości około dziesięciu cykli na sekundę. "Widziałem ten zapis -mówi belgijski uczony -sygnał był prawie sinusoidalny, lecz nieregularny, co skłoniło mnie do rozważenia możliwości emisji radiowej na falach ultrakrótkich -ELF. Te dwie przeciwstawne wiązki stanowiły więc swego rodzaju powstałą w wyniku jonizującej radiacji dwubiegunową antenę, tworząc plazmę przewodzącą" .
Najwcześniejsze obserwacje odnotowano w regionie Eupen w pobliżu granicy niemieckiej. Jeden z pierwszych świadków, przebywający na posterunku granicznym na autostradzie E 40 żandarm J., zobaczył, jak zbliża się w jego kierunku "błyszczący obiekt" lecący na niewielkiej wysokości i wyposażony w bardzo silne reflektory. "Znajdował się jakieś 500 metrów ode mnie. W pierwszej chwili pomyślałem, że to helikopter, dziwiąc się, dlaczego leci tak nisko, ma takie reflektory i porusza się z tak minimalną prędkością nie większą niż 60-70 km/godz. Ponadto pojazd leciał wzdłuż autostrady".
Czyżby tak gwałtowny najazd gości niebiańskich miał coś wspólnego z wyjątkowym oświetleniem autostrad belgijskich? Po zapoznaniu się ze wszystkimi relacjami odnosi się wrażenie, że mamy tu do czynienia z zaplanowaną i zakrojoną na szeroką skalę operacją, na którą tajemniczy przybysze z nieznanych nam przyczyn wybrali właśnie Belgię.
Inna cecha tych wizyt polega na tym, że nie odbywają się one na rozkaz. Udowodniło to fiasko pewnej operacji ufologów belgijskich. Zorganizowali oni mianowicie w czasie weekendu wielkanocnego w 1990 roku polowanie na UFO. W operacji brało udział wielu ludzi, a siły powietrzne oddały nawet do dyspozycji uczestników dwusilnikowy samolot wyposażony w kamerę na podczerwień. Wszyscy wrócili tej nocy z pustymi rękami.
W ciągu całego wielkanocnego weekendu -donosi dziennik "Liberation" -eksperci usiłowali wyjaśnić zagadkę nie zidentyfikowanych obiektów latających, obserwowanych przez licznych świadków od listopada. Poza emocjami wywołanymi ukazaniem się księżyca operacja poniosła fiasko: nie znaleziono najmniejszego śladu...
Belgijska dokumentacja zawiera nie tylko pokaźną liczbę zeznań, ale także materiały fotograficzne i filmy wideo. Jedno z najlepszych zdjęć, wykonane w Petit-Rechain w prowincji Liège na początku kwietnia 1990 roku, poddano bardzo wnikliwej analizie z digitalizacją za pomocą skanera. Pozwoliło to stwierdzić obecność na tle nocnego nieba na wysokości około 150 m trójkątnego obiektu z trzema białymi światłami po bokach i jednym czerwonym pośrodku (patrz: wkładka fotograficzna). Autentyczność zdjęcia była kwestionowana. Zespół Belgijskiej Królewskiej Szkoły Wojskowej pod kierunkiem profesora Marca Acheroya poddał ten zdygitalizowany obraz kilku obróbkom, utrwalając kontrasty, wykonując próbę na "fałszywe kolory" oraz filtrację w celu wyciszenia "szumów". Doświadczenia te potwierdziły obecność trójkątnego materialnego ciała. Zadziwiająca jest struktura "ogni". "Niektórzy porównywali je do strumieni plazmy" -pisze profesor Acheroy we I wstępnym raporcie . W końcowej notatce z 13 grudnia! 1993 roku zachowuje ostrożność w formułowaniu opinii! o autentyczności tego dokumentu, ale dodaje, że "do chwili I obecnej nie można udowodnić, iż dokument może być falsyfikatem w odróżnieniu od pozostałych udostępnionych nam przez SOBEBS, ewidentnie «sfabrykowanych»" . Dodajmy, że wspomniane materiały zostały rzeczywiście sfabrykowane przez belgijskich ufologów i miały służyć za kontrargument. François Louange, ekspert francuski zajmujący się obrazami satelitów cywilnych i wojskowych, wyrazi w październiku 1993 roku, po wnikliwej analizie zdjęcia, swoją osobistą opinię na ten temat. Według niego "nie ma tu oszustwa i świadek rzeczywiście sfotografował materialny obiekt na niebie". Specjalista konkluduje: "Jeśli zebrać wszystkie dostarczone przez świadków dane, nasuwają się tylko dwie hipotezy: utajniony aparat latający lub autentyczny pojazd pozaziemski" .
Wśród zwolenników uproszczonej interpretacji dużym powodzeniem cieszy się wersja o niewidzialnym samolocie amerykańskim F-117, który zasłynął w czasie wojny w Zatoce Perskiej. Mimo dementi ambasady Stanów Zjednoczonych wersja ta była we Francji uporczywie lansowana przez całą wiosnę, poczynając od stycznia 1990 roku, chociaż jest absolutnie niewiarygodna: samolot, którego minimalna prędkość wynosi 300 km/godz. i którego silniki odrzutowe są stosunkowo głośne, w niczym nie odpowiada opisom świadków. Ponadto trudno sobie wyobrazić, aby tak utajniony samolot wysyłano z misją latania nad belgijskimi dachami. Wersja ta irytowała nieco belgijskie siły powietrzne, które wraz z SOBEPS uczestniczyły w wyjaśnianiu sprawy, a nawet wysłały w nocy z 30 na 31 marca myśliwce F-16 w celu przechwycenia tajemniczych UFO.
Sugerowanie wersji o F -117 było wręcz afrontem dla wojskowych. Odpowiedzieli, więc na to raportem o wydarzeniach w nocy z 30 na 31 marca, przekazanym w czerwcu Belgijskiemu Stowarzyszeniu Badań Zjawisk Kosmicznych przez pułkownika Wilfrida De Brouwera, szefa Sekcji Operacyjnej Armii Powietrznej . Tekst ten należy do dziś do najbardziej wiarygodnych, jeśli chodzi o problem autentyczności UFO. Sporządzony przez majora Lambrechtsa, daje kompleksowy przegląd nie tylko raportów jednostek powietrznych, lecz także naocznych obserwacji patroli żandarmerii na temat nieznanych zjawisk dostrzeżonych w przestrzeni powietrznej na południe od osi Bruksela-Tirlemont w nocy z 30 na 31 marca 1990 roku. Raport wskazuje na fakt, iż "obserwacje, zarówno wizualne, jak i radarowe, miały taki zasięg, że podjęto decyzję o wysłaniu dwóch samolotów, F-16 i 1-JW, z zadaniem zidentyfikowania tych obiektów". Już na pierwszej stronie raport wyklucza możliwość pomyłki, co do następujących samolotów:
W czasie zaistnienia faktów obecność lub loty próbne w belgijskiej przestrzeni powietrznej B-2 (niewidzialny bombowiec amerykański) lub F-11? A (Stealth), RPV (pojazdy zdalnie sterowane), ULM (bardzo lekkie zmotoryzowane), A W A CS (samoloty wczesnego ostrzegania) mogą być wykluczone.
A oto jak Belgijska Armia Powietrzna przedstawia przebieg wydarzeń. O godzinie 23.00 dyżurny kontroler punktu dowodzenia radarowego w Glons został powiadomiony przez żandarmerię, że dostrzeżono na kierunku Thorembais-Gembloux trzy nietypowe, nieruchome, ułożone w równoboczny trójkąt światła. Zmieniały swoją barwę na czerwoną, zieloną i żółtą. O godzinie 23.15 żandarmeria doniosła o zbliżających się do trójkąta trzech kolejnych światłach. W tym czasie posterunek w Glons zarejestrował nie zidentyfikowany kontakt radarowy w odległości około pięciu kilometrów na północ od lotniska wojskowego w Beauvechain. Przesuwał się on na zachód z prędkością około 25 węzłów, czyli nieco poniżej 50 km/godz. Patrol żandarmerii potwierdził obecność trzech świateł o wciąż zmieniających się barwach: najpierw czerwonej, następnie błękitnej, zielonej, żółtej i białej. Punkt dowodzenia w Glons obserwował te zjawiska na radarze. Inny aparat, TCC/RP Semmerzake, informował z kolei o wyraźnym kontakcie radarowym w tym samym miejscu, co kontakt zasygnalizowany przez posterunek w Glons. Krótko po tym posterunek ten wydał rozkaz startu myśliwców F-16. Dwa myśliwce F-16: AL 17 i AL 23 wystartowały o godzinie 0.05. W ciągu niespełna godziny podjęły dziewięć prób przechwycenia.
Samoloty uzyskały kilkakrotnie krótki kontakt radarowy z celami wyznaczonymi przez CRC (cykliczna kontrola namiarowa). W trzech przypadkach pilotom udało się namierzyć i przez kilka sekund utrzymać (lock-on) radar skierowany na cel. Za każdym razem powodowało to gwałtowną zmianę w zachowaniu UFO. We wszystkich przypadkach piloci nie mieli wizualnego kontaktu z tymi obiektami.
Pierwszy z przypadków lock-on uzyskano w odległości 11 kilometrów:
Prędkość celu wzrosła w minimalnym czasie ze 150 do 970 węzłów, a wysokość spadła z 9000 do 5000 stóp. Następnie wzrosła ponownie do 11 000 stóp, by nagle gwałtownie spaść do poziomu ziemi. W efekcie po kilku sekundach nastąpiło zerwanie kontaktu (break lock). Posterunek w Glons poinformował, że w momencie break lok myśliwce przelatywały nad pozycją celu.
Kiedy więc dwóm myśliwcom udało się nawiązać kontakt radarowy z UFO, obiekt zwiększył szybkość z 280 do 1800 km/godz.! Co więcej, niesamowicie przyspieszył pikując z 3000 do 1600 m wysokości. Takie przekroczenie barier dźwięku powinno spowodować potężną falę uderzeniową na ziemi. Tymczasem nic podobnego nie odnotowano. Potwierdza to raport wojskowy: "Mimo że kilkakrotnie zarejestrowano prędkość ponaddźwiękową, nie nastąpiła żadna fala uderzeniowa". Po pewnym czasie myśliwcowi AL 17 udało, się utrzymać na radarze przez sześć sekund cel, który poruszał się z prędkością 740 węzłów (ponad 1300 km/godz.), jednak na ekranie pojawiły się zakłócenia. W ciągu godziny całej operacji przechwytywania doszło do jeszcze kilku kontaktów radarowych z utrzymaniem celu. Wszystko to wywarło na pilotach ogromne wrażenie. UFO obserwowane z ziemi za pomocą lunety astronomicznej przypominało kształtem "kulę, której jedna część była bardzo błyszcząca". Dostrzegano również kształt trójkąta.
To jeszcze nie wszystko. Innego rewelacyjnego odkrycia dokonał nieco później pułkownik De Brouwer. Był nim zapis wideo ekranu radarowego jednego z F-16. Zapis pokazywał wyraźnie manewr przechwycenia i utrzymania UFO na radarze. Było to zaskoczenie dla zespołu badaczy -relacjonują Michel Bougard i Lucien Clerebaut, którym pułkownik De Brouwer zademonstrował film wideo w obecności Jeana-Pierre'e Petita i Marie-Therese de Brosses, dziennikarki z "Paris-Match". Uzyskała ona zgodę na sfilmowanie ekranu. Uzupełniając te rewelacje, pułkownik De Brouwer zwołał 11 lipca konferencję prasową, na której podał szczegóły wydarzeń nocy z 30 na 31 marca.
Według parametrów ekranu radarowego F-16 prędkość obiektu wynosiła 167 km/godz. i nagle wzrosła do 1890 km/godz. Nawet komputer nie był w stanie określić przyspieszenia. W ciągu trzech sekund echo spadło z 3000 do mniej niż 1400 metrów. Gdyby źródłem echa był obiekt materialny, to takie przyspieszenie nad Tubize musiałoby spowodować zniszczenia na ziemi. Tymczasem nic, absolutnie nic się nie stało.
Dalej pułkownik w następujący sposób komentuje te i zadziwiające ewolucje:
UFO obserwowane równocześnie przez przyrządy pokładowe dwóch F-16 przemieszczało się w trzech wymiarach, czego nie jest w stanie wykonać żaden z istniejących typów samolotów. W sekwencji, która mogła być zarejestrowana, przechodziło ono od prędkości 280 km/godz. do ponad 1800 km/godz., obniżając jednocześnie wysokość .
Rewelacje Belgijskiej Armii Powietrznej zasługują na wysoką ocenę jako jedyny niemal przykład współpracy z prasą i ufologami. Tworzą one solidną podstawę argumentacji na rzecz istnienia UFO. Pułkownik De Brouwer, awansowany w następnym roku na generała, potwierdził później swoją opinię, całkowicie wykluczając hipotezę na temat F-117. "Mamy do czynienia z obiektem, który nie przemieszcza się, pozostaje w bezruchu i wykonuje ewolucje na bardzo niskich pułapach, a to absolutnie nie odpowiada osiągom niewidzialnych samolotów". Jeśli chodzi o noc z 30 na 31 marca 1990 roku, to pułkownik odrzuca możliwość wystąpienia interferencji fal elektromagnetycznych, niewyobrażalnej w przypadku dwóch samolotów znajdujących się [ w odległości kilku kilometrów i naziemnego radaru. Zwraca r również uwagę na nieprawdo podobnie duże zmiany prędkości, dochodzące do 1700 km/godz. w bardzo krótkim czasie. Odpowiada to przyspieszeniu 40 g (czyli czterdziestokrotnemu przyspieszeniu ziemskiemu), co wystarczyłoby do przekształcenia pilota w mokrą plamę.
Na zmianę dość długo rozpowszechnianej hipotezy o F-117 przyszła kolejna wersja. 11 sierpnia 1996 roku "Sunday Times" w materiale zatytułowanym "Czy to ptak, czy to UFO? Nie, to wave rider", prezentuje nowy amerykański utajniony samolot: "Nie oglądajcie «Z archiwum X», zrezygnujcie z pójścia do kina na «Dzień Niepodległości» -nawołuje brytyjski tygodnik. -Relacje o UFO mogą mieć proste wytłumaczenie: utajniony samolot w kształcie trójkąta, który potrafi osiągnąć dwukrotną prędkość Concorde'a "Sunday Times" informuje następnie, że NASA i Siły Powietrzne USA zaprezentowały właśnie wspólnie pierwszy model tego rewelacyjnego samolotu. "Pozwala to przypuszczać, że został już, być może, skonstruowany jego potężniejszy prototyp i mógł on być obiektem licznych obserwacji UFO". Ta sensacyjna informacja znalazła się natychmiast w telewizji belgijskiej. Po sprawdzeniu okazało się, że tym prototypem, który jeszcze nie odbył lotu, jest po prostu poddźwiękowy samolot przeznaczony do eksperymentów w nowym, bardzo trudnym reżimie lotów. Nazwano go wave rider lub LoFlyte i, być może, kiedyś stanie się on prawdziwym samolotem ponaddźwiękowym .
Również rok 1991 obfituje w obserwacje w Belgii. Dotyczy to w szczególności wieczoru 12 marca. Świadkowie widzieli, a niektórzy nawet sfilmowali kamerą wideo ogromny trójkąt zawisły nad ziemią. Richard Rodberg opowiada, jak najpierw dostrzegł go w odległości trzech kilometrów. Miał czas, by zbliżyć się do niego samochodem.
Obiekt szybował na wysokości około 30 metrów nad ziemią. Nagle skierował się wprost na nas i zatrzymał się pośrodku pola graniczącego z szosą. To było niewiarygodne. Cale pole tonęło w białym świetle. Czegoś takiego nigdy nie widziałem. Można by było znaleźć igłę w trawie.
Światła UFO były tak oślepiające, że świadkowie nie zdołali rozróżnić jego kształtów. Ich ustawienie sugerowało jedynie kształt litery V. Oprócz potężnych reflektorów widoczne były poruszające się nieregularnie mniejsze światła, tworzące "swego rodzaju girlandę" wokół zadziwiającego pojazdu. Pod spodem ukazywało się światło czerwone, pulsujące. UFO znajdowało się początkowo w odległości 150 m od świadków. Następnie zbliżyło się do nich na odległość około 60 m. "Odnosiło się wrażenie, że nas widzi”, -mówi jeden z nich (II).
Listopad 1990: UFO przelatują nad Francją
Wiele osób w Belgii podejrzewa, że były świadkami jakiejś z góry zaplanowanej inscenizacji. Podobne wrażenie pozostawia inne bardzo kontrowersyjne wydarzenie, jakim była fala obserwacji, która nastąpiła we Francji wieczorem 5 listopada 1990 roku. Fala ta również na swój sposób sugeruje próbę zainscenizowania spektaklu.
Tego wieczoru setki świadków widziały na niebie UFO wielkich rozmiarów, w wielu wypadkach w kształcie trójkąta, przelatujące nad Francją z zachodu na wschód na niskim pułapie, niekiedy pod chmurami. Poruszały się bezgłośnie, otoczone wielobarwnymi migocącymi światłami.
Okazało się, że dokładnie 5 listopada 1990 roku weszła w atmosferę część rakiety radzieckiej. Trajektoria jej lotu z południowego zachodu na północny wschód niemal się r pokrywała z obserwacjami ruchów UFO. Wytłumaczenie wydawało się przekonujące. Nie był jednak tego zdania zespół badaczy, który spotkał się ze świadkami. Na przykład. Joel Mesnard opublikował w swoim periodyku "Lumieres i dans la nuit" liczne relacje nie pokrywające się z tą i opinią. Jean-Gabriel Gresle, były kapitan samolotów Air i France, relacjonował, że wraz ze swoimi współpracownikami widział, jak ogromny czworokątny przedmiot otoczony licznymi czerwonymi światłami powoli i bezgłośnie przecinał niebo, emitując dwie długie błyszczące wiązki, promieni.
Jeśli zespół badaczy ma rację, dobrze byłoby zainteresować się intencjami przybyszów, którzy pokazują się tak masowo, pozostawiając pole dla tylu wątpliwości. Czyżby zarówno we Francji, jak i w Belgii działali w ramach programu stopniowego oswajania ludzkości ze swoją obecnością?
Marzec 1994: latające trójkąty nad Wielką Brytanią
Jesienią, kiedy UFO coraz rzadziej pojawiały się w Belgii,: duże latające trójkątne obiekty zaczęły ukazywać się na niebie brytyjskim.
Jeśli chodzi o obserwacje odnoszące się do Wielkiej Brytanii, to tutaj dysponujemy szczególnie wiarygodną informacją dzięki Nickowi Pope, który w latach 1991-1994, odpowiadał za badania UFO w Ministerstwie Brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych. Po zmianie miejsca pracy podzielił się swoimi doświadczeniami w wydanej w 1996 roku książce Open Skies, Closed Minds ("Otwarte niebo, zamknięte umysły") . Autor, początkowo nastawiony bardzo sceptycznie do kwestii istnienia UFO, przekonał się o ich autentyczności, kiedy prowadził dochodzenie w sprawie zdumiewającej fali obserwacji wiosną 1994 roku.
Po kilku sporadycznych sygnałach zimą 1993/1994 roku kulminacja nastąpiła w nocy z 30 na 31 marca 1994 roku, dokładnie w trzy lata po nocy, kiedy myśliwce F-16 wykryły..UFO w Belgii. Nick Pope natychmiast rozpoczął dochodzenie. Wiele osób informowało, że zaobserwowały trzy symetrycznie ustawione jasne światła -dwa silniejsze i jedno: słabsze. Niekiedy przemieszczały się szybko, czasem zaś r pozostawały w całkowitym niemal bezruchu. Większość tych obserwacji nastąpiła pomiędzy godziną 1.00 a 1.30 w nocy, równocześnie w Devon, Kornwalii, Somerset, w Walii i w Republice Irlandzkiej.
Tej samej nocy dokonano interesujących obserwacji w kilku bazach wojskowych. Patrol zasygnalizował obecność UFO nad bazą Cosford. Oficer służby meteorologicznej w bazie Shawbury co najmniej przez pięć minut obserwował UFO wielkości Jumbo Jeta. Pojazd, początkowo nieruchomy, po chwili ruszył z dużą szybkością w jego kierunku. r Świadek widział, że obiekt rzucił nagle w stronę ziemi snop światła, jak gdyby czegoś szukał. Słyszał też lekkie brzęczenie o niskiej częstotliwości.
Nick Pope upewnił się, że w żadnym z sektorów, w których odnotowano najwięcej obserwacji, nie donoszono o obecności samolotów ani balonów. RAF zarejestrowały wejście w atmosferę szczątków radzieckiej rakiety Kosmos P'" 2238. Mogły one być widoczne nad Zjednoczonym Królestwem. Wątpliwości nie zostały wyjaśnione!
Pope poprosił o zapisy radarowe z tej nocy. Wygląda " jednak na to, że UFO umknęły radarom, co tłumaczyłoby brak jakichkolwiek prób przechwycenia ich przez siły powietrzne. Nie ulega jednak wątpliwości, że wejście rosyjskiej rakiety w atmosferę nie tłumaczy wszystkich obserwacji. Istnieje potencjalne zagrożenie ze strony nieznanych pojazdów niewykrywalnych za pomocą radaru...
...
lusia5416