Tańczący z wilkami.doc

(112 KB) Pobierz
Władający, fazą Bliźniąt Hermes (Merkury) to uskrzydlony posłaniec gromowładnego Zeusa, umożliwiający komunikację (najczęściej słowną) między bogami, herosami i ludźmi. Najczęściej mówiono o nim, że jest bogiem kupców i złodziei. Z pewnością nic kupcami b

 

JAK  TAŃCZYŁ  Z  ZODIAKIEM

„TAŃCZĄCY  Z  WILKAMI”

Jeśli człowiek przez całe swe życie pozostaje pod wpływem różnorodnych oddziaływań kosmosu, to przecież nie może tak być, iż to, co tworzy wielkością swego umysłu, tak w sferze kultury, jak i sztuki, pozbawione miałoby być jakiegokolwiek związku z naturą sił kosmicznych, współorganizujących jego ziemskie bytowanie. Sądzę, że po lekturze książki „Homo-Zodiacus” wielu z nas uzna „kulturową ingerencję”, kosmosu za zupełnie naturalną, dzi­wiąc się zgoła, że można myśleć inaczej.

Tezę taką postawiłem niedawno, ilustrując ją przede wszystkim szeroką gamą znanych postaci literackich, z pewnością mogących uchodzić za wzorce (archetypy) dla dwunastu znaków zodiaku. Zająłem się także kilkoma głośnymi filmami, aby lepiej jeszcze zilustrować to, co mam na myśli. Jednakże zdobywca siedmiu „Oskarów” w 1991 r., film Kevina Costnera „Tańczący z Wilkami” niespodziewanie dostarczył bezcennego wsparcia dla moich teorii.

Trudno bowiem założyć, że reżyserowi tego filmu przyświecała chęć podparcia tez wynikających z „Homo-Zodiacus”. A przecież Costner właśnie to uczynił, nieświadomie chyba kierując się „głosem” dochodzącym do niego z oceanu jungowskiej nieświadomości zbiorowej, a może trochę impulsem, który wyszedł z wydanej wcześniej książki Michaela Blake’a pod tym samym co film tytułem. Często bywa tak, że słaba książka daje impuls pozwalający stworzyć znakomity film, albo i tak, że z literackiego arcydzieła powstaje ekranowy kicz, jak w przypadku filmowych adaptacji sienkiewiczowskiej „Quo vadis?”.

W każdym razie sytuacje takie, kiedy zarówno film, jak i książ­ka są wyraźnie archetypowe, choć w swym poziomie artystycznym wcale nie muszą sobie dorównywać, bywają stosunkowo częste. W kolekcji filmowo-literackich duetów wymienimy dwie godne zapamiętania pozycje: „Akademię pana Kleksa” oraz „E.T”. Zarówno Ambroży Kleks, jak i kosmiczny stworek E.T są archetypami dla zodiakalnej fazy Wodnika. Chociaż prawdę mówiąc wiele ekranizacji filmowych zachowuje w zasadzie archetypowość postaci (i dlatego filmy te zyskują popularność), np. „Przeminęło z wiatrem” i „Pan Wołodyjowski” (Scarlett i Basia – faza Barana), „Przygody Tomka Sawyera” (Tomek – faza Lwa), „Moby Dick” (Kapitan Ahab – Skorpion), „Doktor Żywago” (Żywago – faza Wodnika), „Nędznicy (Jean Valejan – faza Ryb).

W całej światowej literaturze udało się mi odnaleźć jeden zaledwie przypadek, jedną postać, która „przechodzi” po kolei przez wszystkie fazy zodiakalnego rozwoju. Jest nią Mały Książę z przeuroczej i – jestem pewien – wszystkim znanej powiastki Saint Exupery’ego pod tym samym tytułem. W rozdziale „Zodiak Małego Księcia”, w „Homo – Zodiacus” nadaję jej inny, znacznie szerszy, kosmiczny sens i znaczenie. Jego podróż przez sześć planet to samotne przejście przez pierwsze sześć indywidualnych faz rozwoju (od Barana po Pannę), tak jak samotne jest dojrzewanie porucznika Dunbara do odmiany swego życia w pierwszym okresie pobytu na Pograniczu. Wylądowanie Małego Księcia na planecie Ziemia i spotkanie z jej mieszkańcami rozpoczyna kolejnych sześć faz, społecznego już odtąd rozwoju (Waga – Ryby), podobnie jak w przypadku Dunbara rozpoczyna je pobyt jego w indiańskiej wiosce i powolna asymilacja nieznanych mu elementów indiańskiego życia.

Film Kevina Costnera „Tańczący z Wilkami”, w którym zresztą gra on główną rolę, jest chyba pierwszym wybitnym dziełem, w którym losy głównego bohatera – porucznika Johna Dunbara – tworzą pełny, a więc zamknięty obieg w zodiakalnym cyklu rozwoju, choć naturalnie ani w filmie, ani też w książce o astrologii i Zodiaku nie mówi się wcale. Łatwiej można to uchwycić w filmie niż w książce, chociaż niektóre znaki, szczególnie Ryby, znajdują swe znacznie pełniejsze rozwiązanie właśnie w niej, a nie na srebrnym ekranie. Wielkość filmu, nie książki, została powszechnie rozpoznana i uznana, a potem zaakceptowana przez widzów na wszys­tkich kontynentach, i to z taką łatwością, z jaką dziecko nie zepsute jeszcze telewizją rozpoznaje archetypowe i naprawdę coś warte bajki. Bądźmy jednak sprawiedliwi. Gdyby nie książka Blake’a, nie ujrzelibyśmy tego filmowego arcydzieła. Książka wystarczyła, by otwarty na wibracje kosmosu reżyser potrafił w losach porucznika Johna Dunbara pokazać rozwój jego osobowości, jako przejście przez wszystkie dwanaście faz Zodiaku. Do pełnego więc zrozumienia tego tekstu wystarcza obejrzeć film „Tańczący z Wilka­mi” oraz przeczytać „Homo – Zodiacus”. Być może jednak ten tekst zachęci Czytelnika zarówno do jednego, jak i do drugiego.

Porucznik John Dunbar, jak każdy rozwijający swą osobowość człowiek, przechodzi przez doświadczenia wszystkich kolejnych faz zodiakalnego rozwoju, co można określić jako drogę od (wo­jownika) żołnierza do mistyka. Każdy z nas przemierza ją wielokrotnie w indywidualnym cyklu Słońca, Wenus czy Marsa lub przynajmniej kilkakrotnie w cyklu Jowisza i Saturna, choć wielu ludzi do końca swego życia nie podejrzewa nawet, iż kiedykolwiek się na niej znajdowali.

Zodiakalne tao, czyli droga zodiakalnego rozwoju, wynika z naturalnych procesów rozwoju, przez którą przechodzą wszystkie organizmy żywe, nie tylko dojrzały człowiek. Podam teraz w największym uproszczeniu dobrze znany moim seminarzystom w całej Polsce przyk­ład, dotyczący podstawowych kierunków rozwoju małego dziecka, widzianych w relacji do faz Zodiaku.

W pierwszym okresie swojego życia dziecko przypomina swymi reakcjami typowe zachowanie w fazie Barana. Jego poczucie bezpieczeństwa oparte jest na „być” i donośnym często głosem daje znać, iż mu czegoś brak lub czegoś nie lubi, budząc rodzinę i sąsiadów o dowolnej porze. Jeśli czegoś pragnie, to już, natychmiast, a wszystkie jego reakcje są bardzo wyraziste. Jest ono przy tym bezradne wobec nieznanych bodźców, dochodzących z otaczającego go, zupełnie nieznanego mu świata. Nie pamięta ono dnia wczorajszego, nie interesuje się jutrem, odczuwa tylko „teraz”.

W fazie Byka poczucie bezpieczeństwa oparte jest na „mieć”. Dziecko zauważa, iż rodzice jakby mniej przejmują się jego krzykiem i wymuszaniem, zauważa, że zarówno oni, jak i inne osoby przynoszą mu różne wspaniałe zabawki i inne przedmioty, których jest coraz więcej w jego łóżeczku, jak i w najbliższym otoczeniu. Otaczający świat, najbliższe przedmioty nieosiągalne z łóżeczka zaczynają coraz bardziej wabić. Rozpoznanie najbliższej „okolicy”, a więc własnego pokoju czy też domu, pozwala dziecku zaspokoić własną ciekawość, powierzchownie wprawdzie, ale za to w tak bardzo typowy dla Bliźniąt sposób. Swe poczucie bezpieczeństwa opiera na procesach informacji i komunikacji, związanych przecież z rozlicznymi funkcjami Hermesa-Merkurego, patronującego tej fazie. Jeśli dziecko przestraszy się uderzy, lub po prostu zagubi, pędzi do mamy, taty, babci czy też wraca do swego, dobrze znanego, bezpiecznego łóżeczka. Płaczące dziecko pocieszane jest i uspokajane przez matkę lub opiekunkę, tym samym więc wkracza ono w fazę Raka, opartą na „zabez­pieczaniu” swego posiadania, której patronuje Księżyc.

Uspokojone dziecko zaczyna się bawić, malować lub nucić piosenkę, czuje się bezpieczne, może wreszcie „tworzyć”, a jest to właśnie proces charakteryzujący fazę Lwa. Gdy jednak nie chce ono zakończyć beztroskiej zabawy, może zostać napomniane, a nawet ukarane. Musi bowiem nauczyć się – we własnym zresztą interesie – pewnego porządku i ładu, czystości, higieny i dbania o własne zdrowie, co stanowi esencję fazy Panny i związanego z nią VI pola kosmogramu. Zabawki należy posprzątać, potem umyć ręce, zjeść posiłek, wykąpać się i pójść. spać, lecz każda z tych czynności wydaje się dziecku mniej przyjemna i ważna od trwającej zabawy. Usiłuje więc ono „dogadać” się z rodzicami co do warunków „kapitulacji”, rozsądnie lub nie, wygrywając na tym zresztą lub tracąc.

Często spotykamy wtedy stwierdzenie, że „posprzątam zabawki albo sam się wykąpię, jeśli pozwolicie mi wieczorem oglądać np. «Dynastię»”. Rozsądny kompromis jest esencją fazy Wagi, związanej z wszelkimi negocjacjami i dochodzeniem do stanu stabilnej równowagi. Jeśli jednak „strony” nie mogą dojść do rozsądnego kompromisu, grozi konfrontacja sił (negatywne działanie opozycji faz Barana i Wagi), odbywająca się już na terenie fazy Skorpiona. W jej wyniku powstać mogą bolesne (częściej oczywiście dla dziecka) konsekwencje, wynikające z niedotrzymania lub łamania wspólnie ustalonych zasad. Na tym etapie zakończmy tę ilustrację współ­działania Zodiaku ze wszystkimi procesami życiowymi, choć można by ją naturalnie kontynuować aż po fazę Ryb, i to w różnych wariantach.

Powróćmy jednak do porucznika Dunbara i zobaczmy, jak zmienia się on powoli w „Tańczącego z Wilkami”.

Z porucznikiem Johnem Dunbarem spotykamy się (film), gdy znajduje się na łożu boleści, ranny i srodze cierpiący, nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą po­cząć. Jest ofiarą wojny, której ani nie chciał, ani też nie wywołał. Ze względu na swą sytuację możemy więc umieścić go w fazie Ryb. W zasadzie porucznik ma tylko jedno, ale dziwnie silne, choć nie poparte żadnymi racjonalnymi przesłankami pragnienie, by nie amputowano mu stopy (cierpienie, ofiary i szpitale związane są z fazą Ryb). Dunbar mógłby popaść w tak dla Ryb typowy letarg, nie bronić się przed amputacją i pozostać wyrzuconym z ar­mii kaleką, rozpaczliwie egzystującym do końca swego żywota. Częstym zakończeniem fazy Ryb jest również samobójstwo. Właściwie, to właśnie na nie decyduje się Dunbar, ale nie prowadzi ono do biernego, dekadenckiego zakończenia własnego życia za pomocą trucizny lub samobójczego strzału, lecz jest próbą kontynuacji ofensywnej postawy wobec życia nawet w ostatnich – jak sądzi – jego chwilach. Kieruje nim prymitywny impuls (już Barana) powstały również z bólu stopy, który każe mu szaleńczo przejechać wzdłuż szańców wroga i zupełnie niespodziewanie poderwać własne oddziały do zwycięskiego ataku. Ten gest harcownika, jakim z zasady jest Baran, pozwala mu wkroczyć na długą drogę, która prymitywną żołnierkę (Baran) zmieni w pełne człowieczeństwo, w mistyczny wprost sposób pozwalające mu odczuwać autentyczne więzy łączące człowieka ż Kosmosem (Ryby).

Faza Barana to faza żołnierza, pioniera, harcownika i wojownika, z hałasem przebijającego się przez najbliższą mu rzeczywistość. Wczorajszy jego dzień poszedł w zapomnienie, dzisiejszy – może przerwać śmierć, więc jutro nigdy nie nastąpi. Liczy się chwila obecna, pełna aktywności, działania i ruchu, pozwalająca nie myśleć, co będzie później. Marsowy wojownik nie nadaje się do tego, by siedzieć bezczynnie w okopach, nie wiedząc, kiedy oczekiwać ataku wroga. Traci wtedy swe podstawowe, wyróżniające go wśród innych żołnierzy cechy: zapał, pewną popędliwość, głód natychmiastowego sukcesu, werwę i krótkotrwały optymizm. Przecież cierpliwości nie mieli za grosz ani Marek Winicjusz („Quo vadis?”), ani też Basia Wołodyjowska. Zodiakalny Baran musi zawsze być pierwszy i kiedy współtowarzysz Dunbara, patrząc na pole, na krańcach którego okopał się nieprzyjaciel, mówi: „Nie chciałbym być pierwszym, który przekroczy to pole”, to właśnie porucznik natychmiast postanawia jako pierwszy to uczynić.

Chcąc umrzeć, zdobywa Dunbar niespodziewanie sławę bohatera, ale przy tym odradza się i zaczyna istnieć jakby na nowo, jako ktoś zupełnie inny. Mówiąc językiem astrologii – Dunbar przekracza swój ascendent i rozpoczyna nowy cykl rozwoju, który albo nada inny sens jego życiu, albo bezsensownie zatrzyma go na poprzednim,  niższym przecież szczeblu rozwoju. Jak zachowa się więc porucznik Dunbar? Czy nadal będzie działał jak archetypowy Baran? Tak, bowiem w sposób naturalny, dopiero nieco później zacznie prawidłowo przyswajać sobie lekcje płynące z poszczególnych faz Zodiaku. Na razie pragnie on udać się na pogranicze, w bliskie sąsiedztwo Indian, sądząc, że czeka go tam ekscytujące życie. Odznaczony medalem, dostaje przydział tam, gdzie prosi – ­na najdalej wysuniętą placówkę – i niewiele się zastanawiając, „uzbrojony” w papier z pieczęcią, nie dający mu przecież żadnego zabezpieczenia od Indian, niezwłocznie wyrusza w drogę. Towarzyszy mu przypadkowy zupełnie człowiek, jadący w tym sarnym kierunku. Kiedy porucznik zauważa, że w rozkazie nie ma daty, bez zastanowienia i wahania – sam wpisuje ją do dokumentu (książka).

Przyjrzyjmy się teraz, jak Dunhar przechodzi z ognistej fazy Ba­rana do ziemskiej, stabilnej i konkretnej w swej podstawowej wymowie fazy Byka, która niesie z sobą reakcje na akcje podejmowane w fazie poprzedniej. Spójrzmy, jak „być” Barana zaczyna powoli ustępować przed „mieć” Byka, charakteryzującym się odmiennym zupełnie spojrzeniem na świat. Znacznie później (w spolaryzowanej z Bykiem fazie Skorpiona) doprowadzi go ono do zaakceptowania (już wśród Indian), zupełnie odmiennego systemu wartości od tego, z którym się teraz utożsamia.

Od mijanego po drodze trapera Dunbar usłyszy jeszcze wprawdzie koronną zasadę obowiązującego Pogranicze systemu wartości (Byk – Skorpion), że „dobry Indianin to martwy Indianin”, ale powoli zaczyna być zauroczony krajobrazem i otaczającą go przyrodą, w obcowaniu z którą wszystko, czego dotychczas doświadczył staje się małe i jakby nieważne.

Po dotarciu na miejsce wędrowcy zastają zniszczone i zupełnie opustoszałe pomieszczenia posterunku. Przygodny towarzysz podróży chce natychmiast wracać, kilkakrotnie powtarzając, że „tu nic nie ma”, ale napotyka na zaiste „byczy” upór Dunbara. Tym razem jego reakcja jest bardzo oszczędna w sło­wach. „To jest mój posterunek” – mówi, a kwestionowanie tych słów powoduje, że wyciąga rewolwer, zmuszając współtowarzysza do pomocy w wyładunku (polaryzacja ze Skorpionem). Po wykonaniu pracy, ten ostatni wyjeżdża, jakby chciał przepuścić doświadczenia fazy Byka, powrócić do kontaktów z ludźmi i tym sa­mym przeskoczyć do fazy Bliźniąt. Nie można jednak bezkarnie przyspieszać swego życia. Człowiek ten spotyka wprawdzie ludzi, gdyż nierozważnie rozpalając ognisko „komunikuje” swoją obecność otoczeniu, ale są to wojowniczo doń nastawieni Indianie. W fazie Byka jeszcze nie nadszedł czas na konwersacje, towarzyskie spotkania czy choćby najmniejsze werbalne porozumienie, tak charakterystyczne i bliskie fazie Bliźniąt. Indianie również komu­nikują się z nim wyłącznie za pomocą strzał, pragną jego skalpu. Ostatnie słowa tak żywcem kaleczonego człowieka nadal silnie osadzone są w fazie Byka, nie zaś Bliźniąt. Umierający mówi: „nie róbcie krzywdy moim mułom” (kolejna, kapitalna zresztą, polaryzacja fazy Byka ze Skorpionem).

Dunbar zostaje sam, a w fazie Byka Wojownik przemienia się w Osadnika. Nasz bo­hater bierze się za podreperowanie posterunku, który – będąc tu sam – traktuje jak swoją własność. Najpierw czyni porządki (trygon, a więc harmonijny aspekt Byka do równie ziemskiej Panny, potem zaczyna racjonować żywność, choć ma jej pod dostatkiem, wreszcie jednak – co naturalne dla poziomu zaawansowanej fazy Byka i przedpola Bliźniąt – zaczyna mu brakować kontaktu z innymi ludźmi. Ich namiastką staje się zapis podejmowanych działań, który potem przekształci się w fazie Raka w drogi mu pamiętnik. Na tyle drogi, iż dla jego ratowania nie zawaha się zaryzykować utraty swego nowego statusu publicznego, a właściwie i całego dorobku życiowego (polaryzacja Fazy Raka z Kozi­orożcem).

Inną namiastką relacji z ludźmi są jego kontakty z wilkiem, naz­wanym przez niego Dwie Skarpety, co – taka właśnie dwoistość – jest charakterystyczna dla Bliźniąt (Bolek zawsze występował z Lolkiem, Sherlock Holmes z drem Watsonem, a i Starsi Panowie byli zawsze Dwaj – to tylko nieliczne przykłady takich dwoistości], jako że urodzeniowymi Bliźniętami byli zarówno Tadeusz Nehrebecki, Artur Conan Doyle jak i Jerzy Wasowski).

Jak długo może cierpliwy Byk rozkoszować się prerią, wiatrem i słońcem bez narażania na przypadkowe chociażby spotkanie z mieszkańcami tych okolic, ze śmiertelnie dla niego niebezpiecznymi Indianami? Jak długo może zwlekać z wejściem w kolejną fazę wzrostu i indywidualnego rozwoju (Bliźnięta), która wymaga choć iskry porozumienia między dotychczas obcymi, a może i wrogimi sobie ludźmi?

Władający fazą Bliźniąt Hermes (Merkury), to uskrzydlony posłaniec gro­mo­władnego Zeusa, umożliwiający komunikację (najczęściej słowną) między bogami, herosami i ludźmi. Najczęściej mówiono o nim, że jest bogiem kupców i złodziei. Z pewnością nie kupcami byli pierwsi Indianie, na których niespodziewanie natknął się porucznik Dunbar, lecz złodziejami, którzy chcieli ukraść mu konia. Widok brodatego, całkowicie nagiego Białego tak ich przeraził, iż czerwonoskórzy tym razem uciekli w popłochu. Dunbar jednak rozumiał, że jeśli Indianie raz się już pokazali, ich powrót do fortu, bronionego przez jednego tylko człowieka, jest nieunikniony.

Faza Bliźniąt związana jest zawsze z otwieraniem komunikacji i najczęściej –werbalnymi jej przejawami, z których niewiele jeszcze wynika, ale – jak wiemy dobrze z potocznego doświadczenia – Bliźnięta lubią po prostu sobie pogadać. Zupełnie więc naturalne, że następny kadr filmu pokazuje obfitą w słowa, bardzo jednak chaotyczną w swym przebiegu naradę w indiańskim obozie. Po­wierzchowne i płytkie potraktowanie tematu jest częstym „grzechem” tej fazy, jednakże pobyt jednego białego człowieka w forcie jest czymś tak niezwykłym, że uczestnicy narady sugerują bardzo nawet różniące się od siebie rozwiązania. Zwycięża jednak przekonanie, że nie trzeba go od razu zabijać, a raczej spróbować pertraktować, gdyż być może jest on wysłannikiem innych ludzi, więc będzie można podpisać z nim traktat. („Zabicie białego to delikatna sprawa” – mówią. Pobrzmiewa w tym rozumienie skomplikowanego aspektu kwinkunksu, jaki łączy fazę Bliźniąt z fazą Skorpiona).

Jak widzimy, Indianie nie posiadają jeszcze wystarczających informacji, by racjonalnie decydować o losie Dunbara lub o jego pełnomocnictwach do negocjacji z Indianami, a następnie podpisywania z nimi jakiegokolwiek porozumienia, on sam zaś nic przecież nie będzie wiedział o wyniku ich narady. Czy uda się im porozumieć ze sobą słowami, a nie za pomocą kul i strzał – to podstawowe pytanie na tym etapie rozwoju. Nie zapomnijmy przy tym, że właśnie zaciekawienie i chęć poznania czegoś nowego jest najsilniejszym i najskuteczniejszym motorem napędowym do działań w fazie Bliźniąt. A któż bardziej jest skory do penetracji nowego, jeśli nie dzieci i młodzież? Właśnie oni podejmują kolejną, zupełnie nie przemyślaną (czy w fazie Bliźniąt cokolwiek jest już do końca przemyślane?), nic więc dziwnego że równie nieudaną próbę poskromienia Białego. Jeden z dzieciaków spada z konia. „Moja ręka nie pracuje” – powie chwytając się za ramię, a przecież właśnie ręce (przypomnijmy sobie, proszę, jak często Bliźnięta „rozmawiają” za pomocą rąk) i ramiona związane są z fazą Bliźniąt (jak stopy z Rybami). Przecież ten chłopiec równie łatwo mógłby uszkodzić sobie dowolną, jakąkolwiek inną część ciała...

Kolejny kontakt między Dunbarem i Indianami kończy się werbalnie. „Wiatr We Włosach” mówi (porucznik oczywiście tego nie rozumie): „Nie boję się ciebie” – i odjeżdża. Ta szczątkowa, a przecież i nieskuteczna próba zakomunikowania czegoś przez jedną ze stron jest wystarczającym bodźcem dla drugiej strony do tego, by uczynić kolejny krok. Dunbar mówi do siebie: „Błąd, że czekałem” (błędem nazywa porucznik zbyt długie przebywanie w ziemskiej i stałej w swym charakterze fazie Byka), a następnie „Mam już dość czekania” – co sugeruje przygotowanie do przemieszczenia się na pogranicze fazy Bliźniąt i Raka. Dunbar starannie przygotowuje się do nie zapowiedzianych odwiedzin w indiańskiej wiosce. Mówi: „Nie wiem, co z tego wyniknie”, jest więc świadom, że wystawia na szwank dotychczasowe poczucie bezpieczeństwa, które wypływało z przebywania i władania ufortyfikowaną siedzibą (Byk). Ale teraz już wiedział (edukacja jest skutkiem zasymilowania informacji wypływającej z doświadczeń życiowych wynikłych w fazie Bliźniąt), że „tamto” poczucie bezpieczeństwa bezpowrotnie minęło i nowe musi budować w oparciu o bezpośredni kontakt z nieznanym sobie, innym i być może wrogim środowiskiem, kontrolowanym przez Indian. Dopiero wtedy uzyska emocjonalny, głęboki spokój (który jest oczywiście lub przynajmniej powinien być rezultatem zbierania doświadczeń w fazie Raka). Porucznik Dunbar uporządkował swój mundur i przywdział go, zabrał flagę Stanów Zjednoczonych, następnie wyruszył w drogę. Jego wojskowy strój pełnił podwójną funkcję. Informował o nadzwyczajnym, specyficznym i pokojowym charakterze tej misji (Bliźnięta). Nie mając jednak podstaw do sądu, iż za taką właśnie uznają ją Indianie, odwoływał się zarazem przez symbolikę amery­kańskiego sztandaru oraz swego munduru do całej historii kraju i jego tradycji wojskowej, czując (faza Raka), iż pomoże mu to w nawiązaniu kontaktów z silniejszym i w dodatku nieznanym przeciwnikiem. (Stany Zjednoczone związane są nierozerwalnie z fazą Raka – przez datę Deklaracji Niepodległości z 4 lipca, a flaga amerykańska jest nie tylko znacznie częstszym elementem amerykańskiego krajobrazu niż polska w naszym kraju, ale i cieszy się tam na co dzień znacznie większym poważaniem i szacunkiem).

Wszystkie te zabiegi byłyby wprawdzie pomocne, ale prawdopodobnie niewystarczające do tego, by Dunbar uszedł z życiem. Pomógł mu nie tyle przypadek, czy też szczęśliwy traf, ile umiejętność wczucia się w zachowanie i reakcje, charakterystyczne dla fazy Raka, związanej – jak wiemy – z opieką, kobiecością i emocjami. Te ostatnie właśnie spowodowały, iż „Ta Która Stoi z Pięścią”, w dzieciństwie porwana przez Indian biała kobieta o imieniu Christine, niespodziewanie straciwszy swego indiańskiego męża, teraz właśnie postanowiła zakończyć swe życie, śmiertelnie raniąc się nożem. Dunbar zaopiekował się nią (pomimo jej szaleńczych protestów) i przywiózł do indiańskiej wioski. Gestem tym ocalił prawdopodobnie nie tylko jej, ale i swe życie, lecz z pewnością nie rozbił nieufności jej mieszkańców. W fazie Raka chroni się „swoje” przed „obcymi”, nie dowierza nikomu i niczemu, zamykając się hermetycznie na bezpiecznym obszarze tak, by nie dopuścić żadnych wpływów z zewnątrz. Ranną kobietę odebrano mu i bezceremonialnie powleczono ku swoim, aż znalazła się w ich kręgu. Naprzeciw niego stał milczący mur mieszkańców wioski. Padł tylko jeden głos: „Odejdź stąd!”. Porucznik, który wyglądał już teraz nie tak imponująco, ponieważ poświęcił część swego stroju dla ratowania kobiety, odwrócił się na pięcie i odjechał. Nikt go nie przywołał, ale też nikt nie rzucał za nim kamieniami. Jeszcze chwilę wcześniej obie strony po raz pierwszy popatrzyły sobie w oczy, i tym samym znalazły się na początku dalekiej drogi. Nie były ze sobą oswojone, nie czuły się za siebie odpowiedzialne, nie troszczyły się o siebie. Pozwalając mu odjechać i powstrzymując kilku zapaleńców, którzy chcieli się rzucić za nim w pogoń, wodzowie indiańscy komunikowali Dunbarowi bardzo wiele – to, iż wiedzą, że nie przyjechał tu walczyć. Powracający, Dunbar czuł się jednak strasznie, gdyż wydawało się mu, że został odrzucony. Książka ujmuje to archetypowo, lepiej niż film pokazując stan jego emocji: „...a łzy potoczyły się mu bezgłośnie z oczu (...) podczas gdy pokonywał kolejne mile w zupełnej nieświadomości, pozwolił swemu sercu krwawić do woli, szlochając żałośnie, jak nieutulone dziecko”. W nocy porucznik nie mógł zasnąć i aby to uczynić, przywołał „kobiecą twarz, dobrze mu znaną twarz z dawnych czasów. Na jej wargach igrał nieśmiały uśmiech, a oczy lśniły blaskiem, który mógł pochodzić jedynie z serca”. Na razie tylko tyle dostępne było porucznikowi z fazy Raka. Ale są to archetypowe reakcje, a przecież wkraczał on dopiero na jej przedpole.

Odwiedziny Dunbara nie zaspokoiły bowiem ciekawości ani Indian, ani też jego samego. Rada postanawia więc wysłać dwóch (!) wojowników na rozmowy z porucznikiem. Od teraz więc zaczynają się liczyć tak bliskie Bliźniętom cechy, jak refleks inteligencja, chęć komunikowania i zdolność „odczytania” przekazywanych informacji. Osiągnięcie harmonijnego porozumienia możliwe będzie dopiero w następnej fazie powietrznej, w Wadze. Dunbar powie: „Dobrze jest mieć wreszcie jakieś towarzystwo” oraz „Nie pomylę się, gdy powiem, że właśnie położono fundament pod dobre stosunki”. Właśnie w fazie Bliźniąt film pokazuje naradę indiańską, podczas której wojownicy porozumiewają się we własnym języku, oglądającym zaś film widzom „serwuje” się angielskie tłumaczenie tych właśnie scen.

W książce, w swym pamiętniku, odnotuje porucznik jakże znamienne dla Bliźniąt słowa: „Nasze spotkania były wysoce przyjazne, choć na zawadzie stała wielce bariera językowa. Wszystko, czegom się do dziś dowiedział, jest tak nikłym w porównaniu z tym, co mógłbym wiedzieć” oraz „więcej wspólnych ustaleń zawdzięczamy potknięciom, niż sukcesom w porozumiewaniu się”.

Pomimo najróżniejszych trudności obie strony czynią postępy, ponieważ obie chcą się porozumieć. I nic w tym dziwnego, że Dunbar zostaje zaproszony do złożenia wizyty w indiańskiej wiosce. W międzyczasie starszyzna plemienia prosi Tę Która Stoi Z Pięścią, by przypomniała sobie swój angielski język, którym posługiwała się w dzieciństwie i wypytała porucznika o kilka istotnych dla Indian spraw. Problem wzajemnej komunikacji zdaje się być niezmiernie istotny, również dla Indian. Na tym etapie rozwoju dwoje białych ludzi ma jednak problemy, by porozumieć się po angielsku, gdyż kobieta niemal zupełnie go zapomniała. Nie zapomniała natomiast wstrząsających wydarzeń swego dzieciństwa, kiedy to jej rodzina została wymordowana przez Indian. Faza Raka to przecież „archeologia uczuć”, to powrót do przeszłości (w której urodzeniowy Rak może często bardzo długo przebywać), szczególnie do dzieciństwa i najbliższych nam wtedy emocji, uczuć i osób.

Będąc w wiosce, Dunbar odkrywa, że nie tylko jej mieszkańcy czują się bezpieczni, ale i są w tym swoim indiańskim życiu – jakże różnym od tego, do czego sam przywykł – całkiem szczęśliwi. Ponadto ze zdumieniem zapisuje, że „podczas mego krótkiego tam pobytu ani na moment nie czułem lęku”.

Następne słowa jednak wyraźnie już wskazują, iż porucznik zaczyna dojrzewać do problemów, myśli i spraw typowych dla fazy Raka, a koncentrujących się wokół domowego ogniska. W pamiętniku zanotuje następującą myśl: „Przyjemnie było znów zobaczyć Fort Sedgewick. To mój dom. A przecież wyczekuję następnej wizyty u moich «sąsiadów»”. Tymczasem w wiosce również zaczynają oceniać go z pozycji fazy Raka. Wierzgający Ptak powie: „Przyjrzałem mu się i myślę, że jego serce jest dobre”. I jeszcze jedno spostrzeżenie. Wprawdzie bardzo wątły, ale jednak blask szczęścia pojawił się w oczach Dunbara po raz pierwszy od bardzo dawna, wtedy, gdy Ta Która Stoi Z Pięścią poprawnie wy­mówiła po angielsku je­go imię. W fazie Raka więcej zachowuje się jednak dla siebie, niż mówi. Dunbar czuje, że nie wszystko powinien powiedzieć z tego, co wie i nie na wszystkie odpowiadać pytania. Ognista w swej natu­rze faza Lwa odsuwa ­przynajmniej chwilowo – tak bardzo dla pełnej emocji fazy Raka charakterystyczne troski i zmartwienia. Jest ona związana z twórczą, art...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin