Łukawska Alicja - Czesław Klimuszko - jasnowidz w habicie.doc

(63 KB) Pobierz

Czesław Klimuszko - jasnowidz w habicie

 

 

Genialny zielarz, uzdrowiciel i jasnowidz. Leczył za pomocą indywidualnie dobieranych mieszanek ziołowych, odczytywał stan zdrowia i dzieje ludzi z fotografii, przewidywał przyszłość. Potrafił telepatycznie przekazywać polecenia innym ludziom. Przepowiedział śmierć kardynała Hlonda i wybór Karola Wojtyły na papieża.

 

Niezwykłe zdolności Czesława Klimuszki objawiły się już w dzieciństwie. Jako jedenastoletni chłopak wybrałem się w słoneczny lipcowy dzień w towarzystwie młodszej ode mnie koleżanki Zuzi do lasu na poziomki. Tam zaskoczyła nas gwałtowna, ulewna burza. Schroniliśmy się przed deszczem pod krzakiem rozłożystego głogu. Niewiele nam jednak pomógł liściasty parasol. Przemokliśmy jak małe kurczaki pod rynną. Zauważyłem wówczas na rękach towarzyszki deszczowej przygody liczne szpetne brodawki, nabrzmiałe pod wpływem wody deszczowej. Zerwałem bez namysłu opodal rosnące jaskółcze ziele i jego sokiem natarłem te brodawki, zaznaczając, że za kilka dni znikną. I o dziwo! Po pięciu dniach nie pozostało po nich ani śladu - tak opisał początki swej przygody z zielarstwem w autobiograficznej książce pt. "Moje widzenie świata".

 

 

Później przypatrywał się kwiatom i ziołom rosnącym w okolicy, instynktownie wyczuwając ich działanie. Nie znał nazw roślin, ale dobrze wiedział, które są lecznicze, a które - trujące. Pierwsze wydzielały promieniowanie przyjemne, drugie - niemiłe i drażniące. Podobnie było z drzewami. Kojące prądy płynęły doń od lipy, modrzewia, sosny i brzozy, zaś drażniące wibracje od berberysu, osiki i olszyny

 

 

____________________________________________________________________________________________

 

Ojciec Andrzej Czesław Klimuszko urodził się 23 sierpnia 1905 roku w miejscowości Nierosie na Białostocczyźnie, jako jedno z sześciorga dzieci Zofii i Wincentego, niezbyt zamożnych rolników. Dzieciństwo spędził na wsi. W 1925 roku został franciszkaninem i przybrał imię zakonne - Andrzej. Studiował filozofię we Lwowie i teologię w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1934 roku. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1939 roku miał sen, w którym zobaczył przebieg kampanii wrześniowej.


Przesunęły się niby na ekranie kinowym dantejskie sceny cierpień Polaków w kaźniach masowej zagłady obozów koncentracyjnych oraz gehenna życia pod groźbą kuli hitlerowskiej na co dzień. W dalszym ciągu wizji sennych ukazał mi się nad Wisłą z obandażowaną głową ranny oficer polski, który roztoczył przede mną cały obraz losów Polski na przyszłe okresy i dzieje niektórych narodów europejskich - wspominał w książce "Parapsychologia w moim życiu".

 

 

Podczas okupacji dwukrotnie uratował się przed zatrzymaniem przez niemieckich żandarmów. Starał się wpłynąć na nich telepatycznie, dzięki czemu udało się wywołać u nich złe samopoczucie, jeden nawet zaczął wymiotować. Straszliwe przeżycia wojenne i sceny, których był świadkiem, spowodowały uaktywnienie się jego zdolności. W 1940 roku przebywał w osadzie Wierzbica koło Radomia, gdzie musiał patrzeć, jak mieszkańcy wioski są chłostani przez hitlerowców w odwecie za niedostarczenie kontyngentu drewna. Potem Niemcy oprowadzali go po rynku wśród szyderstw i inwektyw, fotografowali w towarzystwie esesmanów z karabinami w rękach, w końcu pobili do krwi. Wstrząs wywołany przez te wypadki obudził w nim nadświadomość.

 

 

W pewnych momentach zaczął widzieć ciągnący się za niektórymi ludźmi film ze scenami ich przeżyć. Później zaczął zauważać to samo, kiedy patrzył na fotografie różnych osób. Ze zdjęć odczytywał nie tylko życiorys danego człowieka, ale także stan jego zdrowia, uzdolnienia i upodobania. Mówił ludziom: Pokaż mi swoją fotografię, a powiem, kim jesteś i coś w swym życiu robił. Jego zdaniem, do takiej diagnozy najlepsza jest fotografia z dowodu osobistego, która jest napromieniowana właścicielem.

 

 

 

Poszukiwacz zaginionych

 

 

Po zakończeniu wojny wyruszył na Ziemie Odzyskane. Został proboszczem w Prabutach, remontował tamtejszy kościół świętego Wojciecha, zniszczony podczas działań wojennych, pomagał repatriantom zza Buga. W tamtym okresie wiele osób poszukiwało swoich bliskich, martwiło się, czy żyją. Czerwony Krzyż nie mógł podołać swemu zadaniu w udzielaniu żądanych informacji o zaginionych. Część tego trudnego zadania wbrew mojej woli spadło na mnie. Nieprzewidziany los wciągnął mnie do służby na rzecz cierpiących i potrzebujących pomocy - wspominał po latach. Wieści o niezwykłych uzdolnieniach Klimuszki szybko się roznosiły. Wiele osób zgłaszało się do niego osobiście, jeszcze więcej przysyłało listy z błaganiem o pomoc. Prabuty stały się Mekką nieprzerwanych pielgrzymek nieszczęśliwych ludzi.

 

 

 

Wizjoner

 

W czerwcu 1947 roku Czesław Klimuszko pojechał do Olsztyna w sprawach służbowych. Spotkani tam księża zaczęli go zasypywać pytaniami o aktualną sytuację polityczną. Powiedział im, że wkrótce w Europie zostanie tylko król angielski i czterej królowie w kartach. Ktoś spytał o los Kościoła w Polsce. - Widzę niespodziewaną śmierć kardynała Hlonda 24 października. Przyczyną jego śmierci będą płuca, chyba grypę zaziębi. Po nim zaraz pójdzie do grobu drugi dygnitarz kościelny, mniejszego kalibru - odparł zakonnik. Za cztery miesiące przepowiednia spełniła się. Kardynał zmarł na zapalenie płuc po operacji wyrostka robaczkowego. Drugi dostojnik kościelny, biskup Stanisław Kostka Łukomski, zginął w wypadku samochodowym cztery dni później, kiedy wracał z pogrzebu Hlonda.

 

- Po co go wybrali, on będzie krótko żył i nic nie zrobi - powiedział Klimuszko, kiedy papieżem został Albino Luciani, który przybrał imię Jana Pawła I. - Jeśli nie wyjdzie Włoch, to wyjdzie Wojtyła. Zaraz będziemy mieć polskiego papieża - stwierdził podczas kolejnego konklawe. Kiedy Wojtyła faktycznie został wybrany, powiedział, że będzie on jednym z największych papieży, który zadziwi cały świat: Imię Polski rozsławi po wszystkich krajach ziemi. Inne narody będą się uczyć naszej historii i języka. Dla Kościoła jego panowanie będzie bardzo pomyślne.

 

Niektóre wizje dotyczyły przyszłości naszego kraju: Polska będzie źródłem nowego prawa na świecie, zostanie uhonorowana tak wysoko, jak żaden kraj w Europie. (...) Polsce będą się kłaniać narody Europy. Widzę mapę Europy, widzę orła polskiego w koronie. Polska jaśnieje jak słońce i blask ten pada naokoło. Do nas będą przyjeżdżać inni, aby żyć tutaj i szczycić się tym. W książce "Moje widzenie świata" napisał: Jeśli chodzi o nasz naród, to mogę nadmienić, że gdybym miał żyć jeszcze pięćdziesiąt lat i miał do wyboru stały pobyt w dowolnym kraju na świecie, wybrałbym bez wahania Polskę, pomimo jej nieszczęśliwego położenia geograficznego. Nad Polską bowiem nie widzę ciężkich chmur, lecz promienne blaski przyszłości. Przepowiadał, że przyjdzie taki czas, że w Polsce będzie ciepło jak na równiku, a za waszymi oknami będą rosły owoce południowe.

 

Miewał też apokaliptyczne widzenia. Pisarz Wojciech Żukrowski zanotował taką wypowiedź zakonnika: Idę zamyślony korytarzem i nagle mi się rozstępuje na końcu ceglana ściana, zaczyna drgać i jakby się rozwiała. Podchodzę bliżej i sięgam wzrokiem daleko i z bardzo wysoka, jak kosmonauta... Ogarniam niemal całą planetę. (...) Wojna wybuchnie na Południu wtedy, kiedy będą zawarte wszystkie traktaty i będzie otrąbiony trwały pokój. Rosję zdradzą jej sąsiedzi. Nie, nie my! - żachnął się, jakby odgadł moje myśli. - Ogniste włócznie uderzą w zdrajców. Zapłoną całe miasta. Potem rakiety pomkną nad oceanem, skrzyżują się z innymi, spadną w wody morza, obudzą bestię. Ona się dźwignie z dna. Piersią napędzi ogromną falę. Widziałem transatlantyki znoszone jak łupinki...

 

Ta góra wodna sunie ku Europie. Nowy Potop! Zadławi się w Gibraltarze! Wychlupnie do środka Hiszpanii, wleje się na Saharę, zatopi włoski but aż po rzekę Pad. Zniknie pod wodą Rzym ze wszystkimi muzeami, z całą cudowną architekturą... Morze pokryje archiwa, wszystkie dokumenty opatrzone pieczęcią tajności teraz już będą na zawsze utracone... Dodał, że ogromna fala będzie szła od strony Francji i poprzez Niemcy dojdzie aż do Polski: Tu, gdzie dziś jesteśmy, będzie morze. Woda pokryje mój cmentarzyk. Z Kaszubii zostanie kilka wysepek.

 

 

 

Wrócił do ziół

 

W 1948 roku musiał opuścić Prabuty. Ostrzeżono go, że grozi mu aresztowanie. Wcześniej był inwigilowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, teraz dowiedział się, że bezpieka szykuje akcję eliminacji księży "zagrażających ustrojowi". Udało mu się wyjść z plebani w kobiecym przebraniu. Wyjechał do Lubomierza na Podkarpaciu, gdzie ukrywał się przez kilka lat pod zmienionym nazwiskiem. Wszędzie towarzyszyła mu fama jasnowidza i "znachora". W Kwietnikach na Dolnym Śląsku na prośbę wiernych szukał "skarbów" zakopanych przez Niemców. W Nieszawie koło Ciechocinka za pomocą specjalnie dobranych ziół wyleczył z silnej nerwicy jedną z parafianek, a później wiele innych osób.

 

W 1959 roku przeniósł się do klasztoru franciszkanów przy kościele świętego Pawła Apostoła w Elblągu. Do Elbląga pielgrzymowało setki ludzi z Polski i zagranicy. Jedni prosili o pomoc w odnalezieniu zaginionych, inni szukali lekarstwa na nieuleczalne choroby. Wszystkich traktował życzliwie. Zamieniał kilka zdań, stawiał diagnozę i wręczał karteczkę z indywidualnie dobraną kompozycją ziół. Do dziś zachowały się recepty pisane jego ręką. Zalecał picie mieszanek ziołowych, składających się z 5, 7, 9 lub 11 roślin. Jego zdaniem, herbatki z jednego zioła nie mają żadnego działania leczniczego, a przy długotrwałym stosowaniu mogą nawet szkodzić.

 

Uważał, że najbardziej skuteczne w działaniu są zioła rosnące dziko, a nie z plantacji. Propagował lecznicze zalety nalewki z bursztynu jako remedium na choroby płuc. Pozostawił po sobie gotowe recepty na przeszło sto chorób. Farmaceuta, doktor Edward Wawrzyniak, który pomagał mu w napisaniu książki "Wróćmy do ziół", zauważył, że na fenomen Klimuszki składały się trzy czynniki: gruntowna znajomość ziół, paranormalne zdolności wyczuwania działania każdej rośliny oraz wieloletnie doświadczenie.

 

Pomagający wielu cierpiącym zakonnik sam był chory na gruźlicę płuc. Z wiekiem stawał się coraz bardziej zmęczony i wyczerpany. Zmarł 25 sierpnia 1980 roku w wieku 75 lat. W pogrzebie uczestniczyły tysiące ludzi. W 1988 roku jego imię otrzymała ulica sąsiadująca z elbląskim klasztorem franciszkanów. Czytelnicy "Gazety Olsztyńskiej" przyznali mu tytuł "Elblążanina Stulecia", a rada miasta Elbląga - tytuł honorowego obywatela Elbląga. W klasztorze, w którym spędził ostatnie dwadzieścia lat życia, urządzono izbę pamięci. Znajdują się tam pamiątki po Klimuszce, zdjęcia, artykuły prasowe, recepty i listy z całego świata. W pamięci ludzkiej ojciec Andrzej pozostał jako ciepły i skromny człowiek o przenikliwym spojrzeniu.

 

Alicja Łukawska

Wydanie internetowe: www.4wymiar.pl

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin