Odcinek 11 w.doc

(35 KB) Pobierz
Odcinek 11

Odcinek 11

 

Dla całej mojej upartej rodzinki.

 

Po dom rodziny Montez podjechał najnowszy model Mercedesa dostępny na rynku. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Marco pewnie zmierzał do drzwi domu, znacznie gorzej było w przypadku Martina, który niepewnie plątał się za nogami ojca i ciągle pomrukiwał coś pod nosem.

 

-Martin uspokój się, zacznij się zachowywać jak mężczyzna, rozumiesz co do ciebie mówię?

-Tak rozumiem ale ja się zachowuje normalnie.

-A czy normalnie chowasz się za moim tyłkiem ze prawie cię nie widać, tak bardzo się kulisz ze zaraz będziesz jak kret krążył, ale pod ziemią.

-Oj nie przesadzaj, lepiej zapukaj i miejmy te męki już za sobą.

-A ty dalej swoje. Co ci w niej tak bardzo przeszkadza?

-Oprócz jej samej i tego ze jest wstrętną, brzydką rudą marchewą to nie wiele.

-Jeszcze jedno takie słowo a zabiorę ci tą mp3, którą pożyczył ci Alex?

-A skąd wiesz o mp3?

-A tak zgadłem!

-Nieprawda! Podsłuchiwałeś nas w ogrodzie.

-A nigdy nie podsłuchuje, no może coś tak usłyszałem, ale nie specjalnie.

-Tak jasne, jak zwykle stałeś za tują i nastawiałeś uszu. A jak długo podsłuchiwałeś?

-Po pierwsze to nie podsłuchiwałem, bo nie wiem jak to się robi i brzydzę się ludzi, którzy tak robią . A po drugie jak spróbujesz zrealizować swój idiotyczny plan to poznasz każdy miinetr swojego pokoju, bo już nigdy z niego nie wyjdziesz!

-Plan! Nie wiem o czym ty mówisz, jak coś już przypadkiem oczywiście usłyszysz to słuchaj dokładnie.

-Ja zawsze dokładnie podsłuchuję, więc się nie wykręcaj chłopczyku.- Wykrzyczał bez zastanowienia Marco

-A jednak podsłuchiwałeś!- zaśmiał się Martin

-To teraz nie jest ważne-, jeśli spróbujesz ją skrzywdzić to pożałujesz tego i to bardzo.

-Dobra już nic nie zrobię, ale to twoja wina, czemu mnie zmuszasz do wyjazdu z ta rudą małpą?

-Bo to miła i ładna dziewczyna, w sam raz dla ciebie!

-Co ja mam się niby spotykać z takim paskuctwem jak Ana. Czy ty zgłupiałeś?

 

Marco nie zdarzył odpowiedzieć poniewa w drzwiach stanęła Ana ze sztucznym uśmiechem życzliwości doczepionej do jej ślicznej twarzy. Wyglądała olśniewająco, a mianowicie tak

 

 

Ale przed oczami Martina ukazał się nieco inny widok, ponieważ ujrzał Anę w, zresztą sami zobaczcie co ujrzał chłopak.

 

 

-Aaaaaaaaaayyyeeee, Ana to ty?- zapytał niepewnie Martin

-Oczywiście, cieszę się ze jesteście, bałam się ze spóźnimy się na samolot jeśli nie przyjedziecie za chwilę.

-Oj nie warto się tak martwić na zapas, choć ze mną do samochodu a Martin zajmie się twoim bagażem, prawda synu?

-A tak oczywiście tato, a gdzie jest twoja walizka?

-Wszystko, co jest mi potrzebne stoi w przedpokoju, tylko się pośpiesz bo nie mamy za dużo czasu!

-Jasne zaraz walizka znajdzie się w samochodzie a ja razem z nią!- powiedział oczarowany widokiem dziewczyny.

-No niestety ty tez !Cóż nie można mieć w życiu wszystkiego- powiedziała pod nosem wściekła Ana, choć nie dała po sobie tego poznać ciągle się uśmiechając.

-Mówiłaś coś kochanie- zapytał troskliwie Marco

-Tak, ładna dziś pogoda , mamy szczęście.

-Masz rację, pogoda jest wspaniała, wsiadaj, poczekamy tylko na Martina i jedziemy na lotnisko.

 

 

W tym czasie Martin zobaczył bagaż dziewczyny i oczy wyszły mu z orbit.

-Co jest do chole*y, przecież jedziemy na weekend a ona spakowała się jak na podróż  dokoła świata. I ja mam niby to sam zaciągnąć do samochodu, przecież do tego trzeba stado tragarzy. Ok. poświęcę się ale wojna dopiero się  zaczęła, na razie 1:0 dla ciebie ale to się szybko zmieni.

Marin zaniósł już do auta dwie wielkie walizy, podnosząc trzecią czuł jakby podnosił słonia.

-Do jasnej Anielki, czego ona tam nawaliła, to muszą być kamienie, bo nic innego tyle nie wazy. O nie tym razem już przegięła, ona chce mnie po prostu zabić, ale jej nie doczekanie, nie dam się przestraszyć i nie podkulę przed nią ogona a tym bardziej nie zwieję. Martin jesteś mężczyzną i żadna baba z tobą nie wygra.

 

Gdy Martin wsiadł już do samochodu cały spocony i obolały po podnoszeniu ciężarów jak na igrzyskach olimpijskich patrzył z nienawiścią na uśmiechniętą twarz dziewczyny. Już planował w głowie zemstę gdy nagle jego mama powiedziała.

- Synku wstąpiłam do galerii obok nas i kupiłam ci parę drobiazgów na wyjazd….a m.in. majteczki, 2 pary z wełny a pozostałe 6 par normalne żeby ci w pupę strasznie nie grzało…

-Mamo przestań traktować mnie jak niemowlę i nie rób mi wstydu.

-OJ słoneczko jakiego wstydu, przecież Ana  jest dla nas jak rodzina.

-Ależ oczywiście pani Gomez, no Martin przecież nie musisz się mnie wstydzić- powiedziała rozbawiona dziewczyna.

-O nie ja tego nie przeżyje, trzy na jednego to nawet za dużo jak dla mnie, oni na pewno są w zmowie, to nie możliwe żeby normalnie los był az tak okrutny. Przecież ja nic nikomu nie zrobiłem, pomijając te kikla panienek do których nie oddzwoniłem chć błagały ale to chyba nie taki ciężki grzech?- zastanawiał się całą drogę na lotnicko.  

 

 

 

 

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin