Uwolnij Się Od Myśli.doc

(54 KB) Pobierz

UWOLNIJ SIĘ OD MYŚLI



Rozejrzałem się wokół, ale nikogo na horyzoncie nie widziałem. Znów poczułem się osamotniony i opuszczony. Znów ktoś mnie wykorzystał. Zostałem sam na sam z szumem morza. Właściwie to nie miałem już po co żyć. Podobno nadzieja umiera ostatnia, ale ja straciłem już wszelką nadzieję na to, że w moim życiu może stać się jeszcze coś dobrego. Nie widziałem żadnego wyjścia z sytuacji, w której z dnia na dzień się znalazłem. Trudno jest się pozbierać, gdy nagle najlepszy od lat przyjaciel okazuje się być prawdziwą hieną.
Dominika znałem od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Poznaliśmy się jakoś na początku roku szkolnego, wychowawczyni posadziła nas w jednej ławce i tak już zostało na wiele lat. Mieszkaliśmy na tym samym osiedlu, więc bardzo często odwiedzaliśmy siebie nawzajem. Raz, aby razem uczyć się matmy, raz, aby pograć na komputerze, innym znowu razem, aby po prostu pogadać. Może nie byliśmy papużkami-nierozłączkami, ale spędzaliśmy razem wiele czasu i wszyscy wokół wiedzieli, jak bardzo jesteśmy ze sobą zżyci. Minęła podstawówka, postanowiliśmy pójść razem do tego samego liceum. I znowu siedzieliśmy w jednej ławce, i znowu razem się uczyliśmy, imprezowaliśmy, gadaliśmy – tylko interesujące nas tematy z czasem się zmieniały.
W szkole średniej zacząłem zauważać, że jestem trochę inny niż Dominik. Mój przyjaciel coraz częściej mówił o dziewczynach, zwierzał mi się ze swoich zauroczeń i miłosnych podbojów. Co weekend chodziliśmy do klubów „na podryw”. Dominik był przystojny, dobrze zbudowany, do tego był bardzo przebojowym gościem – dziewczyny lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Ja też nie należę do najmniej atrakcyjnych, ale nigdy aż takiego wzięcia jak Dominik nie miałem. Zresztą wcale mi to nie przeszkadzało. Dziewczyny prawie w ogóle mnie nie kręciły. Gdy mój kumpel bouncował na parkiecie z nową zdobyczą, ja siedziałem przy barze i obserwowałem wirujących w rytm muzyki chłopaków. Początkowo czułem się z tym okropnie. Starałem się nie zwracać uwagi na facetów, ale wzrok sam mi uciekał w ich stronę. Z czasem to skrępowanie zaczęło mijać. Zrozumiałem, że jestem gejem. To co dla mnie było już jasne, z pewnością nie byłoby jasne dla całego mojego otoczenia. Gdyby rodzice dowiedzieli się o tym, matka dostałaby pewnie zawału, a ojciec wygnałby mnie z domu. Przecież w takiej porządnej, religijnej rodzinie z tradycjami szlacheckimi nie może trafić się czarna owca! Znajomi też pewnie odwróciliby się na pięcie. Czasem rozmawialiśmy przy piwie o homoseksualistach, zwłaszcza przy okazji tej afery z Paradą Równości, i doskonale wiedziałem jakie oni mają poglądy na ten temat. Na wszelki wypadek wolałem trzymać to w tajemnicy. Tak było wygodniej, choć nie zawsze łatwiej.
Wytrzymałem tak przez całe liceum. Cały czas bywaliśmy z Dominikiem w klubach, on przez cztery lata szkoły średniej zaliczył chyba kilkanaście dziewczyn, czym bardzo się chlubił. Ja głównie dotrzymywałem mu „na podrywie” towarzystwa. Któregoś dnia mój przyjaciel nawet zmartwił się faktem, że nie mogę znaleźć sobie dziewczyny i sam mi jedną przyprowadził. Dobry przyjaciel. Dbał o mnie i umiał się dzielić. Z grzeczności przyjąłem ten niecodzienny dowód przyjaźni, ale to nie było to. Była chętna na seks, ale zupełnie nam nie szło. To moja wina. Gdybym nie zamknął oczu i nie wyobraził sobie, że jestem z jakimś przystojnym brunetem, pewnie nawet nie miałbym wzwodu. Seks z dziewczyną okazał się więc totalną porażką. Nie byłem też z żadnym mężczyzną. Miałem zbyt duże wyrzuty sumienia i wątpliwości, by pójść na przykład do jakiegoś klubu gejowskiego. Pozostawały więc tylko fantazje i ręczny.
Powoli jednak takie życie przestawało mi wystarczać. Nie byłem jeszcze gotowy na pełny comming out, ale musiałem podzielić się z kimś moimi odczuciami. Dalsze tłumienie ich w sobie mogłoby się skończyć depresją. Bałem się, ale postanowiłem zaryzykować i powiedzieć prawdę Dominikowi. Byłem pewien, że jako najlepszy przyjaciel, z którym znam się od lat, zrozumie i na dodatek nie puści pary z ust. Pewnego dnia, kiedy byliśmy sami w jego mieszkaniu i rozmawialiśmy na różne życiowe tematy, wyczułem, że to właściwy moment. „Teraz albo nigdy!” – pomyślałem i wyrzuciłem z siebie to, co przez kilka tygodni układałem sobie w głowie. W pierwszej chwili go zamurowało, wyszedł z pokoju. Po kilku minutach wrócił i powiedział, że jest zszokowany, że niczego się nie domyślał, ale że rozumie. Obiecał trzymać język za zębami. Na koniec z uśmiechem zapytał tylko, czy jemu nic nie grozi. Wiedział, że nie. Był jak brat, nigdy nie myślałem o nim w kategoriach seksualnych.
Kamień spadł mi z serca. Było mi naprawdę lżej. On już wiedział i przyjął to najlepiej jak mógł. Nasze stosunki nie zmieniły się. Chociaż w zasadzie nawet się zacieśniły. Sam byłem w szoku, gdy po którejś z imprez spaliśmy razem na jednym materacu, a on się do mnie przytulił. Innym razem posunął się jeszcze dalej. Jego starzy wyjechali na jakąś parapetówkę do znajomych, a on zaprosił mnie do siebie na noc. Od najmłodszych lat często nocowaliśmy u siebie. Nie było w tym nic dziwnego. Tym razem znowu oglądaliśmy filmy na DVD, zajadając się popcornem. Na jednej z płyt Dominik miał film erotyczny. Włączył go. Namiętne sceny łóżkowe szybko go nastroiły. Mnie zresztą też. Powiedział, że moglibyśmy sobie jakoś ulżyć. Rozpiął spodnie, chwycił swojego na wpół sztywnego już penisa i zaczął się nim bawić. Znaliśmy się od dawna, bez skrępowania rozmawialiśmy o seksie i masturbacji, ale nigdy nie robiliśmy tego przy sobie. Byłem w lekkim szoku, ale podniecenie było silniejsze. Po chwili robiłem to samo co on. Dominik miał niezły sprzęt, wiedziałem o tym wcześniej – nieraz widziałem go nago, np. w szatni na basenie. Jednak nigdy nie wiedziałem jak mu stał. Teraz jego rozmiar był naprawdę imponujący. Bawiliśmy się tak przez kilkadziesiąt sekund, aż nagle Dominik zapytał czy może za mnie dokończyć. Nie czekał na odpowiedź. Odsunął moją rękę i chwycił mojego penisa. Przybliżył do niego policzek i zaczął się o niego ocierać. Po chwili zabrał się za lizanie. W końcu mój mały zniknął w jego ustach. Niedługo potem miałem orgazm. Zdążył wypuścić go z buzi i wytrysnąłem zalewając swój brzuch. Dominik klęknął nade mną i wrócił do trzepania. Po kilkunastu sekundach wylał na mój brzuch swoją spermę. Po wszystkim podziękował mi za ten wieczór, za to, że dowiedział się jak to jest „robić komuś loda”, a nawet przeprosił za to, że mnie wykorzystał. Bynajmniej nie czułem się wykorzystany. Jeszcze nie wtedy.
Po jakimś czasie od tamtego zdarzenia, zaczął się koniec naszej wielkiej przyjaźni. Nadeszły wakacje. Planowaliśmy z Dominikiem i grupą naszych dobrych znajomych wyjechać na tydzień nad morze. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, jednak w ostatniej chwili okazało się, że nie mogę wyjechać. Dostałem wezwanie do sądu – miałem być świadkiem w związku z wypadkiem sprzed kilku miesięcy. Niestety sprawa miała odbyć dzień po naszym wyjeździe. Musiałem zostać w domu, ale obiecałem przyjaciołom, że zaraz po wyjściu z sądu wsiadam w pociąg i jadę nad morze. Tak się zresztą stało. Choć wybrałem pociąg jako mój środek transportu, to właściwie frunąłem do mojej paczki jak na skrzydłach. W perspektywie miałem plażę, opalanie się, kąpiele i całonocne szaleństwa w klubach. Każdy dostałby skrzydeł. Rzeczywistość jednak okazała się dla mnie brutalna.
Prosto z dworca pojechałem na pole campingowe, na którym mieliśmy rozbić nasze namioty. Nie spodziewałem się powitania chlebem i solą, ale znając moich przyjaciół byłem gotowy na miłe powitanie – przynajmniej piwem. Z daleka słyszałem ich nieco rozpite już głosy, jednak gdy mnie zobaczyli wszyscy zamilkli. Nie odzywali się, tylko patrzyli to na mnie, to na siebie. Czułem, że coś jest nie tak. Próbowałem rozładować sytuację, nieskutecznie. Nikt nie potrafił, a właściwie nie chciał powiedzieć mi co jest grane. Postanowiłem odłożyć swoje rzeczy do namiotu Dominika, z którym do tej pory zazwyczaj dzieliłem namiot na wspólnych wyjazdach. Jednak zatrzymał mnie głos właściciela rzeczonego namiotu.

- Stary, sorry, ale tym razem śpi u mnie Piotrek.
- W takim razie, gdzie ja śpię? – sytuacja stawała się coraz bardziej dziwna i nieprzyjemna.
- Nie wiem. – syknęła Kaśka – Na pewno nie tutaj. Poszukaj sobie jakiegoś gacha, może cię przygarnie, pedale...

Towarzystwo zaśmiało się w głos, a ja poczułem jak ziemia osuwa mi się pod nogami. Wszystko było jasne. Spojrzałem pytająco na Dominika. Z jego oczu wyczytałem to, czego się spodziewałem. Nawet nie próbował się tłumaczyć, zresztą to i tak nic by nie dało. Śmiał się i drwił ze mnie razem z innymi. Niewiele myśląc chwyciłem swój plecak i pognałem przed siebie. Zupełnie nie wiedziałem dokąd niosą mnie moje nogi. Byłem jak w amoku. Tak jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Złamał słowo, powiedział im, że jestem gejem! Może nie zdawał sobie sprawy z tego, co się stanie, może zrobił to specjalnie – zresztą jakie to ma znaczenie?! Doskonale wiedziałem jak to się może skończyć. Przecież dla nich wszystkich gej to człowiek niższego rzędu, zasługuje na potępienie bardziej niż śmierdzący pijak, ćpun czy dziwka! Przecież dla nich gej to chory psychicznie, to wykolejeniec, stawiany na równi z pedofilem i zoofilem! To nic, że znali mnie od lat, wiedzieli jakie mam zalety, czym się zajmuję, co lubię. Przecież skoro jestem pedałem, to od razu trzeba mnie skreślić.
Jak on mógł mi to zrobić?! Ufałem mu jak sobie samemu, a on mnie sprzedał za puszkę piwa! Swoją drogą ciekawe, czy powiedział im wszystko? Pewnie nie. Gdyby wiedzieli, że mi wtedy obciągnął, też już by go skreślili. Zabawił się moim kosztem. Nienawidziłem go teraz jak jeszcze nigdy nikogo. Nie chcę go już więcej widzieć. Nie chcę widzieć tego całego towarzystwa, ludzi, przy których nigdy nie mogłem być sobą. Łzy same cisnęły mi się do oczu.
Biegłem przed siebie plażą. W pewnym momencie poczułem, że nie mam już siły. Opadłem na piasek. Patrzyłem na fale bijące o brzeg. Miałem ochotę wejść do wody i zanurzyć się w niej na zawsze. Pewnie bym to zrobił, gdyby nie to, że brakło mi tchu w piersiach i sił, by wstać. Musiałem przebiec spory kawałek plaży. Wokół nie było nikogo, ludzi widziałem praktycznie na linii horyzontu. Słyszałem tylko szum fal i delikatnego od morskiego wiatru. Fala złości ze mnie powoli spływała. Czułem tylko gorycz i rozczarowanie. Siedziałem na dziewiczej, pustej plaży. Patrzyłem w dal i zastanawiałem się co teraz. Jak teraz będzie wyglądać moje życie? Wiadomość o moim „pedalstwie” będzie hitem całego osiedla. Za kilka dni będą wiedzieć już wszyscy: znajomi, rodzina, sąsiedzi. Nie, nie mogę tam wrócić. Muszę uciec, zacząć życie od początku, z czystą kartą. Łudziłem się, że to możliwe. Po chwili zdałem sobie jednak sprawę z tego, że w taki sposób mogę uciekać przed samym sobą przez całe życie. Sytuacja bez wyjścia.
Nagle poczułem jak ktoś kładzie dłonie na moich barkach. Wstałem jak oparzony. Odwróciłem się i zobaczyłem młodego mężczyznę. Nie wiem jak go opisać. Doznałem jakiegoś magicznego wstrząsu, dreszcze przeszyły całe moje ciało. Wyglądał jak jakiś anioł. Miał piękne blond włosy i bardzo błyszczące niebieskie oczy.

- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. – przybysz przemówił boskim, aksamitnym głosem.
- Kim jesteś? Skąd się tutaj wziąłeś? Nie słyszałem jak szed...
Nieznajomy zatrzymał potok moich słów, kładąc mi swój palec na ustach.
- Lepiej o nic nie pytaj. – szepnął tak, że jego głos zlewał się w jedno z szumem fal – Nie bój się. Po prostu uwolnij się od myśli.

Mężczyzna podszedł bliżej i pocałował mnie. Znowu przeszyły mnie przyjemne dreszcze. Nawet nie wiem kiedy zostałem zupełnie bez ubrania. Gładził dłońmi wszystkie części mojego ciała. Delikatnie muskał je wargami. Za każdym razem, gdy mnie dotykał, przeżywałem rozkosz. Trafiał w każdy czuły punkt, dokładnie znał te miejsca na moim ciele, które najlepiej reagowały na jego dotyk. Masował moje pośladki i uda, a językiem muskał moje przyrodzenie. Nigdy przedtem nie osiągnąłem takich rozmiarów. Sam byłem zdziwiony tak potężną erekcją, to oznaczało, że mój kochanek jest mistrzem rzemiosła rozkoszy. Mój penis stał się tak wielki aż zaczął sprawiać mi ból. Ale był to nieziemski ból mieszający się z przyjemnością. Chciałem, by trwało to wiecznie, jednak nieznajomy nagle przestał. Wziął moją dłoń i położył na swoim kroczu. Zacząłem rozpinać mu spodnie. Próbowałem palcami ocenić jego sprzęt. Po chwili mogłem ocenić go organoleptycznie. Nie był wielki, ale za to podniecająco połyskiwał w słońcu. Promienie odbijały się też od jego wygolonej moszny i podbrzusza. Łapczywie rzuciłem się w niego. Lizałem, ssałem, całowałem. Coraz bardziej chciałem poczuć go w sobie. Jakby czytał w moich myślach. Ułożył mnie na piasku, uniósł moje nogi i wdzierał się powoli do środka. Obawiałem się bólu, jednak on potrafił zrobić to tak, że nie poczułem niczego, co mogłoby zepsuć tę chwilę. Posuwał mnie, a ja bawiłem się jego sutkami. Nagle poczułem jak fala ciepłej spermy zalewa mój tyłek. Wyszedł ze mnie czerwony z wysiłku. Jego penis, błyszczący jeszcze resztką jego nektaru, wydawał mi się apetycznym kąskiem. Ponownie wziąłem go do ust. O dziwo, nieznajomy szybciutko wrócił do formy i po kilku chwilach moja buzia znów była nim wypełniona. Miał kolejny orgazm. Potem przyszedł czas na mnie. Oddał mi się w pełni. W zasadzie mogłem spełnić z nim nawet najbardziej skryte fantazje. Ruchałem go na różne sposoby. Szczytowałem tak wiele razy, że trudno byłoby to zliczyć. Zapomniałem o całym bożym świecie. Liczyła się tylko plaża, on i ja. Tarzaliśmy się w piasku, dotykaliśmy swych ciał, beztroscy i stworzeni tylko dla siebie. On w lot odczytywał moje pragnienia i spełniał je. Tak jakby po prostu był... mną! Albo moim aniołem stróżem. Kochaliśmy się długo i namiętnie. Potem zasnęliśmy niewinnie jak dzieci, trzymał mnie za rękę.
Poczułem chłód. Podniosłem powieki. Słońce już zaszło i dlatego zrobiło się zimno. Wiatr od morza był coraz silniejszy. Odwróciłem się za siebie. Byłem pewny, że anielski blondyn leży blisko mnie. Jednak jego nie było. Rozejrzałem się wokół, ale nikogo na horyzoncie nie widziałem. Znów poczułem się osamotniony i opuszczony. Znów ktoś mnie wykorzystał. Zostałem sam na sam z szumem morza. W pewnej chwili miałem wrażenie, że wraz z szumem fal słyszę trzepot skrzydeł. Szelest dochodził znad wody. Tak, to musiał być on. Wytężyłem wzrok i wśród fal dojrzałem blask jego oczu. Wstałem i ruszyłem w jego kierunku.

autor: sweet_dreams

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin