Ringo John - William Weaver 01 - W lustrze.pdf

(1233 KB) Pobierz
6169219 UNPDF
John Ringo
W Lustrze
(Into The Looking Glass )
6169219.001.png
DEDYKACJA
Docowi Travisowi, piekielnie zdolnemu fizykowi, bez którego książka ta byłaby pozbawiona
większego sensu.
Uwaga od autora
Książka zawiera kilka rozmyślnych błędów w zakresie fizyki (ze względów bezpieczeństwa),
a jestem pewien, że znajdzie się w niej również kilka niezamierzonych. Powiadomienia
o wszelkich pomyłkach, celowych czy przypadkowych, należy przesyłać na mój adres.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Epicentrum eksplozji, której siłę oszacowano później na równowartość 60 kiloton trotylu,
znajdowało się na Uniwersytecie Środkowej Florydy. Wybuch nastąpił w sobotę o godzinie 9:28,
w spokojny marcowy dzień w Orlando, kiedy na niebie brakło chmur, panował przyjemny chłód
i było stosunkowo sucho jak na Florydę. Do eksplozji doszło bez żadnego ostrzeżenia, a jej
skutki odczuwano daleko poza terenem uniwersytetu.
Golfiarzom z Fairways Country Club dany był zaledwie moment na doświadczenie
oślepiającego rozbłysku i żaru, gdy pochłaniała ich ognista kula. Dwaj młodzieńcy, którzy
sprzedawali na University Boulevard „najlepsze, markowe magnetofony” i „nie mogli z nimi
wrócić, bo szef by ich zabił”, nie mieli nawet tak krótkiej chwili. Kula ognia rozprzestrzeniała się
we wszystkich kierunkach. Biały klosz rozrastającej się plazmy przemienił w popiół podmiejskie
osiedla, pożarł uniwersytet, domy mieszkalne, rodziny, psy i dzieci. Ściana plazmy wytworzyła
potworną falę uderzeniową powietrza, która dążyła na zewnątrz niczym tornado, niszcząc
wszystko, co znalazło się na jej drodze. Na południu fala uderzeniowa dotarła aż do US 50, gdzie
poranni klienci sklepów zostali oślepieni i zasypani płonącymi odłamkami. Poraziła ludzi
mknących szosą Greenway, ciskając samochodami ponad pół kilometra. Na północy sięgnęła
niemalże do miasteczka Oviedo, po drodze równając z ziemią rejon Goldenrod, na zachodzie
dotarła aż do Semoran Boulevard, a na wschodzie do Lakę Pickett. Grzmot detonacji dał się
odczuć aż w Tampa, Cocoa i Ocala, zaś wzbijający się ku jasnemu niebu poranka grzyb pyłu,
w którym kotłowały się fioletowe i zielone błyskawice, widziano nawet w Miami. Płonące
odłamki opadły na Park Avenue w Winter Park, powodując natychmiastowy zapłon prastarych
dębów, miło ocieniających drogę, i zrujnowały westybul St. Paul’s Church.
W warsztatach Kompanii Charlie, 2. Batalionu, 53. Brygady, Gwardii Narodowej Sił
Zbrojnych USA na Florydzie żołnierze, dokonujący po zakończonej misji drobnych prac
remontowych w wozach wielozadaniowych Humvee i ciężarówkach Hemem, spojrzeli na
rozbłysk i skulili się bojaźliwie. Ci, którzy pamiętali coś ze swojego szkolenia, rzucili się na
ziemię, osłaniając głowy ramionami. Inni pobiegli do przestarzałego magazynu uzbrojenia,
szukając schronienia w stalowych klatkach. Służyły one do zabezpieczenia wojskowego sprzętu
wtedy, gdy zajmowali się zadaniami cywilnymi lub – wówczas znacznie bardziej powszechne –
byli wysyłani z misjami na Bałkany, do Afganistanu czy Iraku.
Specjalista Bob Crichton sporządzał listę strat w swojej kwaterze, kiedy usłyszał grzmot.
Jednostka wróciła ledwie tydzień wcześniej z rocznej służby w Iraku i wyglądało na to, że prawie
wszyscy „stracili w boju” swoje maski ochronne. Ich aktualny stan odzieży ochronnej nie
przekraczał 30 procent prawidłowego stanu. To była czysta głupota. Wszyscy wiedzieli, że
prędzej czy później jakieś dzikusy uderzą na nich jakąś bronią masowego rażenia; chemiczną,
radiologiczną, a nawet jądrową, odkąd Pakistan przekazywał Saudyjczykom głowice jądrowe.
Ale przecież nikt nie przepadał za odzieżą ochronną czy maskami gazowymi i „gubił” je tak
szybko, jak tylko mógł. Zasadzka na konwój? Cholera, te dzikusy musiały rąbnąć mi maskę.
Wymiana ognia? Gdzie się podziała ta odzież ochronna?
Podniósł wzrok na ścianę, gdzie wisiał jego oprawiony dyplom zaawansowanego kursu
szkoleniowego Korpusu Chemicznego Sił Lądowych USA, i spostrzegł, że szkło w ramkach
pękło. Jeszcze zanim dokument spadł ze ściany. Mrugnął nerwowo dwa razy i zanurkował pod
metalowe biurko, zaciskając dłonie na uszach i jednocześnie otwierając usta w celu wyrównania
ciśnienia, na moment przed wtargnięciem fali uderzeniowej. Nawet w huku eksplozji, która
zdawała się obejmować cały świat, wyłowił dźwięk, z jakim wielkie szyby magazynu uzbrojenia
runęły na posadzkę sali musztry. Rozległ się odgłos rozdzierania metalu, przypuszczalnie jednego
ze starych dźwigarów, podtrzymujących strop sali musztry, po czym zapadła względna cisza,
wyjąwszy jakieś stłumione okrzyki. Odczekał chwilę, słysząc skrzypienie starego budynku, ale
doszedł do wniosku, że jest tak samo bezpieczny jak zwykle, zatem wygrzebał się spod biurka
i udał się do gabinetu dowódcy kompanii.
Sierżant sztabowy i sierżant operacyjny właśnie wygrzebywali się spod swoich biurek, gdy
Crichton wparował bez pukania, co normalnie stanowiłoby kardynalne wykroczenie, lecz uznał,
że to moment równie dobry jak każdy inny na zignorowanie tej dyrektywy.
– Niech nikt nie wychodzi na zewnątrz przez co najmniej 30 minut, Top – oznajmił
przestępując z nogi na nogę w progu. – Potrzebny mi jest mój zespół rozpoznawczy, czyli
Ramage, Guptill, Casey, Garcia i Lambert. I tak szybko jak tylko będzie można, muszę mieć
pluton, żeby zacząć napełniać worki z piaskiem do hunweech...
– Zwolnij – odezwał się sierżant sztabowy, na moment zasiadłszy w swoim fotelu,
a następnie uniósłszy się, by strącić z niego okruchy gruzu opadłe z naruszonego sufitu.
Sierżant sztabowy był wysoki i chudy. Aż do zeszłego roku pracował jako główny śledczy
w Urzędzie Szeryfa Lakę County. Gdy zostali wysłani z misją, lekceważąc „Ustawę
o żołnierzach i marynarzach”, dał szeryfowi zgodę na wyznaczenie jego zastępcy do pracy
w urzędzie szeryfa. Kiedy więc wrócili, zgodził się na mniejszą pensję i zabrał się do pracy jako
sierżant. Na miejscu zbrodni orientował się we wszystkim tak świetnie, jakby był przy
przestępstwie. Sprawdzał się nawet całkiem nieźle w przypadku wydobywania kompanii spod
ataku moździerzowego czy zasadzki na konwój. Należał do najlepszych na świecie, jeśli chodzi
o szkolenie żołnierzy w wyszukiwaniu ukrytych ładunków wybuchowych, broni i innych
zakazanych materiałów – traktował to tak samo jak przetrząsanie domu jakiegoś dilera. Jednak
nuklearny atak był dla niego czymś zupełnie nowym i potrzebował kilku chwil, żeby dojść do
siebie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin