Grant Cecilia - Grzeszna namiętność.pdf

(1399 KB) Pobierz
956761488.001.png
Grant Cecilia
Grzeszna namiętność
Marta Russell w wieku dwudziestu jeden lat została wdową. Niestety mąż nie potrafił
obdarzyć ją dzieckiem. Kobieta wkrótce odkrywa, że co gorsza pozbawił ją także domu.
Gdyby urodziła syna, odziedziczyłaby posiadłość, lecz w tej sytuacji wszystko przypadnie
bratu jej męża, pozbawionemu skrupułów mężczyźnie, o którym mówi się, że lubi uwodzić
służące, rujnując im życie. Pragnąć uratować swoje służące, i samą siebie, dama o
nieskazitelnych manierach wymyśla skandaliczny plan urodzenia dziecka i przedstawienia
go jako dziedzica zmarłego męża. Po koniecznych intymnych kontaktach nie oczekuje żadnej
przyjemności, jednak mężczyzna, którego wynajmuje do wykonania tego „zadania”, ma
więcej do zaoferowania, niż wydawało się Marcie możliwe.
Rozdzial 1
Ani razu przez dziesięć miesięcy małżeństwa nie życzyła mężowi śmierci. Nigdy też, ani przez
chwilę, nie cieszyła się z tego, że mąż nie żyje. Nawet teraz. To nie przystoi.
Marta jeszcze bardziej wyprostowała się na krześle, wygładzając czarną spódnicę. Istotnie, czasem nie
wypada okazywać emocji, ale należy zachowywać się zgodnie z obowiązującymi zasadami. Na
zasadach można się oprzeć. Zasady pozwalają przetrwać, kiedy emocje sprawiają tylko, że grzęźnie
się w bagnie.
Splotła dłonie i położyła je na stole.
- No cóż - powiedziała, przerywając ciszę panującą w jej oświetlonym słońcem salonie. - To wszystko
jest bez wątpienia zgodne z prawem.
Pan Keene skłonił się lekko ze swojego miejsca na końcu stołu, ukazując łysinę na czubku głowy. Nie
spojrzał jej w oczy, podobnie jak nie zrobił tego od chwili, w której zaczął czytać. Leżące przed nim
kartki zaszeleściły lekko, gdy wygładził ich rogi i wykonał kilka innych nerwowych ruchów.
Doprawdy powinien przestać.
Po drugiej stronie stołu z zaciśniętymi ustami siedział jej brat, mięśnie jego szczęki pracowały
intensywnie, jakby próbował przełknąć coś o przerażających rozmiarach. Najpewniej własną irytację.
Trzeba oddać mu sprawiedliwość, że zawsze próbował.
- Mów, Andrew. - Dobrze wiedziała, co miał do powiedzenia. - W innym wypadku możesz zrobić
sobie krzywdę.
- Zrobiłbym krzywdę Russellowi, gdybym wiedział, co zamierza. Tysiąc funtów! - Wypluł tę kwotę
jak nieświeżą owsiankę. - Tysiąc z dziesięciu tysięcy posagu. Co za mężczyzna spekuluje
uposażeniem żony?
Najwyraźniej mężczyzna, który zatracił się w piciu, żeby wymienić tylko jeden przykład. Odetchnęła,
by dodać sobie odwagi.
- Nie zostaję bez grosza. Mam spadek po mężu.
- Ale nie masz domu i tylko jedną dziesiątą tego, co wniosłaś do małżeństwa. Chciałbym wiedzieć,
czym się Russell kierował. - Te słowa wypowiedziane sarkastycznym tonem skierował do pana
Keene'a.
- Ja nie proponowałbym takiej inwestycji - powiedział piskliwie radca prawny, wciąż przekładając
papiery. - Jednak pan Russell gustował w takich rozwiązaniach. Testament dotyczący pierwszej pani
Russell był podobny: jej posag został zainwestowany w papiery wartościowe, a reszta majątku - za-
bezpieczona w nadziei na pojawienie się dziedzica.
Dziedzica, oczywiście. Jeśli na ziemi był jakiś mężczyzna bardziej niecierpliwie oczekujący
dziedzica, chciałaby go zobaczyć.
A raczej nie. Właściwie nie dbała o zobaczenie tego mężczyzny. Rozplotła dłonie i dotknęła obrusa.
Bardzo ładnego obrusa. Lnianego, z Belgii i już nienależącego do niej.
- Żałuję, że twojej umowy małżeńskiej nie sporządzili moi prawnicy. Nie zgodziłbym się na ten zarząd
powierniczy. - Kolejna porcja nieświeżej owsianki. - Ludzie ojca byli kompletnie bezużyteczni.
Powinienem był sam się tym zająć.
- Jak miałeś to zrobić? - Człowiek nie ma czasu ani cierpliwości na tego typu nonsensy. - Miałeś pełne
ręce roboty z porządkowaniem spadku po ojcu. To były trudne dni dla nas wszystkich. Co się stało, to
się nie odstanie. Nie musimy kontynuować tego tematu.
Andrew powstrzymał cisnące mu się na usta słowa, lecz jego oczy - duże, błyszczące i ciemne jak
ziarna kawy - lśniły od silnych emocji. Odwróciła wzrok. To takie niestosowne pozwalać, by
gwałtowne emocje tak wyraźnie odmalowywały się na twarzy. Co za brak opanowania. Choć miała
takie same oczy, już dawno temu nauczyła się kontrolować emocje, a jej oczy wyrażały jedynie
nieprzenikniony spokój. To naprawdę nie było trudne.
- Kiedy zatem siostra musi opuścić dom? - zapytał Andrew bliski wybuchu. - Jak szybko ten drugi pan
Russell spodziewa się przejąć posiadłość? Oczywiście zamieszkasz ze mną i Lucy -dodał, zwracając
się do Marty i nie czekając na odpowiedź radcy. -Kiedy wyjedziemy na wieś, możesz nawet zająć
swój stary pokój.
I znowu żyć jak dziecko zależne od innych, mimo że miała dwadzieścia jeden lat. Być ciężarem dla
niego i jego żony. Gdzieś głęboko w sercu poczuła formujący się maleńki zalążek buntu, równie
bezsensowny jak próba osłonienia się szalem w środku szalejącej wichury.
Pan Keene pochylił głowę, jakby znowu chciał jej pokazać łysinę na czubku głowy.
- W takich sprawach zazwyczaj nie zaczynamy działać, dopóki wdowa nie zapewni nas, że nie ma już
możliwości przyjścia na świat dziedzica.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin