Gifford - Dzikość serca.doc

(520 KB) Pobierz
Barry Gifford

Barry Gifford

DZIKOŚĆ SERCA

Przełożył Krzysztof Fordoński

 

DOM WYDAWNICZY REBIS POZNAŃ 1999

 

Tytuł oryginału Wild at Heart

Copyright (c) 1990 by Barry Gifford All rights reserved

Copyright (c) for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 1999

Redaktor Małgorzata Chwałek

Opracowanie graficzne serii i projekt okładki Lucyna Talejko-Kwiatkowska

Fotografia na okładce Piotr Chojnacki

Wydanie I (w nowym tłumaczeniu)

ISBN 83-7120-742-5

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 867-47-08,867-81-40; fax 867-37-74

e-mail: rebis@pol.pl

www.rebis.com.pl

Fotoskład: Z.P. Akapit, Poznań, ul Czernichowska 50B, tel. 879-38-88

Druk: ABEDIK - Poznań

 

 

Książkę tę dedykuję pamięci Charlesa Willeforda

 

"Potrzebny ci facet, z którym mogłabyś pójść do piekła". Tuesday Weid

 

BABSKIE GADANIE

LULA I JEJ PRZYJACIÓŁKA Beany Thorn siedziały przy stoliku w Raindrop Club i popijając colę z rumem, przyglądały się i przysłuchiwały białej kapeli bluesowej The Bleach Boys. Kapela przeszła gładko od Dust My Broom Elmore'a Jamesa do Me and the Devil Roberta Johnsona, kiedy Beany parsknęła nagle.

- Nie cierpię tego wokalisty.

- Nie jest wcale taki zły - stwierdziła Lula. - Przynajmniej nie fałszuje.

- Nie o to chodzi, po prostu jest okropny. Faceci z brodami i brzuszyskami od piwa stanowczo nie są w moim typie. Lula zachichotała.

- Widzę przecież wyraźnie, że sama jesteś szczuplutka jak nie używana, niewoskowana żyłka do czyszczenia zębów i nie wiem, jak możesz go krytykować.

- Dobra, dobra, tylko jeśli twierdzi, że całe to sadło spływa mu o północy do fiuta, na pewno kłamie.

Lula i Beany wybuchnęły śmiechem, a potem pociągnęły po łyku ze swoich szklaneczek.

- Słyszałam, że Sailor wychodzi niedługo z pudła - rzuciła Beany. - Zamierzasz się z nim spotkać?

Lula skinęła głową, a potem skruszyła zębami i połknęła kostkę lodu.

- Będę na niego czekała przy bramie - odparła.

- Gdybym tak bardzo nie nienawidziła mężczyzn - powiedziała Beany - z całego serca życzyłabym ci szczęścia.

- Nie wszyscy mężowie są doskonali. A Elmo pewnie nie zrobiłby bachora tej paniusi, gdybyś wcześniej sama nie wykopała go z domu.

Beany nawijała na palec blond loczek nad czołem.

9

 

- Powinnam była mu odstrzelić jaja z trzydziestki ósemki, nie inaczej.

The Bleach Boys przerzucili się na mambo w stylu profesora Longhaira, a Beany przywołała kelnerkę.

- Przynieś nam jeszcze dwie cole z podwójnym rumem, dobrze? - powiedziała. - Kurczę, Lula, spójrz tylko, jak ta mała kręci zadkiem.

- Mówisz o kelnerce?

- Owszem. Założę się, że gdybym miała taki tyłeczek, Elmo nie wtykałby swojego ptaka w każdą dziurkę na naszym brzegu Tangipahoi.

- Nie możesz być tego taka pewna - odparła Lula. W oczach Beany zakręciły się łzy.

- Chyba tak - przyznała. - Ale zrezygnowałabym z wielu rzeczy, może nawet z valium, żeby tylko załatwić sobie lepszy tyłek, wiesz.

 

DZIKOŚĆ SERCA

SAILOR I LULA leżeli na łóżku w hotelu Cape Fear, wsłuchując się w skrzypienie obracającego się pod sufitem wentylatora. Z okna rozciągał się widok na rzekę wpadającą do Atlantyku; mogli stąd obserwować łodzie rybackie płynące wąskim kanałem. Czerwiec dobiegał końca, ale łagodny wiatr sprawiał, że - jak lubiła to określać Lula - było im "całkiem komfortowo".

Matka Luli, Marietta Pace Fortune, zakazała córce spotykać się z Sailorem Ripleyem, ale Lula nie miała najmniejszego zamiaru stosować się do tego polecenia. Doszła do wniosku, że Sailor spłacił dług wobec społeczeństwa, jeśli w ogóle można było o czymś takim mówić. Nijak nie potrafiła pojąć, jak odsiadkę za zabicie człowieka, który próbował ciebie zabić, można uważać za spłatę długu wobec społeczeństwa.

Społeczeństwo, jakie by tam było, zdaniem Luli z całą pewnością nie straciło zbyt wiele na eliminacji Boba Raya Lemona. Według Luli, Sailor zarówno na krótką, jak i na dłuższą metę spełnił wobec społeczeństwa dobry uczynek, za który zasługiwał na większą nagrodę niż dwa lata w obozie pracy Pee Dee River za zabójstwo drugiego stopnia. Na przykład na opłaconą w całości kilkutygodniową wycieczkę do Nowego Orleanu czy na Hilton Head dla siebie i osoby towarzyszącej, oczywiście Luli. Hotel najwyższej klasy i samochód do dyspozycji, jakiś szykowny nowiutki kabriolet, na przykład chrysler lebaron. To byłoby właściwe rozwiązanie. A biedny Sailor musiał oczyszczać pobocza z krzaków, uważać na węże i przez dwa lata jeść niezdrowe smażone żarcie. Został ukarany tylko dlatego, że miał o włos lepszy refleks niż ten kutas Bob Ray Lemon. Ten świat naprawdę ma nierówno pod sufitem, stwierdziła Lula. W każdym razie, Sailor wyszedł z kicia i wciąż

11

 

całował najlepiej na świecie, poza tym Marietta Pace Fortunę nigdy o niczym się nie dowie, więc żadnej sprawy nie będzie, prawda?

- Tak a propos dowiadywania się - odezwała się Lula do Sailora - pisałam ci może o tym, że znalazłam na strychu w szufladzie biurka listy mojego dziadka?

Sailor wsparł się na łokciu.

- A propos czego? - zapytał. - A odpowiedź brzmi: nie. Lula cmoknęła dwa razy.

- Wydawało mi się, że o tym mówiliśmy, ale pewnie tylko tak mi się wydawało. Czasami tak już mi się robi. Pomyślę sobie coś, a potem wydaje mi się, że powiedziałam to na głos.

- Naprawdę tęskniłem za twoim sposobem myślenia, kiedy siedziałem w Pee Dee, kochanie - powiedział Sailor. - Za całą resztą oczywiście też. To, co dzieje się w twojej główce, musi być prywatną tajemnicą Pana Boga. Ale chciałaś mi opowiedzieć o jakichś listach.

Lula usadowiła się na łóżku, podłożyła sobie pod plecy poduszkę. Długie czarne włosy, które zazwyczaj nosiła związane w kok i zawinięte jak ogon wyścigowego konia, były teraz rozrzucone na błękitnej poduszce jak skrzydła kruka. Jej wielkie szare oczy zawsze fascynowały Sailora. Kiedy karczował krzaki rosnące na poboczach, myślał zawsze właśnie o oczach Luli, pływał w nich jak w wielkich, chłodnych szarych jeziorach z malutkimi fiołkowymi wysepkami na środku. To one pozwoliły mu pozostać przy zdrowych zmysłach.

- Wiele zastanawiałam się nad moim dziadkiem. Nad tym, dlaczego właściwie mama nigdy nawet nie wspomniała o swoim tacie? Wiedziałam tylko, że przed śmiercią mieszkał ze swoją mamą.

- Mój tato też przed śmiercią mieszkał ze swoją mamą -powiedział Sailor. - Mówiłem ci o tym? Lula potrząsnęła głową.

- Na pewno nie - rzuciła. - Dlaczego?

- Był bez grosza, jak zwykle - wyjaśnił Sailor. - Moja mama umarła wcześniej na raka płuc.

- Jakie papierosy paliła? - spytała Lula.

- Camele. Tak samo jak ja.

Lula przewróciła wielkimi szarymi oczami.

12

 

- Moja mama pali teraz marlboro - oznajmiła. - Kiedyś paliła koole. Podkradałam je od szóstej klasy. A kiedy byłam już dość duża, żeby sama kupować sobie papierosy, też kupowałam koole. Teraz przerzuciłam się na more'y, pewnie zauważyłeś? Są dłuższe.

- Kiedy tato szukał roboty, przejechała go ciężarówka z żużlem na Dixie Guano Road koło Siedemdziesiątej Czwartej Ulicy - powiedział Sailor. - Gliniarze stwierdzili, że był nachlany... tato, nie ten kierowca... ale tak sobie myślę, że chcieli po prostu zamknąć szybko sprawę. Miałem wtedy czternaście lat.

- Jezu, Sailor, tak mi przykro, kochanie. Nie miałam o niczym pojęcia.

- Nie ma sprawy. I tak nieczęsto go oglądałem. Zawsze brakowało mi opieki rodzicielskiej- Obrońca z urzędu tak właśnie powiedział w czasie rozprawy o zwolnienie warunkowe.

- Ale wracając do sprawy - rzekła Lula - okazało się, że tato mojej mamy zwinął pieniądze z banku, gdzie pracował. Złapali go. Zrobił to, żeby pomóc swojemu bratu, który chorował na gruźlicę, był wrakiem człowieka i nie mógł pracować. Dziadek dostał cztery lata w Statesville, a jego brat umarł. Pisał do babci listy prawie codziennie, pisał, jak bardzo ją kocha. Ale ona rozwiodła się z nim, kiedy siedział w więzieniu, i nigdy z nikim o nim nie rozmawiała. Nie cierpiała nawet jego imienia. Ale zatrzymała wszystkie jego listy! Uwierzyłbyś? Przeczytałam je, mówię ci, on naprawdę musiał ją kochać. Na pewno załamał się, kiedy nie stanęła w jego obronie. Ale kiedy pani Pace podejmie decyzję, nie da się już tego zmienić.

Sailor zapalił camela i podał go Luli. Wzięła, go, zaciągnęła się głęboko, wydmuchnęła dym i raz jeszcze przewróciła oczami.

- Ja stanęłabym w twojej obronie, Sailor - powiedziała -gdybyś zdefraudował pieniądze z banku.

- Do diabła, orzeszku - odparł Sailor - byłaś przy mnie, kiedy załatwiłem Boba Raya Lemona. Nie można prosić o więcej.

Lula przyciągnęła do siebie Sailora i pocałowała go delikatnie w usta.

- Pociągasz mnie, Sailor, naprawdę mnie bierzesz -powiedziała - Doprowadzasz mnie do obłędu.

13

 

Sailor pociągnął prześcieradło, odsłaniając piersi Luli.

- Ty też doskonale do mnie pasujesz.

- Przypominasz mi mojego tatę, wiesz? - odezwała się Lula. -Mama mówiła mi, że lubił chude kobitki z troszkę przyduży-mi piersiami. Miał długi nos, tak jak ty. Opowiadałam ci kiedyś, jak umarł?

- Nie, słodka, nic takiego nie pamiętam.

- Zatruł się ołowiem, czyszcząc bez maski dom ze starej farby. Mama powiedziała potem, że mózg rozsypał mu się na kawałeczki. Zaczęło się od tego, że zaczął o wszystkim zapominać. Zrobił się bardzo gwałtowny. W końcu w środku nocy oblał się cały naftą i zapalił zapałkę. Prawie udało mu się spalić cały dom razem ze mną i mamą, bo spałyśmy na górze. Uciekłyśmy w ostatniej chwili. To było rok przed naszym poznaniem.

Sailor wyjął papierosa z dłoni Luli i odłożył go do popielniczki stojącej obok łóżka. Położył dłonie na jej drobnych, ładnie umięśnionych ramionach i zaczął je pieścić.

- Jak dorobiłaś się takich mocnych ramion? - zapytał.

- Pewnie od pływania - odparła Lula. - Już jako dziecko kochałam pływać.

Przyciągnął ją i pocałował w szyję.

- Masz taką śliczną długą szyję, jak łabędź - powiedział.

- Babcia Pace miała długą, gładką, białą szyję - przypomniała sobie. - Była tak biała, że wyglądała jak posąg. Za bardzo kocham słońce, by mieć tak białą skórę.

Sailor i Lula kochali się, a potem, kiedy Sailor zasnął, Lula stanęła koło okna i zapaliła jednego z jego cameli, wpatrując się w ujście rzeki Cape Fear. Trochę to straszne, stać tak na samym krańcu wielkiej wody. Spojrzała w stronę Sailora, który wyciągnął się na plecach. Dziwne, że taki chłopak jak Sailor nie ma żadnych tatuaży, pomyślała. Tacy faceci mają ich zwykle całe mnóstwo. Sailor zachrapał i przewrócił się na bok, odsłaniając przed Lulą długie wąskie plecy i płaski tyłek. Zaciągnęła się raz jeszcze i wyrzuciła papierosa przez okno do rzeki.

 

WUJEK POOCH

- PIĘĆ LAT TEMU - odezwała się Lula - kiedy miałam piętnaście lat, mama powiedziała mi, że kiedy zacznę myśleć o seksie, powinnam z nią porozmawiać, zanim cokolwiek zrobię.

- Ależ, kochanie - wtrącił Sailor. - Wydawało mi się, że mówiłaś, że wujek Pooch zgwałcił cię, kiedy miałaś trzynaście lat.

Lula skinęła głową. Stała w łazience pokoju w hotelu Cape Fear, bawiąc się włosami przed lustrem. Sailor przyglądał jej się przez drzwi, leżąc na łóżku.

- To prawda - przyznała. - Wujek Pooch nie był tak naprawdę moim wujkiem. To znaczy, nie był moim krewniakiem. Był... wspólnikiem taty? A mama z całą pewnością nigdy się nie dowiedziała, co stało się między nami. Naprawdę nazywał się jakoś tak europejsko, coś jak Pucinski. Ale wszyscy nazywali go Pooch. Zachodził czasem do nas, kiedy nie było taty. Zawsze myślałam, że smali cholewki do mamy, więc kiedy pewnego wieczoru dobrał się do mnie, byłam naprawdę nieźle zaskoczona.

- Jak do tego doszło, orzeszku? - zapytał Sailor. - Wyciągnął swoją ropuchę i puścił ją na łowy?

Lula sczesała włosy na bok i zmarszczyła czoło. Wyjęła z paczki leżącej na umywalce papierosa i zapaliła go; trzymała w ustach, dalej bawiąc się włosami.

- Czasami jesteś strasznie wulgarny, wiesz, Sailor? - powiedziała.

- Nic nie rozumiem, kiedy do mnie mówisz z more'em w ustach - odparł Sailor.

Lula zaciągnęła się głęboko i odłożyła papierosa na krawędź umywalki.

15

 

- Powiedziałam, że czasami jesteś strasznie wulgarny. Ale chyba nic mnie to nie obchodzi.

- Przepraszam, słoneczko - powiedział Sailor. - No, opowiedz mi, co właściwie zrobił stary Pooch.

- No tak, mama poszła do Pracowitej Pszczółki, żeby sobie ufarbować włosy. A ja zostałam w domu sama. Wujek Pooch wszedł do środka przez taras, wiesz? Kiedy robiłam sobie właśnie kanapkę z galaretką i bananem. Pamiętam, że miałam nakręcone włosy, bo wieczorem wybierałam się z Vicky i Cherry Ann, siostrami DeSoto, na koncert Van Halen do Coliseum w Charlotte. Wujek Pooch na pewno wiedział, że jestem w domu zupełnie sama, bo od razu do mnie podszedł i położył mi dłonie na tyłeczku i potem oparł mnie o blat stołu.

- Powiedział coś? - zapytał Sailor.

Lula potrząsnęła przecząco głową i zaczęła rozczesywać splątane włosy. Sięgnęła po papierosa, zaciągnęła się pospiesznie i wrzuciła niedopałek do toalety. Żar papierosa wypalił brązową plamę na porcelanie umywalki. Lula polizała czubek palca wskazującego prawej dłoni i potarła plamę, ale nie chciało zejść.

- Chyba nie - powiedziała. - A przynajmniej nic sobie nie przypominam. - Spuściła wodę i popatrzyła, jak morę rozpada się na kawałki, kiedy zakręcił się w wirze.

- Co się stało później? - zapytał Sailor.

- Wsunął mi rękę za bluzkę od przodu.

- A ty co zrobiłaś?

-Wylałam galaretkę na podłogę. Pamiętam, że pomyślałam sobie wtedy, że mama będzie na mnie zła, jak to zobaczy. Pochyliłam się, żeby ją wytrzeć, i wujek Pooch musiał wyjąć rękę. Pozwolił mi wytrzeć galaretkę i wyrzucić brudną serwetkę do śmieci, zanim posunął się dalej.

- Bałaś się? - spytał Sailor.

- Nie wiem - odparła Lula. - To znaczy, to był wujek Pooch. Znałam go od siódmego roku życia. Chyba nie potrafiłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

- Więc jak w końcu cię dmuchnął? Od razu w kuchni?

-Nie, podniósł mnie do góry. Był niski, ale bardzo silny. Miał owłosione ramiona. Nosił wąsik w stylu Errola Flynna, kilka krótkich włosków tuż nad górną wargą. W każdym ra-

16

 

zie zaniósł mnie do sypialni służącej, gdzie nikt nie mieszkał

od kilku lat, odkąd Abilene uciekła z tym kierowcą Sally Wil-

by, Harlanem, potem pobrali się i zamieszkali w T<xpelo. Zro-

biliśmy to na starym łóżku Abilene.

     - Zrobiliśmy to? - powtórzył Sailor. - Co to znaczy? Nie

zmuszał cię?

    - No, oczywiście, że tak - powiedziała Lula. - Ale był strasz-

nie delikatny, wiesz? To znaczy, zgwałcił mnie i w ogóle, ale

tak sobie myślę, że są różne rodzaje gwałtów. Może nieko-

niecznie chciałam, żeby to zrobił, ale wydaje mi się, że kiedy

wszystko się zaczęło, nie było to już takie okropne.

    - Było ci dobrze?

    Lula odłożyła szczotkę i spojrzała na Sailora. Leżał nago,

miał erekcję.

    - Czy moja historia tak cię podnieciła? - zapytała. - Dlate-

go chcesz jej słuchać?

    Sailor roześmiał się.

    - Nic na to nie mogę poradzić, kochanie. Zrobił to więcej

niż raz?

    - Nie, wszystko stało się bardzo szybko. Niewiele poczułam.

Straciłam wianek przypadkowo, kiedy miałam dwanaście lat.

Wylądowałam pupą na wodzie, kiedy jeździłam na nartach

wodnych na jeziorze Lanier we Flowery Branch w Georg.

Nie było więc wcale krwi ani nic takiego. Wujek Pooch wstał

po prostu, wciągnął spodnie i wyszedł. Leżałam na łóżku Abi-

lene, aż usłyszałam, jak odjeżdża. To było najgorsze, kiedy

tak leżałam i słuchałam, jak sobie jedzie.

    - Co wtedy zrobiłaś?

    - Chyba wróciłam do kuchni i skończyłam robić kanapkę.

Może po drodze zrobiłam jeszcze siusiu. ţ

    - I nigdy nikomu o tym nie opowiadałaś?

    - Tylko tobie - odparła Lula. - Później wujek Pooch zacho-

wywał się w moim towarzystwie tak samo jak wcześniej.

I nigdy więcej nie próbował nic ze mną robić. Zawsze dosta-

wałam od niego ładny prezent na Boże Narodzenie, płaszczyk

albo coś z biżuterii. Zginął w wypadku samochodowym trzy

lata później podczas wakacji na Myrtle Beach. Jak na mój

gust, nadal jest tam za duży ruch.

    Sailor wyciągnął ku niej dłoń.

    17

 

- Chodź tu do mnie - powiedział.

Lula podeszła i usiadła na krawędzi łóżka. Erekcja Sailora zmniejszyła się już o połowę, wzięła więc jego członek w lewą rękę.

- Nie musisz nic dla mnie robić, kochanie - powiedział Sai-lor. - Nic mi nie jest.

Lula odrzuciła w tył włosy.

- Niech cię diabli porwą, Sailor - żachnęła się - nie zawsze myślę tylko o tobie.

Siedziała przez chwilę bez ruchu, a potem zalała się łzami. Sailor usiadł na łóżku i wziął ją w ramiona, i kołysał bez słowa, aż przestała płakać.

 

MARIETTA I JOHNNIE

- WIEDZIAŁAM, ŻE DO TEGO DOJDZIE. Kiedy tylko ten śmieć wyszedł z Pee Dee, wiedziałam, że będą kłopoty. Ma na nią wpływ, którego w żaden sposób nie potrafię pojąć. Lula ma w sobie coś dzikiego, sama nie wiem, skąd jej się to wzięło. Musisz ich znaleźć, Johnnie, i zastrzelić tego chłopaka. Zabij go po prostu i utop trupa na moczarach. Zlikwiduj ten problem raz na zawsze.

Johnnie Farragut uśmiechnął się i potrząsnął głową.

- Posłuchaj, Marietto, wiesz, że nie mogę zabić Sailora.

- Dlaczego nie, do najjaśniejszej cholery? Przecież on zabił już człowieka, może nie? Tego jakiegoś tam Lemona.

- I odsiedział za to wyrok. Jest jeszcze druga sprawa: jeśli Lula jest z nim z własnej nieprzymuszonej woli, to znaczy że nikt jej do niczego nie zmusza, w takim wypadku niewiele mogę zrobić.

- Nie odzywaj się do mnie w ten sposób, Johnnie Farragut. Wiem, co to znaczy z własnej nieprzymuszonej woli, i właśnie dlatego chcę, żeby Sailor Ripley zniknął raz na zawsze z powierzchni tej planety! To zwyczajny męt, który przykleił się do mojej córeczki. Mógłbyś tak to załatwić, żeby to on zrobił pierwszy ruch, i wtedy go zastrzelić. To byłaby samoobrona, a z jego przeszłością nikt specjalnie by się nie przejął całą sprawą.

Johnnie nalał sobie następną szklaneczkę Johnnie walkera black label. Podsunął butelkę Marietcie, ale ona potrząsnęła głową i nakryła swoją szklankę dłonią.

- Znajdę Lulę, Marietto, jeśli rzeczywiście jest z młodym Ripleyem, porozmawiam z nim poważnie, a ją spróbuję przekonać, żeby ze mną wróciła. To wszystko, co mogę zrobić. -Pociągnął długi łyk whisky.

Marietta wybuchnęła płaczem. Łkała przez kilka sekund i urwała równie niespodziewanie, jak zaczęła. Jej szare oczy zaszkliły się i zaczerwieniły odrobinę.

19

 

- W takim razie wynajmę płatnego mordercę - stwierdziła. - Jeśli ty mi nie pomożesz, zadzwonię do Marcella Santosa. Był przyjacielem Clyde'a.

- Posłuchaj, Marietto, chcę ci pomóc. Nie unoś się. Sama nie chcesz wciągać w to Santosa i jego ludzi. A tak przy okazji, ty i Clyde wcale nie żyliście z sobą tak świetnie, zwłaszcza pod koniec.

- Clyde'a zabił ołów z farby, Johnnie, a nie Marcello. Dobrze o tym wiesz. A w każdym razie Marcello Santos zawsze robił do mnie słodkie oczy, jeszcze zanim wyszłam za Clyde'a. Mama nie życzyła sobie, bym się z nim spotykała, więc zawsze trzymałam się na dystans. Pewnie nie powinnam była jej słuchać. Spójrz tylko na Lulę. Ona nigdy nie zwraca najmniejszej uwagi na to, co mówię.

- Czasy się zmieniły, Marietto.

- Ale podstawy dobrego wychowania nie. Może dzisiejsze dzieciaki za bardzo wbiły sobie do głowy, że świat może w każdej chwili wylecieć w powietrze, ale mam wrażenie, że ani nie mają pojęcia, ani nic ich nie obchodzi, jak należy się zachowywać.

- Ja też to zauważyłem - powiedział Johnnie. Pociągnął długi łyk szkockiej, rozsiadł się wygodnie w dawnym fotelu Clyde'a Fortune'a i przymknął oczy.

- Lula też pewnie tak uważa - odezwała się Marietta. - Ale to przede wszystkim moja wina. Wydaje mi się, że po śmierci Clyde'a rozpuszczałam ją o wiele bardziej, niż powinnam.

- Nie była to szczególnie zaskakująca reakcja, Marietto.

- Rozumiem, ale nijak nie potrafię zrozumieć obsesji, jaką ona ma na punkcie tego mordercy. Johnnie czknął cicho i otworzył oczy.

- On wcale nie jest mordercą. Musisz w końcu się z tym pogodzić - powiedział. - O ile wiem, Sailor miał absolutnie czyste konto przed tą sprawą. A wtedy starał się tylko ochraniać Lulę. Posunął się tylko za daleko, to wszystko.

- Może powinnam się gdzieś wybrać, Johnnie. Pojechać do Kairu albo Hiszpanii czy Singapuru na którąś z wycieczek, których reklamówki wysyła mi ciągle Diners Club. Myślisz, że Lula chciałaby pojechać ze mną?

- Uważam, że najlepiej będzie, jeśli nie będziesz się zbytnio spieszyć.

20

 

UPAŁ

- KIEDYŚ LUBIŁAM UPAŁY, Sailor, naprawdę - powiedziała Lula. - Teraz jednak nic mnie nie obchodzi, jak dobroczynny wpływ mają na moją skórę. Miałabym ochotę na chłodny wietrzyk.

Sailor Ripley i Lula Pace Fortunę siedzieli obok siebie na leżakach na tarasie hotelu Cape Fear. Zbliżał się już wieczór, ale temperatura utrzymywała się wciąż powyżej trzydziestu stopni, około trzeciej po południu było prawie czterdzieści.

- Kto ci powiedział, że upały robią dobrze na skórę? - spytał Sailor.

- Dowiedziałam się o tym z kobiecych pism, kochanie. Takich, jakie kupuje się przy kasie w supermarkecie Winn-Dixie.

Lula miała na sobie jednoczęściowy kostium kąpielowy, a Sailor założył tylko błękitne bokserki w białe cętki. Pogładziła jego ramię od swojej strony, lewe.

- Masz śliczną skórę, Sailor. Taką gładką. Uwielbiam wprost tak przesuwać po niej bezmyślnie palcami, wiesz? Przywodzi mi to na myśl narciarza zjeżdżającego po idealnie białym śniegu.

- To dlatego, że nigdy nie wychodzę na słońce - odpowiedział Sailor. - Nie prażę się jak ty.

- Och, dobrze już - odparła Lula. - Ostatnio pojawia się mnóstwo artykułów o tym, jak wielu ludzi, nawet dzieci, dostaje raka skóry. Wszystko przez to, że warstwa ozonowa zanika. Wydaje mi się, że rząd powinien coś z tym zrobić.

- Co takiego? - spytał Sailor.

- Oddziela nas od kosmosu i w ogóle - wyjaśniła Lula. -Pewnego ranka słońce wzejdzie i wypali dziurę na wylot przez całą naszą planetę, jak wielki promień Roentgena.

Sailor roześmiał się.

21

 

- Nic takiego nigdy się nie zdarzy, kochanie - powiedział. -A już na pewno nie za naszego życia.

- Myślę o przyszłości, Sailor. A co, jeśli będziemy mieli dzieci, a one też będą miały dzieci? Twierdzisz, że nic by cię to nie obchodziło, gdyby wielka ognista kula zwaliła się na twoje wnuki?

- Orzeszku, do tej pory będziemy już jeździć buickami na Księżyc.

Lula spojrzała w stronę wody. Słońce schowało się już zupełnie, a reflektor, umieszczony na położonej około stu metrów na południe od hotelu wieży pilotów na rzece Cape Fear, oświetlał kanał żeglugowy. Ani Sailor, ani Lula nie odzywali się przez kilka minut. Na którymś z sąsiednich tarasów jakaś kobieta wybuchnęła dzikim szalonym śmiechem. Lula zacisnęła dłoń ze wszystkich sił na ramieniu Sailora.

- Wszystko w porządku, kochanie? - zapytał, rozmasowując ramię.

- Chyba tak - odparła. - Przepraszam, że ścisnęłam cię tak mocno, ale ten śmiech mnie wystraszył. Śmiała się zupełnie jak jakaś hiena, prawda?

- Nigdy w życiu żadnej nie słyszałem - powiedział Sailor.

- No, co ty, nawet w filmie przyrodniczym?

- Dla mnie brzmiało to tak, jak gdyby paniusia po prostu dobrze się bawiła.

- Ze wszystkich gwiazd filmowych najładniej śmiała się Susan Hayward - oznajmiła Lula. - Miała piękny śmiech. Bardzo gardłowy i z chrypką. Widziałeś kiedyś taki film, nie pamiętam tytułu, w którym grała kobietę skazaną na krzesło elektryczne albo na komorę gazową?

- Nie - odparł Sailor.

- Wyszła za narkomana, który ją bił. I zaprzyjaźniła się z tymi włamywaczami, i doszło do zabójstwa, i ona w zasadzie była niewinna, ale i tak dostała wyrok śmierci. No tak, w tym filmie bardzo dużo się śmiała.

- Aż ją usmażyli. Lula skinęła głową.

- No tak, ale panna Susan Hayward potrafiła się śmiać.

- Zgłodniałaś już? - zapytał Sailor.

- Chyba mogłabym już coś zjeść - odparła Lula. - Ale najpierw mnie pocałuj, kochanie. Tylko raz.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin