Davies Linda - Diamentowa gra.doc

(9957 KB) Pobierz

Davies Linda

 

Diamentowa gra

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Brytyjski wywiad chce zdemaskować miliardera z Hongkongu, Roberta Frazera, zajmującego się prawdopodobnie sprzedażą broni Chinom. Misterny plan przewiduje, że Ewa Cunningham, agentka pracująca kiedyś na Dalekim Wschodzie, zbliży się do Frazera i namówi go do zainwestowania w firmę posiadają wielkie pola diamentowe w Wietnamie. Szefowie Ewy nie wiedzą jednak, że dziewczyna przyjmuje zadanie, ponieważ pragnie zemścić się na człowieku, który kiedyś niemal złamał jej życie...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prolog

Kwiecień 1991

Nigdy nie przypuszczała, że tak łatwo jest popełnić błąd niewłciwa pora, niewłciwe miejsce, dł na ramieniu, śmierć. Proste, nieunik­nione zakończenie. Było słoneczne popołudnie. Gorąco, jak zawsze.

Zdawała sobie sprawę, że to nie był jej pierwszy fałszywy krok, ale zakończenie długiej wędrówki, która rozpoczęła się przed laty. Mimo wszystko wydawało jej się, że gdyby przechodziły kilka minut wcześniej lub później, sprawy mogły potoczyć się inaczej. Fakt, że zostały złapane tego popołudnia, nie był dla niej konsekwencją czterech lat, ale raczej przypadkowym wydarzeniem, jakby padły ofiarą jakiegoś tragicznego wy­padku.

Wiedziały, co ryzykują. Nie dopuszczały do siebie myśli, że to loteria, w której mają dziewięćdziesiąt procent szansy powodzenia. Były przeko­nane, że nigdy nie wpadną że rachunek prawdopodobieństwa ich nie dotyczy, że coś je chroni. To było chyba najgorsze świadomość, iż to się może przytrafić, że jakieśstwo, los czy szczęście, które zawsze miało je chronić, odeszło, że całe życie zbudowały na błędnym załeniu i teraz nadszedł czas zapłaty. Ceną miało być życie.

Było ich dwie, Angielka i Tajka. Przyleciały na lotnisko Changi w Singapurze z przesył heroiny. I wpadły. Ktoś dał cynk, wrobił je. Człowiek, który ponosił za to odpowiedzialność, Robie Frazer, podej­rzewał, że jeden z najlepszych kurierów w jego organizacji jest tajnym agentem. Chciał sprawdzić swoje przypuszczenia. Jeśli dziewczyna wpadnie i ją uwolnią, to znaczy, że jest tajną agentką. Jeśli wpadnie i ją powieszą, to znaczy, że nią nie jest. Prosty sprawdzian. Ale plan się pogmatwał. Podejrzana, Sun Yi Sim, bez wiedzy Frazera dokonywała przemytu wespół ze swoją najlepszą przyjaciół, Ewą Cunningham. Zatrzymano obydwie.

Ewa, czekac przy taśmociągu bagażowym, odczytała napis zawieszo­ny pod sufitem:  PRZEMYT NARKOTYKÓW BĘDZIE KARANY

 


ŚMIERCIĄ. Odwróciła wzrok. Odebrała torbę i szła wolno przez lotnisko. Popychała wózek, uśmiechała się, rozmawiała spokojnie z Sun Yi, ma­skowała strach wesołcią. Wewnątrz terminalu lotniczego było zimno. Klimatyzacja mroziła powietrze. Ramiona Ewy pokryła gęsia skórka. Mi­nęła zakręt, weszła do korytarza celnego i ruszyła wzdł rzędu celników, którzy stali z wyostrzonym wzrokiem, dobrze przeszkoleni; czekali na jakiś znak. Tylko że tym razem było inaczej. Ewa od razu wiedziała, że ktoś je wrobił. Jak zawsze, i ona, i Sun Yi były spokojne. Starały się wyglądać niewinnie, ale tym razem ich to nie ochroniło. Gdy tylko wyłoniły się z korytarza, podeszło do nich dwóch mężczyzn i dwie kobiety na ramieniu, posępny wzrok, pokój bez okna, rewizja. Ewa natychmiast doznała niemal paraliżującego wstrząsu. Ogarnęło ją dziwne wrażenie, że to wszystko przytrafia się innej osobie.

Widziała, jak odprowadzają Sun Yi. Patrzyła, jak odchodzi ta niska, szczupła kobieta; widziała jej plecy po raz ostatni. Była tego pewna. Ewę też wyprowadzono. Gdy poddano ją rewizji osobistej, wciąż nie mogła zapomnieć widoku oddalającej się Sun Yi. Starała się o niczym nie myśleć, popaść w amnezję, ale nie potrafiła wyrzucić z pamięci obrazu kobiety odprowadzanej na egzekucję.

Zezwolono jej na jedną rozmowę teFefoniczną. Wybrała numer, który znała na pamięć. Miała pod niego dzwonić w nagłych wypadkach. Tu Ewa. Jestem na lotnisku Changi. Zatrzymali mnie. Przez cztery godziny siedziała samotnie w zamkniętym pomieszczeniu. Nikomu nie wolno było do niej wchodzić. Nie pozwolono Ewie z nikim się widzieć. Odniosła wrażenie, że to dobry znak. Chronią już do niej jadą. A jeśli nie przyjadą? Dożywocie, dwadzieścia pięć lat? Singapur-czycy rzadko wieszali przybyszów z Zachodu, ale czasami się to zdarzało. Mogło przytrafić się i Ewie. Sun Yi zostanie powieszona. Nie miał jej kto chronić, nie działa w imię żadnej szlachetnej sprawy. Ta szlachetna sprawa ocali Ewę, zawiedzie ją gdzieś, gdzie będzie bezpieczna.

Zastanawiała się, czy nie powinna pragnąć dla siebie tego samego losu, czy nie powinna zawisnąć wraz z Sun Yi. Sprzeciwiała się temu z całych sił. Nawet przez sekundę nie miała ochoty umrzeć. Będzie jąerać poczucie winy, że przetrwała. Dopadło Ewę już wtedy, gdy w oczach przyjaciółki ujrzała strach i oczekiwanie śmierci. Ale kiedy tak siedziała w pokoju bez okna, a pot spływał wraz ze łzami, które potoczyły się, gdy ustąpił początkowy, kojący i obezwładniający szok, bardziej niż kiedykol­wiek przedtem ogarnęło ją potężne pragnienie życia.

Poddanie się śmierci, której można uniknąć, jest najbardziej niesma­cznym, żosnym widokiem. Aż rozdziera serce. Nie umrze. Wywiad, departament MI6, nigdy nie obiecywał, że zabezpieczy ją ochronną siatką ale wierzyła, iż taka siatka istnieje. Była agentem na zlecenie, można ją było odsunąć. Nie istniał żaden kontrakt, żadna umowa zapewniająca, że

 

pomogą Ewie w razie kłopotów. Mimo to miała pewność, która zrodziła się z desperacji, że ją z tego wyciągną. Była gotowa zapłacić każ cenę.

Andrew Stormont, jej kontroler, przybył o zmierzchu. Przyleciał z Hongkongu herkulesem C-130. Celnicy przywitali go na pasie startowym i zawiedli do Ewy.

Wszedł, usłyszał odgłos zamykanych drzwi i przekręcanego klucza. Stał i przyglądał się Ewie. Gdyby nie jej oczy, wciąż jeszcze inten­sywnie lśniące ż...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin