0104. Duquette Anne Marie - Ocalony przez miłość.pdf

(838 KB) Pobierz
Rescued By love
ANNE MARIE
DUQUETTE
Ocalony przez
miłość
0
132764196.197.png 132764196.208.png 132764196.219.png 132764196.230.png 132764196.001.png 132764196.012.png 132764196.023.png 132764196.034.png 132764196.045.png 132764196.056.png 132764196.067.png 132764196.078.png 132764196.089.png 132764196.100.png 132764196.111.png 132764196.122.png 132764196.133.png 132764196.144.png 132764196.155.png 132764196.162.png 132764196.163.png 132764196.164.png 132764196.165.png 132764196.166.png 132764196.167.png 132764196.168.png 132764196.169.png 132764196.170.png 132764196.171.png 132764196.172.png 132764196.173.png 132764196.174.png 132764196.175.png 132764196.176.png 132764196.177.png 132764196.178.png 132764196.179.png 132764196.180.png 132764196.181.png 132764196.182.png 132764196.183.png 132764196.184.png 132764196.185.png 132764196.186.png 132764196.187.png 132764196.188.png 132764196.189.png 132764196.190.png 132764196.191.png 132764196.192.png 132764196.193.png 132764196.194.png 132764196.195.png 132764196.196.png 132764196.198.png 132764196.199.png 132764196.200.png 132764196.201.png 132764196.202.png 132764196.203.png 132764196.204.png 132764196.205.png 132764196.206.png 132764196.207.png 132764196.209.png 132764196.210.png 132764196.211.png 132764196.212.png 132764196.213.png 132764196.214.png 132764196.215.png 132764196.216.png 132764196.217.png 132764196.218.png 132764196.220.png 132764196.221.png 132764196.222.png 132764196.223.png 132764196.224.png 132764196.225.png 132764196.226.png 132764196.227.png 132764196.228.png 132764196.229.png 132764196.231.png 132764196.232.png 132764196.233.png 132764196.234.png 132764196.235.png 132764196.236.png 132764196.237.png 132764196.238.png 132764196.239.png 132764196.240.png 132764196.002.png 132764196.003.png 132764196.004.png 132764196.005.png 132764196.006.png 132764196.007.png 132764196.008.png 132764196.009.png 132764196.010.png 132764196.011.png 132764196.013.png 132764196.014.png 132764196.015.png 132764196.016.png 132764196.017.png 132764196.018.png 132764196.019.png 132764196.020.png 132764196.021.png 132764196.022.png 132764196.024.png 132764196.025.png 132764196.026.png 132764196.027.png 132764196.028.png 132764196.029.png 132764196.030.png 132764196.031.png 132764196.032.png 132764196.033.png 132764196.035.png 132764196.036.png 132764196.037.png 132764196.038.png 132764196.039.png 132764196.040.png 132764196.041.png 132764196.042.png 132764196.043.png 132764196.044.png 132764196.046.png 132764196.047.png 132764196.048.png 132764196.049.png 132764196.050.png 132764196.051.png 132764196.052.png 132764196.053.png 132764196.054.png 132764196.055.png 132764196.057.png 132764196.058.png 132764196.059.png 132764196.060.png 132764196.061.png 132764196.062.png 132764196.063.png 132764196.064.png 132764196.065.png 132764196.066.png 132764196.068.png 132764196.069.png 132764196.070.png 132764196.071.png 132764196.072.png 132764196.073.png 132764196.074.png 132764196.075.png 132764196.076.png 132764196.077.png 132764196.079.png 132764196.080.png 132764196.081.png 132764196.082.png 132764196.083.png 132764196.084.png 132764196.085.png 132764196.086.png 132764196.087.png 132764196.088.png 132764196.090.png 132764196.091.png 132764196.092.png 132764196.093.png 132764196.094.png 132764196.095.png 132764196.096.png 132764196.097.png 132764196.098.png 132764196.099.png 132764196.101.png 132764196.102.png 132764196.103.png 132764196.104.png 132764196.105.png 132764196.106.png 132764196.107.png 132764196.108.png 132764196.109.png 132764196.110.png 132764196.112.png 132764196.113.png 132764196.114.png 132764196.115.png 132764196.116.png 132764196.117.png 132764196.118.png 132764196.119.png 132764196.120.png 132764196.121.png 132764196.123.png 132764196.124.png 132764196.125.png 132764196.126.png 132764196.127.png 132764196.128.png 132764196.129.png 132764196.130.png 132764196.131.png 132764196.132.png 132764196.134.png 132764196.135.png 132764196.136.png 132764196.137.png 132764196.138.png 132764196.139.png 132764196.140.png 132764196.141.png 132764196.142.png 132764196.143.png 132764196.145.png 132764196.146.png 132764196.147.png 132764196.148.png 132764196.149.png 132764196.150.png 132764196.151.png 132764196.152.png 132764196.153.png 132764196.154.png 132764196.156.png 132764196.157.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Stewardesa! Nie mogę wprost uwierzyć, że przyjąłeś jakąś
głupią stewardesę! - zagrzmiał nieznajomy męski głos.
Andrea Claybourne zawrzała gniewem na tę obraźliwą uwagę.
Poprawiła spódnicę i założywszy nogę na nogę, zaczęła uważnie
przysłuchiwać się głośnej wymianie zdań, dobiegającej przez
otwarte drzwi z biura dyrektora administracyjnego, Jima Stevensa.
Nie widziała rozmówców, ale świetnie ich słyszała.
- Teraz używa się określenia asystentka pokładowa - odparł
spokojnie Jim.
- Nazywaj ją jak chcesz, ale zlituj się nade mną. - Nieznajomy
mężczyzna nie zadał sobie trudu, by zniżyć głos. - Nie sądzisz chyba,
że będę szkolił kobietę, która przez ostatnie pięć lat zajmowała się
tylko mieszaniem koktajli i robieniem sobie makijażu!
Andrea zagotowała się z wściekłości słysząc tę zniewagę. Mimo
woli dotknęła ręką twarzy i czekała na odpowiedź Jima.
- Andrea Claybourne zna się nie tylko na mieszaniu koktajli.
Pracując w liniach lotniczych, jednocześnie się dokształcała. Jest
dyplomowaną sanitariuszką.
- Sanitariuszka, która nie ma doświadczenia, nie nadaje się na
strażnika - protestował nieznajomy. Andrei nie podobał się jego
szorstki, pełen niechęci głos. - To jest Wielki Kanion, Jim, a nie
komfortowa kabina samolotu! Latem ten park zwiedza ponad
czterdzieści tysięcy turystów dziennie! Wiesz, ilu trzeba potem
odwozić helikopterem do szpitala. W czasie normalnej zmiany mamy
sześć, siedem przypadków poważnych obrażeń ta kobieta sobie z
tym nie poradzi.
Andrea pomyślała ze smutkiem o katastrofie lotniczej którą
przeżyła przed dwoma miesiącami. Potrafię sobie poradzić z
niejednym, drogi panie. Posłuchaj, Kurt... - zaczął pojednawczo Jim.
1
132764196.158.png
A więc przyjemniaczek ma na imię Kurt.
- ... zapewniam cię, że Andrea Claybourne ma odpowiednie
kwalifikacje do tej pracy.
Andrea usłyszała głośne prychnięcie i szelest papierów.
- Z jej podania nic takiego nie wynika. Widzę jedynie jakiś kurs
medyczny i krótką praktykę w wojskowym szpitalu Fitzsimmons.
Nie ma pojęcia o pracy strażnika ani doświadczenia w udzielaniu
pomocy medycznej.
I znów jest pan w błędzie, sprostowała w myślach Andrea. Mam
doświadczenie i zdobyłam je bardzo ciężko.
Wciąż jeszcze czuła zapach paliwa z rozbitego samolotu i słyszała
wołanie o pomoc rannych pasażerów. Pamiętała, jak raz po raz
przywoływała z całych sił Dee. Jednak jej najlepsza przyjaciółka nie
mogła przyjść z pomocą w ewakuacji rannych, ponieważ, jak na
ironię losu, sama była ofiarą - śmiertelną ofiarą katastrofy. Kokpit
wraz z załogą leżał po drugiej stronie pasa startowego. Andrea
zdana była na własne siły.
Zdążyła ewakuować wszystkich pasażerów. Wyszła cało z
katastrofy i postanowiła rozpocząć nowe życie. Złożyła wymówienie,
wystawiła na sprzedaż dom odziedziczony po ciotce i napisała nowe
podanie o pracę, co poważnie zaniepokoiło jej rodziców.
- Andreo, czy jesteś pewna tego, co robisz? - pytali raz po raz. -
W końcu przepracowałaś w liniach lotniczych pięć lat.
- I od dwóch rozglądam się za czymś innym. Dlatego właśnie
wróciłam do książek.
- Myślałam jednak, że chcesz pracować w tutejszym szpitalu -
zauważyła z niepokojem matka. - Arizona jest bardzo daleko! Nigdy
nie wspominałaś, że chcesz zostać strażnikiem parku narodowego.
Rzeczywiście, nie wspominała o tym. W bardzo osobliwy sposób
znalazła się przed biurem kadr w Wielkim Kanionie... Można by to
nazwać przeznaczeniem.
Ostatnim uratowanym przez Andreę pasażerem była
dziewięcioletnia dziewczynka o imieniu Emilia. Leciała sama z
Denver do Wielkiego Kanionu, żeby spędzić wakacje z dziadkami.
2
132764196.159.png
Mała pasażerka była urocza i opieka nad nią sprawiała Andrei
prawdziwą przyjemność. Aż do chwili, gdy ranną dziewczynkę
wyjęto z jej ramion i ułożono na noszach.
Andrea nie odstępowała Emilki nawet na krok, pojechała z nią
karetką na ostry dyżur, a później odwiedzała często w szpitalu
dziecięcym w Denver. Jak to zwykle bywa z dziećmi, Emilka prędko
wróciła do zdrowia, zapominając o ciężkich przejściach. Bardzo
żałowała, że planowana wycieczka do Wielkiego Kanionu nie doszła
do skutku i uroczyście oświadczyła Andrei, że w każdej chwili jest
gotowa wsiąść do samolotu, byle tylko spotkać się z ukochanymi
dziadkami.
Andrea podziwiała odwagę dziewczynki i jej przywiązanie do
rodziny. Chcąc złagodzić rozczarowanie z powodu niedoszłej
podróży, kupiła jej książkę o Wielkim Kanionie. Przy okazji natrafiła
na ogłoszenie w gazecie, w którym oferowano pracę w strażnicy
parku.
Pod wpływem nagłego, niezrozumiałego impulsu Andrea złożyła
podanie, w nadziei że zostanie przyjęta na jedno z dziesięciu
wolnych miejsc.
Im więcej o tym myślała, tym bardziej pragnęła tej pracy.
Potrzebowała zmiany, ucieczki od nużącej monotonii rodzinnego
miasta. Gotowa była pracować wszędzie, byle nie w Denver.
Najmniej uśmiechała jej się praca w zamkniętym pomieszczeniu.
Dość już miała ciasnych kabin samolotowych. A jednak w głębi duszy
nie wierzyła, że jej podanie zostanie przyjęte.
Ku zdziwieniu Andrei, dyrektor administracyjny Jim Stevens, po
krótkiej rozmowie telefonicznej poprosił ją o przyjazd.
- Czy pani jest tą samą Andreą Claybourne, która przed kilkoma
miesiącami ewakuowała pasażerów z płonącego samolotu na
lotnisku Stapleton? - brzmiało pierwsze pytanie.
- Tak, to ja. Skąd pan wie?
- Głośno było o tym w prasie ogólnokrajowej, pani Claybourne.
- Ach tak... Nie śledziłam wiadomości po wypadku. Panowało
wtedy zbyt wielkie zamieszanie i Andrea, opłakując śmierć Dee, nie
3
132764196.160.png
miała do tego głowy. Dee była jej niezwykle bliska. Razem się
wychowywały, razem chodziły do szkoły, a potem pracowały
wspólnie w tych samych liniach lotniczych. Jak papużki nierozłączki,
zwłaszcza że Andrea była jedynaczką, a Dee miała samych braci.
Śmierć przyjaciółki okazała się wielkim ciosem.
- To zrozumiałe - odparł ze współczuciem Jim. - W każdym razie
czytałem o pani. Czy myśli pani poważnie o pracy w parku?
- Oczywiście - Andrea wyczuła zainteresowanie Jima. - I tak
zamierzałam skończyć z lataniem. Dlatego zaczęłam się dokształcać.
Jestem niezamężna i, w przeciwieństwie do moich rodziców, nic nie
wiąże mnie z Denver.
- A zatem zmiana zawodu nie ma nic wspólnego z katastrofą?
- Absolutnie. Zmiana pracy jest przemyślaną decyzją.
- Nie ma pani problemów z lataniem? Jeżeli panią zatrudnimy,
musiałaby pani latać helikopterem ratowniczym. Andrea zamilkła na
chwilę.
- To prawda, że z lataniem kojarzą mi się złe wspomnienia. Ale
przed przyjęciem wymówienia wysłano mnie do poradni zawodowej
i w ramach testu odbyłam krótki lot. Otrzymałam doskonałe
świadectwo zdrowia. Chętnie je panu przedstawię.
- Bardzo proszę. W pełni doceniam pani szczerość -Jim sprawiał
wrażenie zadowolonego. -Jako strażnik musiałaby się pani najpierw
zapoznać z patrolowaniem szlaków pieszych i wodnych, dopiero
potem zaczęłaby pani szkolenie na śmigłowcu. Musiałaby też pani
uzyskać prawo jazdy stanu Arizona. Poradzi sobie pani?
Andrea poczuła, jak ogarnia ją coraz większe podniecenie.
- Och, tak. Jestem dobrym kierowcą i nieźle pływam. Moi
rodzice mieli łódź, każdego lata jeździłam też na nartach wodnych na
jeziorze Sloans.
- Znakomicie. Umiejętności wioślarskie bardzo się przydadzą.
Czy jeździ pani konno? Organizujemy bowiem także przejażdżki na
mułach w dół Kanionu.
- W dzieciństwie brałam lekcje jazdy konnej - powiedziała
Andrea. - Nigdy jednak nie jeździłam na mule - dodała po chwili
4
132764196.161.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin