Mertz Barbara - Duch rodziny Bellów.pdf

(734 KB) Pobierz
BARBARA MICHAELS
DUCH RODZINY
BELLÓW
Dla Joan Hess, z głębokim przywiązaniem i podziwem
953450776.002.png
Wieczór pierwszy
DUCH RODZINY BELLÓW
953450776.003.png
Rozdział pierwszy
Oto palarnia w ekskluzywnym klubie dla panów, znana z
filmów i literatury pięknej nawet tym, którym odmówiono
wstępu w owe progi ze względu na nieodpowiednią płeć lub
status społeczny. Światła lamp odbijają się od
wypolerowanych wspaniałych skórzanych obić głębokich
foteli o wysokich oparciach. Poważni, uniżeni lokaje chodzą
tam i z powrotem, a ich kroki tłumi gruby dywan. Przy
wysokich oknach wiszą aksamitne zasłony w kolorze
śliwkowo - czerwonym, niewpuszczające do środka nocnego
powietrza i odgłosów z ulicy, po której wszakże nie jeżdżą
żadne dorożki ani powozy, ponieważ tak naprawdę nie jest to
sytuacja rzeczywista; istnieje poza czasem i przestrzenią w
królestwie wyobraźni - w jednym ze światów mogącym tylko
zaistnieć.
Do pokoju wchodzi kilku panów. Wyglądają na
uprzejmych, zadowolonych z siebie dżentelmenów, którzy
zjedli właśnie dobry obiad i już się cieszą na brandy z
wyśmienitym hawańskim cygarem i jeszcze jedną równie
wielką przyjemność - rozmowę o sprawach tak samo
interesujących ich wszystkich.
Na czele idzie mężczyzna, którego kroki zdradzają
niecierpliwość. Jego wysokie czoło pokrywają zmarszczki,
oczy ma zwężone. Frank Podmore sam siebie nazywa
„głównym sceptykiem" Towarzystwa Badań Zjawisk
Nadprzyrodzonych. Zdemaskowani przezeń oszuści
wykorzystujący spirytyzm do nieuczciwych celów, a nawet i
wielu spośród jego kolegów z TBZN uważa, iż jest
nierozsądny i postępuje nie fair. Ci drudzy odgadliby bez
trudu, co oznacza ów wyraz, jaki pojawił się tego wieczora na
twarzy eksperta od metafizycznych oszustw. Podmore znowu
jest na tropie, gotów zgłosić wątpliwości dotyczące kolejnej
niejasnej sprawy.
953450776.004.png
Za nim wchodzi mężczyzna, w którego głosie nadal
pobrzmiewają akcenty z rodzinnego Wiednia - to Nandor
Fodor, niegdyś dyrektor Międzynarodowego Instytutu Badań
Zjawisk Nadprzyrodzonych, który ustąpił ze stanowiska
oburzony, kiedy współpracownicy określili jako „chore" jego
wyjaśnienia pewnych dziwnych przypadków. Jako
praktykujący od wielu lat psychiatra zbadał niemal tak samo
wiele spraw związanych z domniemanymi „duchami" jak
Podmore.
Trzeci mężczyzna w tym towarzystwie, krępy i gładko
ogolony, ma przenikliwe niebieskoszare oczy. Urodzony jako
Erik Weisz, syn węgierskiego rabina, obecnie bardziej jest
znany jako Harry Houdini. Wielu spośród spirytystów
ośmieszonych przez niego twierdziło, że on sam musi być
obdarzony szczególnymi predyspozycjami psychicznymi, aby
móc dokonywać swych zdumiewających wyczynów.
Razem z nim wchodzi jeden z zatwardziałych
przeciwników Houdiniego - mężczyzna o bujnych wąsach i
łagodnych piwnych oczach. Conan Doyle i Houdini
zakończyli swą przyjaźń, kiedy ten drugi zakwestionował
głębokie przekonanie Doyle'a, że umarli żyją. Przyjemnie
byłoby uwierzyć, że w jakimś innym czasie i miejscu owi
dwaj czarujący ludzie w końcu się pogodzą.
Piąty uczestnik zebrania podąża skromnie tuż za tamtymi.
Z pełnego rezerwy zachowania i oficjalnego sposobu, w jaki
inni zwracają się do owego człowieka, można wywnioskować,
że to raczej ich gość, a nie ktoś, kto stale przebywa w tym
towarzystwie. Jest wyższy i tęższy od pozostałych; jego
garnitur wieczorowy wydaje się nieco staromodny i więcej niż
odrobinę za mały. Ma bardzo duże stopy.
Zasiadają w fotelach. Płyn barwy topazu wiruje w
kieliszkach w kształcie dzwonów, a wonny dym z papierosów
unosi się wokoło.
953450776.005.png
- No cóż, panowie - odzywa się Podmore - czy jesteście
gotowi, by zacząć? - Nie czeka na odpowiedź, lecz mówi
dalej, co jest dla niego typowe.
-
Sprawa na dzisiejszy
wieczór...
Pan Doyle unosi dużą dłoń.
- Jesteś jak zawsze niecierpliwy, Podmore. Czy nie
uważasz, że naszemu gościowi należą się najpierw słowa
wyjaśnienia? Wie, co chcemy osiągnąć, ale nie może przecież
znać naszych metod.
- Och, tak, oczywiście - zwraca się Podmore ku
nieznajomemu. - Proszę o wybaczenie, sir. Wszyscy tu obecni
badali wiele przypadków zjawisk przypuszczalnie
ponadnaturalnych, niektórzy jako członkowie towarzystwa,
inni - tak jak Houdini - we własnym zakresie. W trakcie
naszych wspólnie spędzanych tu wieczorów odpoczywamy,
ale i podejmujemy tę samą pracę co zawsze, poddając
ekspertyzie i badaniom głośne przypadki, których nigdy nie
wyjaśniono w zadowalającym stopniu. Czasami zgadzamy się
na wspólne rozwiązanie; znacznie częściej jednak dochodzimy
do wniosku, że się nie zgadzamy.
- Znacznie częściej? - powtarza Fodor z uśmiechem. - Nie
przypominam sobie żadnego przypadku, by werdykt był
jednomyślny, i wiem, że żaden z was nie zechce się zgodzić z
moim rozwiązaniem tej sprawy. Chodzi o ducha rodziny
Bellów, nieprawdaż?
- Tak jest - potwierdza Podmore. - I ponieważ wydaje mi
się to stosowne, poprosiliśmy naszego amerykańskiego
kolegę, aby opisał tego amerykańskiego ducha. Proszę już
teraz nie przerywać, panowie, jeśli łaska; proszę o ciszę dla
pana Harry'ego Houdiniego.
Prelegent przygotował już notatki i obdarzył swych
słuchaczy smutnym uśmiechem.
953450776.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin