Powrót do przeszłości.docx

(63 KB) Pobierz

Powtórne odrodzenie

 

Zdarzyło się to w zwykłym miasteczku. W Forks mieszkali zwyczajni szarzy ludzie. Oprócz Isabelli. Była wampirzycą. Dobrze przeczytaliście WAMPIRZYCĄ. Na ulicy nie można było jej nie zauważyć. Miała szczupłą sylwetkę, Piękną twarz, oliwkowo zielone oczy, sięgające pasa brązowe włosy opadające falami na plecy i ramiona. Do tego wszystkiego miała cerę koloru porcelany. Nikt ze znajomych nie wiedział o jej prawdziwym wcieleniu. Nie miała chłopaka, choć wielu zabiegało o jej względy. Nie to, że nie chciała tylko bała się, że może któremuś zrobić krzywdę. Wszyscy wiedzą, że wampiry żywią się ludzką krwią. Bella należała do skromnej grupy,, wegetarianów”, ponieważ piła tylko zwierzęcą krew. Jej życie w Forks przypominało kręcące się koło. Każdy dzień przypominał poprzedni. Aż do tego dnia, w którym wszystko się zmieniło.

Był poniedziałek. Nie lubiła tych dni tygodnia. Do tego dopiero minęła połowa października. Siedziała przy stole razem z przyjaciółmi Jessicą i Maikiem, no i oczywiście kilkoma adoratorami. Nagle drzwi stołówki się otworzyły. Stało w nich pięć osób. Zaczęli iść w stronę pustego stolika. Wszystkie głowy zwróciły się na nowe osoby. Kiedy mijali stolik, w którym siedziała Bella ta nagle zesztywniała. Poczuła to. Nie byli ludźmi. Gdy usiedli reszta uczniów wróciła do swoich spraw i rozmów, ale nie ona. Zaczęła się im dokładniej przyglądać. Na pierwszy rzut oka nie byli do siebie ani trochę podobni. Z trzech chłopaków jeden, brunet z loczkami, był naprawdę wielki – umięśniony jak zawodowy ciężarowiec. Drugi, wyższy i szczuplejszy, ale też dość napakowany miał włosy koloru złocistego miodu. Trzeci, z rozczochraną, kasztanową fryzurą, nie imponował budową ciała i wyglądał na najmłodszego z trójki. Dziewczyny były swoimi przeciwieństwami. Wyższa miała posągową figurę i długie do połowy pleców, delikatnie falujące blond włosy. Ta niższa, chudziutka i słodka, uroda przypominała chochlika. Miała krótką, kruczoczarną, nastroszoną fryzurkę. Wszyscy byli bardzo bladzi. Ich rysy twarzy były idealne, bez żadnej skazy. Unikali wzroku innych uczniów. Bella w końcu nie wytrzymała i spytała Jessicę.

              - Kim oni są?

              - To Cullenowie. Niedawno się tu przeprowadzili.

              - Skąd to wiesz?

              - Ma się swoje źródła.

              - Wiesz coś jeszcze?

              - Ten umięśniony to Emmett, obok niego siedzi Jasper, dalej Edward. Ta blondynka to Rosalie, a po prawej Alice. Podobno wszyscy są adoptowani. Ich ojcem jest nowy chirurg w szpitalu Carlisle. Jego żona ma na imię chyba Esme.

              - Gdzie ty to słyszałaś?

              - Od mamy. Oni są do ciebie bardzo podobni.

              - Zdaje ci się.

              - Też nic nie jedzą, są strasznie bladzi i idealni.

              - Moim zdaniem nie jesteśmy podobni. Muszę lecieć zaraz zaczynam lekcje.

Nikt z uczniów nie miał odwagi do nich podejść i przywitać ich w nowej szkole. Bella razem z Jessicą postanowiły się przedstawić. Stali na parkingu przed szkołą. Podeszły do nich powoli.

              - Cześć jestem Bella, a to Jessica. Witajcie w Forks.

              - Witaj jestem Alice, a to Jasper, Emmett, Rosalie i Edward.

              - Jak wam się podoba nasza szkoła?

              - Myślałam, że będzie gorzej.

              - To fajnie. Wybaczcie, ale muszę już iść.

              - Cześć!

              - Do zobaczenia.

Gdy odeszły dalej Jessica powiedziała:

              - Uff. Nawet dobrze poszło.

              - Cały czas ja mówiłam.

              - Bo ja nie musiałam. Wpadasz dzisiaj do mnie?

              - Dzisiaj wyjątkowo zostanę w domu. Muszę odpocząć od tych imprez.

              - Jak zmienisz zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.

              - Wiem.

Bella zostawiła Jessicę przed jej samochodem, bo do domu chodziła pieszo. Gdy tylko była na tyle daleko, że nie mógł jej zobaczyć żaden człowiek ruszyła dalej biegiem. Musicie wiedzieć, że oprócz pięknego wyglądu wampiry były jeszcze bardzo szybkie. Niektóre osobniki obdarzone były dodatkowymi zdolnościami. Bella potrafiła czytać w myślach. W domu położyła torbę na podłogę i usiadła na fotelu. Nie mogła w to uwierzyć. Siedmioro wampirów i to naraz. Oznaczało to, że musi odejść.  Mogą chcieć walczyć o terytorium, a to byłby duży problem. Doszła jednak do wniosku, że trochę poczeka i zobaczy jak na to zareagują. Jeśli nie będzie im ona przeszkadzała to dobrze, a jak zaczną się czepiać to powie, że się wyniesie. To był dobry pomysł. Postanowiła coś zjeść. Zajrzała do schowanej lodówki, bo ta dla gości była wypełniona ludzkim jedzeniem dla gości. Była pusta. Musi się wybrać na polowanie. Wzięła dwa duże pojemniki i wyszła przed dom. Bella nie żywiła się w lesie tylko wlewała krew do specjalnych pojemników i chowała do lodówki. Zaczęło się robić chłodno, ale jej to nie przeszkadzało. Po piętnastu minutach oba pojemniki były pełne. Wróciła do domu i zaczęła odrabiać lekcje. Ranek był jeszcze pochmurniejszy niż poprzedni. Tym razem unikała Cullenów jak ognia. Wolała z nimi nie gadać. Po lekcjach jak najszybciej próbowała wydostać się z parkingu jednak ktoś ciągle ją zaczepiał. W końcu się udało. Myślała, że już jej nikt nie spodka. Nagle przed nią stanęło srebrne volvo. Wyszła z niego Alice i Edward. Bella zaczęła się cofać.

              - Stój! – powiedziała Alice.

              - Czego chcecie?

              - Porozmawiać.

              - Na jaki temat?

              - Może nie tu.

              - A gdzie?

              - U nas w domu?

              -Wolę tu.

              - Jak nie chcesz po dobroci wsiąść do samochodu to inaczej porozmawiamy – warknął Edward.

              - Dobra tylko się nie denerwować. Daleko jedziemy?

- Nie.

Wsiadłam grzecznie do samochodu. Po pewnym czasie siedziby ludzkie zupełnie znikły nam z oczu. Jechaliśmy przez zasnuty mgłą las. Skręciliśmy raptownie w jakąś nieutwardzoną drogę. Była nieoznaczona, ledwie widoczna wśród kęp paproci i to tylko na kilka metrów, bo wiła się bardzo i znikała, co chwila za pniem kolejnego olbrzymiego drzewa. Po paru milach las zaczął rzednąć i nagle znaleźliśmy się na wielkiej polanie, która być możne pełniła również funkcję trawnika.

Nie było tu jednak jaśniej, ponieważ cały teren ocieniały skutecznie gęste gałęzie sześciu sędziwych cedrów. Otaczały one centralnie położone domostwo, które okalała również pogrążona w mroku weranda. Przez całą drogę próbowała zachowywać się normalnie, ale gdy wyszła z samochodu nie ukrywała już napięcia. Weszła do domu za Alice. Cały czas bezszelestnie kroczył za nimi Edward. Dom był bardzo jasny. W salonie czekała już na nich reszta Cullenów. Gdy stanęła naprzeciwko lekarza ten się odezwał.

              - Witaj w naszym domu Isabello. Jestem Carlisle.

              - Cześć, ale wolałabym gdybyście mi mówili Bella.

              - Dobrze. To jest Esme, a resztę rodziny już znasz.

              - Po co mnie tu ściągnęliście?

              - Chcemy porozmawiać.

              - Dobra przestańmy owijać w bawełnę. Wiem, że jesteście wampirami. Nie chcę walczyć z Wani o terytorium, więc się wyniosę.

              - Nie przeszkadza nam, że tu mieszkasz.

              - Naprawdę?

              - Tak.

              - Jeśli mamy mieszkać w jednym miasteczku chcę wiedzieć czy polujecie na ludzi.

              - Przecież każdy wampir poluje na ludzi.

              - Ja nie.

              - To dobrze, bo my też.

              - Więc nie będziemy mieli dużych problemów z dogadaniem się. Nawet o ty nie myśl! – zwróciła się do Jaspera.

              - O czym mam nie myśleć?

              - O niczym. Wracając do rozmowy. Nie muszę wyjeżdżać?

              - Nie – powiedział Carlisle.

              - W takim razie będę się już zbierała.

              - Poczekaj chwilę jeszcze. Edwardzie teraz.

Wszyscy spojrzeli na Edwarda. Nagle złapał się za głowę. Bella zaczęła się śmiać i powiedziała:

              - Nigdy więcej tego nie próbuj, a teraz dowidzenia.

              - Czekaj.

              - Nie powiem, jeszcze raz do widzenia. A wystarczy, że ze swojego domu pójdziesz na wschód Alice.

Bella zostawiła wszystkich oniemiałych. W domu zabrała się do odrabiania lekcji. Nie mogła pozbierać myśli. Chętnie by z kimś porozmawiała, ale nie miała, z kim. Czuła się okropnie. Całą noc rozmyślała nad tym, co by się stało gdyby jej przyjaciele się dowiedzieli, jaka jest naprawdę. O piątej rano do jej drzwi zapukała Alice.

              - Cześć, co cię do mnie sprowadza?

              - Tak wpadłam. Nie przeszkadzam?

              - Nie wchodź. Napijesz się czegoś?

              - Wyruszasz na polowanie?

              - Nie, dlaczego?

              - Zaproponowałaś wampirzycy coś do picia.

              - Usiądź w salonie i poczekaj tam na mnie.             

              - Masz ładny dom.

              - Dzięki wasz zresztą też jest niczego sobie.

              - Co to?

              - Napój. Chyba, że nie jesteś głodna.

              - Po pierwsze jak tak szybko zdołałaś zabić, a po drugie, dlaczego w szklance?

              - Ja nigdy nie jem w lesie. Mam dwa specjalne pojemniki, które napełniam podczas polowania. W szklankach, bo chcę zachowywać, chociaż pozory normalności.

              - Ciekawe.

              - Nie trzeba się kłopotać częstymi polowaniami.

              - Mogę cię o coś spytać?

              - Jasne.

              - Skąd wiedziałaś, o co cie chcę zapytać?

              - Wiedziałam, że będziesz togo ciekawa.

              - To mi powiesz?

              - Nie teraz.

              - Dlaczego?

              - Wybacz, ale za słabo się znamy.

              - Rozumiem, że mi nie ufasz.

              - Tak. Jestem z natury taka, że nikomu nie ufam.

              - Wnioskuję z tego, co powiedziałaś, że żyjesz już sporo czasu.

              - Tak, ale nie mówmy o mnie.

              -Jeszcze jedno pytanie?

              - Ostatnie.

              - Ile masz lat?

              - Ja… - Bella cała się zjeżyła.

              - Co się stało?

              - Ciii… - wampirzyca wyskoczyła przez okno. Alice pobiegła za nią. Zobaczyła Bellę i Jaspera stojących naprzeciwko. Patrzyli sobie z wściekłością w oczy. Nagle Jasper się cofnął. Po jego twarzy przebiegł cień strachu. Nagle zauważył Alice.

              - Alice, co ty tu robisz? – zawołał zdziwiony.

              - Przyszłam pogadać.

              - Przecież ona mogłaby ci coś zrobić. Wracamy do domu.

              - Ale … - nie zdążyła nic już powiedzieć, bo Jasper złapał ją za rękę i pociągną za sobą.

Bella była wściekła. Ze złości uderzyła w stojące za nią drzewo, które po chwili przewróciło się z hukiem.  Tymczasem Jasper wpadł z Alice do domu.

              - Jak ty się Jasper zachowujesz? – zapytała Alice podnosząc głos.

              - Mogła ci coś zrobić.

              - O co ci chodzi?

              - Ona jest…

              - Jasper, co tu się dzieje? – do salonu wszedł Carlisle.

              - Myślałem, że jesteś w szpitalu.

              - Zamierzałem się zacząć szykować. Co to za krzyki?

              - Lepiej będzie jak wszyscy to usłyszą.

Całą rodzinę udało się zebrać dopiero po piętnastu minutach. Jasper stanął przed nimi i zaczął mówić.

              - Powinniśmy unikać Belli.

              - Dlaczego? – zapytał Carlisle.

              - Jest niebezpieczna.

              - Nie bardzo rozumiem.

              - Nie jest taka jak my.

              - Konkretniej proszę.

              - Jest tropicielem.

              - CO?!

              - Widziałem to w jej oczach. Na początku wydają się takie jak u nas, ale gdy dłużej w nie popatrzysz dostrzeżesz żądzę mordu.

              - To niemożliwe – zawołała Alice.

              - Wiem, że to zdaje się nieprawdopodobne, ale tak jest.

              - Rozmawiałam z nią jest normalna.

              - Tylko ci się zdaje.             

              - Pogadam z nią i się jej spytam wprost.

              - Dobrze by było gdyby ktoś z tobą przy tym był.

              - Przestań nie jestem małym dzieckiem! – po czym wbiegła z pokoju. Chciała się zapytać Belli czy to prawda. Gdy przyjechali do szkoły jej nigdzie nie było. Na przerwie obiadowej siedziała przy stoliku jednak sama. Nikomu nie pozwoliła usiąść. Nawet Alice nie miała odwagi do niej podejść. Bella wpatrywała się w tacę z jedzeniem. Na jej twarzy widać było ból. Po chwili podniosła głowę i spojrzała na Cullenów. Bez słowa się podniosła. Wszyscy byli pewni, że do nich podejdzie, ale tylko zabrała torbę i wyszła ze stołówki zostawiając tacę na stole. Edward zauważył, że na stole leży jakaś kartka. Podszedł, wziął ją do ręki i zaczął czytać.

              - Chodźcie na tył szkoły. Bella tam na nas czeka.

              - Czeka?

              - Tak.

Gdy wyszli ze szkoły zobaczyli Bellę siedzącą pod drzewem. Podeszli ostrożnie bliżej. Stali tak przez chwilę w milczeniu wpatrując się w siebie. Nagle cała piątka zobaczyła coś i nagle się cofnęła. Bella uśmiechnęła się drwiąco.

              - Macie zamiar uciec?

              - Jeśli tak to, CO? – zapytał Edward.

              - Nic.

              - Dlaczego mam nie powiedziałaś?

              - Po co?

              - Jak mamy mieszkać w jednym miasteczku musimy wiedzieć takie rzeczy.

              - Nikt nie poznał mojej historii i tak szybko nie pozna.

              - Ja mogę.

              - Wiem, że potrafisz czytać w myślach. Dlaczego nie możecie zachowywać się jak dawniej?

              - Każdy wie, że tropiciele nie cierpią intruzów na swoim terytorium.

              - Po pierwsze jestem inna. Przez wiele lat pragnęłam mieć przyjaciela, co mnie zrozumie, ale kiedy dowiadywali się, kim jestem uciekali aż się kurzyło.

Alice nie zwracając uwagi na pozostałych podeszła i objęła ramieniem, Bellę. Ta jednak szybko od niej odskoczyła i stanęła na równych nogach.

              - Nie chcę żeby twój chłopak znowu robił ci awantury.

              - Ale…

              - Zrozum Alice. No dobrze. Wpadnę do was o szóstej i wszystko wyjaśnię.

              - Lepiej teraz – powiedział Jasper.

              - Chcę wiedzieć, co o tym wszystkim będzie sądził Carlisle.

              - Tylko się nie spóźnij.

              - Będę punktualnie.

Wszyscy zaczęli zbierać się do powrotu do...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin