Wakacyjny pamiętnik szalonej Agnieszki.doc

(152 KB) Pobierz

PONIEDZIAŁEK

Ledwo przyjechaliśmy na wczasy zabujałam się na umór w chłopcu z sąsiedniego domku – Zenobiuszu. Wczoraj omal nie wpadłam na drzewo (domki stoją w lesie), gdy zobaczyłam, że przygląda mi się ze swej werandy, jakby zobaczył UFO-luda. 

                                                                                                                           

Dziś przechodząc obok, chciałam sprawdzić, czy nadal jestem przedmiotem jego obserwacji, czy wyjrzy przez okno. Odwróciłam się więc i .... (w tym miejscu długopis czerwieni mi się ze wstydu - potknęłam się .... i wywróciłam ja k długa i szeroka pod werandą Zenobiusza. Nade mną rozległ się męski śmiech.

To On – przemknęło mi lotem odrzutowca przez szare komórki, a miłość z mego serca wywiała, gdy spadł na nie ten szyderczy śmiech. Chwyciłam swój trampek i cisnęłam w stronę, skąd rozległ się śmiech. O tym, że pocisk mój nie chybił, upewnił mnie stłumiony jęk, który dobiegł z werandy. Wziąwszy nogi za pas zniknęłam w mroku.    

                                                                                       

 

WTOREK

              Rano przy śniadaniu, mama powiedziała, że znalazła w trawie obok domku mój trampek oraz,           że wczoraj wieczorem jakiś łobuz nabił ojcu Zenobiusza strasznego guza na czole.

              - Widocznie w trampku był kamień – rzekłam bezmyślnie i westchnęłam.

              - Słucham? – spytała zdziwiona mama.

              - Nic, nic przypomniałam sobie, że w trampku był kamień i musiałam go zdjąć, bo mnie uwierał.

              - Biedne dziecko – westchnęła mama.

 

ŚRODA

              Pojechaliśmy na plażę. Zaraz na początku wpadł mi zegarek do wody. Gdy wyszłam z jeziora, potknęłam się i upadłam głową w jakiś piaskowy zamek. Potem zasnęłam na słońcu i zlazła mi skóra              z nosa. W końcu zaczęliśmy się zbierać. Rodzice zabrali pakunki, a ja poszłam do jeziora umyć ręce. Wróciłam i szybko wsiadłam do samochodu, rzucając niedbale na siedzenie ociekający ręcznik.

              - Ruszamy jestem kosmicznie zmęczona – stęknęłam i zamknąwszy oczy pogrążyłam się                      w relaksie.

Człowiek z przedniego siedzenia odwrócił się:

- Przepraszam pani się chyba pomyliła – rzekł jakimś obcym głosem.

Otworzyłam jedno oko i..... omal nie zemdlałam. Czułam jak cała krew spływa mi do łuszczącej się twarzy. Przede mną siedział ojciec Zenobiusza. Poznałam go po opatrunku na głowie. Młodzieniec siedzący obok niego przypatrywał mi się  jak okazowi fauny z obcej planety.

- B... bardzo przepraszam – bąknęłam i wyskoczyłam z samochodu prosto na mamę stojącą obok naszego fiata.

- Gdzie masz swój ręcznik? – spytała mama surowym głosem.

- Pojechał z Zenobiuszem – odrzekłam wskazując ginący za zakrętem samochód.

                                                                                                                              

CZWARTEK

              Zenobiusz odniósł rano mój ręcznik. Umówiliśmy się na plażę.

                                                     Tu pamiętnik Agnieszki kończy się.        

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin