Autor: ANDRZEJ PILIPIUK Tytul: szansa Z "NF" 10/99 Prolog Powietrze w pokoju jest zat�ch�e. Jedwabna tapeta odchodzi p�atami od �ciany. Cz�owiek z walizeczk� w r�ce przest�puje wypr�chnia�y pr�g. Z kieszeni wyjmuje pi�tk� chleba i cebul�. Rzuca je na st�. Z walizeczki wyci�ga detonator i butelk� w�dki. Pomruk trzystutysi�cznego t�umu wprawia w dr�enie potr�jne szyby, �ci�ni�te aluminiowymi ramami. W k�cie stoi stary zegar. M�czyzna nakr�ca go i ustawia odpowiedni� godzin�. Zegar zaczyna tyka�. Wkr�tce zatrzyma si� na zawsze. Za kilkana�cie minut m�czyzn� i trzysta tysi�cy zebranych na placu czeka �mier�. Ale ma jeszcze troch� czasu. Z cholewki wyjmuje pogniecion� gazet�. Prostuje j� poczernia�ymi palcami. Wypija �yk w�dki. Instynkt �ycia nale�y st�umi�. Zdejmuje cisn�ce buciory i rzuca nimi przez ca�� d�ugo�� pomieszczenia. Umrze na bosaka, a �ci�lej, w dziurawych przepoconych skarpetkach zgni�ozielonego koloru. W k�cie pomieszczenia w�r�d �mieci le�y drewniana figura szachowa. Goniec. Ob�azi z niej czerwony lakier do paznokci. I Starzec siedzia� w g��bokim fotelu. Na widok go�cia wsta� i wyci�gn�� d�o� o palcach powykr�canych artretyzmem. U�cisk by� s�aby. - Omelajn Andrejewicz Mitrofanow - przedstawi� si�. S�owa pada�y z jego ust jak stare po��k�e gazety. Go�� poczu� zmieszanie. - Pawe� Krzeszkowski. - Robert Koniecpolski - przedstawi� si� piel�gniarz. W wyblak�ych oczach starca b�ysn�o zdziwienie. Opad� na fotel i przez chwil� �apa� oddech jak po znacznym wysi�ku. - Sto sze�� lat - powiedzia� jak gdyby si� usprawiedliwia�. - Grywasz w szachy? Wykona� dziwny gest r�k�. Go�� usiad�. - Zadanie twoje b�dzie proste i trudne zarazem - powiedzia� z wysi�kiem Omelajn. Z ust wyciek�a mu stru�ka �liny. Star� j� r�kawem. Jego oczy zab�ys�y. - Laufer jest poza szachownic�. Trzeba wytyczy� mu drog�. Otrzymasz jedena�cie fotografii. Na fotografiach s� meble i stoj�ce na nich drobiazgi. Pawe� skin�� g�ow�. - Zrobisz te, jak nazywacie takie komputerowe powi�kszenia? - Skan. - W�a�nie. Ma by� takiej... mocy? - Rozdzielczo�ci... - Ma by� takiej rozdzielczo�ci, �eby wszystkie szczeg�y by�y wyra�nie czytelne. To da si� zrobi�? - Tak. Je�li tylko fotki b�d� odpowiednio ostre. Starzec u�miechn�� si� do swoich my�li. - W moich czasach robiono wy��cznie dobre zdj�cia. Zreszt� sam je zrobi�em - popatrzy� wyzywaj�co na stoj�cego przed nim m�odzie�ca. - Szklane negatywy... Co wy mo�ecie wiedzie� o fotografii - prychn�� z pogard�. - Naciskacie guzik, b�yska flesz. A ja sam sypa�em magnezj� do rowka na ramce. Wtedy, gdy o tym us�ysza�em... Zabili go. Laufer przyby� w dobrym momencie, ale by� �le przygotowany. Nie zdo�a� dosi�gn�� pionka, je�li wiedzia�, �e on tu jest, bo inny pionek rozbi� mu g�ow�. Pawe� poszuka� wzrokiem piel�gniarza. Ten ledwo dostrzegalnie wzruszy� ramionami. - Macie t� no, paj�czyn� komputerow�, infor, intor... - starzec stuka� si� po g�owie, usi�uj�c przypomnie� sobie odpowiednie s�owo. - Internet - podpowiedzia� piel�gniarz. - Internet - powt�rzy� Omelajn. - W tym Internecie pu�cisz te fotki. Tak, �eby ka�dy m�g� je zobaczy�. Mi�nie po lewej stronie jego szyi napi�y si� nieoczekiwanie. Skurcz przyci�gn�� mu g�ow� do ramienia. Piel�gniarz przyskoczy� i wbi� w jego bark strzykawk� z jakim� �rodkiem. Na ustach chorego pojawi�a si� piana. Ale skurcz min��. Oddycha� przez chwil� ci�ko. Robert przy�o�y� ciep�y kompres w uk�utym miejscu, Omelajn znowu zacz�� wydawa� instrukcje. - Do wszystkich antykwariat�w roze�lesz fotki. Dasz im sw�j numer telefonu. A potem mam nadziej�, �e nie b�dziemy d�ugo czeka�. Mam niewiele czasu. Laufer to po waszemu skoczek? - Nie, goniec - wyja�ni� piel�gniarz. - Skoczkiem nazywamy konia. - Ko� mo�e bardziej by pasowa�... Ale Laufer brzmi lepiej. Dumnie... Otworzy� le��cy na stoliku album oprawiony w czerwony safian. Z jego wn�trza wyj�� kilka fotografii formatu poczt�wkowego, na grubej tekturze. Pawe� przegl�da� je przez chwil�. By�y to zdj�cia dokumentacyjne, jakie wykonuje policja na miejscu przest�pstwa. Tyle tylko, �e mia�y pewnie oko�o stu lat. Czas obszed� si� z nimi �askawie. - Dasz rad� to zrobi�? - zapyta� starzec. - Tak. Mo�na skanowa�. Niespodziewanie rozpozna� pomieszczenie, w kt�rym je zrobiono. To by� ten pok�j. Obiektyw aparatu uchwyci� w otwartym oknie zarysy pot�nej budowli. - Sob�r na Placu Saskim - wychrypia� Omelajn. - Polacy go zniszczyli, w dwudziestych latach, a taki by� pi�kny. Per�a architektury rosyjskiej i og�lno�wiatowej. Dzwonnica osiemdziesi�t metr�w... Na kiedy zd��ysz? Z umieszczeniem ich w tej waszej sieci... Internecie? - Jest tu telefon? - Tak - odpowiedzia� Robert. - Og�oszenie m�wi�o o konieczno�ci skanowania, wi�c wszystko, co potrzebne, mam przy sobie - powiedzia�. - Za dwie godziny, no mo�e trzy. B�d� potrzebowa� tylko sto�u, �eby roz�o�y� sprz�t. - Technika posz�a nieco do przodu - u�miechn�� si� starzec. - Drugi pok�j na lewo - poleci� i zamkn�� oczy. Znu�ony zapad� w sen. Pawe� wypakowa� swoj� waliz�. Skaner tablicowy wysokiej rozdzielczo�ci, notebook, modem... II Ko�czy� ju�, gdy Robert wtoczy� do pokoju w�zek inwalidzki. Starzec z zaciekawieniem wpatrzy� si� w migaj�ce na ekranie dane. - I to wszystko jest teraz tam w �rodku - wskaza� oskar�ycielskim gestem komputer. - Tylko jak inni to zobacz�, je�li od��czysz si� od telefonu? - wygi�ty jak szpon palec opisa� ma�e p�kole w powietrzu i celowa� teraz w gniazdko telefoniczne, do kt�rego Pawe� podczepi� kabel od modemu. - To niezupe�nie tak. Na �wiecie jest kilkaset serwer�w. To takie, jakby to powiedzie�... - Banki pami�ci? - zagadn�� starzec. - W�a�nie. Ja ��cz� si� z jednym z nich. W jego pami�ci tworz� zbi�r fotografii. Ka�dy, kto po��czy si� z zewn�trz z serwerem, mo�e do nich zajrze�, jeszcze lata po tym, jak wyjm� wtyczk� z gniazdka. - Rozumiem. I du�o miejsca zajm�? Pawe� wyj�� z pude�ka CD-ROM. Poruszy� nim, aby promienie �wiat�a wydoby�y ca�� gam� barw. - Na jednej takiej p�ytce mie�ci si� oko�o tysi�ca fotografii. Albo milion stron maszynopisu. Serwer ma tysi�ce razy wi�ksz� pojemno��. Brwi starca unios�y si� do g�ry. Roze�mia� si�, ale jego �miech szybko przeszed� w kaszel. - Proponuj� ci etat u mnie. - Nie jestem zbyt dobry w te klocki - zastrzeg� Pawe�. - Poza tym przed po�udniem studiuj�. - Wystarcz� mi popo�udnia. Musz� si� jeszcze co nieco nauczy� - zrogowacia�ym paznokciem palca wskazuj�cego pukn�� w obudow� notebooka. Ciekawe po co? - zastanowi� si� Pawe�. III Postawili we dw�ch ci�k� sof� na w�a�ciwym miejscu. Obicie wykonane z czerwonego aksamitu podszytego p��tnem troch� si� zeszmaci�o. - Dajcie jeszcze ze dwa centymetry w prawo. Nie widzicie �ladu na pod�odze? - gdera� starzec. Przesun�li. Nast�pnie d�wign�li pracodawc� i przenie�li go na kanap�. Usiad� i dotkn�� plamy na zag��wku. - Siedzia�em tu i pr�bowa�em posk�ada� to wszystko do kupy - powiedzia�. - Postawi�em tu szklank� z herbat� i wyla�a mi si�. By� 1910 rok - doda� po chwili. - Przynie� album - poleci� piel�gniarzowi. Po chwili Robert wr�ci� ze zdj�ciami. Omelajn por�wnywa� fotografi� z rzeczywisto�ci�. - Na lewo od kanapy powinien sta� stolik. - Jeszcze nie uda�o si� go odnale�� - wyja�ni� Pawe�. - Uda si� - powiedzia� starzec. - Zastanawia�em si�, czym w�a�ciwie si� zajmujemy i doszed�em do pewnych wniosk�w... - pr�bowa� nawi�za� rozmow� Pawe�. - Chce pan odtworzy� wystr�j tego pokoju taki, jaki by� w chwili, gdy robiono te zdj�cia? - Tak - starzec przymkn�� oczy. - Dok�adnie o to mi chodzi. - A w jakim celu? P�aci pan fortun� za ka�dy kawa�ek tej �amig��wki, wszyscy antykwariusze przeklinaj� mnie, na czym �wiat stoi. To, co by�o, ju� nie wr�ci... W tym czasie zdarzy�y si� dwie wojny �wiatowe. - Zgromadzimy ich wystarczaj�co du�o - powiedzia� Omelajn. - A je�li nawet kilku zabraknie, to jakie to ma znaczenie? Zjawiska s� zapewne niezale�ne od wystroju wn�trza. Po prostu chc� si� zabezpieczy�. - Ale po co to? - zagadn�� piel�gniarz. - Bo to jest moje hobby - o�wiadczy� starzec z godno�ci�. Z albumu wyj�� dwa zdj�cia i poda� im. Pierwsze przedstawia�o cz�owieka ubranego w mundur carskiej ochrany. Na drugim ten sam cz�owiek le�a� pod sto�em w znanym im ju� pokoju. Z rozbitej g�owy ciek�a krew. By� martwy. - Kto to? - zagadn�� Pawe�, ogl�daj�c fotk� agenta ochrany. - To ja - wyja�ni� z prostot� Omelajn. - A ten zabity to wasz brat? - zapyta� Robert. - To te� ja. W pewnym sensie oczywi�cie. Nie zrozumieli, ale on nie chcia� im tego wyja�nia�. - Kim by� pa�ski pradziadek? - zapyta� Paw�a. - Mo�na powiedzie�, �e by� zawodowym rewolucjonist�. U�ywa� pseudonimu Antonow. - J�zef Krzeszkowski? - zdziwi� si� niespodziewanie Omelajn. - Sk�d pan wie? - Sam go zapud�owa�em - przyzna� si� niech�tnie. Zamilkli. Zgroza wcisn�a ich w fotele. Wreszcie stary przem�g� si�. - To by� najlepszy spec od materia��w wybuchowych - powiedzia� z rozmarzeniem. Echa dawnych sukces�w rozja�ni�y jego twarz. - Wsadzi�em go do woronu, to taka buda na aresztant�w. Przeszukali�my go oczywi�cie przy aresztowaniu, ale i tak przemyci� lask� dynamitu. Gdy wie�li go ulicami Warszawy, zdetonowa� j�, rozwali� woron i uciek�. Wi�cej go nie spotka�em. Co z nim? - Uciek� do Galicji. Zreszt� ca�a nasza rodzina to jeden wielki ci�g buntownik�w. Dziadek szykowa� zamach na Hitlera w 1939 podczas parady zwyci�stwa w Warszawie. A tato w 1956 w Poznaniu podpali� wojew�dzki komitet partii. W osiemdziesi�tym pierwszym walczy� na ulicach z zomowcami. Omelajn u�miechn�� si�. - A ty? - Ja urodzi�em si� za p�no, ale te� mam swoje osi�gni�cia. To ja rzuca�em w Pary�u jajkami w prezydenta. Starzec �mia� si� przez chwil�, ale potem z�apa� go atak kaszlu. - Wy Polaki zawsze byli�cie buntowszczyki. Macie to we krwi - powiedzia�, gdy odzyska� oddech. - A mo�e w genach? Podobno geny decyduj� o naszym zachowaniu w pi��dziesi�ciu procentach. To ciekawe przypuszczenie trzeba by jako� sprawdzi�... A ty? - gestem wskaza� piel�gniarza. - Odwrotnie. Cz...
vonavi