Autor: ANDRZEJ PILIPIUK Tytul: Scriptoris Z "NF" 3/98 W Hiszpanii i W�oszech nazywano ich scriptoris - pisz�cy. W Katalonii i Portugalii by�o ich tak niewielu, �e nie pokuszono si� o stworzenie odpowiedniego s�owa. Pojawili si� u zarania dziej�w Hiszpa�skiej Inkwizycji. Dzia�ali na marginesie spo�ecze�stwa, grzebali si� w jego brudach. Znajdowali si� w�r�d nich wie�niacy, rycerze, w�drowni rzemie�lnicy, ksi�a i zakonnicy, najwi�cej by�o kupc�w niejako predysponowanych do tego zawodu. Przemierzali go�ci�ce i co noc k�adli g�ow� pod innym dachem. Wiele widzieli i jeszcze wi�cej dowiadywali si� z kr���cych w�r�d ludu plotek. Inkwizycja stara�a si�, aby byli niewykrywalni, nie nosili wi�c szczeg�lnych stroj�w ani odznak przynale�no�ci do bractwa. Mieli dyspens� na k�amstwa, a nawet zab�jstwa, gdyby zagro�one zosta�o ich incognito. Dzia�ali po cichu, ale na wszelki wypadek nie wracali w te miejsca, w kt�rych mogliby zosta� zapami�tani. Byli w�r�d nich r�ni ludzie. Dobrzy i �li. Naj�agodniejsi i ci, kt�rym rado�� zadawania cierpie� przy�miewa�a zdrowy rozs�dek, byli po cichu likwidowani. Potrzebowano tylko takich, na kt�rych s�owach mo�na by�o polega�. Wypowiadali si� niejednokrotnie w kwestiach ostatecznych i ich uczciwo�� te� musia�a by� ostateczna. Wszyscy byli odwa�ni, tch�rzy nie przyjmowano. Nie otrzymywali zap�aty, w czasie podr�y i w czasie odpoczynku musieli �y� z pracy w�asnych r�k. Jedynym odst�pstwem od tej zasady by� zapis gwarantuj�cy im miejsce w przytu�ku na staro��, je�li do�yli staro�ci, i pogrzeb na koszt �wi�tego Oficjum. Zwyczajni zjadacze chleba nie wiedzieli z regu�y o ich istnieniu, za� ci, kt�rzy wiedzieli, darzyli ich g��bok� nienawi�ci�. Ale strach zamyka� im usta. Wielu pa�a�o ch�ci� przy��czenia si� do organizacji. Szybko znikali bez wie�ci i tylko nieliczni docierali tam, gdzie chcieli. Czasami przynale�no�� do bractwa by�a dziedziczona, najcz�ciej pozostaj�cy wci�� w drodze cz�onkowie umierali w zbyt m�odym wieku, aby zd��y� za�o�y� rodziny. Gin�li od cios�w szpad i zatrutych sztylet�w, bowiem cz�sto wdzierali si� do prywatnych dom�w i pa�ac�w w poszukiwaniu ukrytych pod ��kami, zawini�tych w jedwab zwoj�w zapisanych hebrajskim alfabetem. Albo tropili tych, kt�rzy pi�� razy dziennie nieruchomieli zwr�ceni twarzami w stron� Mekki. Lochy wi�zienia Inkwizycji w Madrycie by�y g��bokie, wed�ug plotek si�ga�y piek�a. W tych lochach spotkali si� pewnego wiosennego dnia gdzie� w po�owie szesnastego wieku dwaj m�czy�ni. Inkwizytor Alfonzo de Gryauera przyjmowa� niejakiego Antonia, kt�rego �wiat zna� jako w�drownego sprzedawc� sk�rzanych kapci. Antonio mia� na koncie spor� liczb� pomy�lnie zako�czonych dochodze�. Powitali si� szczerym braterskim u�ciskiem. �ledztwa, kt�re wsp�lnie prowadzili, doprowadzi�y mi�dzy nimi do znacznej za�y�o�ci. ��czy�a ich tak�e wcze�niejsza sprawa. - Inkwizytorze - powiedzia� Antonio. - Drogi Antonio... Przybysz rozejrza� si� ze wzruszeniem po chropawych �cianach. Cela przekszta�cona zosta�a na pok�j mieszkalny. W miejsce s�omy wstawiono prycz� i niewielki pulpit do czytania i pisania, kt�ry m�g� s�u�y� jako kl�cznik. - Mi�o wreszcie wr�ci� do domu - powiedzia�. Ponury loch by� jego domem. I dobrze si� w nim czu�. Znacznie lepiej ni� na zewn�trz. - Antonio, mam dla ciebie z�e wie�ci - rzek� inkwizytor z powag�. - Musisz niezw�ocznie wyruszy� w podr�. W oczach przybysza stan�y �zy. - My�la�em, �e odpoczn� kilka dni. - Jeden dzie� i jedn� noc. Nie mog� obieca� ci wi�cej. To b�dzie kr�tki dzie�. Dzi� do wieczora. I kr�tka noc. Musisz wyruszy� przed �witem. - Milcz� i jestem pos�uszny. Twarz inkwizytora z�agodnia�a. - Wybacz, �e nie pozwalam ci odpocz��. - Wiem. Walczymy z szatanem. Ratujemy ludzkie dusze przed ogniem piekielnym. Alfonzo poklepa� go przyjacielsko po ramieniu. - W tych lochach �atwo zapomnie�, o co walczymy. Ale na zewn�trz pod b��kitnym niebem poczujesz moc Boga. Zobaczysz cuda, kt�re On stworzy� dla mnie i dla ciebie. Dla naszych braci i si�str. I b�dziesz wiedzia�, �e szatan chce zaw�adn�� tym �wiatem i zrobisz wszystko, aby go powstrzyma�. - Zrobi� wszystko. - Prze�pij si�. Obudz� ci� na kolacj�, a potem wyja�ni� szczeg�y misji. Antonio wszed� do celi i rzuci� si� na prycz�. Nie spa� od blisko czterdziestu godzin. Wci�gn�� w p�uca wilgotne, przesycone st�chlizn� powietrze loch�w. Na �cianie falist� lini� arabskiego alfabetu wyryte by�y trzy wyrazy. Jego dawne imi� i nazwisko. Dawno temu by� mieszka�cem tej celi. Inkwizytor Alfonzo przy�apa� go na modlitwie o wschodzie s�o�ca na wzg�rzach nad wsi�. Nie maj�c innych mo�liwo�ci, przyprowadzi� wi�nia na lince przywi�zanej do ko�skiego ogona. Dzieci i kobiety bieg�y za nimi, ciskaj�c kamieniami i kawa�kami �ajna. W�drowali pi�� dni, prawie trzysta kilometr�w. Alfonzo zmienia� konie cztery razy dziennie. Wi�nia nie zmieni�. Te same nogi wybija�y werble na kamienistej drodze, a� rozpad�y si� buty i sk�ra zacz�a krwawi�. A potem utworzy�y si� rany. Blizny po nich Antonio mia� nadal na nogach. Przez te pi�� dni inkwizytor pozwoli� wi�niowi dwa razy si� napi� i trzy razy podzieli� si� skromnym posi�kiem z�o�onym z suchego chleba. �ar la� si� z nieba. Pot zalewa� oczy wi�nia, a w g�owie hucza�o i trzeszcza�o. Droga zdawa�a si� nie mie� ko�ca. Antonio, nazywaj�cy si� w�wczas zupe�nie inaczej, zacz�� podziwia� ponurego milkliwego cz�owieka, kt�rego plecy widzia�, ilekro� zdo�a� oderwa� rozgor�czkowany wzrok od pylistego go�ci�ca. Inkwizytor to zwi�ksza� si�, to zmniejsza�. Jego posta� na koniu migota�a, pulsowa�a, rozdwaja�a si�. Wraz z uderzeniami krwi do udr�czonego gor�cem m�zgu wzrasta� jego podziw. Podziwia� go za cie� odrazy w oczach, kt�ry pojawia� si�, gdy inkwizytor �ama� chleb. Ten cz�owiek nienawidzi� Antonia, a mimo to religia nakazywa�a mu nakarmienie wroga. Antonio na jego miejscu nie bawi�by si�, od razu przeszy�by wroga szabl�. - Zgadnij, dlaczego zabra�em ci� ze sob�? - zapyta� inkwizytor ostatniego dnia w�dr�wki. - Nie wiem. - Bo chc�, aby� oczy�ci� si� ze swoich grzech�w. Jeste� twardy. Gdy w ko�cu ci� z�amiemy, b�dziesz opok�, na kt�rej wzniesiemy gmach niejednej sprawy. Oczyszczanie z grzech�w by�o jednym koszmarem. Nie by�o monotonne. Ka�dego dnia stosowano inn� tortur�. Pr�b� miski: przez wyborowan� dziurk� woda kapa�a na jego g�ow�. Jedna kropla na trzy minuty. Po dwu dniach ka�da mia�a si�� maczugi. Ko�ysk� Judasza, kiedy to zwi�zany wisia� w powietrzu, wspieraj�c si� jedynie ty�kiem o cienki drewniany palik. Przypiekanie roz�arzonym �elazem, zrywanie paznokci. Ludzka pomys�owo�� w tym wzgl�dzie posun�a si� daleko, nic wi�cej nie dawa�o si� wymy�li�. Co wiecz�r, gdy skrwawionego przywlekano go do celi, przychodzi� inkwizytor. Czyta� Pismo �wi�te i rozmawia� z Antoniem o Bogu. A� wreszcie kt�rego� dnia wi�zie� przejrza� i zrozumia� porz�dek �wiata. Spostrzeg�, jak oszuka�cz� i pozbawion� mi�o�ci religi� by� islam i jak wielka mi�o�� otacza go w lochach. Pokocha� inkwizytora i kata. Sp�dzili wiele dni na ci�kiej pracy, by m�g� do�wiadczy� Bo�ej �aski. Gdy to zrozumia�, ogie�, kt�ry trawi� jego umys� �atwo da� si� ugasi�. Ch�odne fale ostatecznego zrozumienia zala�y mu g�ow�. A gdy oni zrozumieli, �e otworzy� si� na �wiat�o, zaprzestali tortur. Teraz nie mia�y sensu. I tego dnia inkwizytor powierzy� mu tajemnic�. �mier� w p�omienich stosu oczyszcza�a dusz� w spos�b ostateczny. Najbardziej zatwardzia�y grzesznik prosto ze stosu podczas auto da fe trafia� do nieba. Antonio prosi� o t� �ask� dla siebie i swojej rodziny. Kocha� Boga i pragn�� wieczerza� w raju. Jednak inkwizytor by� nieust�pliwy. - Nie mo�esz i�� na �atwizn�, Antonio - m�wi�, gdy� takie imi� chcia� przyj�� m�ody muzu�manin. - Stos jest bram� do wolno�ci, ale mo�esz jeszcze na ziemi przys�u�y� si� Bogu. A z twoich grzech�w oczy�cimy ci� zwyk�ym chrztem z wody. Po gor�cych pro�bach troch� ust�pi� i zezwoli�, by rodzina ch�opca dost�pi�a zaszczytu �mierci w p�omieniach. Antonio sta� tu� obok niego podczas autos'. Widzia�, jak szatan obecny w ich cia�ach wykrzywia ich twarze grymasem przera�enia. S�ysza�, jak bluzga nienawi�ci� i miota najstraszniejsze kl�twy. Patrzy� na swoich krewnych z mi�o�ci�. Przecie� tego wieczora mieli wieczerza� w raju, podczas gdy on do��czy dopiero po latach. Usi�owa� wyja�ni� im ich szcz�cie, ale szatan zatka� im uszy i zawi�za� my�li w sup�y. Nie widzieli szansy. Nie czuli bo�ej mi�o�ci. Ich krzyki by�y straszne, Szatan cierpia� w ich cia�ach. Wreszcie opu�ci� ich, wracaj�c do piek�a, a wolne dusze unios�y si� do nieba. Wkr�tce Antonio zosta� ochrzczony i wyruszy� w �wiat, aby s�u�y� wielkiej sprawie zbawienia. Z niech�ci� opuszcza� ponure lochy i z rado�ci� do nich wraca�. To by�o miejsce, gdzie zacz�� nowe �ycie. I jego dom. Jedyny, jaki mia� na �wiecie. U�miecha� si� przez sen. Alfonzo dotkn�� jego ramienia. Ockn�� si� natychmiast, wraca� do przytomno�ci zaraz po przebudzeniu. Odruchowo si�gn�� do pasa. N� by� na swoim miejscu. Usiad�. Inkwizytor poprosi� go na zewn�trz. Wspinali si� po schodach z zat�ch�ych loch�w na wie��. Tam inkwizytor urz�dzi� sobie mieszkanie. Jedno tylko pomieszczenie, w nim prosty st� z desek, dwa zydle i skrzynia na ksi��ki. W k�cie sta� dzbanek na wod� i le�a�a kupka s�omy. Inkwizytor sypia� nie lepiej ni� jego wi�niowie. Ascetyczna twarz w �wietle kaganka sprawia�a wra�enie zm�czonej. Jednak jasne oczy �wieci�y ogniem. W nich zawiera�a si� jego dusza. A ona �y� b�dzie wiecznie. Wysokie strzeliste okna wie�y nie by�y oszklone. Kr�lowa�y tu wiatry. W zimie bywa�o nieprzyjem...
vonavi