Joan Collins - Miłość, pożądanie, nienawiść.rtf

(2588 KB) Pobierz

 

 

 

 

Joan Collins

 

 

Miłość, pożądanie, nienawiść

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Acapulco 1955

 

 

Gomez, szef miejscowej policji, nie znosił filmowców. Zży­mał się ze złci, gdy widział jak w ulubionych przez niego punktach miasta budują dekoracje zmieniające niepowtarzalny charakter Acapulco.

Jego niezadowolenie sięgnęło zenitu wówczas, gdy po raz kolejny obudzono go w środku nocy z wiadomością, że ma się udać na plan.

Morderstwo oto fakt, który wyrwał z błogiego snu in­spektora Gomeza. Tylko jedna rzecz jest gorsza niż śmierć na planie filmowym to dwie śmierci, a teraz zdarzyła się ta trzecia. Wyglądała na wypadek. Stary drewniany wagonik ko­lejki linowej, wiozący niefortunnego pasażera, roztrzaskał się spadając na skaliste wybrzeże. Śmierć była natychmiastowa. In­spektor stałd filmowców i przyglądał się im z niechęcią. Nie budzili jego sympatii. Poszarzałe twarze, zdenerwowanie i niepokój. Księżyc oświetlał niezwykłą grupę. Odartą z fil­mowej fikcji. Pozbawieni świateł reflektorów stali się po ludzku zwyczajni. Przestraszeni.

Przystąpił do wstępnych przesłuchań. Jako pierwszy dotarł do ciała młody reżyser cudowne dziecko Hollywood. To on włnie, zaraz na wstępie, powiedział, że wszyscy oni bez wy­tku czuli do zmarłego wstręt... Ale legendarna gwiazda czasu przeszłego zaprotestowała. Uważa bowiem, że pod odrażają powierzchownością zmarłego krył się prawdziwy gentelman.

odociana seksbomba, mówiąca z wyraźnie francuskim akcentem, powtarzała w kółko, że śmierć chadza trójkami. Jej opiekunka o wygdzie starej panny załamywała nerwowo dłonie. Wzięta scenarzystka, uczepiona ramienia policjanta, usi­łowała zaprezentować swoją wersję zdarzeń, zaś dystyngowany aktor brytyjski stwierdził kategorycznie, że ta wymyślna ma­china była jego zdaniem śmiertelną pułapką, zastawioną na pa­sażerów i tylko cud sprawił, że wypadek nie zdarzył się wcze­śniej.

 

awny gwiazdor filmowy niespokojnie rozglądał się wo­kół. Nie mó zrozumieć, co stało się z jego piękną, tajemniczą  narzeczoną.

Gomez miał wszystkich absolutnie dość. Włnie zamierzał zwolnić całą ekipę, gdy oto podbiegł policjant i szepnął mu coś do ucha.

Chwileczkę, proszę państwa zawoł inspektor. Proszę zaczekać. To nie był wypadek, lecz morderstwo.

Tylko dla jednej osoby ta informacja nie była zaskocze­niem. Bowiem tylko ta osoba pragnęła zabić. Pozostali z prze­rażeniem przyglądali się sobie nawzajem, w milczeniu, i nikt nawet nie zauważ, że z zaciśniętej dłoni zmarłego wysunął się mały, bursztynowy paciorek, który wolno potoczył się w stronę ciepłego morza.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

 

Paryż 1943

 

Ines obudziła się w hotelu Ritz, Obok niej chrapałoski oficer. Ból przeszywał całe jej ciało. Za oknami bogato zdo­bionej sypialni w stylu Ludwika XIV rozkwitały drzewa kaszta­nowe. Ines uwielbiała Paryż z namiętnością, której nie zniszczył tupot butów nazistowskich żnierzy, paradujących ulicami jej ukochanego miasta ani ból brzucha z powodu ciąego głodu czy brutalności mężczyzn, którym sła ona i jej ciało.

Odwróciła się, by popatrzeć na śpiącego obok niej męż­czyznę. Wydawał sięodym człowiekiem, jednak jego twarz, nawet we śnie, była okrutna i nieczuła, a krótkie, rozdęte ciało przybrało groteskowe kształty. Wzdrygnęła się z odrazą, z prze­rażeniem pomyślała o tym, co spotkało ją w czasie ostatniej nocy. Merde co ten potwór jej zrobił!

Generała Scrofo spotkała przed dwoma dniami w Cafe Florę. Siedziała tam jak zwykle i przyglądała się otaczającym ją ludziom. Paryska bohema wyglądała jak dawniej, jak przed wojną. Aktorzy, pisarze, malarze i studenci siedzieli jak niegdyś na metalowych krzesłach, ustawionych przed gwarnymi kawiar­niami. Dym z papierosów unosił się w powietrzu. Słychać było śmiechy i rozmowy, pozornie jak zwykle... i tylko zieleń wrogich mundurów przypominała o tym, że Paryż jest miastem okupo­wanym.

Popołudniowe słce igrało w złotych włosach Ines, odbi­jało się od policzków, podkreślało ich młodzieńczą świeżość. Przy sąsiednim stoliku siedział Picasso w otoczeniu wielbicieli i pięknych modelek.

Niezwykłe, czarne oczy wielkiego artysty dostrzegły śliczną Ines. Przesł jej płomienne spojrzenie. Ona także nie pozo­stała obojętna. Gdyby nie natarczywe zainteresowanie Włocha siedzącego przy sąsiednim stoliku, odpowiedziałaby na wezwa­nie milczącego człowieka o pałających oczach i dołączyła do

 

gronach tych, którzy go otaczali. Ale generał Scrofo okazał się szybszy. Zaproponował jej spotkanie. Umówili się.

Następnego wieczora szła na tę randkę bulwarem Malesherbes, obok placu de Wagram i wzdł Sekwany. Przy jednej z fontann z brązu, bęcej spadkiem po Angliku, Sir Richar­dzie Wallasie, zatrzymała się by ugasić pragnienie. Wiele pa­ryskich ulic ozdobiono takimi uroczymi, a zarazem funkcjonal­nymi rzeźbami. We wczesnych latach siedemdziesiątych ubie­ego stulecia, pod koniec wojny francusko-pruskiej. Wallace obdarował nimi ukochane miasto, w dowód podziwu dla jego odważnych obywateli, broniących się dzielnie przed armią pru­ską. Ines miała nadzieję, że także i teraz obywatele Paryża zdo­łają przetrwać inwazję Niemców i Włochów z podobną swoim przodkom odwagą.

Ines nie czuła radości z powodu randki. Traktowała ją jak pracę, tylko i wyłącznie pracę. Yves wciąż powtarzał, że musi myśleć o tym w ten włnie sposób. Idąc bulwarem minęła kilku rowerzystów i przechodniów. W Paryżu nie było teraz pra­wie prywatnych samochodów. Przemykały jedynie złowieszcze czarne mercedesy gestapo albo SS. Za zaciemnionymi oknami czaiło sięo.

Zwolniła kroku i myślała o tych wszystkich wrogich ofice­rach, o tym, że to ona i jej koleżanki zabawiały ich w Ritzu oraz innych paryskich hotelach. Ines i Jeanette, która była jej najlepszą przyjaciół...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin