Jena Hunt - Krótkie wakacje.pdf

(340 KB) Pobierz
282016041 UNPDF
Jena Hunt
Krótkie Wakacje
Przełożył Przemysław Łuczkowski
282016041.002.png
Rozdział 1
– Nie możemy przepuścić takiej okazji!
Diana Kingston zacisnęła zęby. Znała to na pamięć. Od jakiegoś czasu
Gunther poruszał jedynie ten temat.
Światło słoneczne wpadało do wyłożonego boazerią gabinetu. Diana
patrzyła przez okno na wzorowo utrzymany ogród i na trawnik, za którym
w równych rzędach rosły krzewy winogron, uginające się teraz pod
ciężarem dorodnych, soczystych owoców. W powietrzu jeszcze czuło się
ciepło lata, choć coraz chłodniejszy wiatr zwiastował rychłe nadejście
jesieni.
– Trzeba coś wymyślić, bo inaczej nie pozostanie nam nic innego, jak
wywiesić kartkę: „Posiadłość na sprzedaż" – ciągnął jej towarzysz.
Diana odgarnęła włosy i wystawiła twarz do słońca. Wyraźnie czuła,
jak zewsząd unosi się zapach winogron. Wkrótce nadejdzie pora zbiorów i
dolina, jak co roku, przywita robotników i ich ciężarówki. Wszystko tu
podporządkowane jest przyrodzie i zmieniającym się porom roku. Diana
nie wyobrażała sobie już innego życia i uwielbiała tu dosłownie wszystko.
Najbardziej jednak kochała jesień. Porę zbiorów, czas składania hołdu
naturze.
Wiedziała, że prawdopodobnie już nigdy nie wyjdzie za mąż. Dawna
miłość pozostawiła w sercu ranę, która wciąż jeszcze krwawiła i nic nie
wskazywało na to, że się szybko zabliźni. Natomiast jej siostra – Lisa –
zmieniała facetów jak rękawiczki, ciągle poszukując czegoś innego,
nowego.
– Twój ojciec marzył o czerwonym winie, o cabernecie. Chciał
282016041.003.png
produkować tylko ten gatunek. Chcesz, aby jego marzenie nigdy się nie
spełniło? Przecież...
– Przestań, Gunther – przerwała mu.
– Jesteś dziś bardziej niż zwykle patetyczny.
Gunther był szczupłym trzydziestoletnim mężczyzną o jasnoniebieskich
oczach. Nosił okulary z grubymi szkłami. Dla ratowania winnicy był
gotów na wszystko, podobnie jak Diana. Oboje doskonale się rozumieli.
Lubili zimę, gdy rzędy nagich krzewów winorośli przypominały armię
chudych stworzonek; wiosnę, gdy maleńkie, jasnozielone listki ozdabiały
gałęzie; lato, gdy pędy rozrastały się i dawały owoce, no i jesień – czas
zbiorów i intensywnej pracy. Wszystkie pory roku tworzyły nierozerwalną
całość, tak jak poszczególne akty składają się na sztukę teatralną.
– Przecież wiesz, że potrzeba nowych urządzeń do produkcji wina, by
osiągnąć odpowiednią jakość, która jest najistotniejsza przy takiej
konkurencji. Na to wszystko trzeba pieniędzy, których nie mamy i nie
będziemy mieli. Ledwo wiążemy koniec z końcem!
Gunther przeczesał dłońmi płowe włosy.
– Pieniądze to nie moja sprawa – odrzekł z lekkim niemieckim
akcentem. – Obchodzi mnie tylko jakość winogron i to, co z nich
powstanie. Pieniądze bezpośrednio nie mają z tym nic wspólnego.
– Nie gadaj bzdur! – powiedziała Diana. – Gdybyśmy je mieli,
wszystko wyglądałoby inaczej.
– Przede wszystkim pomyśl o zbiorach – przekonywał Gunther. –
Nigdy nie mieliśmy tak dorodnych owoców. Gdybyśmy kupili urządzenia
potrzebne do produkcji caberneta...
– Tak, tak – przerwała – i gdybyśmy powiększyli piwnice i wyposażyli
282016041.004.png
pomieszczenia do fermentacji w nowy sprzęt i zapłacili bednarzom za
nowe beczki... I...
– Może winobranie przyniesie nam duże zyski!
– Dobrze wiesz, że na wszystko pieniędzy nie starczy. Możemy się
jednak o nie postarać. Wystarczy, że przekażemy winnice w dzierżawę
jakiejś firmie. O to nie trudno. Chcesz tego?
– To byłoby samobójstwo! – odparł Gunther. – Samobójstwo!
– No właśnie. – Diana zaczęła tracić cierpliwość. – Nie ma sensu już o
tym mówić. Lisa miała tu kogoś przywieźć i poznać mnie z nim. –
Spojrzała na zegarek, dając Guntherowi do zrozumienia, że powinien już
odejść.
Gunther po chwili opuścił pokój.
„Biedny – pomyślała ze współczuciem. – Tak samo przejmuje się
sprawami plantacji jak ja".
Diana bała się tego spotkania. Jej siostra planowała wyjść za mąż za
Jamesa Stuarta, człowieka, który mógł uratować winnicę przed sprzedażą.
To jednak oznaczało, że będzie dwóch właścicieli posiadłości. Małżeństwo
z Lisa dawało bowiem Jamesowi prawo do współzarządzania majątkiem.
Po chwili Diana usłyszała nadjeżdżający samochód. Szybko usiadła za
biurkiem, pochylając się nad papierami. Chciała w ten sposób ukryć
zdenerwowanie. Słowa, którymi pragnęła ich powitać, wyleciały jej z
głowy. Wiedziała, że od tego spotkania będą zależały jej losy.
Z korytarza dobiegały ciche odgłosy rozmowy, stłumiony śmiech i
krzątanina. Diana uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie Lisę
całującą się z narzeczonym.
Ktoś wszedł do gabinetu, mimo to nie odważyła się podnieść głowy
282016041.005.png
znad kartek. Owiał ją chłód, tak jakby ten ktoś przyniósł z sobą pierwszy
powiew jesieni.
„Pracuj dalej – przykazała sobie w duchu. – Niech on pierwszy
przerwie ciszę". Oboje jednak przyjęli tę samą taktykę i milczenie stawało
się coraz bardziej nieznośne.
– Pan Stuart? – zapytała w końcu Diana, spoglądając w stronę drzwi.
Zamurowało ją. To nie był James Stuart! – To ty?
– Z trudem złapała oddech.
Mężczyzna patrzył na nią z rozbawieniem, otwarcie obserwując
reakcję, jakby czekał na ten właśnie moment.
Diana dowiedziała się od Lisy, że Stuart ma trzydzieści lat, jest
przystojny i wykształcony, prowadzi światowe życie. Ponadto był szefem
dużego przedsiębiorstwa, które prowadził mądrze, ale z bezwzględnością,
która przysporzyła mu wielu wrogów. Zajmował się pracą i nie miał czasu
dotąd się ożenić.
Tymczasem stał przed nią Jamie Morel – człowiek, o którym myślała,
że zniknął na zawsze z jej życia. Diana przyrzekła sobie samej, że po raz
drugi nie da się oszukać. Nie była przygotowana na to spotkanie, toteż nie
potrafiła ukryć poruszenia, zdenerwowania.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Mało zmienił się przez te
lata. Gdy ostatni raz stał w tych drzwiach, miał na sobie brudne dżinsy i
rozchełstaną kraciastą koszulę, pod którą widać było silne, opalone ciało, a
na nogach robocze buciory i ręce lepkie od soku winogronowego.
Ostre rysy, przenikliwe spojrzenie Jamie'ego zdradzały pewność siebie,
zdecydowanie i siłę.
Miał gładko przyczesane włosy, krótko przycięte; nienagannie skrojony
282016041.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin