INSTYTUT STUDIÓW EDUKACYJNYCH
Studia podyplomowe
Wychowanie Przedszkolne z Terapią Pedagogiczną
Rok akademicki 2008/2009
Przedmiot: Wspieranie rozwoju kompetencji matematycznych
Agnieszka Bok
Bajka matematyczna: Jaś i Małgosia
Kto bajeczki chce posłuchać, niech nadstawi dobrze ucha. Jaś i Małgosia Was zapraszają, o swych przygodach opowiadają. Wyruszmy z nimi w niezwykłą podróż, bardzo magiczną, bo matematyczną. Poznajmy magię chatki z piernika, liczb, figur, wzorów i wiedźmy czarów. Wygodnie więc siadajmy i od początku bajeczki słuchajmy.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, na skraju polany stała sobie mała chatka, a w niej mieszkała wesoła gromadka: Jaś i Małgosia – braciszek z siostrą – wraz z ojcem drwalem i macochą chytrą. Żyli spokojnie wśród ciszy lasu, nie czuli wcale upływu czasu. Dzieci dzień cały spędzały na dworze. Ich przyjaciółmi były leśne zwierzęta: dwie sarenki, cztery wiewiórki i tyle samo zajączków. Jasiu wraz z ojcem zbudowali dla nich prostokątny domek, z trójkątnym dachem. Każde zwierzątko miało swój mały pokoik, a pośrodku była duża jadalnia, w której stał okrągły stół i dziesięć kwadratowych krzesełek. Małgosia codziennie rano zbierała dla swych leśnych przyjaciół po dziesięć żołędzi, tyle samo szyszek i o połowę mniej orzeszków. Oprócz tego przystrajała ich pokoiki bukiecikami polnych kwiatów.
Pewnego wieczoru nastąpił jednak kres szczęśliwego życia rodziny. Drwal stracił pracę, a macocha zażądała od męża, by pozbył się dzieci, gdyż inaczej wszyscy pomrą z głodu. Drwalowi nie podobał się ten pomysł, ale musiał ulec złej kobiecie.
Jaś podsłuchał rozmowę rodziców. Tej samej nocy wymknął się do ogrodu i przy blasku księżyca nazbierał po dziesięć błyszczących kamyczków koloru białego, szarego, żółtego i niebieskiego.
Następnego dnia dzieci wraz z ojcem wyruszyły do lasu po grzyby. Każde wzięło swój koszyczek. Kiedy szli leśną dróżką Jaś wyrzucał co dziewięć kroków po jednym świecącym kamyczku: raz białym, raz szarym, raz żółtym, a raz niebieskim. Wreszcie doszli do gęstej, ciemnej części lasu i zaczęli zbierać grzyby. Małgosia uzbierała dziesięć pokaźnych prawdziwków, natomiast Jaś-gapa zbyt przejęty całą sytuacją nazbierał tylko pięć borowików, a resztę trujących muchomorów z czerwonymi czapeczkami w białe kropeczki. W sumie miał taką samą liczbę grzybów, co siostrzyczka, szkoda tylko, że w połowie niejadalnych.
Nim się dzieci zorientowały zrobił się mrok, a ojca już nigdzie nie było. Małgosia przestraszona zaczęła płakać, lecz Jaś pocieszył siostrzyczkę. Złapał ją za rączkę i przy świetle okrągłego księżyca zaczął prowadzić po śladach błyszczących kamyków. Dziewczynka nie potrafiła iść tak szybko, jak jej brat więc trzykrotnie się potknęła i za każdym razem z koszyczka wyleciał jej jeden grzybek. Szli tak przez całą noc po ścieżce wytyczonej z kamyków i w ten oto sposób cali i zdrowi wrócili do domu.
Ojciec był niezwykle szczęśliwy na ich widok, macocha nadal jednak zostawała nieugięta. Następnego dnia drwal musiał więc ponownie porzucić dzieci w lesie. Rano wręczył Jasiowi i Małgosi po kromce chleba i znów zaczął ich prowadzić w ciemny las. Chłopczyk nie miał tym razem błyszczących kamyków. Zaczął więc odłamywać ze swej kromki okruszki chleba. Kiedy znowu zostali sami Małgosia była pewna, że brat po raz drugi coś wymyśli. Okazało się jednak, że rozrzucone okruszki zjadły lecące nad ich głowami podczas wędrówki cztery leśne ptaszki.
Dzieci znalazły się na skrzyżowaniu ścieżek. Miały do wyboru trzy: w prawo, w lewo, bądź na wprost, ale za każdym razem wchodziły w coraz ciemniejszą część lasu. Całkiem wyczerpane zasnęły w pustym pniu drzewa, a dobre leśne zwierzątka zrobiły im kołderkę ze stu kolorowych liści.
Rano zmarznięci i głodni postanowili na nowo szukać drogi do domu. Błąkając się po lesie znaleźli cztery krzaczki z niewielką ilością jagód. Jaś zjadł dziesięć, a Małgosia dwie mniej, ale i tak nie zaspokoili swych głodnych brzuszków.
Po chwili zauważyli, że nie są sami. Do góry, po prawej ich stronie frunął niebieski ptaszek i ćwierkając zapraszał do wspólnej wędrówki. Posłuchali więc ptaszka. Szli cały czas prosto mijając po lewej i prawej stronie ogromne drzewa. Wkrótce las zaczął się przejaśniać, a ich oczom ukazała się piękna polana porośnięta stokrotkami. Zachwycona Małgosia zrobiła dla siebie bukiecik z siedmiu kwiatków. Kiedy znalazła się na środku polany po lewej stronie ujrzała przepiękną chatkę mieniącą się w słońcu wszystkimi kolorami tęczy. Takiego cuda dzieci jeszcze nie widziały. Domek był cały okrąglutki jak kulka, miał okrągłe drzwi i okna, nawet dach wyglądał, jak spłaszczona kulka plasteliny, a z komina uchodziły okrągłe opary dymu.
Gdy Jaś i Małgosia podeszli bliżej zobaczyli, iż niezwykła chatka zrobiona jest po prostu z okrągłej bryły piernika, ponadziewanej rodzynkami, cukierkami i leśnymi owocami. Dach był z lukru, a okrągłe szyby w oknach z cukru. Głodne łakomczuchy szybko, w trzech podskokach podbiegły do ścian domku i odrywając po kawałku ściany zaczęły jeść ze smakiem piernikowe smakołyki. Nie zauważyły nawet, jak z chatki wyszła pomarszczona staruszka, z zakrzywionym nosem i przeraźliwym głosem powiedziała:
Raz i dwa, raz i dwa – jestem czarownica zła
Trzy i cztery, trzy i cztery – zjadam dzieci na desery
Pięć i sześć, pięć i sześć – będę miała znów co jeść
Siedem, osiem, siedem osiem – do mej chatki was zaproszę
Dziewięć, no i wreszcie dziesięć – już mi się nie wywiniecie
Po tych słowach schwytała Jasia i Małgosię i z hukiem zatrzasnęła drzwi chatki. Jasia wybrała sobie w pierwszej kolejności na przekąskę, był jednak za chudy więc postanowiła go troszkę utuczyć. I tak oto biedny Jaś został zamknięty w klatce wiszącej pod sufitem, a Małgosia została zmuszona do usługiwania czarownicy.
Mijały kolejne dni: poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota i niedziela. Czarownica codziennie pilnowała, by chłopczyk dostał odpowiednią porcję jedzenia. Śniadanie zaczynał czterema pączkami z bitą śmietaną, popijając je dwiema szklankami mleka, na obiad zjadał pięć pucharków waniliowego kremu, dwa truskawkowe torty oraz wypijał dzbanek gorącej czekolady, na podwieczorek codziennie serwowane było dziesięć gałek lodów, a na kolacje siedem naleśników z dżemem.
Co rano czarownica podchodziła do klatki i kościstym palcem szturchała Jasia mówiąc:
Dziesięć paluszków Jasieńku masz, każdy smaczny i w sam raz
Czasem sobie porachuję, czy któregoś nie brakuje, czy je wszystkie jeszcze masz.
Pierwszy palec wielki, wskazujący na figielki, trzeci palec to największy,
a ten czwarty trochę mniejszy, piąty to paluszek mały, ale będą smakowały!!!
Po dwóch tygodniach zniecierpliwienie wiedźmy wzięło górę nad wcześniejszym planem utuczenia chłopczyka, by jak najlepiej smakował. Postanowiła już dłużej nie czekać i zjeść obydwoje dzieci na raz. Kazała więc Małgosi przynieść pięć kawałków drewna i rozpalić ogień w piecu. Dziewczynka przejrzała jednak plany czarownicy i poprosiła ją o pomoc. W momencie, gdy starucha nachyliła się nad piecem Małgosia wepchnęła ją z całej siły do środka, wyrwała klucze z jej kieszeni i czym prędzej pobiegła ratować braciszka.
Idą więc znowu Jaś i Małgosia przez ciemny las i śmieją się do słonka, a tu pac przed ich nóżkami zlatuje gałązka. Podniósł Jaś gałąź i idą dalej, a wtem obok dróżki pojawiają się nagle dwie nowe gałązki. Czyżby to wiedźma swoimi czarami goniła ich nadal pomiędzy drzewami? Nie, skądże to leśne duszki chcą pomóc dzieciom w odnalezieniu dobrej dróżki. Nagle zza drzewa wychodzi król elfów i takie oto daje im wskazówki:
Na jeden - klaśnijcie, na dwa-skoczcie, trochę w lewą stronę zboczcie.
Na trzy-machnijcie noga prawą, ale zróbcie to bardzo żwawo.A na cztery -mrugnijcie okiem, na pięć-maszerujcie równym krokiem.Sześć - oznacza podskok w górę, jakbyście chcieli przeskoczyć górę.Siedem to jest kroczek w prawo, osiem - możecie bić już brawo.
Spójrzcie bowiem na wprost siebie, tam w oddali stoi chatka,
Przed nią siedzi ojciec wasz, płacze rzewnie cały czas,
że posłuchał rady matki, by porzucić w lesie dziatki.
Biegną więc szybko, Jaś i Małgosia, w ramiona ojca padają. Drwal własnym oczom nie może uwierzyć, tuli do serca swe dziatki kochane. I tak się oto historia owa kończy, iż żyli szczęśliwie i długo. Bo w bajkach oczywiste jest takie zakończenie podobnie, jak w matematyce stwierdzenie, że dwa plus dwa równa się cztery.
Duszkam