Łuk karakamby.pdf

(677 KB) Pobierz
10503320 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
10503320.004.png 10503320.005.png
HELENA ZAWISTOWSKA
opowieÊç baÊniowa
Tower Press, Gdaƒsk 1997
10503320.006.png 10503320.007.png
Wydawca: Tower Press, Gdaƒsk 1997
Projekt ok∏adki i ilustracje: Jaros∏aw Wróbel
© Copyright for the text by Helena Zawistowska, Gdaƒsk 1997
© Copyright for the design by Jaros∏aw Wróbel, Gdaƒsk 1997
Redakcja i sk∏ad: Ludwika Topp
Redakcja techniczna i korekta: El˝bieta Smolarz
¸amanie: Dariusz Szmidt
ISBN: 83-87342-00-9
10503320.001.png
I. Âlubne dary
Gwarno i rojno by∏o na dworze króla Ewalda i królowej Idalii
w dniu poprzedzajàcym Êlub ich córki Blanki. Szykowano uczt´
weselnà, przyozdabiano komnaty, ogrodnicy strzygli trawniki,
Êcinali kwiaty i uk∏adali cudne bukiety, w szwalniach szwaczki
pakowa∏y w kufry sporzàdzonà wypraw´, a najzr´czniejsze przy-
straja∏y sukni´ Êlubnà - bia∏à i zwiewnà jak mg∏a, z welonem tak
d∏ugim, ˝e nieÊç go musia∏o ni mniej ni wi´cej tylko sto panien.
Delikatny muÊlin mia∏ skrywaç Êlicznà twarzyczk´ oblubienicy,
a wianek z b∏´kitnych kwiatów przyozdabiaç jej g∏ow´.
Blanka oczekiwa∏a z biciem serca swego wybranego – ksi´cia
Gwalberta, znakomitego rycerza pozostajàcego w s∏u˝bie króla,
który mia∏ zjechaç nast´pnego dnia, wraz ze swoimi rodzicami
i dru˝ynà, a tak˝e licznymi goÊçmi i przyjació∏mi. Lecz niespo-
dziewanie dla wszystkich ju˝ w przeddzieƒ zaÊlubin, w po∏udnie,
zadudni∏y kopyta koƒskie na moÊcie nad rzeczkà.
Nie by∏ to jednak orszak ksià˝´cy. Z pysznej karety zaprz´˝o-
nej w szeÊç bia∏ych koni, o farbowanych na czerwono grzywach
i ogonach, wysiad∏a wielce strojna pani, a choç by∏a ju˝ w kwie-
cie wieku, twarz mia∏a urodziwà i mi∏y uÊmiech na ustach.
– Jestem ksi´˝na Zelmira – powiedzia∏a sk∏oniwszy si´ przed
parà królewskà. – Nie by∏am dotàd na twym dworze, królu, co
z ∏aski swej musisz mi wybaczyç. Ale teraz, us∏yszawszy o bli-
3
10503320.002.png
skim weselu, przyjecha∏am, by ˝yczyç szcz´Êcia waszej Êlicznej
córze i dary Êlubne wr´czyç.
– Witamy ci´ z wdzi´cznoÊcià, ksi´˝no – odpar∏ król –
i prosimy na pokoje.
Z honorami podejmowano Zelmir´ – pierwszego weselnego
goÊcia, choç nikt jej nie zna∏, a nawet nie s∏ysza∏ przedtem jej
imienia. Lecz grzecznoÊç i goÊcinnoÊç kaza∏y daç wiar´ mo˝nej
pani.
Po wieczerzy ksi´˝na wr´czy∏a królewnie podarunki Êlubne:
zwierciade∏ko w srebro oprawne i z∏ote puzderko, w którym b∏y-
sn´∏y drogie klejnoty. Ale trzeci dar zadziwi∏ wszystkich, bowiem
nie wydawa∏ si´ odpowiedni dla panny m∏odej. Zelmira poda∏a
Blance uzd´ pi´knej roboty, z barwnym pióropuszem, czerwony-
mi fr´dzlami i z∏otymi guzami, po czym powiedzia∏a:
– Wiem, panienko, ˝e lubujesz si´ w konnych przeja˝d˝kach,
dlatego daruj´ ci uzd´, by zdobi∏a twego wierzchowca.
– Ach, jaka ∏adna! – klasn´∏a w r´ce Blanka. – Dzi´kuj´ ci, pa-
ni, to wspania∏y podarek. Ju˝ jutro rano ka˝´ przystroiç mojà Bu-
rz´ w t´ uêdzienic´, bo chc´ po˝egnaç si´ z rodzinnymi strona-
mi. Jest za lasem wynios∏e wzgórze, z którego cz´sto oglàdam
zachód s∏oƒca. W∏aÊnie tam pojad´ jutro rano.
Ksi´˝na Zelmira, która uj´∏a wszystkich mi∏ym usposobieniem,
dowcipem i wytwornoÊcià, nie mog∏a uczestniczyç w Êlubnych
uroczystoÊciach, gdy˝, jak powiedzia∏a, wzywa∏y jà pilne sprawy.
˚egnano ksi´˝n´ z ˝alem. Wnet zajecha∏a poszóstna kareta, a gdy
pani wsiad∏a, konie ruszy∏y z kopyta. Zadudni∏ pod nimi zwodzo-
ny most i z∏ocisty pojazd zniknà∏ w wieczornym mroku.
Nast´pnego ranka przyprowadzono Blance przystrojonà od-
Êwi´tnie klacz. Jednak Burza, zwykle tak uleg∏a, by∏a tego dnia
wyjàtkowo krnàbrna i niepos∏uszna, i w ˝aden sposób nie dawa∏a
si´ prowadziç. Wreszcie zakr´ci∏a si´ w kó∏ko i pomkn´∏a, ale nie
tam, gdzie kierowa∏a jà Blanka. Nie wiedzieç czemu porzuci∏a
ubità drog´ i pop´dzi∏a przez pola, przez bezdro˝a, po grudzie
i ugorach, przez chaszcze i zaroÊla, pokonujàc – jak prawdziwa
burza – wszelkie przeszkody.
4
10503320.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin