Książę_i_dziewczyna.pdf

(928 KB) Pobierz
Ksi¹¿ê i dziewczyna
1
KSIĄśĘ I DZIEWCZYNA
ROZDZIAŁ l
"Jak to się stało?"
"JuŜ ci mówiłam, Ŝe nie wiem. Przepraszam. To zwykła pomyłka. Przeoczenie. Tylko
tak mogę to wyjaśnić."
"Tak samo tłumaczyli się obserwatorzy w Pearl Harbor," cierpko stwierdził
męŜczyzna. Z niesmakiem rzucił na biurko szarą kopertę.
"Daruj sobie. Larry. Rozumiem, co chcesz powiedzieć." Caren Blakemore westchnęła
cięŜko. Fantastycznie , pomyślała. Właśnie tego potrzebowała. Wezwano ją na dywanik z
powodu głupiego listu, zawierającego przyjacielskie pozdrowienia od urzędnika jednego
rządu do urzędnika innego rządu. Larry podniósł taki krzyk, jak gdyby sprzedała Rosjanom
plany broni rakietowej.
"Mimo to postawię kropkę nad i. List wysłany pocztą dyplomatyczną trafił nie do
adresata, lecz kogoś innego. Chodziło o drobiazg, ale błędy popełnione nawet na najniŜszym
szczeblu Departamentu Stanu mogą mieć powaŜne konsekwencje. Co będzie, jeśli następnym
razem przekaŜesz tajne informacje?"
"Och, daj spokój!" Caren zerwała się z krzesła. "Wiem, Ŝe mamy tutaj
do czynienia z tajnymi dokumentami. Dlatego sprawdzono mój Ŝyciorys od dnia narodzin.
Dotychczas pomyliłam się jeden raz. W chwili nieuwagi włoŜyłam list nie do tej torby co
trzeba.
Przepraszam.
Mam
się
spodziewać
przesłuchania
w CIA?"
"I kto tu jest sarkastyczny?"
"Przestań mnie piłować." Po małym wybuchu złości Caren bezsilnie opadła na
krzesło. Znów ogarnęło ją poczucie klęski. Borykała się z nim od roku. W takich stresujących
sytuacjach jak ta stawało się wyjątkowo przytłaczające.
Larry Watson w zamyśleniu stukał długopisem w leŜącą na biurku skórzaną
podkładkę, którą dostał na Gwiazdkę od Ŝony. Wyglądał jak większość wysokiej rangi
urzędników departamentu Stanu. Miał ostrzyŜone najeŜa włosy, zawsze nosił ciemne
garnitury, białe koszule z krawatem i czarne półbuty. Jednak mina Larry'ego nie była
regulaminowa.
Patrzył
na
swoją
sekretarkę
z sympatią i współczuciem.
"Wybacz, Ŝe na ciebie naskoczyłem, Caren. To dla twojego dobra."
"Tak mawiała moja matka, spuszczając mi lanie. Nadal nie wierzę w to stwierdzenie."
2
"Brzmi jak frazes, prawda?" Larry uśmiechnął się lekko. Oparł łokcie na blacie i
pochylił się w jej stronę. "UŜyłem go celowo. Wolałbym cię zatrzymać, ale wiem, Ŝe
potrzebujesz tego awansu."
"Tak. Z wielu róŜnych powodów."
"Chodzi o pieniądze?"
"O to takŜe. Szkoła Kristin kosztuje majątek."
"Twoja siostra mogłaby chodzić do państwowej szkoły."
"Obiecałam matce przed jej śmiercią, Ŝe zapewnię Kristin najlepsze wykształcenie. W
Waszyngtonie oznacza to szkołę prywatną."
"Kristin nie musi mieszkać w internacie."
"Musi. Nie sposób zgrać naszych rozkładów dnia. Gdyby miała sama wracać do
domu, codziennie umierałabym ze strachu, Ŝe coś jej się stanie. Poza tym…" Caren machnęła
ręką, aby powstrzymać Larry'ego od wytaczania kolejnych argumentów "ten układ jest
najlepszy z moŜliwych."
"MoŜe naleŜało przyjąć oferowaną przez Wade'a rekompensatę." Larry powiedział to
prawie nieśmiało. Wiedział bowiem, Ŝe jego sugestia moŜe Caren rozjuszyć. Rzeczywiście
tak się stało.
"śeby kupił sobie w ten sposób czyste sumienie?" Caren znów zerwała się z krzesła.
"Wykluczone. Nie zamierzałam Wade'owi niczego ułatwiać ani czegokolwiek od niego brać.
Wystarczyło mi, Ŝe mną wzgardził."
Nawet po trzynastu miesiącach i dwudziestu dwóch dniach Caren nadal cierpiała na
myśl o tym, jak potraktował ją Wade. Miała nadzieję, Ŝe awans, którego się spodziewała,
pomoŜe jej zapomnieć o doznanym upokorzeniu. Chyba jednak zmarnowała szansę na lepszą
posadę. Podobnie jak zawiodła w przypadku swego małŜeństwa.
Przestań wmawiać sobie winę , skarciła się w duchu. Nie jesteś odpowiedzialna za to,
Ŝe ten typ cię rzucił. A moŜe tak?
"Chcesz dobrej rady?" spytał Larry.
"A mam wybór?"
"Nie."
"No to strzelaj." Uśmiechnęła się do niego. Zazwyczaj doskonale się rozumieli.
Dzisiejsza scysja była rzadkim wyjątkiem.
"Pomyliłaś przesyłki, poniewaŜ ledwie zipiesz z przemęczenia. Gonisz resztkami sił.
Jesteś na granicy fizycznego i nerwowego załamania."
"Dzięki. Wspaniale mnie pocieszasz."
"Caren," Larry wstał, obszedł biurko i przysiadł na jego rogu, "nie masz dosyć tej roli
cierpiętnicy? MąŜ zostawia cię praktycznie bez powodu…"
3
"Miał powód," przerwała. "Blond seksbombę z imponującym biustem," dodała,
ilustrując słowa ruchem rąk.
"To beznadziejny powód."
"Zgadzam się. Na pewno był z silikonu."
"Pozwolisz mi powiedzieć coś serio?"
"Mów."
"Masz za sobą trudny rok. Po rozwodzie musiałaś przystosować się do nowej sytuacji,
do Ŝycia w pojedynkę. Wzięłaś teŜ na siebie pełną odpowiedzialność za młodszą siostrę i
sama ją utrzymujesz. Moim zdaniem, naleŜy ci się trochę wytchnienia. Na przykład tydzień
luksusu."
"Teraz nie mogę sobie na to pozwolić. PrzecieŜ…"
"Nalegam."
"Nalegasz?"
"Albo dobrowolnie weź urlop, albo na tydzień zawieszę cię w czynnościach
słuŜbowych. Bez wynagrodzenia."
"Nie moŜesz tego zrobić!"
"Mogę w ten sposób ukarać cię dyscyplinarnie za pomyłkę z listami. Wybieraj -
tydzień płatnego urlopu czy zawieszenie."
Wybrała to pierwsze.
Do domu wracała w godzinach szczytu. Jadąc zapchanymi ulicami Waszyngtonu,
klucząc lub stojąc w korku, starała się zapanować nad nerwami. Coraz bardziej zaczynał jej
się podobać pomysł wyjazdu z tego koszmarnego miasta.
W ciągu minionego roku Caren bezustannie zmagała się z przygnębieniem. Po
siedmiu latach szczęśliwego - jak sądziła - małŜeństwa nieoczekiwanie mąŜ rzucił ją dla
innej. Wtedy zwątpiła w siebie. Zresztą do tej pory jej poczucie własnej wartości nie wróciło
do normy. Dlatego wciąŜ nie była w stanie Ŝyć tak jak większość samotnych kobiet w jej
wieku. Sądziła, Ŝe juŜ nie potrafi. A moŜe powinna spróbować? MoŜe powinna się do tego
zmusić?
Wchodząc do swego małego mieszkania w Georgetown, Caren uznała, Ŝe Lany chyba
ma rację. Rzuciła torebkę na krzesło i podeszła do stojącego przy oknie biurka. W jednej z
szuflad znalazła to, o czym myślała.
Zsunęła pantofle, wyciągnęła się na łóŜku i rozłoŜyła przed sobą kolorowe broszury.
Fotografie przypominały ilustracje z bajki. Przedstawiały cudowne, piaszczyste plaŜe.
4
Błękitne, przejrzyste morze. Laguny o brzegach porośniętych bujnymi paprociami. Spienione
wodospady. Tropikalne zachody słońca. Skąpane w księŜycowym blasku horyzonty.
Takie widoki przypadłyby do gustu najbardziej wybrednemu hedoniście. Obiecywały
wypoczynek i rozrywkę. Słodkie lenistwo. Rozkoszną beztroskę. Wszystko w odległości zale-
dwie kilku godzin lotu.
Caren sięgnęła po słuchawkę i wystukała numer.
"Cześć, Kristin."
"Cześć, siostrzyczko! Właśnie wkuwam matematykę. Coś okropnego. Nawet nie
zeszłam na obiad. KoleŜanka z pokoju obiecała przynieść mi coś do jedzenia. Co u ciebie?"
"Palnęłam głupstwo w pracy."
"Coś powaŜnego?"
"Raczej nie. Wysłałam portugalskiemu konsulowi Ŝyczenia z okazji ślubu córki.
Okazało się, Ŝe ten pan nie ma córki. List miał trafić do konsula Peru. Obaj są z krajów na P."
Kristin zachichotała, a Caren pomyślała, Ŝe śmiech jej szesnastoletniej siostry brzmi
ślicznie i zaraźliwie.
"Larry się zdenerwował?"
"Wezwał mnie na dywanik."
"Straszny z niego formalista."
"Miał prawo mnie zganić. W mojej pracy nie wolno popełniać błędów. Zwłaszcza Ŝe
zaleŜy mi na tym awansie."
"Dostaniesz go."
"Cristin," Caren zaczęła nerwowo skręcać kabel telefonu, "co byś powiedziała,
gdybym wyjechała na tygodniowy urlop?" Pośpiesznie wyjaśniła siostrze, o co chodzi. Miała
wraŜenie, Ŝe się tłumaczy, Ŝe próbuje się usprawiedliwić, zanim Kristin spyta, czy Caren
straciła rozum.
"UwaŜam, Ŝe to niesamowity pomysł."
"Dobry czy zły?"
"Doskonały. Obyś poznała tam jakiegoś fantastycznego faceta. W tych kurortach roi
się od atrakcyjnych, opalonych osobników w obcisłych kąpielówkach."
"Takie obrazki są tylko w folderach," z krzywym uśmieszkiem stwierdziła Caren.
"Mam twoją aprobatę?"
"Jasne. Jedź i baw się szampańsko."
"Będziesz musiała zostać na weekend w szkole."
"Skłonię którąś z przyjaciółek, Ŝeby zaprosiła mnie do siebie. Nie martw się. Jedź.
UŜywaj Ŝycia. NaleŜy ci się trochę odpoczynku i dobrej zabawy."
5
"To nadszarpnie nasze oszczędności."
"Uzupełnisz je, gdy awansujesz."
"Wobec tego pojadę," stanowczo oświadczyła Caren, aby nie zmienić zdania.
"Jedz, pij i baluj za wszystkie czasy!"
"Będę."
"I nie obawiaj się zawrzeć znajomości! Najlepiej z jakimś wspaniałym
skrzyŜowaniem Richarda Gere'a z Robertem Redfordem, z odrobiną poczucia humoru Burta
Reynoldsa."
"Spróbuję." Czy aby na pewno? CóŜ, dlaczego nie? Jeśli zamierzała rozwinąć skrzydła
i latać, równie dobrze mogła zapragnąć gwiazdki z nieba. Oczywiście nie uda się na Karaiby
z konkretnym zamiarem poderwania kogoś, tak jak to robią bywalczynie barów dla osób
samotnych. Lecz jeśli nadarzy się okazja… "Zadzwonię do ciebie przed wyjazdem i podam ci
namiary."
"Jedź, poszalej. Myśl tylko o sobie, a o troskach w ogóle zapomnij."
PoŜegnały się i Caren przerwała połączenie, nie odkładając słuchawki. Bała się, Ŝe
jeśli ją odłoŜy, zacznie się wahać i juŜ jej nie podniesie. Z wielu powodów nie powinna
jechać na urlop. Istniał równieŜ taki, który ją do tego popychał.
Musiała się ratować.
Miniony rok dał się jej we znaki. Teraz zdała sobie sprawę z tego, Ŝe ma dwie
moŜliwości. Mogła albo nadal się zadręczać i popadać w coraz gorsze samopoczucie, aŜ
całkiem zmarnieje, albo otrząsnąć się z przygnębienia i zacząć Ŝyć od nowa.
Tym razem wybrała to drugie.
Zerknęła na folder i wystukała numer biura podróŜy. Po trzecim dzwonku usłyszała
sympatyczny głos.
"Chciałabym spędzić tydzień na Jamajce," powiedziała prawie bez wahania.
Obracał w palcach pękaty kieliszek z bursztynowym płynem i zastanawiał się,
dlaczego nie ma ochoty go wypić. Koniak był najwyŜszej jakości. Oszałamiał aromatem, a
kolorem przypominał przejrzysty, meksykański topaz.
MęŜczyzna pociągnął jeden mały łyczek. Nie poczuł smaku. Koniak wydawał się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin