Southwick Teresa - Imperium rodzinne 06 - Zaręczyny we Florencji.pdf

(814 KB) Pobierz
162752026 UNPDF
Teresa Southwick
Zaręczyny we
Florencji
Tytuł oryginału: Crazy About the Boss
0
162752026.004.png 162752026.005.png 162752026.006.png
PROLOG
Nowy Jork, 23 grudnia
Na dźwięk głosu siostry Jack poczuł się tak jak wtedy, gdy jako
osiemnastoletni chłopak, zły i upokorzony, opuszczał dom.
Czy to nie idiotyczne? Przecież był Jackiem Valentine'em,
właścicielem Valentine Ventures, beztroskim geniuszem, który
postawił wszystko na jedną kartę i dorobił się fortuny. A teraz Emma
prosiła, go, żeby wrócił do domu.
Zacisnął rękę na słuchawce.
- To już dwanaście lat, Emmo. Było wiele świąt Bożego
Narodzenia. Dlaczego właśnie teraz miałbym spędzić je w domu?
- Masz coś lepszego do roboty? - spytała lekko poirytowana.
Chyba domyślała się, że nie.
- Wszystko będzie lepsze niż to.
- Już pora, Jack.
Jej łagodny, lecz zdecydowany głos, z którego przebijał
uwielbiany przez Amerykanów londyński akcent, sprawił, że
nieoczekiwanie poczuł się samotny.
Obrócił się w fotelu, wpatrując się w panoramę Nowego Jorku
rozciągającą się za oknem biurowca. W ciemności połyskiwały
oświetlone okna wieżowców. Może ktoś stoi teraz przerażony i
zziębnięty na ulicy, wpatrując się z zazdrością w jego okno i
wyobrażając sobie wnętrze eleganckiego biura z drogimi obrazami na
ścianach, puszystym dywanem, pięknymi meblami i nowoczesną
1
162752026.007.png
elektroniką, Taki biedak pewnie zastanawia się, jak to jest mieć
wszystko.
On sam dwanaście lat temu znalazł się tu bez grosza przy duszy.
Przysiągł sobie wtedy, że kiedyś cały taki wieżowiec będzie należeć
do niego. Biedacy zwykle nie zostają milionerami, ale jemu się udało.
- Minęło już dwanaście lat. Czy ty mnie słuchasz, Jack?
- Tak. I domyślam się, że coś się stało. O co chodzi, Em?
Po drugiej stronie słuchawki rozległo się ciężkie westchnienie.
- Masz rację. Nasza firma ma kłopoty. Potrzebujemy twojej
pomocy.
„Bella Lucia", ten wspaniały klejnot, który jego ojciec Robert
Valentine cenił ponad życie? Znakomicie. Najwyższy czas, żeby ten
łajdak zapłacił za swoje grzechy.
- Dlaczego miałbym się tym przejmować?
- Należysz do naszej rodziny - odparła z przyganą w głosie.
- Prosił cię, żebyś do mnie zadzwoniła?
- Nie. - Westchnęła. - Co właściwie między wami zaszło?
Poniósł karę za to, że chciał bronić matki.
- To już nieważne, Em.
Słysząc gniewne parsknięcie, wyobraził sobie, jak siostra
przewraca niebieskimi oczami, nawijając na palec jasnobrązowy
kosmyk włosów. Jakże chciałby ją zobaczyć!
- Chyba jednak ważne - odparła cicho.
- Mylisz się. Jeśli to wszystko... - Odwrócił się od okna i
wyprostował się w fotelu.
2
162752026.001.png
- Nie wszystko - przerwała. - Potrzebujemy ciebie, Jack.
Inwestujesz w firmy. „Bella Lucia" ma kłopoty finansowe. Jesteś
naszą ostatnią deską ratunku.
- Wielu inwestorów połakomi się na taki kąsek.
- Nie chcemy nikogo obcego. Nie powinieneś odwracać się od
własnej rodziny.
Przecież to rodzina odwróciła się ode mnie, przemknęło mu
przez głowę.
- Wszystko będzie dobrze, Em.
- Nie jestem pewna - odparła smutnym głosem. - Dwanaście lat
chyba wystarczy, pora się pogodzić. Boże Nagodzenie to czas
pojednania. j
- Nie mam na to ochoty - powiedział, opierając łokcie na
zagraconym biurku.
- Zniknąłeś tak nagle - wybuchnęła. - Tata w ogóle nie chciał o
tym mówić, a mama była zrozpaczona. Miałam dopiero dwanaście lat.
Starsi bracia powinni opiekować się młodszymi siostrzyczkami.
Potrafiła uderzyć go w najczulsze miejsce. Do diabła, przecież
tak ją kochał!
- Nie miałem wyboru, Em. Musiałem wyjechać.
- Domyślam się, ale to nie zmienia faktu, że mnie zostawiłeś.
Teraz mógłbyś mi pomóc. - Zawahała się. - Wyszłam za mąż, Jack.
Czy to możliwe, żeby jego mała siostrzyczka była już mężatką?
- Gratuluję. Kto jest tym szczęśliwcem?
- Książę.
- Oczywiście, książę z bajki - zażartował.
3
162752026.002.png
Emma się roześmiała.
- Nie. Sebastian jest naprawdę koronowanym władcą Meridii.
Meridia. Jack przypomniał sobie, że niedawno mówiło się o
zamieszaniu związanym z obejmowaniem tronu w tym małym
europejskim kraju.
- Słyszałem coś o tym.
- Bardzo chciałabym, żebyś go poznał.
- Słuchaj, Emmo...
- Nigdy cię o nic nie prosiłam - przerwała stanowczo. - Zależy
mi na tym. Chyba jesteś mi to winien, Jack. Przyjedź na święta.
Czekam.
Odłożyła słuchawkę, zanim Jack zdążył po raz drugi odmówić.
Westchnął. Czy jego siostrzyczka naprawdę poślubiła króla?
Nie był na jej weselu. Miała do niego żal i rzeczywiście nigdy
go o nic nie prosiła.
- Zwariowałeś, Jack? - Jego asystentka Maddie Ford weszła do
gabinetu, wpatrując się w dokument, który wręczył jej przed chwilą. -
Chyba nie myślisz poważnie o tym, żeby angażować w to pieniądze?
Takie ryzyko! Twój kolejny szalony pomysł!
Pogrążony w myślach, nie słuchał, co mówi jasnowłosa i
niebieskooka rezolutna Maddie. Przez dwa lata, odkąd przyjął ją do
pracy, w gruncie rzeczy była bardziej jego wspólniczką niż
asystentką. Zawsze polegał na jej radach. To był jego głos rozsądku.
Maddie była jedyną piękną kobietą w jego otoczeniu, z którą
nigdy nic go nie łączyło. Tak było najlepiej, bo wszystkie jego
romanse bardzo szybko się kończyły. Potrzebował jej i za nic w
4
162752026.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin