Rafał Ziemkiewicz - Felietony - Ideowość małpy.pdf

(53 KB) Pobierz
Ideowość małpy
18 czerwca 2003
Ideowość małpy
W felietonie dla „Newsweeka” napisałem kilka zdań o demagogii uprawianej przez feministki w
ich bataliach o legalizację aborcji „na życzenie". Konkretnie - o arcykłamliwym frazesie, jakoby aborcja
była „prawem kobiety do decyzji". Przepraszam, powtórzę się tu w skrócie, ale myślę, że sprawa jest tego
warta. Otóż odmawiamy uszanowania decyzji samobójcy i jeśli tylko istnieje taka możliwość, odcinamy
go od sznura, względnie wyławiamy z wody. Czynimy tak, słusznie czy nie, choć przecież teoretycznie
trudno odmówić komukolwiek prawa do decydowania o własnym życiu - i mało kto widzi w tym coś
zdrożnego. Czynimy tak dlatego, że odebranie sobie życia uważamy za decyzję tak horrendalną, iż
normalny człowiek w normalnych warunkach podjąć jej nie może. I potwierdza to medycyna:
zdecydowana większość samobójstw popełniana jest w warunkach niepoczytalności, wskutek już to
depresji, już to załamania nerwowego albo silnego wzburzenia. Otóż decyzja o zabiciu własnego dziecka
podejmowana jest zazwyczaj w podobnych warunkach i podobnie musi być traktowana. Kobieta znajduje
się wtedy pod silną presją otoczenia, a zarazem, jak wie każdy, kto kiedyś był blisko ciężarnej, właśnie
wtedy, zwłaszcza w pierwszych tygodniach, ma ona szczególne problemy z zapanowaniem nad
emocjami, poddana hormonalnej burzy. Nieodwracalna decyzja, jeśli ją w takiej chwili podejmie, nie jest
z reguły jej decyzją, tylko wynikiem presji otoczenia, a zwłaszcza - najczęściej - jakiegoś łachudry z
gatunku tych, co to uważają, że jak zapłaci za „zabieg”, to jest jak najbardziej w porządku. I to właśnie w
interesie takich łachudrów, a nie kobiet, toczą swą kampanię feministki. Wystarczy się zresztą przyjrzeć
panom, którzy się w walkę o „prawo” do aborcji szczególnie angażowali, i niedyskretnie popytać o
szczegóły ich życiorysów.
Ta właśnie wzmianka o hormonach (jakby nie mieli ich i mężczyźni) rozsierdziła panią Graff,
znaną ideolożkę ruchu. W liście do redakcji zarzuciła mi, że kobietami gardzę, bo widzę w nich tylko
naładowane hormonami samice. A także, że pod pretekstem owych hormonów chciałbym odbierać
kobietom prawa obywatelskie. Wynika z tego, że albo dla pani Graff odcięcie od sznura wisielca jest
odebraniem mu praw obywatelskich i wyrazem pogardy - albo też, że w imię ideologicznych pryncypiów
gotowa jest ona prędzej zabrnąć w każdą bzdurę, niż ustąpić przed logiką. Ponieważ podejrzewam raczej
to drugie, w wypadku, gdybym zobaczył, że pani Graff się powiesiła, jednak ją odetnę, choć wiem, że
ludzkość mi za to wdzięczna nie będzie.
Cała sprawa jest bardziej aktualna niż się może wydawać, bo kto wie, czy - zanim ten felieton
dotrze do Państwa rąk-sejm nie będzie znowu obradował nad zalegalizowaniem aborcji. A także nad
parytetem we władzach wszystkich szczebli dla kobiecych działaczek (nie wiem, jak po publicznej
prezentacji pań Beger i Błochowiak można jeszcze z czymś takim występować – komuchom chyba już
całkiem padło na mózg) - legalizacją „małżeństw” homoseksualnych i tym podobnymi ślicznościami. W
każdym razie, taką właśnie ofensywę lewica zapowiada pod hasłem powrotu do swej „tożsamości
ideowej”. Jasna sprawa - SLD już zlikwidował w Polsce bezrobocie, pchnął kraj na drogę rozwoju,
poradził sobie z korupcją, zrobił porządek w służbie zdrowia, wyprowadził na prostą górnictwo i inne
dziedziny przemysłu ciężkiego, no, słowem - spełnił wszystkie swoje przedwyborcze obietnice, więc co
mu zostało do roboty poza legalizowaniem aborcji?
Jest to wielce charakterystyczne, że kiedy lewica zaczyna deliberować nad swoją ideową
tożsamością, to w praktyce wynika z tego tylko wyciągnięcie z lamusa aborcji i antyklerykalizmu. Tyle
właśnie z całej jej „tożsamości” pozostało. Wszystko inne jest kompletnym bankructwem - zestawem
populistycznych bzdur, którymi, owszem, wciąż można skutecznie pozyskiwać głosy biedoty, ale każdy
wie doskonale, że jakiekolwiek próby wcielania ich w życie oznaczają tylko wtrącanie kraju w nędzę i
mnożenie biurokracji. Przewodniczący Konwentu Europejskiego (w komentarzach prasowych nazywany
„centroprawicą”, ale to bzdura - w istocie jest on dziedzicem dokładnie tej samej tradycji co np.
Kwaśniewski), przyciśnięty, woli się już wyprzeć oświecenia i antyku, niż przyzwolić na odwołanie do
Boga. To bardzo dobitne świadectwo, że jego formacja umysłowa bardziej nienawidzi tradycji
chrześcijańskiej, niż jest przywiązana do własnej. Z całego oświeceniowego zadęcia, zapowiedzi bardziej
sprawiedliwego świata itd. została już współczesnej lewicy tylko małpia złośliwość wobec Kościoła i
chęć robienia mu za wszelką cenę na złość.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin