!Kate Coscarelli - Pretty woman.pdf

(1885 KB) Pobierz
799893366.001.png
Coscarelli Kate
Pretty Women
Trzy piękne, młode kobiety, które w ślad za swoimi mężami,
służącymi w Air Force, wyjechały po zakończeniu drugiej wojny
światowej do amerykańskiej bazy wojskowej w Trypolisie, nie
mogły przewidzieć czekającej ich tam wkrótce tragedii i
skandalu…
Minęło ponad dwadzieścia lat od tamtych wydarzeń: Samara
kieruje teraz dużym studiem filmowym w Hollywood, a Tess
ubiega się o prestiżowe stanowisko kanclerza uniwersytetu. Z
otrzymanego nagle listu dowiadują się, że wiele lat temu w Libii
nieświadomie przyczyniły się do zatuszowania brutalnie i w
niewyjaśnionych okolicznościach zadanej śmierci. Obie stają
przed trudną i ryzykowną decyzją: czy wyciągnąć ponurą,
pieczołowicie ukrywaną zbrodnię na światło dzienne, a jej
sprawcę postawić przed sądem… czy puścić odległą, ciemną
przeszłość w niepamięć i pozwolić, by winny tragedii uszedł
sprawiedliwości.
1
1976
Przechodząc przez dziedziniec Tess Kipling z trudem pokonywała nieodpartą chęć
pójścia na wagary. Z pewnością nie mogła sobie jednak pozwolić na zachowanie
godne studentki. Teraz, bardziej niż dotychczas, musiała dbać o pozory. Była
przecież nie tylko dziekanem dziewcząt studiujących na uniwersytecie, lecz
również, dzięki Bogu, jednym z dwóch najpoważniejszych kandydatów na
stanowisko rektora tej budzącej respekt, uświęconej tradycją instytucji.
Przez cały rok, od czasu gdy rektor Harris poinformował zarząd o zamiarze przejścia
na emeryturę, Tess miała nadzieję —
Boże, jak wielką nadzieję — nie przypuszczała jednak, że otrzyma ( poważną
propozycję objęcia po nim stanowiska. Mimo ruchu
kobiecego, protestów antywojennych, afery Watergate, hipisów, jipisów i długich
włosów, Christopher University był nadal niewzruszonym, konserwatywnym,
prywatnym uniwersytetem kalifornijskim, gdzie nad głowami wszystkich członków
wydziału dla kobiet rozciągała się zasłona, która niczym szklany sufit
pozwalała im spoglądać w górę, lecz nigdy ponad pozycję, którą zajmowała Tess.
Tak było dotąd.
Pospiesznie przekroczyła próg swego biura w Hayward Hall gwałtownie zamykając
za sobą drzwi. Wilma Burns, jej sekretarka,
popatrzyła z uśmiechem. — Czy wszystko w porządku, pani dziekan? — spytała.
Tess uświadomiła sobie nagle, że nie zdoła dotrzymać słowa
danego rektorowi Harrisowi. Musi przelać na kogoś część tego podniecenia, które
ją po prostu rozsadza,
— Czy ktoś na mnie czeka?
Wilma potrząsnęła głową. — Była jeszcze raz Marcy Clinton,
ale powiedziałam, że wróci pani dopiero po lunchu.
— To dobrze — ucieszyła się Tess, przekręcając w zamku klucz, aby nikt im nie
przeszkadzał.
— Wilmo, chcę powiedzieć ci coś w największym zaufaniu. Nie możesz o tym
mówić nikomu, rozumiesz?
Wilma, która pracowała z Tess Kipling przez cały czteroletni okres, kiedy pełniła
ona funkcję dziekana, żachnęła się. — Nigdy nic nie powtarzam. Pani o tym wie.
— Oczywiście, że nie — przytaknęła szybko Tess i usadowiła się na brzegu biurka
sekretarki, tak by znaleźć się dostatecznie blisko do prowadzenia rozmowy
konspiracyjnym szeptem, jak gdyby mogło to zmniejszyć jej winę niezachowania
milczenia. — Właśnie rozmawiałam z rektorem Harrisem. Zaprosił mnie do siebie
na obiad we czwartek.
— Tak? — zainteresowała się Wilma.
— Zaproszono też Franka Higbee'ego — dodała Tess z nadzieją, że Wilma
odpowiednio skojarzy fakty, tak się jednak nie stało. Sekretarka patrzyła nadal
obojętnie, czekając cierpliwie na rewelację.
— Wygląda na to, że liczba kandydatów, którzy mogliby zająć w przyszłym roku
miejsce rektora Harrisa, została ograniczona do dwóch — dokończyła Tess.
— Tak? Kto to taki?
— Ja jestem jedną z nich — wyjaśniła Tess z radością. Wilma zaniemówiła ze
zdumienia. — O Boże, to cudownie!
— Prawda? — cieszyła się Tess, w której oczach błyszczały iskry podniecenia.
— To jest po prostu... po prostu wspaniałe, tylko tak można to określić. Trudno mi w
to uwierzyć. — Nagle oczy Wilmy zwęziły się podejrzliwie. — Czy to jest pewne?
Czyżby rzeczywiście brali pod uwagę kobietę? — zapytała, a w głosie jej
dźwięczała nuta zwątpienia.
— Harris powiedział, że tak. Gdy zgłosiłam swoją kandydaturę, uczyniłam to, jak
wiesz, bez większej nadziei. Był to zwykły gest, który czułam, że powinnam
uczynić — wyjaśniała Tess. — Gdy będziemy konsekwentne w naszym działaniu,
będą musieli nas w końcu dostrzec, Wilmo. I musimy wreszcie przestać udawać, że
wszystko jest w porządku. Nikt dla nas nic nie zrobi, jeżeli nie będziemy obstawać
przy swoim.
Wilma zdjęła okulary w rogowej oprawie i położyła je na biurku. Miała prawie
trzydzieści lat i była magistrem nauk politycznych, lecz jedyną pracą, jaką znalazła
po ukończeniu studiów, była posada sekretarki. W zachowaniu jej nie było już
podniecenia, gdy przymknęła oczy i zmarszczyła nos, dając tym wyraz swym
zawiedzionym nadziejom. — Czy nie przyszło pani do głowy, że oni mogą panią po
prostu wykorzystać? — zapytała bezbarwnym głosem.
— Jako symbolicznego kandydata dla zlikwidowania nacisków, czy tak? Moja
pierwsza reakcja była taka sama, Wilmo. Powiedziałam mu, że nie mam zamiaru
być marionetką, zapewnił mnie jednak, że traktują mnie jak najbardziej poważnie.
Prawdę mówiąc, wyznał mi w tajemnicy, iż poinformował już zarząd, że popiera
moją kandydaturę. Profesor Higbee nie stanowi już więc dla mnie większego
zagrożenia.
— Rodzina Franka Higbee'ego ofiarowała na rzecz uczelni duże pieniądze, ponadto
cieszy się on niezwykłą popularnością wśród studentów z sekcji sportowej —
ostrożnie zwróciła uwagę Wilma.
— To prawda, stracił on jednak wiele w oczach studentów podczas tego protestu w
ubiegłym roku, kiedy to straszył, że wyśle ich wszystkich do więzienia, pamiętasz?
— przypomniała jej Tess.
— Nie była to jego najszczęśliwsza godzina — zachichotała Wilma. Twarz jej
rozjaśniła się, gdy przypomniała sobie jego przemówienie. — Z najbardziej
apatycznych studentów uczynił wojaków.
— Rektor Harris wspominał o tym również, powiedział też, że właśnie moja
popularność wśród studentów decyduje o tym, że traktują mnie poważnie. W ciągu
ostatnich kilku lat było tak wiele protestów i zamieszania na uniwersytetach w
całym kraju, że potrzebny jest teraz ktoś, kto mógłby to wszystko uspokoić.
— Z pewnością nie zaszkodzi również fakt, że ma pani syna, który kończy w
czerwcu Akademię Lotniczą i nie uznaje kompromisów. — Wilma założyła okulary
i powróciła do swego maszynopisu. — W każdym razie niech pani nie będzie roz-
czarowana, jeżeli sprawy ułożą się inaczej.
Tess dotknęła jej ramienia. — Nie bądź cyniczna, Wilmo. Musimy próbować, nawet
jeżeli ponosimy porażki. Nie możemy akceptować istniejącego stanu rzeczy.
— To prawda, lecz załóżmy, że otrzyma pani posadę... i co wtedy? Będzie pani
zobowiązana wprowadzać w życie postanowienia zarządu, pani, która była jednym
z ich najzagorzalszych krytyków, może nie publicznie, ale prywatnie na pewno.
— Nie bez powodu uważa się, że życie to próba sił — zakończyła Tess, po czym
przeszła do swego biura, by przemyśleć
Zgłoś jeśli naruszono regulamin