Howard Robert E - Conan pirat.pdf

(634 KB) Pobierz
Howard Robert E - Conan pirat
Howard Robert E - Conan pirat
ROBERT E. HOWARD
L. SPRAGUE DE CAMP
CONAN PIRAT
TYTUŁ ORYGINAŁU: CONAN THE FREEBOOTER
PRZEKŁAD ZBIGNIEW A. KRÓLICKI
Mapa na wyklejce powstała na podstawie notatek i szkiców Roberta E. Howarda oraz map
stworzonych przez P. Schuylera Millera, Johna D.Clarka, Davida Kyle’a i L. Sprague’a de
Campa.
Notki biograficzne przed opowiadaniami zostały napisane na podstawie artykułu P.
Schuylera Millera i dr. Johna D. Clarka Prawdopodobny przebieg kariery Conana (A
Probable Outline of Conan’s Career) opublikowanym w The Hyborian Age (Los Angeles,
1938) oraz na podstawi: rozszerzonej wersji tego eseju p.t. Nieoficjalna biografia Conana
Cymeryjczyka (An Infofficial Biography of Conan the Cimmmerian), którego autorami są P.
Schuyler Miller, John Clark i L. Sprague de Camp, a który został opublikowany w
czasopiśmie poświęconym twórczości Howarda Amra (tom 2, nr 8).
Hawks over Shem to dokonana przez L Sprague de Campa przeróbka opowiadania
Howarda Hawks over Egypt, pierwodruk Hawks over Shem w październiku 1955 roku w
Fantastic Universe Fiction.
Blad Colossus pierwodruk w czerwcowym numerze Weird Tales, 1934.
Shadows in the Eagles pierwodruk w kwietniowym numerze Weird Tales, 1934.
The Road of the Eagles to przerobione przez L. Sprague’a de Campa opowidania Howarda
o ttm samym tytule, ale dziejąca się w XVI wieku w Imperium Tureckim. Pierwodruk w
Universe Science Fiction, w 1955 roku pod tytułem Conan, Man of Destiny
A Witch Shall be Born pierwodruk u grudniowym numerze Weird Tales w 1934 roku.
WSTĘP
Robert E. Howard (1906–36), twórca Conana, urodził się w Peaster w Teksasie i
większość Ŝycia spędził w Cross Plains w sercu tego stanu. W czasie swego krótkiego Ŝycia
(zakończonego samobójczą śmiercią w wieku trzydziestu lat) Howard napisał wiele utworów
zaliczanych do literatury popularnej: opowiadania sportowe, kryminalne, historyczne,
przygodowe, fantastyczno–naukowe, o duchach czy opowieści z Dzikiego Zachodu. Z kilku
serii heroic fantasy największą popularnością cieszą się opowiadania o Conanie. Osiemnaście
tych utworów ukazało się za Ŝycia autora; osiem innych, od szkiców i oderwanych
fragmentów po kompletne rękopisy, znaleziono w jego papierach po roku 1950. Opowiadania
te zostały dokończone przez mojego kolegę Lina Cartera i przeze mnie.
Ponadto na początku lat pięćdziesiątych przerobiłem cztery nie publikowane rękopisy
opowiadań przygodowych Howarda na opowieści o Conanie, zmieniając imiona bohaterów,
usuwając anachronizmy i wprowadzając nadludzkie moce. Nie było to trudne, poniewaŜ
bohaterowie Howarda są dość podobni do siebie, tak więc w wyniku tej pośmiertnej
współpracy powstały dzieła w trzech czwartych lub czterech piątych howardowskie. Dwa z
tych utworów pojawiają się w niniejszym zbiorze: „Jastrzębie nad Shemem” (w oryginale
„Jastrzębie nad Egiptem”), opowiadanie, którego akcja toczy się w jedenastowiecznym
Egipcie za panowania szalonego kalifa Hakima oraz „Droga Orłów”, pierwotnie
umiejscowiona w szesnastowiecznym imperium tureckim.
Co więcej, razem z Linem Carterem i Björnem Nybergiem stworzyliśmy kilka pastiszów
na temat Conana, opartych na wskazówkach znalezionych w notatkach i listach Howarda.
Wszystkie te opowiadania — oryginalne, przerobione pośmiertnie i pastisze — były lub będą
wydane w tej serii opowieści o Conanie. Obecny zbiór jest trzecim, następującym po
uprzednio wydanych tomach pt. „Conan” oraz „Conan z Cymerii”.
Akcja opowiadań o Conanie toczy się w wymyślonej przez Howarda Erze Hyboryjskiej —
około dwanaście tysięcy lat temu, po zatonięciu Atlantydy, a przed narodzinami naszej
cywilizacji. Conan, olbrzymi barbarzyńca–awanturnik z zapadłej, leŜącej daleko na północy
Cymerii, przybywa jako młodzieniec do królestwa Zamory (patrz mapa) i przez kilka lat
pędzi tam oraz w okolicznych ziemiach niebezpieczny Ŝywot złodzieja. Później zostaje
najemnym Ŝołnierzem, najpierw w orientalnym królestwie Turanu, a potem w państwach
Strona 1
Howard Robert E - Conan pirat
hyboryjskich.
Zmuszony do ucieczki z Argos Conan przystępuje do piratów i na czele czarnoskórej
załogi grasuje przy wybrzeŜu Kush razem ze swą shemicką partnerką — Belit. Po śmierci
Belit i kilku niezwykle niebezpiecznych przygodach wśród czarnych plemion Cymeryjczyk
wraca do Shemu i znów zostaje najemnikiem. W tym momencie rozpoczyna się niniejszy
tom.
Prawie dwadzieścia lat temu mój stary przyjaciel John D. Clark, farmaceuta i wielki
miłośnik Conana na długo przed tym, zanim ja nim zostałem, wydał znane wówczas utwory o
Cymeryjczyku w wydawnictwie Gnomę Press. Napisał długi wstęp do pierwszej części
tamtego cyklu, którą był „Conan Zdobywca”. Ten esej stanowi znakomite podsumowanie
twórczości Howarda, a szczególnie opowiadań o Conanie. Dr Clark pozwolił mi zacytować
go w niniejszej przedmowie.
„Mija juŜ siedemnaście lat od chwili, w której zetknąłem się z Erą Hyboryjską. Owo
znamienne odkrycie nastąpiło, gdy — zauroczony krzykliwą okładką „Weird Tales” z
września 1933 roku — przeczytałem „Pełzający cień” i po raz pierwszy spotkałem Conana.
Spotkanie utkwiło mi w pamięci i od tej pory śledziłem przygody tego nieco
niekonwencjonalnego bohatera z większym niŜ zwykle zainteresowaniem. Trochę później
(chyba w 1935 roku) Schuyler Miller i ja postanowiliśmy podjąć próbę naszkicowania świata
Conana. Okazało się to śmiesznie łatwe. Kraje powstawały na papierze, przez chwilę kręciły
się niespokojnie, a potem zachodziły na swoje miejsce, tworząc przekonującą, niezwykle
autentyczną mapę. Wtedy napisaliśmy do Howarda i okazało się, iŜ jego własna mapa była
niemal identyczna; równieŜ jego biografia Conana okazała się zbieŜna we wszystkich
istotnych punktach z tą, którą stworzyliśmy z Millerem w oparciu o informacje zaczerpnięte z
opowiadań. O ile pamiętam, największą niezgodność stanowiła dwuletnia róŜnica wieku
barbarzyńcy w jednym z utworów.
Wtedy pojęliśmy, Ŝe mamy do czynienia z pisarzem, który zna swój fach. A kiedy
przeczytaliśmy rękopis „Ery Hyboryjskiej”, zanim jeszcze została po raz pierwszy wydana,
byliśmy tego pewni.
W ciągu kilku następnych lat udało mi się poznać resztę bohaterów Howarda, w tym Kulla
Atlantydę i innych. Nie ulegało wątpliwości, Ŝe chociaŜ niektóre z tych utworów powstały,
zanim w umyśle autora zrodził się ten wspaniały pomysł, przy odrobinie wysiłku moŜna je
podciągnąć pod ten sam wzór…
Oprócz opowieści o Conanie Czytelnik znajdzie tu równieŜ fragmenty Ŝyciorysu tej
niezapomnianej postaci, tak jak odtworzyliśmy go z Millerem, wiąŜące w spójną całość
podróŜe i przygody barbarzyńcy. Jednak nie znajdziecie tu wyjaśnienia, w jaki sposób
Conanowi udaje się pozbyć kobiety, którą zazwyczaj zdobywa na końcu opowiadania, aby na
początku następnego znów być w wolnym stanie. Nawiasem mówiąc polecam to zagadnienie
jako wdzięczny temat badań literackich dla niektórych doktorantów anglistyki. Wyniki
byłyby co najmniej tak samo uŜyteczne jak publikacje zmierzające do ustalenia, czy prace
przypisywane W. Szekspirowi zostały w rzeczywistości napisane przez Francisa Bacona czy
hrabiego Oxfordu…
Nie zamierzam pisać o samym Robercie E. Howardzie. Nigdy nie poznałem go osobiście,
a ci, którzy go znali, zrobią to lepiej ode mnie. Był mi znany jedynie jako autor niezwykle
dobrej literatury fantasy. Dzieła pisarza są tą jego cząstką, która nie umiera wraz z jego
ciałem — a utwory Howarda będą wiecznie Ŝywe pośród tych, którzy naprawdę i całym
sercem lubią wielką przygodę. Ty, Czytelniku, jesteś zapewne jednym z nich, inaczej nie
kupiłbyś tej ksiąŜki.
Howard był pierwszorzędnym narratorem, znakomicie posługującym się swoim
warsztatem pisarskim i zupełnie pozbawionym zahamowań. Swobodnie i precyzyjnie
posługiwał się terminami pochodzącymi z róŜnych czasów i miejsc: nazwami własnymi w
najróŜniejszych językach i odmianach, najdziwniejszymi rodzajami broni, jakie tylko były
uŜywane pod słońcem, zwyczajami i klasami istniejącymi w staroŜytności i średniowieczu —
tworząc z tego spójny i konsekwentny świat. Później doprawił to wszystko sporą dawką
zjawisk nadprzyrodzonych i w rezultacie powstał złoty, purpurowy i szkarłatny wszechświat,
w którym moŜe zdarzyć się wszystko — prócz nudy.
Jego bohaterowie są pozbawieni głębi psychologicznej — ale nigdy nie są nudni. Kull,
Solomon Kane, Bran Mak Morn oraz sam Conan chodzą, mówią i Ŝyją. MoŜe nie są to osoby,
które zaprosilibyśmy na przyjęcie, lecz z pewnością nie zapomnielibyśmy ich, gdyby jednak
przyszli. Conan, największy z bohaterów Howarda, jest zakutym w stal niezniszczalnym i
niepohamowanym zawadiaką, jakim my wszyscy kiedyś chcieliśmy być. Kobiety wyglądem,
Strona 2
Howard Robert E - Conan pirat
zachowaniem i strojem (lub jego brakiem) przypominają mieszkanki swego rodzaju haremu z
naszych marzeń, jakim prawdziwy harem nigdy nie jest (a szkoda, czyŜ nie byłoby miło
spotkać takie osoby?). KaŜdy łotr jest tak łotrowski, jak moŜe być tylko łotr doskonały.
CzarnoksięŜnicy uprawiają naprawdę CZARNĄ magię, a przyzywane przez nich lub
pojawiające się z własnej woli stwory są (dzięki Bogu!) nie z tego świata.
A przede wszystkim Howard był znakomitym gawędziarzem. W jego utworach
najwaŜniejsza jest akcja. Cały czas coś się dzieje i wydarzenia od początku do końca nie
zwalniają biegu, gdy jedno nieuchronnie prowadzi do drugiego, nie pozostawiając
czytelnikowi czasu na nabranie tchu. Nie szukajcie w tych opowieściach filozoficznych
podtekstów czy intelektualnych zagadek — nie ma ich tam. Howard był gawędziarzem.
Opowiadania te moŜna przyrównać do opowieści typu „płaszcza i szpady”, doprowadzonych
do perfekcji i z niewielkim dodatkiem seksu, wystarczającym, aby rezultaty nie spoczęły na
półkach szkolnych lektur.
Tak więc mamy tę ksiąŜkę. JeŜeli czytaliście juŜ coś o Conanie, wiecie, czego się
spodziewać. Jeśli nie, a lubicie fantasy, moŜecie naprawić to zaniedbanie — usiąść i czytać o
bogach, demonach, wojownikach i ich kobietach oraz o ich przygodach w świecie, jaki nigdy
nie istniał, lecz istnieć powinien. Jeśli podawana przez autora interpretacja historii nie zgodzi
się ze znanymi wam faktami historycznymi, jeśli zaskoczą was opisy etnologiczne lub
geologiczne — nie martwcie się tym. Howard opisywał inną Ziemię niŜ nasza — malowaną
jaśniejszymi barwami i znacznie wspanialszą.
Jeśli jednak zaleŜy Ci na realizmie Twoich lektur, jeśli musisz czytać powieści o
introwertykach cierpiących w brutalnym świecie albo jeśli wolisz coś „bliskiego ziemi”,
dotyczącego psychopatologii lub zagroŜenia świata, wtedy, mój przyjacielu, ta ksiąŜka nie
jest dla Ciebie. Lepiej zaszyj się gdzieś, aby czytać „Zbrodnię i karę”. Jednak wtedy nie
spotkam się z Tobą — umówiłem się w Erze Hyboryjskiej i mam ten wieczór zajęty.
John D. Clark, Ph.D.
Nowy Jork
5 kwietnia 1950 r.
Dalszych informacji i opinii o Howardzie, Conanie i w ogóle o heroic fantasy szukajcie w
innych tomach niniejszej serii, w dwóch periodykach — „Amra”, wydawanym przez Legion
Hyboryjski (nieformalną grupę miłośników heroic fantasy, a szczególnie Conana) i
publikowanym przez George’a H. Scithersa, Box 9120, Chicago, Illinois, 60690 oraz „The
Howard Collector” publikowanym przez Glenna Lorda (agenta literackiego zajmującego się
spuścizną literacką po Howardzie) Box 775, Pasadena, Texas, 77501, a ponadto w ksiąŜce
„The Conan Reader” napisanej przez niŜej podpisanego, a wydanej przez Jacka L. Chalkera,
5111 Liberty Heights Avenue, Baltimore, Maryland, 20207.
L. Sprague de Camp
Robert E. Howard
L.Sprague de Camp
JASTRZĘBIE NAD SHEMEM
Po wydarzeniach opisanych w opowiadaniu „Pysk w ciemnościach” Conan,
niezadowolony ze swoich dotychczasowych osiągnięć w Czarnych Królestwach, podąŜa na
północ przez pustynie Stygii, ku Zielonym łąkom Shemu. W czasie tej, wędrówki często
przydaje mu się reputacja, jaką zdąŜył sobie zdobyć. W końcu zaciąga się w szeregi armii
króla Sumuabiego, rządzącego Akcharią — jednym z wielu południowoshemickich miast —
państw. W wyniku zdrady niejakiego Othbaala, kuzyna szalonego króla Akhiroma z Pelishtii,
oddziały akcharyjskie wpadły w zasadzkę i zostały doszczętnie zniszczone — Jedynie Conan
uszedł z Ŝyciem. Teraz podąŜa śladem zdrajcy do Asgalunu, stolicy Pelishtii.
Wysoka postać w białym płaszczu błyskawicznie obróciła się, klnąc cicho i kładąc dłoń na
rękojeści szabli. Na mrocznych ulicach Asgalunu, stolicy Pelishtii, trzeba było uwaŜać. W
tym labiryncie ciemnych, krętych uliczek nadbrzeŜnej dzielnicy wszystko mogło się zdarzyć.
— Dlaczego mnie śledzisz, psie?
Chrapliwy głos wymawiał gardłowe shemickie zgłoski z hyrkańskim akcentem.
Z cienia wyłoniła się druga postać, odziana — podobnie jak pierwsza — w płaszcz z
białego jedwabiu, lecz nie nosząca na głowie spiczastego hełmu.
Strona 3
Howard Robert E - Conan pirat
— Czy powiedziałeś „psie”?
Ten męŜczyzna mówił z innym akcentem niŜ Hyrkańczyk.
— Tak, psie. Śledziłeś mnie…
Nim Hyrkańczyk zdąŜył powiedzieć coś więcej, tamten skoczył na niego jak wygłodniały
tygrys. Hyrkańczyk próbował dobyć szabli. Nim zdąŜył wyrwać ostrze z pochwy, olbrzymia
pięść rąbnęła go w skroń. Gdyby nie był potęŜnie zbudowanym męŜczyzną i nie nosił
misiurki, padłby trupem na miejscu. Ale i tak cios rozciągnął go na bruku, wytrącając broń z
ręki.
Gdy potrząsając głową doszedł do siebie, ujrzał tamtego stojącego opodal z szablą w dłoni.
Nieznajomy burknął:
— Nikogo nie śledzę i nikomu nie pozwalam nazywać się psem! Rozumiesz mnie, psie?
Hyrkańczyk rozejrzał się za swoją szablą i zobaczył, Ŝe tamten zdąŜył juŜ kopnięciem
odrzucić ją na bok. Chcąc zyskać na czasie, by w dogodnej chwili skoczyć i chwycić broń,
powiedział:
— Wybacz, jeśli się pomyliłem, ale śledzono mnie od zapadnięcia zmroku. WciąŜ
słyszałem za sobą skradające się kroki. Potem ty pojawiłeś się tak niespodzianie, w miejscu
świetnie nadającym się na popełnienie morderstwa.
— A niech cię Isztar porwie! Czemu miałbym cię śledzić? Zabłądziłem. Nigdy przedtem
cię nie widziałem i mam nadzieję, Ŝe juŜ nigdy…
Słysząc cichy tupot nóg nieznajomy obrócił się na pięcie, odskakując i ustawiając się tak,
aby mieć przed sobą zarówno Hyrkańczyka, jak i nowo przybyłych.
W mroku groźnie majaczyły cztery olbrzymie sylwetki, a słabe światło gwiazd lśniło blado
na zakrzywionych ostrzach. W czarnoskórych twarzach błyszczały białe zęby i białka oczu.
Przez chwilę panowało napięte milczenie. Później ktoś mruknął z miękkim akcentem
Czarnych Królestw:
— Który z nich jest nasz? Obaj są podobnie odziani, a w ciemności wyglądają jak
bliźniacy.
— Załatwmy obu — odparł inny, o pół głowy przewyŜszający swoich rosłych kamratów.
— W ten sposób nie popełnimy pomyłki i nie zostawimy świadka.
Po tych słowach czterej czarni w głuchym milczeniu ruszyli naprzód. Nieznajomy zrobił
dwa kroki i znalazł się w miejscu, gdzie leŜała szabla Hyrkańczyka. Warknął: „Masz!” i
kopnął broń w kierunku właściciela, który natychmiast ją złapał. Obcy klnąc wściekle, runął
na zbliŜających się czarnych.
Olbrzymi Kuszyta i jeden z jego kompanów starli się z nieznajomym, podczas gdy dwaj
pozostali rzucili się na Hyrkańczyka. Obcy z kocią zwinnością, którą okazał juŜ wcześniej
skoczył na spotkanie wrogom. Szybka finta, brzęk stali i błyskawiczny cios zerwał głowę z
ramion niŜszemu napastnikowi. W tej samej chwili czarny gigant teŜ uderzył, tnąc zza głowy
tak silnie, Ŝe cięcie mogłoby rozrąbać przeciwnika na pół.
Jednak nieznajomy, mimo potęŜnej budowy, był szybszy od spadającej ze świstem klingi.
Przykucnął i cios przeszedł mu nad głową. Z przysiadu ciął, mierząc w nogi czarnego. Ostrze
przecięło mięśnie i kość. Gdy czarny zatoczył się na zranionej nodze, próbując wziąć zamach
do następnego ciosu, obcy doskoczył do niego i wbił mu szablę w pierś aŜ po rękojeść. Krew
pociekła mu po przegubie. Opuszczony resztkami sił sejmitar przeciął jedwabną kefię obcego
i ześlizgnął się po stalowym hełmie. Olbrzym osunął się na ziemię i skonał.
Nieznajomy wyrwał ostrze z jego ciała i błyskawicznie obrócił się. Hyrkańczyk z zimną
krwią odpierał ataki pozostałych dwóch Murzynów, cofając się wolno, Ŝeby mieć obu na oku.
Nagle ciął jednego z nich przez ramię i pierś, tak Ŝe tamten wypuścił broń z ręki i z jękiem
upadł na kolana. Jednak padając złapał Hyrkańczyka za nogi i uczepił się ich jak rzep.
Pochwycony daremnie szarpał się i kopał. Muskularne ramiona czarnego trzymały go mocno,
a pozostały Murzyn zaatakował go ze zdwojoną furią.
W chwili gdy Kuszyta szykował się do zadania ciosu, którego unieruchomiony
Hyrkańczyk nie byłby w stanie sparować, usłyszał za sobą tupot nóg. Zanim zdąŜył się
odwrócić, szabla obcego przeszyła go z taką silą, Ŝe połowa jej klingi wyłoniła mu się z
piersi, a garda z głuchym łoskotem uderzyła go w plecy. Wrzasnął i wyzionął ducha.
Hyrkańczyk uderzeniem rękojeści roztrzaskał czaszkę swojego przeciwnika i wyrwał się z
jego uścisku. Odwrócił się do obcego, który wyciągał ostrze z ciała przebitego wroga.
— Dlaczego mi pomogłeś, skoro przed chwilą o mało nie skręciłeś mi karku? — zapytał.
Tamten wzruszył ramionami.
— Było nas dwóch, a tamtych czterech. Los uczynił nas sprzymierzeńcami. Teraz, jeśli
chcesz, moŜemy podjąć nasz spór. Powiedziałeś, Ŝe cię szpieguję.
— Widzę, Ŝe się myliłem i błagam o wybaczenie — odparł szybko Hyrkańczyk. — Teraz
Strona 4
Howard Robert E - Conan pirat
juŜ wiem, kto mnie tropił.
Wytarł swoją szablę i schował ją do pochwy, po czym kolejno pochylił się nad kaŜdym
trupem. Kiedy doszedł do ciała olbrzyma zatrzymał się i mruknął:
— Na Soho! To Keluka Miecznik! Wysokiego musi być rodu ten łucznik, który wysyła
strzały nabijane perłami!
To mówiąc, ściągnął czarnemu z palca gruby, grawerowany pierścień, włoŜył zdobycz do
sakiewki i chwycił trupa za kołnierz.
— PomóŜ mi pozbyć się tego ścierwa, bracie, Ŝeby uniknąć kłopotliwych pytań.
Idąc w jego ślady, nieznajomy ujął w ręce fałdy okrwawionych kaftanów i zawlókł ciała w
ciemny, śmierdzący zaułek, gdzie wznosiła się popękana cembrowina zrujnowanej i
zapomnianej studni. Trupy poleciały w otchłań i po chwili daleko w dole rozległ się cichy
plusk. Hyrkańczyk odwrócił się ze śmiechem.
— Bogowie uczynili nas sojusznikami — powiedział. — Jestem ci coś winien.
— Nic mi nie jesteś winien — odparł ponuro tamten.
— Słowa nie poruszą góry. Jestem Farouz, łucznik z hyrkańskiej jazdy Mazdaka. Chodź ze
mną w jakieś przyjemniejsze miejsce, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Nie
mam Ŝalu o cios, jaki mi zadałeś, chociaŜ — na Tarima! — wciąŜ dzwoni mi od niego w
głowie!
Obcy niechętnie schował szablę i poszedł za Hyrkańczykiem. Ich droga wiodła przez
ponure, cuchnące alejki i wąskie, kręte uliczki. Asgalun stanowił przedziwną mieszaninę
przepychu i rozpadu; był miastem, w którym wspaniałe pałace wznosiły się obok osmalonych
ruin budowli z minionych wieków. Zatłoczone przedmieścia otaczały mury zakazanego,
wewnętrznego miasta, w którym zamieszkiwał król Akhirom i jego notable.
Dwaj męŜczyźni dotarli do lepszej i spokojniejszej dzielnicy, gdzie aŜurowe okiennice
wysuniętych balkonów niemal stykały się ze sobą nad wąskimi uliczkami.
— Wszystkie sklepy pozamykane — mruknął obcy. — Kilka dni temu o tej porze w
mieście było widno jak w dzień, światła paliły się przez całą noc.
— To jeden z kaprysów Akhiroma. Wymyślił sobie, Ŝe w nocy nie moŜe się palić ani jedna
latarnia. Tylko Pteor wie, co mu jutro przyjdzie do głowy.
Stanęli przed okutymi Ŝelazem wrotami osadzonymi w masywnym, kamiennym portalu.
Hyrkańczyk zapukał. Jakiś głos zapytał ich o hasło i otrzymał je. Drzwi uchyliły się i
Hyrkańczyk wślizgnął się w gęsty mrok, ciągnąc za sobą towarzysza. Ktoś zamknął za nimi
drzwi. Gruba, skórzana kotara uchyliła się, ukazując oświetlony korytarz i poznaczoną
bliznami twarz starego Shemity.
— To były Ŝołnierz, który teraz sprzedaje wino — rzekł Hyrkańczyk. — Zaprowadź nas
do komnaty, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał, Khannonie.
— Większość komnat stoi pusta — narzekał Khannon, kuśtykając przed nimi. — Jestem
zrujnowany. Ludzie boją się nawet dotknąć pucharu, od kiedy król zakazał pić wino. Niech go
Pteor pokarze reumatyzmem!
Nieznajomy ciekawie zerkał na mijane komnaty, w których przy półmiskach z jadłem i
dzbanach z winem siedzieli liczni goście. Klienci Khannona byli przewaŜnie typowymi
Pelishtianami: krępi, śniadoskórzy męŜczyźni z haczykowatymi nosami i kędzierzawymi,
kruczoczarnymi brodami. Czasami trafiali się osobnicy drobniejszej budowy naleŜący do
któregoś z plemion Ŝyjących na pustyniach wschodniego Shemu lub Hyrkańczycy czy teŜ
czarni Kuszyci z najemnej armii Pelishtii.
Khannon z ukłonem wprowadził przybyłych do małego pokoju, gdzie rozłoŜył dla nich
maty. Postawił przed nimi wielki półmisek owoców i orzechów, nalał wina z pękatego
bukłaka, po czym odszedł, kuśtykając i mamrocząc coś pod nosem.
— Kiepskie to czasy dla Pelishtii, bracie — mruknął Hyrkańczyk, Ŝłopiąc wino z Kyros.
Był wysokim męŜczyzną, chudym, ale dobrze zbudowanym. Miał ruchliwe, bystre czarne
oczy, lekko skośnie osadzone w twarzy o Ŝółtawej skórze. Jego długie, czarne wąsy smutnie
opadły pod haczykowatym nosem. Prosty płaszcz, jaki nosił, uszyto z drogiego materiału,
spiczasty hełm był inkrustowany srebrem, a rękojeść szabli wysadzana drogimi kamieniami.
Spoglądał na męŜczyznę równego mu wzrostem, ale pod wieloma względami będącego
jego krańcowym przeciwieństwem. Nieznajomy miał szersze bary i bardziej wypukłą klatkę
piersiową, typową dla ludzi gór. Gładko wygolona, szeroka, ogorzała twarz pod białą kefią
była młoda, lecz juŜ poznaczona bliznami wyniesionymi z niezliczonych potyczek i bitew.
Miał jaśniejszą od Hyrkańczyka skórę, której brązowe zabarwienie nie było cechą wrodzoną,
lecz skutkiem działania słońca. Na dnie zimnych, niebieskich oczu czaił się groźny błysk.
Łyknął wina i oblizał wargi. Farouz uśmiechnął się i napełnił mu puchar.
— Dobrze walczysz, bracie. Gdyby Hyrkańczycy Mazdaka nie nienawidzili tak bardzo
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin