Copeland Lori - Ostateczna rozgrywka.pdf

(425 KB) Pobierz
265258286 UNPDF
Lori Copeland
Ostateczna rozgrywka
265258286.002.png
Rozdział 1
Kolejny poniedziałkowy poranek. Szansa, by wszystko
zacząć od początku. I pierwszy dzień jej czwartej już w tym
miesiącu diety.
Nie minęła jeszcze dziewiąta, a Carly Winters była tak
głodna, że mogłaby zjeść konia z kopytami. Kiedy zbliżała się
do biura, jej oczy płonęły dzikim blaskiem.
- Dzień dobry, Carly.
- Cześć, Janis. - Rzuciła przez ramię, oddalając się
korytarzem.
- Hej! - Janis podniosła się zza recepcyjnego stołu. -
Słyszałaś już może, kogo chcą zatrudnić na stanowisku
dyrektora marketingu?...
Janis mówiła jeszcze przez chwilę, zanim wreszcie
zauważyła, że Carly już zniknęła za zakrętem korytarza.
- Zdaje się, że nie... - Wzruszyła ramionami i z powrotem
usiadła. Sięgnęła po napoczęte lody czekoladowe, spróbowała,
zlizała z palców lepką masę, następnie nacisnęła jeden z
guzików połyskujących bursztynowym światłem. - Montrose
Research, dzień dobry.
Carly skierowała się do sali konferencyjnej, próbując
utrzymać w jednej ręce filiżankę kawy - czarnej i bez cukru - a
w drugiej pęk folderów.
- Och! Uważaj! - Powiedział jeden z gońców, zwinnie
wymijając nadchodzącą dziewczynę.
- Przepraszam.
Carly złapała zeszyt z notatkami, który właśnie zsuwał się
jej wzdłuż biodra, i poszła dalej. Weszła do sali
konferencyjnej. Byli już prawie wszyscy. Rzuciła foldery na
stół i wdzięcznie osunęła się na obite skórą krzesło obok
Davida Honeycutta.
- Coraz lepiej. - Spojrzał na zegarek. - Punktualnie
dziewiąta.
265258286.003.png
- To sprawa koncentracji - odparła Carly.
- Pączka? - David podsunął jej tacę pełną pulchniutkich
ciastek.
Skrzywiła się.
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna. W każdym razie, nie
bardzo.
Płatki owsiane, które jadła na śniadanie, zalegały jej w
żołądku jak skała.
- Ooo? - David spojrzał na nią przenikliwie. Była pewna,
że zauważył, iż przytyła nieco w czasie weekendu. - Kawy?
Może być ze słodzikiem.
- Nie, dziękuję - odparła chłodno. - Już mam.
Raczej miała. Jeszcze przed momentem. Teraz połowa
zawartości filiżanki znajdowała się na jej bluzce. Dobrze, że
chociaż oparła się pokusie dodania do niej śmietanki.
David niedbałym ruchem otworzył folder, nachylił się nad
Carly i wykrzywił twarz w uśmiechu. Czasami robił wrażenie
kompletnego przygłupa.
- Dzisiaj dołączy do nas nowy facet.
- Naprawdę? Nic o tym nie słyszałam. Łagodnym ruchem
David przysunął do siebie talerz pełen ciastek. Zachowywał
się tak, jakby nie mógł się zdecydować na żadne z nich.
- Mówisz poważnie? To gdzieś ty była przez ostatnie dni?
Na bezludnej wyspie?
- Służbowo w Detroit, a bo co?
David wybrał pulchne ciastko z grubą polewą karmelową.
Carly poczuła napływającą do ust ślinkę. Winowajca uniósł
brwi w przepraszającym geście.
- Chyba nie masz nic przeciwko temu, że jem te ciastka
przy tobie? Przydałby się jeszcze jakiś napój orzeźwiający.
- Nie krępuj się. Ja zaraz zjem coś z owoców. Sięgnęła do
torebki po pomarańczę i zaczęła ściągać z niej skórkę, żałując
tylko, że nie jest to głowa Davida.
265258286.004.png
- To kogo zatrudnią? - zapytała, siląc się na uprzejmość.
David ponownie uniósł brwi, dając do zrozumienia, że nie
może mówić z pełnymi ustami.
- Do marketingu - powtórzyła. - Kogo przyjmują?
Carly nie zamierzała bawić się z nim w kotka i myszkę. W
tej chwili bardzo potrzebowała pomocy. Jako szef działu
badawczo - rozwojowego siedziała po uszy w papierach. To
prawda, że była upartym i wytrwałym pracownikiem, ale
dwunastogodzinny dzień pracy to nie to, o czym się marzy
przez całe życie.
- Naprawdę nie wiesz?
- Nie, Davidzie, naprawdę nie wiem - przyznała Carly. -
Mam tylko nadzieję, że to ktoś, kto sobie poradzi z tym całym
bałaganem.
Carly uniosła wzrok i dostrzegła Martina Montrose
wchodzącego do sali. Już miała mu posłać uśmiech na dzień
dobry, kiedy świat zawirował jej przed oczami. Zacisnęła rękę
na krawędzi stołu. Nagle poczuła się słabo. Osobą
towarzyszącą prezesowi Montrose Research był Dex
Matthews.
Jej były narzeczony, Dex Matthews.
- Dzień dobry państwu - powitał zebranych Martin,
uśmiechając się przy tym słodko.
„Dobry Boże - pomyślała Carly. - Dex! Co ty tu robisz?"
Opuścił Montrose przed rokiem, żeby przyjąć posadę w
ogromnej firmie reklamowej w San Jose. Jego powrót
doprawdy był intrygujący.
Dex natychmiast spojrzał na Carly. Serce podeszło jej do
gardła. Zabiło wolniej, ale znacznie mocniej. Minął rok, a on
się wcale nie zmienił. I jego czar ciągle miał nad nią władzę.
Spuściła wzrok. Przyglądała się jego włoskim butom i
ciemnemu garniturowi - stylowemu, choć już nie
najmodniejszemu. Rozpięta marynarka odsłaniała
265258286.005.png
jasnoniebieską koszulę, ciemniejszy jedwabny krawat,
szczupłą talię i szeroki, muskularny tors. Był gładko ogolony.
Dla swojego własnego dobra mógłby jednak być trochę mniej
przystojny. Carly miała niejasne przeczucie, że wkrótce jej
spokojne życie zostanie przewrócone do góry nogami.
Zatrzęsła się jak osika na wietrze.
Kilku mężczyzn podniosło się, uścisnęło Dexowi dłoń i
szybko wymieniło z nim najświeższe informacje. Kiedy
poruszenie minęło, Dex obszedł stół i zajął wolne miejsce
obok Carly.
- Dawno się nie widzieliśmy - mruknął, sadowiąc się na
krześle.
- Taaak... Co u ciebie? - ledwo wykrztusiła Carly.
Zabrzmiało to niesamowicie głupio. Tak głupio, że głupiej już
chyba nie mogło.
- Co ty tutaj robisz? - spytała w końcu. Uśmiechnął się
chłodno, zachowując niewielki dystans.
- To niespodzianka.
- No cóż... - Martin uśmiechał się życzliwie, błądząc
wzrokiem wokół stołu. - Dzisiejszego ranka możemy wszyscy
spojrzeć w przyszłość przez różowe okulary.
Jego niefrasobliwe stwierdzenie wywołało chichoty
rozbawienia.
- Zacznę od słów uznania dla pracy naszej firmy w
drugim kwartale. Po przyjrzeniu się osobom...
Carly zmusiła się do uśmiechu. Próbowała podążać za
tokiem słów szefa, ale rozpraszał ją siedzący obok Dex.
Poczuła znajomy zapach wody kolońskiej „Gianfranco Ferre"
i fala ciepła zalała jej pusty żołądek.
Dlaczego on wrócił? Napływające wspomnienia
sprawiały, że nie była w stanie słuchać Martina. Poznała Dexa
osiem lat temu na zebraniu bardzo podobnym do tego. Wtedy
oboje byli jeszcze młodymi idealistami. Rozpierała ich
265258286.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin