Czarna msza - Almanach rosyjskiej fantastyki, t.2.pdf

(1160 KB) Pobierz
302716345 UNPDF
CZARNA
MSZA
Almanach rosyjskiej fantastyki
Tom II
 
To moja droga z piekła do piekła
W dół na złamanie karku gnam!
Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla
Nie zrywa mostów, nie stawia bram!
Po grani! Po grani!
Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania!
Tu na trzeźwo diabli wezmą
Zdradzi mnie rozsądek - drań
W wilczy dół wspomnienia zmienią
Ostrą grań!
Po grani! Po grani! Po grani!
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani!
Tylko łapią mnie za nogi,
Krzyczą - nie idź! Krzyczą - stań!
Ci, co w pól stanęli drogi
I zębami, pazurami kruszą grań!
Tu do mnie! Tu do mnie!
Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi
I do końskiej grzywy wiąże
Szarpię grzywę - rumak rży!
Ona - co ci jest mój książę?
Szepce mi...
Do piekła! Do piekła! Do piekła!
Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła!
- Nie wiesz ty co cię tam czeka - Mówi sine tocząc łzy
- Piekło też jest dla człowieka!
Nie strasz, nie kuś i odchodząc, zabierz sny!
z piosenki Jacka Kaczmarskiego
„Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”
Władimir Wasiliew
oznajmił światu, że oto już jest, głośnym krzykiem 8 sierpnia 1967 roku około
godz. 11. Od tej pory jeszcze nie umierał, choć - jak sam twierdzi - kilka szans
było. W wieku trzech i pół roku za poduszczeniem ojca opanował umiejętność
czytania i od tej pory czyta fantastykę, tylko fantastykę i nic poza fantastyką.
Gdzieś się uczył, czegoś się uczył, ale nie obciąża swojej pamięci tymi detalami.
Od 1996 roku żyje z honorariów. Pisze (oczywiście fantastykę) od ósmej klasy.
Pierwsza publikacja miała miejsce bez udziału autora - Wołodia zabawiał się w
wojsku, a koledzy zdołali zamieścić w gazecie jego tekst. Pierwszą książkę Bież
stracha i uprieka wydał w 1991 roku i sprzedała się nieźle. Aktualnie ma na
koncie około tuzina powieści i nie zamierza na tym poprzestać. Pasje
standardowe: muzyka, futbol, jachting. Lubi piwo i większość napojów
alkoholowych, zwłaszcza wina dobrych marek. Poza książkami jest autorem kilku
CD z muzyką. Jakoś tam gra na gitarze solowej i basowej oraz na perkusji.
Podobają mu się kobiety rude i zielonookie. Kibicuje moskiewskiemu Dynamo i
Manchesterowi United, a poza tym uwielbia smażone ziemniaki. Kiepski wzrok -
minus dwa. W Polsce znany z opowiadań O wiedźminie Geralcie, pogromcy
szalonych i zwyrodniałych maszyn , oraz z powieści Oblicze Czarnej Palmiry i
Dzienna straż (w duecie z Siergiejem Łukianienką).
Władimir
Wasiliew
Niańka
Przekład
Jerzy Rossienik
302716345.001.png
1.
Z tunelu tchnęło wilgocią i kwaśnym posmakiem żelaza. I stęchlizną - tyle że nie stęchłą
wonią opuszczonego mieszkania, a martwym, ciężkim zaduchem niszczejących mechanizmów.
Jednak nie wszystkie niszczały. Niestety.
Niedaleko wejścia do szybu tłoczyli się mieszkańcy okolicznych osiedli - w przeważającej
części krasnoludy i niziołki, chociaż było też wielu orków oraz wirgów, zarówno czystej krwi, jak i
mieszańców.
Kiedy z ciemnej otchłani tunelu dobiegł straszliwy zgrzyt, tłum w jednej chwili zadrżał i się
cofnął. Hałas nie ustawał, jakby ktoś podłożył blachę pod obracające się koło zębate. Potem
gruchnęły dwa wystrzały i po kilku sekundach zgrzyt ucichł. Ale tylko na chwilę, aby znów
zabrzmieć, tym razem ze zdwojoną częstotliwością i siłą.
- Nie - bez cienia nadziei w głosie wyszeptał ktoś w tłumie. - On nie pokona...
I nagle zgrzyt ucichł. Urwał się na wysokiej nucie, jakby koło nie wytrzymało i pękło na kilka
kawałków. Przez około pięć minut wisiała w powietrzu przygniatająca cisza, a potem z tunelu,
zataczając się, wyszedł mężczyzna w brudnym dżinsowym ubraniu, ciężkich krasnoludzkich
buciorach i ze śrutówką w ręku. Potrząsał głową i mrużył oczy przed światłem.
Był zupełnie łysy; pod warstwą mazutu i brudu na skórze od skroni do skroni przez całą
potylicę biegł kolorowy tatuaż. Szyję owijał mu spleciony z różnokolorowych przewodów sznur, a
na nim dyndał czujnik, który nie wiadomo do czego mógł służyć.
- Zobacz tylko! - zdumieni gapie mówili jeden przez drugiego. - Ocalał!
Mężczyzna powoli, ledwie powłócząc nogami, zbliżał się do tłumu. Potem sięgnął wolną ręką
pod kurtkę, wyjął zza paska dżinsów płaską owalną tabliczkę i cisnął ją pod nogi stojących w
pierwszym rzędzie.
Widniało na niej: F ABRYKA DORMASZYNA, N IKOŁAJEW . PSZ-284M.
A pod spodem znajdował się numer fabryczny.
Nieco poniżej litery „r” w wyrazie „Dormaszyna” widoczne było dosyć świeże, wyraźne
wgniecenie.
- On! Na pewno on! - zagrzmiał basem jeden z wirgów. - To jest ślad po oskardzie
Westerwelda...
Jak na komendę tłum zaczął krzyczeć i cisza ustąpiła miejsca równomiernemu gwarowi.
Opasły krasnolud, na którego twarzy prócz brody można było dostrzec tylko oczy i koniec
Zgłoś jeśli naruszono regulamin