fakty_i_mity_2002_128_33.pdf

(3637 KB) Pobierz
str_01_33.qxd
Papież do domu przyleciał !!!
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 33 (128) 16 – 22 sierpnia 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
BIBLIA WARSZAWSKA
BIBLIA WARSZAWSKA
„Ktokolwiek by tedy rozwią-
zał jedno z tych przykazań naj-
mniejszych i nauczałby tak ludzi,
najmniejszym będzie nazwany
w Królestwie Niebios” (Mt 5. 19) .
„Nie gromadźcie sobie skar-
bów na ziemi...” (Mt 6. 19) .
„...darmo wzięliście, darmo
dawajcie. Nie miejcie w trzosach
swoich złota ani srebra, ani mie-
dzi, ani torby podróżnej, ani dwu
sukien, ani laski...” (Mt 10. 8–10) .
„...uczcie się ode mnie, że je-
stem cichy i pokornego serca...”
(Mt 11. 29).
„...ktokolwiek by chciał być
między wami pierwszy, niech bę-
dzie sługą waszym” (Mt 20. 26) .
„...Syn Człowieczy nie przy-
szedł, aby mu służono, lecz aby słu-
żył i oddał życie swoje na okup za
wielu” (Mt 20. 28) .
„A wszystkie uczynki swoje peł-
nią, bo chcą, aby ich ludzie widzie-
li... Lubią też pierwsze miejsce na
ucztach i pierwsze krzesła w syna-
gogach, i pozdrowienia na rynkach,
i tytułowanie ich...” (Mt 23. 5–7) .
„Nikogo też na ziemi nie na-
zywajcie ojcem swoim; albowiem
jeden jest Ojciec wasz, Ten w nie-
bie” (Mt 23. 9) .
„Biada wam uczeni w Pi-
śmie... na zewnątrz wydajecie się
ludziom sprawiedliwi, wewnątrz zaś
jesteście pełni obłudy i bezprawia”
(Mt 23. 27–28).
„Piotr zaś podniósł go, mó-
wiąc: Wstań, i ja jestem tylko czło-
wiekiem” (Dz 10. 26).
„Jeżeli zatem mamy pożywie-
nie i odzież, poprzestawajmy na
tym” (1 Tm 6. 8).
„Biskup zaś ma być nienagan-
ny, mąż jednej żony... nie oddający
się pijaństwu... nie chciwy na grosz...”
(1 Tm 3. 2–3).
„...ludzi spaczonych na umy-
śle i wyzutych z prawdy, którzy są-
dzą, że z pobożności można ciąg-
nąć zyski” (1 Tm 6. 5) .
„...albowiem lepiej jest wstą-
pić w stan małżeński niż gorzeć”
(1 Kor 7. 9).
„Paście trzodę Bożą, która
jest między wami... nie dla brzyd-
kiego zysku, lecz z oddaniem, nie
jako panujący... lecz jako wzór...”
(1 P 5. 2–3).
(itd)
96287076.021.png 96287076.022.png 96287076.023.png
2
KSIĄDZ NAWRÓCONY
Nr 33 (128) 16 – 22 VIII 2002 r.
FAKTY
Do końca ich umiłował
POLSKA Od 16.08. znowu, po raz dziewiąty, „habemus papam”
wraz z 30-osobowym watykańskim orszakiem. Zdrowia JPII
strzeże 140 lekarzy i 12 konsultantów, a bezpieczeństwa – prawie
20 tys. policjantów i ochroniarzy. Wszystko po to, aby poświęcić
kolejny kościół i zareklamować katolicką wersję Bożego miłosier-
dzia. Watykan uspokaja, że papież w Polsce nie zostanie.
Czy ktoś wyobraża sobie taki cyrk 24 h/dobę przez 365 dni
w roku!!?
Wizyta JPII to przełomowe wydarzenie dla ludzi SLD. Prezy-
dent spotka się ze swoim najwyższym autorytetem czterokrot-
nie. Odpowiedzialny za wizytę minister Janik (współpracujący
na co dzień z hierarchami) przemawia już prawie jak ksiądz,
powołuje się na Opatrzność i nie ma wątpliwości, że dzięki wi-
zycie „staniemy się trochę lepsi”.
Bo dobro emanuje, nawet wtedy gdy śpi...
Na polskich prezesów padł blady strach po zlinczowaniu przez
stoczniowców szefa „Odry”. Od pół roku nie płacił on pracow-
nikom, a w ostatnich dniach stracił stanowisko na wniosek ra-
dy nadzorczej. Prokuratura interesowała się poczynaniami pre-
zesa od czerwca. Sprawę pobicia bada aż 14 prokuratorów!
Sprawę prezesa badał jeden. To co jest ważniejsze: kilka sinia-
ków czy 100 ludzi pracujących pół roku za darmochę?
Samoobrona, odwołując się do art. 62 konstytucjI, chce złożyć
tysiące pozwów sądowych przeciwko Ministerstwu Pracy i Mi-
nisterstwu Skarbu Państwa, oskarżając je o brak opieki nad bez-
robotnymi. Większość z nich nie ma zasiłków, a zapomogi wy-
noszą często 20–30 zł.
Może to zmusi wreszcie pseudolewicowy rząd do naprawdę koniecz-
nych oszczędności, np. likwidacji senatu, płac kominowych itp.
KRAKÓW Prokuratura nałożyła na majątek Romana K., byłe-
go prezesa Optimusa, zabezpieczenie w wysokości 30 mln zł!
Skandal i dochodzenie wokół najbogatszego w Polsce dobro-
czyńcy Kościoła zbiegły się w czasie z poświęceniem sanktu-
arium w Łagiewnikach, którego był on głównym sponsorem.
Roman K. nie jest pierwszym, który się zawiódł na bożym mi-
łosierdziu w wersji katolickiej.
OŻARÓW Prymas modlił się wraz z pracownikami upadającej
fabryki kabli. Zaznaczył jednak, że „Bóg nie działa na ludzki
sposób, dlatego nie należy spodziewać się cudów”... Przestrze-
gał: „biada wam, bogacze, biada wam, którzy śmiejecie się bez-
trosko, biada wam, którzy gardzicie drugim człowiekiem”.
No właśnie, księże prymasie, no właśnie...
DARŁOWO Aż 64 kolonistów z Otwocka zaraziło się czer-
wonką na koloniach zorganizowanych przez Caritas diecezji war-
szawsko-praskiej. Dwoje z nich poleży dłużej w szpitalu.
Wigilijne dzieło pomocy trwa.
EUROPA Powódź w środkowej Europie. Zalane są Austria,
Niemcy i Czechy. W Alpach ulewa spowodowała lawiny błotne.
Kilka miast jest odciętych od świata. Żywioł pochłonął ponad
20 ofiar śmiertelnych. Tymczasem w wyniku ubiegłotygodniowej
powodzi koło Noworosyjska nad morzem Czarnym zaginęło bez
wieści co najmniej 300 osób! Rejon jest zagrożony epidemią.
Tradycyjnie po wizycie Papy – silne opady spodziewane są i u
nas. Już taka jego moc, że razem z Duchem Św. wylewają rzeki.
AZJA Południową Azję przykrywa z kolei gęsta chmura zanie-
czyszczeń. To ona jest przyczyną katastrof ekologicznych takich
jak powodzie czy susze, a nawet spadek plonów – podaje ra-
port ONZ. Naukowcy ostrzegają, że smog może zagrozić życiu
milionów ludzi; tylko w Indiach z powodu zanieczyszczeń umie-
ra rocznie 2 miliony obywateli. W ciągu tygodnia chmura mo-
że przenieść się nad Europę...
...Jak tylko Słońce z Wadowic przestanie nam świecić...
NIEMCY Siedem kobiet wyświęconych w czerwcu na kapłan-
ki, a później wyklętych przez Watykan nadal będzie odprawiać
msze i udzielać sakramentów. Kilka z nich straci pracę, bo wy-
kładały teologię katolicką. Kobiety są często proszone przez roz-
maite grupy wiernych o sprawowanie sakramentów.
A bez celibatu może być tak pięknie: kto dzisiaj odprawia,
kochanie, ty czy ja?
WIELKA BRYTANIA Opinia publiczna aż w 2/3 jest przeciw-
na udziałowi brytyjskiej armii w ataku na Irak. Przeciwko woj-
nie wypowiedziało się 3 tys. duchownych anglikańskich z no-
wym prymasem Church of England na czele, oraz trzech bisku-
pów katolickich. Bezkrytyczny sojusznik Ameryki, Tony Blair,
ma też przeciw sobie większość partyjnych kolegów.
Kwaśniewski ma łeb – cała iracka ropa dla nas i jankesów?!
KANADA Światowe Dni Młodzieży przyniosły 19 mln dolarów
deficytu. Ogółem koszty katolickiej fety sięgnęły 42 mln, a więc
niedobór to niemal połowa tej sumy! „Zwracamy się do wszyst-
kich, którzy zechcieliby nam pomóc” – błaga arcybiskup An-
thony Meagher, główny organizator imprezy.
O, niewdzięczni! Wartości duchowe przeliczać na pieniądze!
ROSJA Rząd sceptycznie ocenił parlamentarną inicjatywę zwro-
tu ziemi dla Cerkwi. W tej sytuacji Aleksij II stwierdził, że Ko-
ściół prawosławny będzie starał się o nadanie praw własności
tylko tym gruntom, które obecnie użytkują klasztory.
Cerkiewne są mało kumate. Od konkordaciku trzeba zaczynać.
Już trzeci ksiądz (Słowak) pracujący w Rosji został uznany za
persona non grata. MSZ zakwestionował autentyczność jego za-
proszenia wydanego przez parafię. Niechętne katolickim du-
chownym są też inne kraje WNP.
Jakoś gniewu papieża się nie boją, o błogosławieństwo też nie
zabiegają. Jak oni z tym żyją..?
BUŁGARIA Podziały w Cerkwi prawosławnej pociągnęły za so-
bą pierwszą ofiarę śmiertelną. Podczas kłótni o klasztor dwóch
rywalizujących grup – zamordowano duchownego. Podejrzani
są dwaj księża uznający zwierzchnictwo patriarchy Maksyma.
Ci zabili w imię wiary, tamten za nią zginął. A my to wszystko...
Punkt kulminacyj-
ny histerii większości narodu. Któż go nie kocha? Kto i przed
kim śmiałby się do tego przyznać?! Kto nie kocha, a przynaj-
mniej nie lubi, nie szanuje i nie podziwia własnej zwycięskiej
drużyny piłkarskiej, powracającej z pucharem świata do oj-
czyzny? Czy Anglicy – nawet ci bardzo liberalni – nie podzi-
wiają majestatu swojej królowej, gdy jedzie w złotej karecie?
Wszak życzą jej dobrze, choć często się z nią nie zgadzają.
Karol Wojtyła vel Jan Paweł II jest postacią szczególną,
to prawda. Charakter jego panowania też jest szczególny.
Niech nas nie dziwią okrzyki zachwytu nad heroizmem i świę-
tością słabego, grzesznego jak my człowieka. Ludzie tego
potrzebują. Tysiące oczu, które jeszcze wczoraj płakały nad
niedolą dzieci nie mających wyprawki do szkoły, dziś płaczą
jeszcze rzewniej nad starym, pochylonym papieżem. Tak, jest
stary i słaby, ale to przecież najbardziej hołubiony starzec
świata, człowiek, który nigdy, w całym swym życiu, nie za-
znał niedostatku, nie szukał pracy, pławi się w bajecznych
luksusach, toleruje i podsyca kult własnej osoby. Niemal
widać, jak ten kult, to paranoiczne uwielbienie tłumów trzy-
ma go przy życiu, dodaje sił. On też potrzebuje ludzi, ludzi
Kościoła. Nie przyjechał tu do komuchów i antyklerykałów,
nie powie nic ofiarom wyzysku swego Kościoła, tak jak
w Kanadzie odmówił spotkania z ofiarami księży pedofilów.
Przyjechał do swoich i swoi go przyjęli.
Czy kocha Polskę, swoją ojczyznę? Z całą pewnością. Po-
laków również, z wyjątkiem tych, którzy są mu przeciwni.
Dla takich zawsze, przez cały swój pontyfikat, miał zimne,
nieprzejednane serce. Byli to nieprawomyślni teologowie
i biskupi usuwani ze stanowisk, kościelni reformatorzy, lu-
dzie lewicy, kobiety dokonujące aborcji, rozwodnicy.
Tak, on kocha ludzi i dla ludzi poświęcił swoje życie, ale
najbardziej kocha swój Kościół – system, instytucję, prawo,
tradycję. Jego miłość jest ślepa, będzie trwała do ostatnich
jego dni, wbrew temu, co czuje coraz więcej ludzi na całym
świecie i wbrew samemu Bogu, który z tym Kościołem nie-
wiele ma wspólnego.
Dlatego – tak naprawdę – patrzymy dziś nie na tryumf,
lecz na dramat człowieka, który do końca cały oddaje się
miłości swojego życia – zwodniczemu Kościołowi. Nasuwa
się tu (nie do końca może adekwatne) porównanie do filmo-
wej postaci kardynała de Bricassart z „Ptaków ciernistych
krzewów”. On też ponad wszystko ukochał Kościół, zamiast
wieść życie zgodne z wolą bożą.
Chociaż nam, światłym antyklerykałom, wydaje się to
dziwne, czy wręcz niemożliwe, to pewne jest, że Kościół
można pokochać i poświęcić mu całego siebie. Choć sam
się przed tym ustrzegłem, widziałem wielu młodych ludzi,
którzy już w seminarium powoli, acz systematycznie
i nieodwołalnie wtapiali się w ten system. To nie jest wca-
le trudne, wystarczy tylko bezwiednie poddać się ukształto-
wanej przez wieki formacji. W tym właśnie tkwi wielowie-
kowa siła nowego, rzymskokatolickiego cesarstwa. Kto oglą-
dał „Ojca chrzestnego” lub wie cokolwiek o włoskiej mafii,
uchwyci wielkie podobieństwo. W obu przypadkach liczy się
zawsze i ponad wszystko rodzina. Ich rodzina. W Kościele,
rzekłbym – o wiele bardziej. Oto młody mężczyzna, pełen
ideałów i woli przenoszenia gór, trafia (z różnych powodów
i motywacji) w tryby kościelnej machiny. Zostawia bliskich
i wchodzi do nowego świata, nowej rodziny. Od teraz mat-
ką dla niego jest Kościół, ojcem – biskup, braćmi – inni ka-
płani, siostrami – zakonnice. Ludzie spoza rodziny, w tym
również wierni, to – oni. Wielu z tej drogi rezygnuje, ale ci,
którzy zostają, są już z reguły w pełni dyspozycyjnymi żoł-
nierzami. Zresztą nie bezinteresownie. Sukces rodziny jest
ich sukcesem, także finansowym. Czynią dobro, jeśli leży to
w interesie ich organizacji, ale w imię tegoż samego intere-
su gotowi są też kłamać i kraść, a w przeszłości nawet za-
bijać, zawsze z niezmiennym hasłem na ustach: Ecclesia
supra! (Kościół ponad wszystko). Przykładów wielkiego od-
dania duchownych dla sprawy Kościoła widzieliśmy w hi-
storii mnóstwo. Zawsze działo się to kosztem maluczkich.
Ostatnio – przy okazji afery w USA. Biskupi i kardynałowie
woleli (zresztą na polecenie Wojtyły) latami przenosić księ-
ży pedofilów do coraz to innych parafii, dostarczając im tym
samym nowych dzieci (potencjalnych ofiar), aby tylko skan-
dal nie zaszkodził „dobremu imieniu Kościoła”.
Karol Wojtyła jest dokładnie tego samego ducha, wię-
cej – od lat jest patronem i wzorem dla myślących takimi
właśnie kategoriami. I to nie tylko spośród duchownych.
Mieliśmy wątpliwą przyjemność przekonać się, co sobą re-
prezentują panowie Krzaklewscy, Walendziaki, Ujazdowscy
i im podobni.
Jan Paweł II jest bez wątpienia wielkim bohaterem
rzymskiego katolicyzmu, ale już mniejszej części samych
rzymskich katolików. Ze swoimi nieprzeciętnymi zdolno-
ściami mógł być naprawdę wielkim człowiekiem, był
jednak tylko wielkim papieżem. Choć jeszcze odbiera
chwałę od ludzi, na naszych oczach przegrywa życie,
służąc do końca złej sprawie. Czy o tym wie? Twierdzę,
że nie. Padł bowiem kiedyś ofiarą tej samej indoktryna-
cji i prania mózgu, które teraz stosuje wobec innych.
W jego przekonaniu, wszystko co jest dobre dla Kościo-
ła, jest też z pożytkiem dla ludzi, bo choćby umierali
z głodu czy np. na AIDS, to od początku do końca pro-
wadzi ich nieomylny zastępca Chrystusa. Ecclesia su-
pra! Kościół ponad wszystko! Alleluja i do przodu! Cóż,
skoro nie samym chlebem człowiek żyje, to popatrzmy
też na igrzyska.
JONASZ
KOMENTARZ NACZELNEGO
W reszcie przybył.
96287076.024.png 96287076.001.png 96287076.002.png 96287076.003.png 96287076.004.png
Nr 33 (128) 16 – 22 VIII 2002 r.
KIM JEST JAN PAWEŁ II
3
niecierpliwie wyczeku-
je kolejnego przyby-
cia papieża w nadziei
na przeżycia natury
mistycznej... Albo na wielką masową
imprezę w wykonaniu współczesne-
go idola kultury pop. Obok entuzja-
stów funkcjonuje spora i chyba ro-
snąca grupa „papasceptyków”, któ-
rzy niechętnie widzą kolejne śmiesz-
ne i kosztowne wysiłki polskich tak
zwanych elit, pragnących zamanife-
to żałosne i smutne. Trochę nawet
przypomina, nie zawsze przecież ste-
rowane, wiwaty „ludu pracującego”
na cześć „ojczulka Stalina”. Dopie-
ro dziś, po wielu latach, kiedy mi-
nął bałwochwalczy lęk przed „wo-
dzem narodów”, nie drżymy już
przed nim, lecz śmiejemy się z ab-
surdów stalinizmu i zapewne lata mu-
szą też upłynąć, aby większość z nas
mogła wreszcie dostrzec absurdal-
ność kultu Jana Pawła II . Tymcza-
sem jednak osobowość i zalatujące
Jan Paweł II nie oddziałuje na
obecny bieg rzeczy, a jedynie pró-
buje konserwować to, co było. Nie
ma już żadnych szans na wpisanie się
w proces humanizacji świata. Wręcz
przeciwnie – jego dotychczasowa po-
lityka zaowocowała przyspieszonym
odchodzeniem wiernych od Krk oraz
zamrożeniem prób jego reformowa-
nia zapoczątkowanych przez Jana
XXIII i ostatni sobór. Nie ma już
nawet większego znaczenia politycz-
nego, ponieważ kraje demokratycz-
dotąd przez administrację Wojtyły już
nie zgodzą się na dalsze bierne ocze-
kiwanie. Możemy więc być świadka-
mi bardzo ostrej walki wewnątrz wa-
tykańskich murów i, być może, sen-
sacyjnych dymisji oraz nominacji, któ-
re wstrząsną całym Kościołem. Nie
wykluczam spektakularnych schizm
i wewnątrzkościelnych buntów, ja-
kie już mieliśmy okazję obserwować
w minionych latach (choćby powsta-
nie kościołów starokatolickich po ro-
ku 1870). Natomiast dalszy bieg wy-
modernizacji Kościoła. Paradoksal-
nie, taki wybór nie okaże się wiele
lepszy, przynajmniej w pierwszej fa-
zie, bo spowoduje walkę z mocnym
konserwatywnym lobby kompletowa-
nym przez Jana Pawła II. W efekcie
nie uniknie się rozłamów podobnych
choćby do głośnego w drugiej poło-
wie XX w. wystąpienia arcybiskupa
Marcela Lefebvre’a , który uważa
wszelkie reformy za szkodliwe
i sprzeczne z czystą wiarą. W tym jed-
nak przypadku jest szansa na powsta-
nie Kościoła unowocześnionego,
w którym zostanie zniesiony przymu-
sowy celibat duchownych, dopuści się
kapłaństwo kobiet i zaakceptuje re-
gulację urodzin, łącznie z dopusz-
czeniem ograniczonej aborcji. Kato-
lik zostanie wreszcie uznany za peł-
nowartościowego człowieka, który mo-
że decydować o sobie i swoim życiu.
Niezbędnym elementem moderniza-
cji będzie też uznanie równości wszyst-
kich religii i odrzucenie megalomań-
skiego przekonania, jakoby papiestwo
dzierżyło jakiś wyimaginowany depo-
zyt wiary jedynej, którą koniecznie
trzeba narzucić całemu światu. Oczy-
wiście, nie wyobrażam sobie, że
wszystkie te zmiany wejdą w życie jed-
nocześnie i natychmiast po wyborze
nowego papieża. Myślę jednak, że na-
cisk opinii publicznej i doskonale za-
uważalna utrata wpływów w społe-
czeństwach tradycyjnie katolickich
zmuszą wreszcie Kościół do stopnio-
wych ustępstw i odejścia od sztywnej
polityki Jana Pawła II.
Dlatego, patrząc na coraz bar-
dziej nieobecną twarz papieża, na-
bieram przekonania, że oglądam ko-
niec ery dinozaurów. Przewidywa-
na modernizacja Kościoła, którą
Wojtyła z taką energią powstrzy-
mywał przez całe życie, jest tuż za
progiem, a jego nostalgiczna podróż
do Polski ma charakter pożegnalny
i to nie tylko w wymiarze osobistym.
Jest to pożegnanie z kolejną odcho-
dzącą już epoką pseudochrześci-
jaństwa i... z podporządkowaniem
Polski Watykanowi.
Gaszenie świateł
Chyba już po raz ostatni nawiedzi nasz kraj
„Największy Autorytet Moralny Naszych Czasów”
darzeń będzie w dużym
stopniu zależał od przy-
padku. Jeżeli Unia Eu-
ropejska utrzyma się ja-
ko spójne państwo,
a Rosja i Chiny zdecy-
dowanie wejdą na dro-
gę demokratycznych
reform, Watykan pozo-
stanie skansenem kon-
serwatyzmu w stopniu
jeszcze większym niż
dziś. W efekcie do gło-
su dojdą tam siły skraj-
ne i jest całkiem moż-
liwe, że niewygodnych
kardynałów będzie się
usuwać w ten sam spo-
sób, jak to uczyniono
z Janem Pawłem I .
Ostatecznie więc Ko-
ściół papieski wyszedł-
by z tego wszystkiego
mocno osłabiony i zepchnięty do ro-
li coraz mniej liczącej się sekty, choć
jeszcze o zasięgu międzynarodowym.
Po latach wewnętrznych sporów i za-
burzeń i tak musiałby wreszcie zgo-
dzić się na ograniczone reformy. Te
jednak przyjdą za późno, aby utrzy-
mać dawne znaczenie papiestwa.
Alternatywą wydaje się wybór
papieża myślącego w sposób no-
woczesny i zdolnego podjąć trud
stować swoją czołobitność i religijno-
-polityczną poprawność. Jest też trze-
cia grupa obserwatorów, takich, któ-
rzy na starca z Watykanu patrzą obo-
jętnie, raczej współczując mu z po-
wodu chorób, ale w żadnym wypad-
ku nie łącząc z nim jakichkolwiek na-
dziei czy oczekiwań.
Podczas poprzednich „pielgrzy-
mek”, jak utarło się nazywać te go-
spodarskie wizyty papieża u podle-
głych mu polskich owieczek, grupa
„papasceptyków” oczywiście istniała
i nawet słabiutko dawała o osobie
znać, ale obojętnych było bardzo ma-
ło. Dziś coraz więcej ludzi otwarcie
już deklaruje swoje désintéressement .
Wyraźnie niższy poziom zaintereso-
wania wykazują także media, które
dawniej nadawały wielodniowy spek-
takl prezentujący postępy w przygo-
towaniach, budowie ołtarzy, monto-
waniu wind, instalacji tronów papie-
skich itp. Dziś skrótowa wiadomość
o konstruowaniu podwyższeń dla mo-
narchy z Watykanu upychana bywa
na dalszym miejscu telewizyjnych wia-
domości. Jest to z jednej strony symp-
tom zdrowienia Polaków, a z dru-
giej widomy znak, że gwiazda pol-
skiego papieża gaśnie już nawet w je-
go narodzie.
Dziś papież jest już tylko zniedo-
łężniałym, upartym starcem kurczo-
wo trzymającym się swoich niegdy-
siejszych wyobrażeń o świecie. Nie-
stety, taka jest prawda. Oczywiście,
w dużym stopniu wynika to z coraz
gorszego stanu jego zdrowia. Widząc
jego zgiętą postać i martwą , nieobec-
ną twarz, odnoszę nieodparte wraże-
nie, że ma poważne kłopoty z od-
biorem rzeczywistości. W gruncie rze-
czy nie bardzo wiadomo, ile rozumie
z tego, co się wokół niego dzieje, kie-
dy z trudem odczytuje z kartki wcze-
śniej przygotowany tekst, a potem za-
pada w niebyt na swoim tronie. Prze-
mówienia na swoją cześć przyjmuje
zwykle obojętnie i wcale nie byłbym
zdziwiony, gdyby nie zawsze umiał
powiedzieć, gdzie się akurat znajdu-
je. Mnożą się kolejne kompromita-
cje podczas oficjalnych wystąpień,
kiedy – z trudem mówiąc – sili się
na dowcip albo zaczyna mamrotać
jakąś ludową przyśpiewkę, wyobra-
żając sobie, że śpiewa.
Oczywiście każdy taki „występ”
spotyka się z hałaśliwym entuzjazmem
pobożnego tłumu, ale w istocie jest
średniowieczem poglądy papieża cią-
żą nad Polską i nad Krk, wywołując
protesty zarówno wśród co światlej-
szych katolików, jak i niezależnych
intelektualistów. Prezentowany obec-
nie kurs polityki papieskiej jest wy-
padkową jego zaściankowego rozu-
mienia religii rodem z Polski oraz
uformowanej przez niego w Watyka-
nie konserwatywnej grupy hierarchów
– pragnących za wszelką cenę utrzy-
mać swoje królestwo w niezmienio-
nym stanie.
Trudno ocenić, na ile Wojtyła
rozumie swój anachronizm. Osobi-
ście przypuszczam raczej, że nie
umie dostrzec ducha nowych cza-
sów i stąd na przykład jego coraz
ostrzejszy sprzeciw wobec wszelkich
religijnych i intelektualnych nowi-
nek. Stąd również średniowieczny
wręcz ekspansjonizm Krk pod wła-
dzą Jana Pawła II podyktowany je-
go prostym (jeśli nie prostackim)
myśleniem w kategoriach jedynej
religii prawdziwej i wszystkich in-
nych fałszywych, które koniecznie
należy usunąć jako zło. Tylko fun-
damentalizm Wojtyły tłumaczy je-
go paranoiczne wysiłki zmierzające
do podporządkowania sobie Rosji
i niewiarygodną butę, kiedy w In-
diach zapowiedział ewangelizację
Azji, a na Haiti wychwalał hiszpań-
skich misjonarzy, którzy przynieśli
tam katolicyzm. Nie wspomniał, że
katoliccy Hiszpanie wymordowali
wszystkich haitańskich Indian w cią-
gu kilkudziesięciu lat po zajęciu wy-
spy, a część indiańskich przywód-
ców żywcem upiekli nad ogniem.
Z drugiej strony sądzę jednak, że
gdyby nawet papież był w stanie wła-
ściwie postrzegać rzeczywistość, to
i tak nie zmieniłby swego postępo-
wania. Najprawdopodobniej uznał-
by, że współczesny świat jest dogłęb-
nie zepsuty i zły, a więc pod żadnym
pozorem nie wolno mu ulegać, bo to
oznaczałoby odejście od jedynie słusz-
nej i prawdziwej wiary. Reprezento-
wałby ją nawet jako jedyny i ostatni
jej głosiciel. Inaczej mówiąc, jeśli idee
nie zgadzają się ze światem real-
nym, tym gorzej dla świata. O tym,
że tak może (lub raczej kiedyś mógł)
rozumować Karol Wojtyła, świadczą
jego książki reprezentujące przeko-
nania identyczne z tymi, które przy-
świecały prymitywnemu pisemku „Ry-
cerz Niepokalanej”.
ne walczące kiedyś z radziecką do-
minacją potrzebowały każdego so-
jusznika, a szczególnie takiego, któ-
ry reprezentował poglądy diametral-
nie przeciwne komunizmowi i miał
wpływ na kraje obozu moskiewskie-
go. Kiedy jednak Związek Sowiecki
rozpadł się, niemal natychmiast na-
brały ostrości wszystkie sprzeczności
między nowoczesnym systemem de-
mokratycznym opartym na liberali-
zmie i światopoglądowym pluralizmie
a antyliberalnym i zdominowanym
przez jedną ideologię Watykanem.
Dziś Jan Paweł II spełnia więc rolę
atrapy przenoszonej z miejsca na
miejsce ku uciesze gawiedzi lubiącej
symbole i wielkie, publiczne impre-
zy. W istocie jednak nawet hierar-
chia kościelna zawiesiła wysiłki na
rzecz wprowadzania istotniejszych
zmian w swojej organizacji i zdaje się
odkładać je raczej na czas po śmier-
ci obecnego arcypasterza. Dokładnie
ten sam mechanizm zadziałał po
śmierci Stalina , a potem generała
Franco w Hiszpanii i przewodni-
czącego Mao w Chinach.
A zmian w Kościele będzie praw-
dopodobnie sporo. Możemy przypusz-
czać, że nowym papieżem zostanie
tym razem Włoch, aby zaspokoić am-
bicje miejscowych hierarchów. Nie
wiadomo tylko, czy będzie to osoba
z kręgu zwolenników JPII, a więc bar-
dzo konserwatywna, czy raczej ktoś
z zewnątrz. Od tego zależą losy Ko-
ścioła w ciągu najbliższych lat. Kon-
serwatysta spowoduje gwałtowne za-
ognienie sytuacji, ponieważ reformi-
ści oczekujący zmian blokowanych
LESZEK ŻUK
Fot. PAP/EPA Alessandro Bianchi
Chcesz być szczęśliwym posiadaczem koszulki „FiM”?
Pewnie, że chcesz, więc wypełnij przekaz (podaj dokładny adres!) i wpłać kwotę 14 zł (za jedną sztukę)
na poczcie lub w banku (opłata zawiera już koszty przesyłki). Pamiętaj, aby podać rozmiar koszulki: XXL,
XL, L lub M oraz wzór wydrukowanego na niej rysunku: 1, 2, 3, 4 lub 5 (wzory zamieszczamy powyżej).
Gdy spełniłeś już powyższe warunki, czekaj cierpliwie na przesyłkę od nas.
Wybierasz się na spotkanie z papieżem lub na pielgrzymkę? Koszulka „FiM” będzie idealnym i jedynym
stosownym wdziankiem na taką okazję!
D uża część Polaków
96287076.005.png 96287076.006.png 96287076.007.png 96287076.008.png
4
Z NOTATNIKA HERETYKA
Nr 33 (128) 16 – 22 VIII 2002 r.
GŁASKANIE JEŻA
Słowa, słowa, słowa
Nie rozpijajcie
nam papieża!
Stary człowiek. Takim Go zapa-
miętałem. Był rok 1977. Pisałem waż-
ną wówczas dla mnie pracę o „Te-
atrze Rapsodycznym” Kotlarczyka ,
a On niegdyś w tym teatrze był ak-
torem, ba... filarem aktorskiego ze-
społu, więc musiałem się z Nim spo-
tkać. Lecz jak młody człowiek – ate-
ista i hipis – ma umówić się ze współ-
twórcą kultowej trupy, a jednocze-
śnie z jedną z najważniejszych po-
staci polskiego Kościoła? Okazało
się, że nie jest to takie trudne, choć
Jego sekretarz zastrzegł w telefonicz-
nej rozmowie: – Tylko kilka minut.
Ja: – Kotlarczyk był prekursorem
innego postrzegania sceny. Może
pierwszy zrozumiał, że teatr to nie-
koniecznie jest „locus motus” jak ma-
wiali starożytni Grecy, czyli miejsce
i ruch, lecz przede wszystkim słowo.
On: – Ma pan rację. Teatr to
słowo i jeszcze widz. Można sobie
bowiem wyobrazić spektakl bez słów
– choćby pantomimę, lecz bez wi-
dza wszystko staje się bezsensowne.
To już wtedy nawet nie jest sztuka
dla sztuki.
Ja: – Czy tak głośny ostatnio
amerykański ruch Off Off Brodway
nie wyrósł z doświadczeń „Teatru
Rapsodycznego”? To właśnie za oce-
anem święci teraz triumfy scena eks-
perymentalna, na której spotykają
się aktorzy i recytują wiersze albo
teksty sztuk, wcale nie ucząc się
ich wcześniej na pamięć. Nawet nie
przygotowując swoich kreacji. Bez
scenografii, bez kostiumów i cha-
rakteryzacji...
On: – (śmiech) Nie przesadzaj-
my. Proszę pamiętać, że to „nic no-
wego pod słońcem”. Grupy typu Li-
ving Theater nigdy pewnie nie sły-
szały o Kotlarczyku, ani tym bar-
dziej o mnie. Taka ewolucja sceny
następuje samorzutnie. Myślę, że
wszelkie poszukiwania „teatru
otwartego” prędzej czy później od-
kryją wagę słowa i wagę jego bra-
ku – czyli ciężar ciszy.
Tak sobie gwarzyłem z człowie-
kiem, który już niedługo miał stać
się największym aktorem świata.
Pewnie pierwszym w historii akto-
rem, którego słowo staje się pra-
wem i natchnieniem dla tysięcy przy-
takiwaczy i powtarzaczy. Aktorem,
na którego spektakl przychodzi mi-
lion widzów. Cóż można zrobić
z taką władzą? Można wzorem Kon-
rada-Gustawa chcieć rządu dusz,
wierząc, że te dusze się zmieni, na-
prawi. Można też realnie posiąść ów
rząd i... nic z nim nie zrobić. I mil-
czeć, gdy tysiące dzieci służy za
obiekt obrzydliwego ślinienia się
starców w sutannach; milczeć w cza-
sie, gdy „nawiedzany” naród przy-
miera głodem, a Jemu buduje się
scenografię, czyli ołtarze warte mi-
liony dolarów; nic nie mówić, sły-
sząc głosy poniżanych kobiet, ob-
rażanych przedstawicieli innych re-
ligii, homoseksualistów, wolnomy-
ślicieli... Można...
Myślę, że potrzeba było aż dwu-
dziestu pięciu lat od tamtej rozmo-
wy, abym zrozumiał sens tego, co
ON wówczas powiedział: „Prędzej czy
później odkryta zostanie waga słowa
i waga jego braku – czyli ciężar ci-
szy” . Niestety, przypuszczam, że On
dawno już o owym „ciężarze ciszy”
zapomniał. Może nigdy nie wiedział,
jak ten ciężar może być czasem uciąż-
liwy? Bo wszystko to tylko – powtórz-
my za Hamletem – słowa, słowa, sło-
wa. Słowa starego człowieka, jakim
Go zapamiętam.
MAREK SZENBORN
zapewne pamięta niezłą
komedię wojenną pt. „Gdzie jest
generał?”. Ów dostojnik, za-
awansowany wiekiem staru-
szek, wzięty do polskiej niewo-
li miał jedno marzenie: uwolnić
się od towarzyszącego mu straż-
nika-pijaka, raczącego jeńca al-
koholem ponad niemiecką wy-
trzymałość. Widzę tę scenę
w przededniu kolejnej wizyty
w Polsce Białego Ojca.
Do redakcji „FiM” docierają sy-
gnały, że kościelni organizatorzy
– oprócz projektowania ołtarzy
– wiele uwagi poświę-
cili planowaniu kart
dań i doborowi trun-
ków. Oczywiście, pol-
ska statystyczna od-
porność na spi-
rytualia nie
ma sobie rów-
nych; prze-
strzec jednak
wypada, że Do-
stojny Gość,
choć Polak, nie
jest młodzie-
niaszkiem,
a przez lata
pobytu w Wa-
tykanie nieco
już od sarmackich
trunków i tradycji odwykł.
Dotychczasowe pielgrzymki pa-
pieża do Polski wywoływały wśród
naszych purpuratów rywalizację za-
bójczą dla niejednej czcigodnej wą-
troby. Najdostojniejszy Rodak przy
okazji takich imprez dostawał
wprawdzie pożądanego animuszu,
ale teraz, basta! Choć mamy pa-
pieżowi to i owo do zarzucenia, to
przed gastronomicznymi pomysła-
mi rodzimych opojów tym razem
(ze względów jakże oczywistych!)
kategorycznie przestrzegamy.
Aby zaś nie być gołosłownym,
zajrzyjmy za kulisy innej wycieczki,
np. tej z 1987 roku. Szóstego dnia
pobytu w Polsce, 13 czerwca, Karol
Wojtyła nawiedził Łódź zarządza-
ną przez biskupa Ziółka przy dys-
kretnym udziale władz państwowych
i samorządowych.
Pomińmy tu przebieg uroczysto-
ści religijnych; kto chciał, ten wi-
dział. „Nasz drogi Władysław” – jak
się łódzkiego ordynariusza w Stoli-
cy Piotrowej od tamtych dni nazy-
wa – zakasował wszystkich gospoda-
rzy etapów pielgrzymki A.D. ’87.
Trochę to może było nieeleganckie
wobec kolegów po sakrze, bowiem
już nazajutrz Gość wracał do Waty-
kanu, co niweczyło szanse na prze-
bicie „drogiego Władysława”.
W tej branży fair play nie ma jed-
nak specjalnego znaczenia i pozosta-
je do dzisiaj faktem, niewzruszonym
późniejszymi pielgrzymkami, że
w Łodzi „jak świat – światem, takiego
zestawu trunków jeszcze nie widzia-
łem” – o czym zaręczał papieski fo-
tograf Arturo Mari .
Podczas przyjęcia pewną sensa-
cję wywołał kard. Gulbinowicz . Mi-
mo znanej w episkopacie, szczerej
aż do bólu niechęci wobec „drogie-
go Władysława” swoje żądło wyce-
lował w biskupa Majdańskiego ,
goszczącego Wojtyłę dwa dni wcze-
śniej w Szczecinie. Pokazując szero-
kim gestem zestaw zmrożonych al-
koholi, rzekł: „U waści to zaścianek.
Tu jest świat!”.
Gdy spożyte napoje poczęły roz-
jaśniać umysły, biesiadnicy wyszli do
oczekującego na przedpoko-
jach pospól-
stwa. Pa-
pież, choć
silnie zaru-
mieniony (ale co
on wtedy miał? – 67
lat!), wykazał najwyższą
klasę. Przyjmując czoło-
bitności wstrzymywał od-
dech, jakby z wrażenia.
Tymczasem niektórzy
z towarzyszących mu
czerwonych bire-
tów czkali i pobe-
kiwali z przeje-
dzenia, czyniąc
atmosferę aż
nazbyt swojską.
Watykańczyków oczywiście to nie
dotyczyło, bo jeden po drugim od-
padali od stołu jak liście, najdalej
po czwartym „okrążeniu”.
Korzystając z niecodziennej oka-
zji, poswawolili sobie również... kle-
rycy Wyższego Seminarium Du-
chownego. Zapewne kierując się
zbożną tęsknotą za sprawowaniem
eucharystii, obalili kilka win. Nie-
nawykłe (jeszcze) do alkoholu ma-
łolaty poczuły ciążące w plecakach
buławy. Z dwóch okien nieodle-
głej szkoły czynili gesty do złudze-
nia przypominające urbi et orbi za-
strzeżone, jak wiadomo, dla Świa-
towego Autorytetu. Było tam póź-
niej trochę pretensji, wreszcie spra-
wę zatuszowano.
Upłynęło od tamtych karesów
sporo lat i choć miłych wspomnień
czas nie zaciera, to przecież – jak
wiadomo – zdrowie Czcigodnego
Gościa już nie to. Łódź asekuracyj-
nie zostanie więc w tym roku omi-
nięta szerokim łukiem.
„Zapraszałem Ojca Świętego wie-
lokrotnie do ponownego odwiedzenia
Łodzi i Papież odniósł się do tych
próśb z wyraźną sympatią. Jesteśmy
pełni ufności i modlimy się o to, by
był znowu z nami” – nie tracił na-
dziei „drogi Władysław” tuż przed
ogłoszeniem programu wizyty. Jej
dzisiejszych organizatorów przestrze-
gamy: nie rozpijajcie schorowane-
go papieża, bo jakby nie daj Boże...
to będzie na was!
SŁAWOMIR JANISZ
nęli niepotrzebnie, bo w zasadzie mogli po-
zostać zupełnie bierni w wojnie polsko-
-bolszewickiej w roku 1920. Wszystko bowiem
zrobiła za nich Maryja... Oto bezczelny pogląd lan-
sowany przez Kościół rzymskokatolicki.
Około 15 sierp-
nia, jak co roku,
wznoszone są dzięk-
czynienia za tak zwa-
ny cud nad Wisłą.
Kościół rzymskoka-
tolicki bardzo chęt-
nie wraca do wydarzeń z sierpnia 1920 roku, by pol-
skie zwycięstwo nad nacierającą na Warszawę armią
gen. Tuchaczewskiego określać mianem cudu sprawio-
nego przez Matkę Boską. „Ona sprawiła »Cud nad Wi-
słą«, gdy trzeba było bronić Polski przed nawałą bolsze-
wicką. Matka Boska Zwycięska z Rembertowa osłania-
ła Polaków” – pisał w „Niedzieli” (17 sierpnia 2001 r.)
biskup Józef Zawitkowski .
„Mówi się o bitwie warszawskiej, że jej zwycięstwo
nie da się wytłumaczyć za pomocą przyrodniczych ra-
cji” – mówił na uroczystościach rocznicowych w ub.
roku arcybiskup Kazimierz Romaniuk . „Polacy nie
zawiedli się w swojej wierze, bo oto Bóg sprawił wielki
cud nad Wisłą” – to słowa biskupa Orszulika .
Kościół rzymskokatolicki świadomie narzuca na-
rodowi metafizyczne tłumaczenie wydarzeń historycz-
nych. Polacy mają wierzyć, że gdyby nie ów cud,
a także cała seria innych cudów w minionych wie-
kach, to Polska dawno by już nie istniała. Przymusza-
nie do wiary w cuda, które rządzą historią to dążenie
do obezwładnienia narodu, bo po co się wysilać, dzia-
łać, czynić cokolwiek, lepiej poczekać na cud, a ten
na pewno się zdarzy, jeśli... bez reszty podporządku-
ją się władzy Kościoła. Przecież Polacy cieszą się szcze-
gólnymi względami w niebie...
15 sierpnia to święto narodowe, Dzień Wojska
Polskiego. Głoszenie, że zwycięstwo odniesione przez
polskich żołnierzy w sierpniu 1920 roku było cudem,
stanowi zanegowanie sensu ich walki, wykazywanego
bohaterstwa, a także sensu śmierci tysięcy z nich.
Przecież wystarczyło poczekać na interwencję sił nad-
przyrodzonych. Jeśli ktoś wierzy w cuda, to jego spra-
wa, ale jeśli od cudów ma uzależniać swój los i swą
przyszłość cały naród, to już zbiorowa patologia, któ-
rej skutki mogą być tylko tragiczne. Czy Polacy
w XXI wieku mają się zachowywać jak żydowski na-
ród wybrany, za któ-
rego (Stary Testa-
ment) walczył, pra-
cował, myślał i któ-
remu przepiórki zsy-
łał pod nos Jahwe?!
O bitwie war-
szawskiej napisano wiele książek, pisali je historycy, świad-
kowie historii, także wodzowie. Michaił Tuchaczewski
jest autorem pracy „Pochód za Wisłę”, z którą polemi-
zował Józef Piłsudski w książce „Rok 1920”. Tucha-
czewski za główną przyczynę swej klęski uważał brak
wsparcia ze strony wojsk frontu południowego, którymi
dowodził Józef Stalin i które oblegały Lwów zamiast
skierować się na Warszawę. Józef Piłsudski źródło klę-
ski armii bolszewickiej widział w braku nowoczesnej łącz-
ności, a głównie we własnym, śmiałym planie kontrofen-
sywy, która całkowicie zaskoczyła Rosjan.
W kościelnej wersji, cud miał zdarzyć się pod Ra-
dzyminem, gdzie 15 sierpnia Matka Boska, w dniu swe-
go wniebowzięcia, wyłoniła się z okopów i osłaniała
atakujących polskich żołnierzy. Ci, którzy to wymyśli-
li, nie wiedzieli, że bitwa pod Radzyminem miała mar-
ginalne znaczenie dla przebiegu kampanii, bo jej prze-
łom nastąpił nad Wieprzem. Ale „cud nad Wieprzem”
to nie brzmi najlepiej... Pewien uczestnik bitwy zapy-
tany przed wojną przez katolickiego dziennikarza, czy
był świadkiem „cudu nad Wisłą” odparł: „jaki tam cud,
po prostu normalnie daliśmy im w dupę” .
Pierwszymi autorami sformułowania „cud nad Wi-
słą” byli polityczni wrogowie Piłsudskiego – endecy.
To oni rozpowszechniali pogląd, że Piłsudski tak nie-
udolnie dowodził armią, iż odniesione przez nią zwy-
cięstwo musiało być cudem. Dziś już tylko Kościół
rzymskokatolicki trzyma się „cudu nad Wisłą”. Nie
dajmy sobie robić z mózgu wody, nawet jeśli byłaby
ona święcona.
„Cud nad Wieprzem”
JANUSZ CHRZANOWSKI
W ielu naszych Czytelników
P olscy żołnierze niczego nie dokonali i gi-
96287076.009.png 96287076.010.png 96287076.011.png 96287076.012.png
Nr 33 (128) 16 – 22 VIII 2002 r.
NA KLĘCZKACH
5
ZA DUŻO KOŚCIOŁA
ludzie mają prawo do swobodne-
go wyboru towarzystwa, ale tego,
że sławna pisarka znajdzie się
w jednym froncie z tropicielami Ży-
dów i masonów, nikt nie był w sta-
nie przewidzieć.
DEPTANIE
GERMAŃCA
Według badań OBOP-u aż 56
proc. Polaków (w większości mniej
lub bardziej praktykujących katoli-
ków) uważa wpływ Kościoła na ży-
cie publiczne za zbyt duży! Tylko
25 proc. ocenia swój stosunek do Ko-
ścioła jako pozytywny. Najnowszy
sondaż potwierdza więc, że tylko
20-25 proc. społeczeństwa to osoby
w pełni oddane Kościołowi. A.C.
GEJE U PAPIEŻA
Jeden z jego zastępców stoi na cze-
le komitetu wznoszącego wielki
krzyż na pobliskich wzgórzach,
a samorząd za friko podświetla kil-
ka miejscowych kościołów. To nie
wszystko. Proboszcz interesu przy
ul. 1 Maja, który przed laty bez
pozwolenia postawił szpaler gara-
ży, teraz – niejako w nagrodę
– otrzymuje od miasta spory teren.
Wielu mieszkańców 100-tysięczne-
go grodu borykającego się z biedą
i 25-procentowym bezrobociem nie
zgadza się z takimi rządami czarnej
lewicy i w najbliższych wyborach za-
mierza to jasno wyrazić...
M.P.
Na cmentarzu katolickim przy
ulicy Bujwida we Wrocławiu już
od dwóch pokoleń spaceruje się
po niemieckich kamieniach na-
grobnych. Alejki cmentarza są ni-
mi wybrukowane na przestrzeni
kilkuset metrów kwadratowych...
i to napisami do góry! O zdewa-
stowanych cmentarzach w Polsce
(„FiM” 31/2002) dobrze jest pa-
miętać w kontekście naszych słusz-
nych skądinąd starań o uszanowa-
nie narodowych miejsc pochówku
na Kresach Wschodnich. A.C.
W samym centrum Rzymu ma
powstać dzielnica rozrywkowo-wy-
poczynkowa dla osób homoseksual-
nych. Powstaną tam restauracje, si-
łownie i dyskoteki. Watykan jak do-
tąd nie zaprotestował jeszcze wobec
profanacji „świętego miasta”, być
może pomny na fakt, że jego moni-
ty przeciwko światowej paradzie ge-
jów w Rzymie w 2000 roku nikogo
nie wzruszyły. A poza tym, taka dziel-
nica w pobliżu Stolicy Apostolskiej
zawsze się przyda...
SKŁÓCONA
„RODZINA”
Konflikty i spory wewnątrz Ry-
dzykowej Ligi Polskich Rodzin
przeszły już etap kuluarowy i sta-
ły się przedmiotem publicznych
awantur i pyskówek. Przedstawi-
ciele rozmaitych stronnictw i frak-
cji „Partii Boga” opluwają się wza-
jemnie na łamach prawicowych pi-
semek. Wrzodak skarży się na
Macierewicza, Janowski na
Giertycha , a spór idzie oczywiście
o miejsce przy korycie, partyjne
sojusze i... historię, czyli to, czym
żyją prawicowcy. Rydzykowe dzie-
ci pisują listy otwarte do swoich
posłów. Z nich dowiadujemy się
m.in., że „praca klubu parlamen-
tarnego LPR jest sparaliżowana”
na skutek wzajemnej wrogości po-
bożnych członków i członkiń. A to
przecież dopiero początek czte-
roletniej kadencji Sejmu! A.C.
ŚW. OJCIEC ŚWIĘTY
A.C.
BUDOWANIE MITU
R.P.
Na łamach katolickiego „Go-
ścia Niedzielnego” (w dodatku
„Azymut”), tego samego, w którym
kiedyś Stefan Niesiołowski dowo-
dził, że Krk był głównym w dzie-
jach sojusznikiem wolności (sic!),
buduje się kolejny mit. Znany do-
minikanin Maciej Zięba stwierdza,
że to nie Reagan i Gorbaczow ma-
ją największe zasługi w obaleniu ko-
munizmu, ale JPII. Tak oto powsta-
je na naszych oczach nowa histo-
ria! Tym, którzy mają wybiórczą pa-
mięć, przypominamy, że gdyby nie
bankructwo ZSRR i zwycięstwo re-
formatorów w KPZR, do dziś sie-
dzielibyśmy za żelazną kurtyną.
I nic by tu nie pomogły przemowy,
zaklęcia i intrygi ani polskiego, ani
rosyjskiego, ani nawet chińskiego
papieża.
US ZAKAZ
SKŁADANY
KLĘCZNIK
Po raz pierwszy w historii ame-
rykańskiego prawa do aborcji sąd
zakazał kobiecie usunięcia ciąży.
O wydanie takiego zakazu popro-
sił sąd były partner 23-letniej Tani
Meyers , tłumacząc, że jest gotów
przejąć całkowite prawa rodziciel-
skie. Aborcja w USA jest legalna,
choć w wielu stanach zaostrzono
warunki jej wykonywania. Decyzja
sędziego nie jest prawomocna. Obie
strony procesu wsparli przeciwnicy
i zwolennicy aborcji. Według tych
pierwszych, ojciec dziecka ma pra-
wo współdecydować o usunięciu cią-
ży, według drugich – tylko kobieta
powinna podjąć taką decyzję. P. S .
Po raz kolejny polscy wynalaz-
cy zaskoczyli świat, zadając kłam
tezie, iż nasz kraj jest pustynią tech-
nologiczną. Wymyślili oni bowiem
składany podręczny klęcznik. Pro-
dukuje się go z lekkiego tworzywa,
dzięki czemu niewiele waży. Ceną
też się można pochwalić, bo z uwa-
gi na masową produkcję (!), nie
przekracza 13 złotych. Nie słysze-
liśmy, aby takie światowe potęgi
technologiczne jak USA czy Ja-
ponia były w stanie wyprodukować
tak genialne urządzenie. Przeno-
śny klęcznik może stać się naszym
największym hitem eksportowym.
Sukces jest pewny, gdyż, jak mó-
wią złośliwi, promować go będzie
zarówno pan prezydent, jak i pan
premier.
KOŚCIÓŁ DOMOWY...
Rok 2002 będzie przełomowy
dla biznesu produkującego kościel-
ne gadżety. Dzięki bawarskiemu wy-
dawcy „Trybuny Śląskiej” do kata-
logu medalików dołączy nowy, re-
welacyjny wzór. Zamówił on bo-
wiem medalik z wizerunkiem... sa-
mego drogiego Ojca Świętego. Po
wyprodukowaniu cały nakład prze-
wieziono na Jasną Górę, gdzie po-
bożni ojczulkowie pokropili go wo-
dą święconą. Czekamy z niecier-
pliwością na medaliki z tatką Ry-
dzykiem.
Muzułmanin Alim Hassan
z New Jersey będzie odpowiadał za
trzykrotne zabójstwo. Po licznych
awanturach na tle religijnym zamor-
dował on swoją ciężarną żonę,
a także teściową i szwagierkę.
Wszystkie ofiary były hinduistkami,
które mimo licznych próśb i gróźb
nie chciały przejść na islam. A.C.
A.C.
WIĘZIENIE
ZA WYZNANIE
BEZCZELNY CIESZYN
Do łódzkiego Sądu Okręgowe-
go trafiła sprawa odszkodowania za
niesłuszny wyrok więzienia, zasą-
dzony w 1960 roku Wilhelmowi S.
za przynależność do organizacji
zrzeszającej świadków Jehowy. Je-
go rodzina domaga się teraz zadość-
uczynienia, którego wysokość po-
zostawia do oszacowania wymia-
rowi sprawiedliwości. Ponad 40 lat
temu Sąd Wojewódzki w Łodzi ska-
zał Wilhelma S. na 6 lat pozbawie-
nia wolności z dwóch powodów:
za to, że „brał udział i pełnił kie-
rowniczą funkcję w związku pod na-
zwą Świadkowie Jehowy – Badacze
Pisma Świętego” oraz za to, że „roz-
powszechniał i przechowywał pisma
i druki, których treść miała pozostać
tajemnicą wobec władzy państwowej
oraz pisma zawierające fałszywe in-
formacje mogące wyrządzić istotną
szkodę interesom Państwa” . Wyrok
– zmniejszony potem o dwa lata
– mężczyzna odsiedział. Zmarł kil-
ka lat po opuszczeniu więzienia.
Sąd Najwyższy, po wniesieniu trzy
lata temu przez rzecznika praw oby-
watelskich wniosku o kasację wyro-
ku, uniewinnił Wilhelma S., uzna-
jąc, że żaden z czynów nie był prze-
stępstwem.
M.P.
Zarząd Miasta Cieszyna prze-
giął! Zamiast po prostu sfinan-
sować remonty budynków parafii
św. Marii Magdaleny i Zgroma-
dzenia Sióstr Elżbietanek – rad-
ni postanowili udzielić na nie dwu
nie oprocentowanych pożyczek
(po 15 tys. zł). Parafia chce re-
montować dach, zaś siostrzyczki
wymarzyły sobie nową elewację
klasztoru przy ul. Katowickiej.
W mieście panuje nędza i bezro-
bocie. Jeśli ktokolwiek chce otrzy-
mać kredyt, musi iść do banku
z furą dokumentów i potem zwró-
cić pieniążki z odsetkami. Pro-
kościelny Zarząd Miasta dla świą-
tobliwych mężów i dziewic robi
więc co prawda wyjątek, ale kto
to słyszał, żeby od miłościwie nam
panujących oczekiwać zwrotu ka-
sy. No, no, zobaczymy... R.P.
ZŁY PATRON
NORMALNY
BO SWÓJ?
M.P.
Rada Miejska Lublina po raz
kolejny wykreśliła ulice ze „złymi”
patronami, a na ich miejsce powo-
łała osoby święte. I tak np. ulicę
Armii Ludowej zastąpiono ulicą
Księdza Wojciecha Danielskiego,
a ul. Gwardii Ludowej – ul. Księ-
dza Franciszka Blachnickiego. Nie
ostał się też paskudny Franciszek
Zubrzycki, dowódca oddziału GL
poległy z rąk hitlerowców, którego
zastąpił ks. Mieczysław Brzozow-
ski. Lublin jest klerykalny do bólu,
ale wcześniej czy później – jak śpie-
wa Wojciech Młynarski – przyj-
dzie walec i wyrówna...
„Arabia Saudyjska to kraj jak
każdy inny. Mamy tam do czynie-
nia z szerokim spektrum aktywno-
ści. Z niektórymi zjawiskami, natu-
ralnie, zgadzamy się, z innymi nie”
– powiedział Donald Rumsfeld ,
amerykański minister spraw zagra-
nicznych. Owa „aktywność” pole-
ga m.in. na zabijaniu ludzi pod by-
le pretekstem, uciskaniu kobiet
i bezwzględnej dyktaturze dynastii
Saudów. Będziemy o tym pamiętać,
kiedy rząd pana Rumsfelda każe
zbombardować jakiś kraj pod pre-
tekstem obrony praw człowieka.
Idziemy o zakład, że nie będzie to
nigdy wierny sojusznik i klient
– Arabia Saudyjska.
AMNESTIA
Wizyta JPII to nie lada gratka
dla zakonnic kontemplacyjnych.
Dzięki specjalnej zgodzie nuncju-
sza Józefa Kowalczyka będą mo-
gły opuścić mury klasztorne i udać
się na papieską mszę. Te ostatnie
w Polsce więźniarki sumienia (na
własne życzenie!) żyją bowiem
w kompletnej izolacji od świata ze-
wnętrznego.
A.C.
PAPA DAJE PAPU
R.P.
Znaczna liczba spośród 4 tys.
młodych Polaków, którzy pojecha-
li na spotkanie do Toronto, nie wró-
ciła do kraju. Tylko z grupy tarnow-
skiej pozostało za oceanem ponad
30 proc. „pielgrzymów”. Najwyraź-
niej część młodzieży potraktowała
wyjazd jako możliwość łatwiejsze-
go zdobycia wizy kanadyjskiej.
Uczestnicy zlotu mówią, że część
osób w ogóle nie uczestniczyła
w papieskich imprezach, ale od ra-
zu zaczęła się rozglądać za pracą.
Kolejne święto katolickiej młodzie-
ży proponujemy zorganizować
w USA, Szwajcarii lub Kuwejcie
– masowe uczestnictwo polskiej
młodzieży gwarantowane! A.C.
NOWI CENZORZY
A.C.
P. S .
Posłanka Hanna Mierzejewska
z Prawa i Sprawiedliwości stanęła
na czele nowo powstałego stowa-
rzyszenia o wzniosłej nazwie Towa-
rzystwo Obrony Książki i Słowa
Polskiego. Jego celem ma być, jak
donosi „Nasza Polska”, krzewienie
kultury, wiedzy literackiej i histo-
rycznej oraz – uwaga! – obserwo-
wanie i kontrolowanie podręczni-
ków i lektur szkolnych. Co ozna-
cza po prostu niepaństwową cen-
zurę. W gronie założycieli wśród
prawdziwych Polaków-katolików
z „Naszej Polski” znalazła się też
Barbara Wachowicz . No cóż,
CZARNA LEWICA
Katolicka lewica rządzi Jelenią
Górą. SLD-owski prezydent z dok-
toratem przymyka oczy na ewident-
ne dojenie mieszkańców przez Krk.
96287076.013.png 96287076.014.png 96287076.015.png 96287076.016.png 96287076.017.png 96287076.018.png 96287076.019.png 96287076.020.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin