Skok w konflikt: Prawdziwa historia
Skok w wizję: Zakazana wiedza
Skok w potęgę: Mroczny, zachłanny bóg powstaje
Skok w szaleństwo: Chaos i porządek
STEPHEN R. DONALDSON
SKOK W POTĘGĘ
PRZEŁOŻYŁ PIOTR W. CHOLEWA
Najlepszemu zespołowi:
Lyndzie Kexel,
Billowi Puderowi
i Rickowi Carterowi
Holt
Krótko przed odlotem Angusa Thermopyle i Milosa Ta-vernera na pokładzie Fanfary Holt Fasner odwiedził swoją rnstkę.
Uczynił to, mimo że stara wiedźma od dziesięcioleci była w paskudnym humorze.
Postępy medycyny, dzięki którym on sam przez sto pięćdziesiąt lat pozostawał niemal zdrowy, stosunkowo silny i prawie w dobrej formie, nadeszły zbyt późno, by dla niej mieć równie dobroczynne skutki. Właściwie zawiodłyby całkowicie juz trzydzieści lat temu, gdyby nie uparł się, żeby podłączać ją do maszyn, które z początku pompowały jej krew potem trawiły jej jedzenie, a w końcu za nią oddychały Oczywiście, technicznie rzecz biorąc, wciąż była żywa, chociaż pozostała z niej tylko łupina kobiety. Skórę miała plamistą barwy gnijącego lnu; prawie nie mogła poruszać dłońmi- od dziesięciu lat nie uniosła głowy z oparcia. Nie wiedziała nawet, kiedy rurki dostarczają jej pożywienie, a kiedy odciągają niestrawione resztki.
Zachowała jednak umysł. Zgorzkniała, ostra jak fiolka witriolu, Noma Fasner nadal myślała, choć jej ciało straciło możliwość jakichkolwiek działań.
Dlatego właśnie syn utrzymywał ją przy życiu. Już wiele lat temu zrezygnowała z próśb, by pozwolił jej umrzeć. Bolesne doświadczenia nauczyły ją, że zbędzie on jej prośbę mdłym uśmieszkiem i pustą uwagą: „Wiesz przecież, że bez ciebie sobie nie poradzę". A wkrótce potem zainstalują kolejny ekran wideo w pomieszczeniu, które uważała za swój grobowiec.
Wpatrywała się w te ekrany, chociaż ich nienawidziła. Obrazy były wszystkim, o czym mogła rozmyślać. Gdyby je wyłączyli, mózg z pewnością wyłączyłby się także, a tego przecież nie chciała. Pragnęła śmierci, nie nieświadomości. Gdyby choć jeden z ekranów zgasł, zapłakałaby pewnie z żalu i rozczarowania. Każda scena, każde słowo, każda chwilowa spekulacja były sugestiami, które może w końcu pozwolą uwierzyć, że jej syn zostanie zniszczony. Bez tych sugestii, bez możliwości ich otrzymywania, wszystkie te lata sparaliżowanej, pozbawionej życia egzystencji poszłyby na marne.
Jej syn był dyrektorem naczelnym Zjednoczonych Kompanii Górniczych, z pewnością najbogatszym i bez wątpienia najpotężniejszym z żyjących. Ze swojego „głównego biura", stacji kosmicznej krążącej wokół Ziemi, pół miliona kilometrów dalej niż sztab PZKG, władał ogromnym imperium, największym, rzekomo najbardziej potrzebnym przedsięwzięciem w historii ludzkości. Jego pracowników liczono na miliony; mężczyzn i kobiety, którzy żyli lub umierali wskutek jego decyzji i jego polityki - na miliardy. Ukryty za statutem ZKG i formalną demokracją Rady Zarządzającej Ziemi i Kosmosu - oficjalnie odpowiedzialnej za kontrolowanie takich ludzi jak ón, takich korporacji jak jego - powoływał i obalał rządy, niszczył albo wzbogacał konkurentów, sprawiał, że potencjalne wersje przyszłości nabierały realnych barw albo rozwiewały się jak mgła. Za jego plecami ludzie, którzy się go bali, nazywali go czasem „Smokiem" - a tylko tacy, którzy nie wiedzieli, kim jest, nie czuli przed nim strachu.
6
7
Stał w samym sercu ludzkich kontaktów z zakazaną przestrzenią. Wszystko, co pochodziło z tego niezmierzonego źródła bogactwa, przechodziło przez jego ręce. I do niego należała jedyna obrona ludzkości przed tym niezmierzonym zagrożeniem.
Wartość czasu Holta Fasnera nie dała się mierzyć nawet w czystym cezie. Mimo to odwiedzał matkę, kiedy tylko trafiła się okazja. Zbyt cenił jej rady, by pozwolić jej umrzeć.
Chociaż czasami interpretował je z najwyższym trudem. Pragnienie, by doprowadzić go do ruiny, było tak oczywiste, że musiał zachowywać najwyższą ostrożność, wysłuchując jej opinii i wartościując przewidywania. W rezultacie spotkania z matką stawały się dla niego wyzwaniami, które niezmiennie stymulowały umysł.
W rzeczywistości niemal na pewno mógł pozwolić jej umrzeć w dowolnej chwili ostatniego półwiecza. Lubił z nią rozmawiać i cenił jej rady, ale poradziłby sobie bez nich. Utrzymywał przy życiu Nomę Fasner właśnie dlatego, że z tak głęboką jadowitością życzyła mu jak najgorzej; także dlatego, że jej całkowita bezradność sprawiała mu przyjemność; i w końcu dlatego, że zmuszała go do czujności. Bez niej mógłby zapomnieć, że jest śmiertelny.
Ludzie zapominający o własnej śmiertelności popełniają błędy. Holt Fasner za swoje sukcesy płacił krwią - nie zawsze własną. A teraz, kiedy je osiągnął, nie zamierzał ich zaprzepaścić wskutek jakiejś pomyłki.
Dlatego odwiedził matkę krótko przed startem Fanfary. Pojawiło się zagrożenie - niewielkie zagrożenie, które jednak w każdej chwili może przerodzić się w coś poważnego. Sami w sobie, Angus Thermopyle, Milos Taverner, Nick Succorso i Morna Hyland byli jedynie trójką mężczyzn i kobietą, pionkami na planie szerokiej polityki i jeszcze wspanialszych marzeń Holta. Ale połączeni z Fakruramą i Amnionem mogą w efekcie stworzyć coś bardziej wybuchowego, o trwałych skutkach - jak mały reaktor termojądrowy, który przeszedł w stan krytyczny i całą okolicę uczynił na stulecia niezdatną do zamieszkania.
8
Oczywiście, sprawą kierował osobiście dyrektor Policji Zjednoczonych Kompanii Górniczych, Warden Dios. Ryzyko wynikało z jego, nie Holta decyzji; negatywne konsekwencje, jeśli wystąpią, on będzie musiał usunąć. Ale Holt cenił pomyślność PZKG, tak jak cenił dobry stan samych Zjednoczonych Kompanii Górniczych. Gdyby uznał, że ryzyko jest zbyt wielkie, zakazałby działania.
Nie zakazał.
Jednakże nie przestawał myśleć o sytuacji. Zamiast próbować rozszyfrować Wardena - który prawie trzydzieści lat dowodził, że jest silną, prawą ręką Smoka - Holt uznał, że lepiej porozmawia z Norną.
Pokój, w którym tkwiła uwięziona, ukryty był w mrocznym zakamarku głównego biura, w części stacji, gdzie nikt nie wchodził - z wyjątkiem mężczyzn i kobiet dysponujących bardzo szczególnymi uprawnieniami. Jak zwykle, kiedy nie badało jej kilku osobistych lekarzy, jedynym oświetleniem sterylnego pokoju szpitalnego było dwadzieścia kilka wideo-ekranów, niemal w całości pokrywających ścianę przed jej oczami. Sama wybrała ten.półmrok - odrobina siły, jaka pozostała w jej palcach, wystarczała, by rozjaśnić lub przyciemnić światła, zmienić pozycję łóżka, przywołać pielęgniarkę, a nawet wyłączyć ekrany. Holt zezwolił jej na taką swobodę, gdyż ufał, że wykorzysta ją właściwie.
Jaskrawoblada twarz w fosforyzującym blasku przypominała oblicze mumii, wymalowane tak, by wyglądać upiornie pod lampami ultrafioletowymi. Wąskie wargi i bezzębne dziąsła bezustannie przeżuwały jedzenie, którego Norna nie kosztowała od dziesięcioleci. Od czasu do czasu śliniła się nieświadomie; siateczka zmarszczek rozprowadzała ślinę w lśniącą warstwę na brodzie. Nie spojrzała nawet na wchodzącego syna: jej oczy przeskakiwały niespokojnie po ekranach, jak gdyby potrafiła oglądać i rozumieć je wszystkie równocześnie.
Z ekranów dobiegał stały pomruk głosów i ścieżek dźwiękowych, stłumione i nierozróżnialne słowa przeplatane kilkoma melodiami - odgłos niby gwar tłumu, niespokojnego i gniewnego, ale tak głuchy i daleki, że mógłby być tektonicznym
9
zgrzytem skał albo zapomnianą skargą morza. Ten dźwięk budził u Holta dreszcze; czasami zdawał się zaćmiewać mu umysł. Sprawiał wrażenie, że coś niedobrego dzieje się z samą strukturą głównego biura.
Z doświadczenia jednak wiedział, że Norna obserwuje i rozumie głosy nie gorzej od obrazów.
- Witaj, mamo - pozdrowił ją ze sztuczną serdecznością, po części z zasady, po części dlatego, że musiał coś zrobić, by przeciwstawić się działaniu dźwięku. - Dobrze wyglądasz, lepiej niż kiedykolwiek. Mam nadzieję, że już niedługo wstaniesz z łóżka. Przyda mi się twoja pomoc w zarządzaniu firmą. Jak się czujesz? Co mówią lekarze?
Przyjęła tę paplaninę ze zwykłym lekceważeniem. Z tymi oczami przebiegającymi po ekranach, przypominała mu kurę, próbującą dziobać ziarno z kamienistego gruntu.
On również spojrzał na ekrany, ale obrazy nie miały żadnego znaczenia. Typowy zbiór: pół tuzina serwisów wiadomości, próbujących zinterpretować życie dla swoich widzów i wyciągających identyczne wnioski; trzy, może cztery programy ukazujące akty wyjątkowej przemocy w różnym stopniu symulacji; cztery czy pięć komedii i satyr, sprawiających wrażenie, jakby bez przerwy powtarzały te same żarty; i jeszcze kilka romantycznych wideo... - Mamo, w twoim wieku? Jak ci nie wstyd? ...z fascynacją przedstawiających takie właśnie bezmyślne, duchowe żądze, które zapewne pociągnęły ku sobie Mornę Hy-land i Nicka Succorso na Stacji Gór-Komu. Takimi bzdurami pozwalały się oszałamiać masy ludzkich istot - aż nadchodziła jedna z tych rzadkich chwil, kiedy budziły się, dostrzegały, co się dzieje dookoła, źle to pojmowały i usiłowały wymusić na rządzących najgłupsze z możliwych rozwiązań. Rozruchy Człowieczeństwa były tego świetnym przykładem. W pozostałych przypadkach świat pokazywany na wideoekranach spełniał swoje zadanie całkiem skutecznie. Jednak Holtowi nie miał nic do zaoferowania.
10
Po raz n-ty zastanowił się, co takiego daje jego matce. Czyżby widziała w nim coś, czego on nie zauważał? Czy może
Norna zwyczajnie czekała na wiadomość, że jej syna spotkała katastrofa? A może z tego bełkotu czerpała tajemną wiedzę - wiedzę, która jemu wciąż się wymykała, mimo ogromnych możliwości?
Ten problem dodawał pikanterii jego wizytom.
Co takiego przeoczył? Chyba niewiele, wykazał bowiem swoją umiejętność czerpania zysków - i to wielkich zysków
- z tych chwil, kiedy ludzkie miliardy zrzucały pęta i wysu
wały irracjonalne żądania wobec swoich przywódców. Wciąż
chichotał w duchu, kiedy myślał o Rozruchach Człowieczeń
stwa. Jak można sobie wyobrazić odparcie groźby Amnionu
bez genetycznej wiedzy, dorównującej wiedzy przeciwnika?
A jednak wybuch odrazy wobec doświadczeń genetycznych
praktycznie włożył mu w ręce cały Intertech. A posiadanie In-
tertechu pozwoliło przejąć kontrolę nad kontaktami z Amnio-
nem, co z kolei - nieuchronnie niczym sylogizm - doprowa
dziło go do obecnej pozycji władcy losów własnej rasy.
Jeśli jakiś człowiek w historii mógł o sobie powiedzieć, że niewiele przeoczył okazji, to był nim Holt Fasner. Mimo to nie zapominał o zagadce swej utrzymywanej przy życiu matki. To pozwalało wierzyć, że nie przeoczy niczego teraz.
Po stu pięćdziesięciu latach życia wciąż był w sile wieku; fizjologicznie nie zaczął się jeszcze starzeć. Ale policzki miał odrobinę zbyt rumiane, troszeczkę częściej musiał mrugać, żeby oczy nie zachodziły mgłą. Czasami drżały mu ręce, czasami dokuczała prostata. Lekarze odradzali wszelkie wyczerpujące ćwiczenia fizyczne, nie wiedzieli bowiem, ile wytrzymają tkanki serca. A unikanie błędów stało się teraz ważniejsze niż kiedykolwiek.
- Mamo - podjął z tą samą nieszczerą serdecznością, jak
gdyby nie odpowiedziała milczeniem na jego powitanie, wię
cej: jak gdyby udzieliła mu odpowiedzi, której najbardziej
pragnął. - Potrzebuję twojej rady. W ciągu ostatnich kilku dni
odbyłem kilka niepokojących rozmów z Godsenem Frikiem.
Pamiętasz go, prawda? - Holt doskonale wiedział, że matka
niczego nie zapomina. - Jest dyrektorem protokołu u War-
da. Z jakichś powodów... - Holt błysnął zębami w uśmiechu
11
domokrążcy - ...uważa, że jeśli nie podobają mu się decyzje czy działania Warda, może się zwracać bezpośrednio do mnie. Bardzo naganne postępowanie, nie sądzisz? Ward by tego nie tolerował, gdyby nie wiedział, że Godsen jest moim protegowanym. W odpowiednim czasie, mniej więcej za dziesięć lat, Godsen będzie chyba gotów, by wypełnić swój obowiązek wobec ludzkości i objąć przewodnictwo RZZK. Ale to poważny kłopot, prawda? Dla Warda jako przełożonego God-sena. I dla mnie, jako przyjaciela, sprzymierzeńca i mentora Warda. Chciałbym przecież... - Holt żywił złośliwe upodobanie do takich zdań - ...żeby praca dawała mu zadowolenie. Od niego zależy bezpieczeństwo ludzkiej przestrzeni.
Z pewnością bezpieczeństwo ludzkiej przestrzeni zależało od PZKG. Nie istniała żadna siła, mogąca się przeciwstawić Amnionowi. A zatem wyjątkowa pozycja Holta także zależała od PZKG. Gdyby nie miał policji, RZZK mogłaby już dawno rozparcelować jego imperium.
Wytężając słuch, by odfiltrować bezustanny szum ekranów, rozróżnił ledwie słyszalne pytanie Nomy, wymamrotane przez blade wargi i bezzębne dziąsła:
- Jaka jest sytuacja?
Och, mamo, żyjesz dla mnie, prawda? Nie chcesz tego, ale żyjesz tylko dla mnie. Uśmiechał się ciągle.
- Ward uznał, że trzeba coś zrobić w sprawie jednej z naj
gorszych nielegalnych stoczni. Takie stocznie służą zakazanej
przestrzeni, pomagają przestępcom, a także handlują kradzio
nymi towarami. Zadziwiające, jak wielu ludzi chce się wzbo
gacić, wspierając lub wspomagając naszych wrogów. Amnion
chce naszych surowców, naszej technologii, naszych genów.
Piraci im to sprzedają. Ale piraci byliby... - Holt zacisnął war
gi. - Byliby nieskuteczni bez nielegalnych stoczni, gdzie bu
dują i naprawiają statki. I bez handlarzy, którzy prowadzą in
teresy z Amnionem. Ward z radością rozwaliłby ich na strzępy.
Zastanowił się.
- Problem tkwi w tym, jak to zrobić. Ta szczególna stocznia,
o którą teraz mu chodzi, znajduje się w zakazanej przestrzeni.
Straciłby pracę, gdyby dokonał otwartego ataku na Amnion. Dlatego planuje dywersję. Pamiętasz, mamo, wypadek na Stacji Gór--Komu, jakieś pół roku temu? Wyglądało na to, że ochrona dogadała się z pewnym piratem, żeby wrobić innego. Ta sytuacja pomogła nam zdobyć głosy konieczne dla wprowadzenia Ustawy o Priorytecie.
Oczywiście, że pamiętała.
Holt ciężko się napracował, by przeforsować Ustawę o Priorytecie. Dawała ona PZKG jurysdykcję nad lokalnymi siłami ochrony na wszystkich stacjach, umacniając w ten sposób jej hegemonię i osłabiając jedyną sensowną alternatywę dla policjantów Holta.
- Ten przestępca, którego wtedy aresztowali, nazywa się
Angus Thermopyle. Najobrzydliwszy typ pod słońcem. Ward
zażądał jego wydania, zgodnie z ustawą. Zaspawali go, za
programowali, a teraz posyłają przeciwko tej stoczni. Dzisiaj,
o ile wiem.
Właściwie w tej chwili.
- To skomplikowana sprawa. Powiedz, gdybym cię nudził,
mamo. Odniosłem wrażenie, że kiedy poleciłem Wardowi za
łatwić tę sztuczkę na Gór-Komie, nie chciał wykonać rozka
zu. Nasz Ward jest takim idealistą... Nie lubi się mieszać
w praktykę polityczną. Słyszałem wręcz, że wygłasza mowy
przeciwko „zniżaniu się do poziomu naszych wrogów". Ale
zrobił to, ponieważ w ten sposób mógł zdobyć coś, na czym
mu zależało, to znaczy Angusa Thermopyle. O ile mogę oce
nić, nie zależy mu na większej władzy dla niej samej.
Jakby do siebie, ale czujnie obserwując matkę, Holt zamruczał:
- Ciekawe, jak mocno musiałbym go naciskać, gdyby nie
zależało mu na Angusie.
Jeśli Norna cokolwiek powiedziała, nie usłyszał.
—Najważniejsze jednak - podjął głośno Holt - że Ward wykonał rozkaz. Zawsze wykonuje rozkazy. Najbliższe dni powinny doprowadzić do ciekawych wydarzeń na granicy zakazanej przestrzeni.
Norna wymamrotała coś, co brzmiało jak:
- Dlaczego Godsen się tym przejmuje?
12
13
- Dobre pytanie! - zawołał jowialnie jej syn. - Jak zwykle,
mamo, trafiłaś w samo sedno. Dlaczego ta sprawa niepokoi ta
kiego oddanego urzędnika jak Godsen Frik? Oczywiście, nie
moglibyśmy wrobić tego Angusa Thermopyle, gdybyśmy nie
mieli swojego człowieka w ochronie Stacji. Ale byłoby rze
czą... - Holt poszukał odpowiedniego przymiotnika - ...nie
fortunną, gdyby lokalne dochodzenie odkryło prawdę. Usta
wa o Priorytecie przeszła, ponieważ wszyscy uznali, że nie
można ufać miejscowej ochronie, że na Stacji Gór-Komu był
zdrajca, pracujący dla zakazanej przestrzeni. Gdyby się roze
szło, że ten zdrajca w istocie pracował dla nas... Cóż, utrzy
małbym jakoś głosy stacji, ale reszta Rady dostałaby szału. Że
by nie dopuścić do takiej ewentualności, Ward zażądał
przekazania nam zdrajcy równocześnie z Angusem. To sady
styczny drobny biurokrata, nazywa się Milos Tavemer. Jak do
tąd wszystko szło dobrze. Ale dochodzimy do kwestii, która
zaniepokoiła Godsena. Angus jest w tej chwili cyborgiem,
oprogramowanym od stóp do głów. Nawet zębów nie umyje
bez zgody swojego rdzenia danych. Lecz nadal potrzebuje
nadzorcy, kogoś, kto wyreguluje jego oprogramowanie, gdy
by nastąpiły jakieś nieprzewidziane okoliczności. Potrzebuje
też załogi. A na dodatek potrzebuje kamuflażu: musi jakoś wy
tłumaczyć, w jaki sposób odzyskał wolność, jak się wyrwał
z więzienia, skąd wziął statek.
Holt zawiesił głos, dla lepszego efektu.
-1 Ward wybrał Milosa, żeby leciał z Angusem - dokończył.
Przez chwilę Noma żuła coś w milczeniu. Zamiast słów, z jej warg wyciekała ślina. Wargi. Oczyma wodziła nerwowo po ekranach, jednak ani razu nie spojrzała ńa syna.
- Czy zrozumiałaś, mamo? - spytał serdecznie Holt - Wie
my, że Milos ma duszę zdrajcy, ponieważ zdradził dla nas ochro
nę Stacji. Ward uważa, że nie zwróci się przeciwko nam, bo trzy
mamy go krótko przy pysku. - To kolejne określenie z tych,
które Holt Fasner szczególnie lubił. - Jeśli wyjawi coś, czego
nie chcemy, by wyjawiał... Albo zrobi coś, czego nie chcemy,
by robił, będzie skończony. Ale Godsen patrzy na to inaczej.
Ma bardziej „społeczną" perspektywę. Gdyby nasze działania
wyszły na jaw, co „lud", te „wielkie, niemyte masy"... - takie słowa niemal radośnie spływały mu z ust - ...pomyślą o wysłaniu znanego mordercy i gwałciciela pod kontrolą znanego zdrajcy? Jak głosy w RZZK ocenią wiarę Warda, że Milos nie zwróci się przeciwko nam? No i jaka jest szansa, że naprawdę się nie zwróci? Zrobiłby przecież fortunę, sprzedając wszystko, co o nas wie, nie mówiąc już o tym, co wie o Angusie.
Co prawda Milos nie mógłby dosłownie sprzedać samego Angusa, ponieważ oprogramowanie gwarantujące jego lojalność wobec PZKG nie dopuszczało zmian.
- Nasz Godsen zna swoją pracę. To jego obowiązek, by w ta
kich sytuacjach wpadać w histerię i toczyć pianę. I jego obo
wiązkiem jest przyjść z tym do mnie. Ale ja go nie poparłem.
Nie chcę, żeby zapominał, gdzie jego miejsce, żeby sądził, że
może mi mówić, co mam robić. I nie chcę podkopywać pozy
cji Warda.
Nie w takim przypadku, kiedy potencjalne korzyści były ogromne - wielkie zwycięstwo w walce z zakazaną przestrzenią i piractwem, znakomicie poprawiające wizerunek PZKG - a możliwe ryzyko niewielkie. Przecież gdyby Milos zachował się nieodpowiednio, Ward zawsze może rozkazać Nickowi Succorso, żeby go zabił.
- Ward ma talent do takich delikatnych manipulacji. I jest
najlepszym dyrektorem PZKG, na jakiego mógłbym liczyć. Jest
może jedynym człowiekiem, który mógłby mi zagrozić, gdy
by nie należał do mnie całą duszą.
W rzeczywistości Holt obawiałby się Diosa, gdyby nie zyskał od niego rodzaju deklaracji całkowitej lojalności, jaką był współudział w ukryciu środka immunizującego.
- Ale ciągle się martwisz... - dobiegł szept od strony wysuszonego ciała Norny.
- Masz rację, mamo - przyznał. - Ciągle się martwię. Choć Ward jest bardzo ostrożny, jednak podejmuje ryzyko, a wiesz dobrze, że tego nie lubię. Dlatego na przykład ukryłem an-tymutagen Intertechu. Miał przynajmniej teoretyczny potencjał, by zachwiać równowagą sił w ludzkiej przestrzeni. Każda skuteczna obrona przeciwko wymuszonym przez Amnion
14
15
mutacjom osłabiłaby Warda i całe PZKG; wydawaliby się mniej niezbędni, nie tak konieczni. A to podkopałoby moją pozycję wśród głosów. - Wzruszył ramionami. - A może nie. Być może nic takiego by się nie stało. Ale nie chciałem ryzykować. Dlatego postarałem się, żeby tylko Hashi i Ward wiedzieli o istnieniu leku, a tylko Hashi umiał go używać. Aby chronić tajnych agentów Gromadzenia Danych, rozumiesz. Czekał na jej reakcję, ale bez skutku.
- A teraz Ward sam podejmuje ryzyko. Oczywiście, najpierw
skonsultował się ze mną. Motywy jego działania są bardzo
przekonujące...
Choćby dlatego, że Angus Thermopyle uzyska szansę wyeliminowania problemu Momy Hyland. Była podporucznikiem PZKG z nieautoryzowanym implantem strefowym i - prawdopodobnie - wiedziała o środku immunizującym. Jeśli kiedykolwiek opuści zakazaną przestrzeń i opowie o tym, co wie, w PR i w całym PZKG nastąpi katastrofa.
- To coś, co można nazwać chirurgiczną operacją. - Holt
oblizał wargi. - Wyciąć nowotwór, zanim zdąży się rozprze
strzenić. Dlatego podejmuje to ryzyko z moim błogosławień
stwem. Ale jednak trochę się martwię. Mam wrażenie, że Ward
pakuje się w kłopoty.
Słowa Nomy były tylko cichym pomrukiem na tle gwaru ekranów, ale z jakiegoś powodu Holt słyszał go tak wyraźnie, jakby był to jedyny dźwięk w pokoju.
- Myślę, że ciebie pakuje w kłopoty.
Holt zaśmiał się odruchowo.
- Daj spokój, mamo, nie ma powodu do obaw. Nie podnie
caj się bez przyczyny. Mówimy przecież o Wardenie Diosie.
To ja go stworzyłem, jest moją prawą ręką. Nie może nawet
wyjść do sana, żebym ja na tym nie skorzystał.
Mógłby tak ciągnąć, ale zamilkł, widząc, że zniekształcony, drżący palec Norny wskazuje jeden z ekranów.
Z początku nie zauważył nawet, o który jej chodzi. Romans? Nie, ten z wiadomościami. Męska twarz obdarzona autorytatywnym głosem i nie posiadająca umysłu, mówiła wśród irytującego gwaru:
- ...przedstawiamy biuletyn specjalny.
Biuletyn specjalny? Jaki biuletyn specjalny? Przecież w ludzkiej przestrzeni nic się nie wydarzyło, nie mogło się wydarzyć tak, by Holt Fasner nie wiedział o tym pierwszy.
- Wysoko postawione źródło informacji w biurze dyrekto
ra Protokołu na stacji sztabu PZKG potwierdziło, że Angus
Thermopyle zdołał uciec.
Bez ostrzeżenia dreszcz przebiegł wzdłuż niemal silnego kręgosłupa Holta i zagęścił się wokół moszny.
...
Biluklb