Rafał Dębski
Wilczy dołek,
czyli jak zostać smokiem
Z ciemnego wnętrza pieczary wydobywał się gryzący dym. Tłusty, pełznący nisko przy ziemi,
niosący zapach siarki i smoły. Całe otoczenie jaskini, w tym także droga, pokryte było czarną,
twardą substancją.
Sir Edward złożył dłonie przy ustach.
- Bywaj!
Natychmiast musiał ująć wodze, gdyż zaniepokojony rumak zatańczył pod nim.
- Bywaj! - zawołał jeszcze raz.
W ciemnym wnętrzu dał się dostrzec niewyraźny blask. Po chwili ukazał się niepozorny
człowiek dzierżący w lewej ręce łuczywo, a w prawej ogromny miecz, którego koniec wlókł się
po ziemi.
Sir Edward pomyślał, że nie ma sensu posługiwać się bronią, której nie da się unieść
swobodnie. On sam musiałby się zdrowo wysilić, żeby machnąć takim mieczem, a co dopiero ten
chudy szczur.
Chudzielec, jakby odgadując jego myśli rzekł:
- Posturę mam może podłą, ale nie zważajcie, panie, na pozory. Tu niespodziewanie lekko
uniósł ramię z bronią i zawinął z furkotem ciężką głownią, jakby miał w ręku ćwiczebny kij, a nie
bojową klingę. Sir Edward splunął od uroku, co widząc mieszkaniec jaskini roześmiał się
chrapliwie. Zaraz jednak spoważniał i powiedział z naciskiem:
- Skoroście już wleźli w moją dziedzinę, panie, powstrzymajcie się, proszę, od plucia bo
okropnie tego nie lubię. Jak każdego zresztą chamstwa.
Sir Edward chciał potraktować bezczelnego pustelnika ostro, ale w czas przypomniał sobie kto
tu do kogo przybył i kto od kogo czego, w jakim j celu... Zaraz, kto od czego, dla kogo... Nie po
co i dla kogo...
- Czyżbyście się, panie zaplątali w konstrukcji gramatycznej? - zainteresowal się gospodarz.
Sir Edward poczerwieniał.
- Skoro już jestem twoim gościem - warknął - postaraj się powstrzymać od czytania w moich
myślach, bo okropnie tego nie lubię. Jak każdego zresztą chamstwa!
- Celna riposta, panie - pustelnik skinął z uznaniem głową - w dodatku będąca parafrazą mojej
wcześniejszej wypowiedzi...
- I nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiem - zirytował się znowu rycerz. - Tego też
nie lubię!
- Jaki wymagający panek - mruknął pustelnik.
- Co tam mruczysz?
- Modlitwy, panie - odparł bezlitośnie pustelnik. - Pozwólcie za mną do mego mieszkania.
Zaczął padać rzęsisty deszcz, więc rycerz chętnie skorzystał z zaproszenia.
Wnętrze jaskini urządzone było skromnie. Ot, ława z tarcic służąca za stół i łoże, kilka byle jak
zbitych zydli, na ścianach masa suszonych ziół, naczynia zawierające jakieś substancje. W kotle
nad sporym paleniskiem bulgotało smrodliwie.
- Co tam warzysz?
Pustelnik rzucił miecz pod ścianę, zatknął w kunie łuczywo.
- Asfalt, panie
-Co?
- To takie coś, żeby można wylewać tym trakty, na razie przynajmniej główne. To znakomicie
ułatwi podróżowanie i postawi na nogi handel. Właśnie tym jest wylany dojazd do mojej pieczary.
- Znowu jakieś diabelstwo! Łykom życie ułatwi, a porządne rycerstwo na psy zejdzie przez
takie wynalazki!
Pustelnik wzruszył ramionami.
- Z czym przybywacie, panie?
Rycerz rozejrzał się.
- Nie dasz mi nic do picia?
- Nie.
- Zdechła u ciebie gościnność!
Pustelnik pokręcił głową.
- To nie tak, panie. Wodę pijacie?
- Tfu - skrzywił się sir Edward.
- No właśnie, a ja nic innego nie mam.
- Dobrze. Słuchaj zatem, chociaż, na honor, nie cierpię gadać o suchym pysku! Zdarzyło mi się
otóż złożyć córze wielkiego pana, a damie mego serca, pewne ślubowanie...
- To bardzo nierozważne - wtrącił gospodarz.
- Może. Ale zdarzyło się. Czy możesz mi nie przerywać? Nie lub tego. Jak zresztą...
- ... każdego chamstwa - dokończył pustelnik - Skądeś to znam.
- Właśnie. Słuchaj więc. Ślubowałem tak długo wstrzymać się od kiebiecego ciała, aż wytropię
i pokonam stworzenie naprawdę i do imentu złe, taką esencje zła...
- Co za idiotyczny pomysł! - nie wytrzymał pustelnik.
- Tak?! - zaperzył się rycerz. - To spróbuj wymyślić w naszych czasach coś oryginalnego! Co
lepsze i łatwiejsze ślubowania wytarte już jak gacie knechta. Graala może miałem poszukać?
Pustelnik obrzucił go przenikliwym spojrzeniem.
- Byłoby łatwiej...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Później, panie, później... Mówcie dalej.
- Jako takową esencję astrolog królewski wskazał smoki, złe i przwrotne, a przy tym
przystępne ludzkiej mocy. Tak więc stanęło, iż smoka łeb lubo żywą poczwarę wybrance ofiaruję.
Com się zjeździł, iłem zniósł nim powiedziano mi jak smoka odszukać, jakie warunki wypełnić i
zanim pokierowano mnie do ciebie opiekunie smoczy...
- Glejt książęcy na polowania macie? - przerwał mu pustelnik - Boś na kłusowanie nie
zezwolę.
- Oto jest - rycerz podał pergamin opatrzony wielką pieczęcią. Pustelnik przebiegł go szybko
oczami.
- Opłata wniesiona?
Sir Edward wydobył bez słowa drugi dokument. Pustelnik otworze szeroko oczy.
- Zwolnienie z płatności? Ho, ho, musicie mieć, panie, możnych protektorów.
Sir Edward uśmiechnął się skromnie.
- To nieistotne. Ważne, bym poczwarę ubił, jako że okrutnie zaczyni mi doskwierać moje
ślubowanie.
- Oj, obawiam się, że przyjdzie wam zostać zakonnikiem.
- Co?! Co powiedziałeś?!
- Że przyjdzie wam zostać...
- Słyszałem! Chcę wiedzieć, dlaczego?
- Oszukano was. Smoki bez wątpliwości żadnej wrednymi nad wyraz stworzeniami są, ale jako
uczynione przez Boga, nijak esencją zła być nie mogą.
- Jakże to?!
- Na ostatnim soborze w Lateranie biskupi orzekli, iż nawet diabeł czy inne demony, w tym i
smoki, stworzeni zostali podług natury dobymi i stali się źli sami przez się. Tak i diabła samego
nie lza nazwać sencją zła, jak widzicie.
- Inaczej mi gadał astrolog! - rzekł groźnie rycerz. - Jemu wierzę, nie tobie. Smoka chcę!
- Smok wam nie pomoże, padliście ofiarą...
- Pomoże! Smoka chcę!
- Wierzajcie mi...
- Smoka!!! - ryknął sir Edward
- Aleście uparci, panie. Jak widzę nic was nie odwiedzie od zamiaru?
- Nie! Baby... Tfu! Smoka mi trza! A porządnego!
- Jak chcecie, nie będę się więcej sprzeciwiał. Musicie się widać przekonać sami. Wyboru
wielkiego nie ma, jako że smoków coraz to mniej, ile coś tam dla was znajdę. Jest tu, i owszem, w
okolicy smok jeden nazwiskiem Horynycz...
Rycerz zmarszczył brwi.
- Horynycz? - zapytał nieufnie. - Czy to brytyjskie nazwisko?
- Nie, to imigrant. U nas już od dawna słaba koniunktura na rodzimym rynku, choćby dlatego,
że zmniejszono dotacje z uwagi na wyprawy krzyżowe pustoszące skarbiec, a i ludzie zaczęli
bardziej garnąć się do handlu czy bankowości, przestają lubić ryzyko. Zresztą nasze smoki zaraz
chcą zamek na pomieszkanie dostać, parę wsi, dziewic, regularnych podwyżek, dodatku
szkodliwego. A z zagranicy zdarzają się znakomici fachowcy, tani, przy tym nie grymaśni. Choć i
tych przymało...
- Nie ważne - machnął ręką sir Edward - a ten, jak mu tam...
- Horynycz. Pochodzi z dalekiego kraju, nieznanej i dzikiej Rusi.
- Właśnie. Zły on chociaż?
- To bestia! - wykrzyknął pustelnik. - Potwór straszliwy, dyplomowany. Odebrał najlepsze
wykształcenie, wie wszystko co wredny smok wiedzieć powinien, a nawet więcej. Oczywiście,
jeśli ten was nie zadawala, mogę polecić innego, ale trzeba do niego przeprawić się przez góry.
To też gastarbaiter, tyle że z Bliskiego Wschodu, niejaki Mustafa ibn Dżinn, naprawdę paskudna
postać. Przykulał się swego czasu za królem Ryszardom z Ziemi Świętej.
Sir Edward westchnął.
- Niech już będzie ten Rusek, skoro do niego najbliżej.
- Słuszny wybór, panie, jednak pozwólcie sobie zwrócić uwagę, że naprawdę na niewiele wam
się to zda, bowiem, jak już mówiłem...
- Zamilcz - warknął rycerz. - Wiem ja co jest na rzeczy nie chce ci się szukać nowego smoka,
gdy tego ubiję! Leń z ciebie. Jakoweś podejrzane eksperymenta robić wolisz, niż to, za co ci
płacą!
Pustelnik wzruszył ramionami. "Czekaj ciołku" mruknął cichutko pod nosem i zanim rycerz
zdążył się oburzyć, powiedział głośno:
- Wiecie, że glejt opiewa na jedno polowanie?
- Przecież, że wiem! Wyraźnie to tam napisano.
- Umiecie czytać - zdziwił się opiekun smoków. Sir Edward obraził się.
- Skąd ci przychodzą do głowy takie głupoty, prostaku? Jestem porządnym i uczciwym wojem.
Nie przystoi mi znać tego, co jeno klechom i łykom dozwolone. Przy nie ów glejt sporządzono i
odczytano.
- Wybaczcie, panie, moje niewczesne podejrzenia, ale świat się zmienia.
- Jeszcze, aż tak nie zwariował!
- Wybaczcie zatem. Wracając do sedna sprawy, wiecie, że drugiego zezwolenia nie
otrzymacie. Edykt królewski z...
- Wiem, wiem. Jeden rycerz może otrzymać tylko jedno pozwolenie w życiu. Jeśli mi się nie
uda, z pewnością nie będzie to już ważne. Nie dla trupa.
- Jednak moim obowiązkiem jest zaznajomić was ze wszystkimi aspektami...
- Gdzie ten smok, pustelniku?! Wskaż mi drogę i diabli z tobą i twoimi przestrogami! Nie ma
zamiaru tego wysłuchiwać.
- Jak sobie chcecie...
* * *
Na kamieniu, przed pieczarą bardzo podobną do tej, którą zamieszkiwał pustelnik wygrzewał się
niepozorny, łysawy człowieczek w podniszczonej mocno opończy.
Kiedy sir Edward podjechał bliżej, człowieczek otworzy oczy.
- Witajcie, wielmożny panie. Szukacie kogoś, jeśli wolno spytać?
Sir Edward odchrząknął.
- Smoka Horynycza.
- Słucham.
- Smoka Horynycza! - powtórzył głośniej, myśląc, że rozmówca nie dosłyszał.
- Słucham zatem.
- Jak to słucham?! - sir Edward odniósł wrażenie, że ktoś tutaj czegoś nie rozumie.
Niekoniecznie łysy.
- Posłuchajcie, panie, chcecie gadać z Horynyczem?
- Nie inaczej.
- Więc słucham!
- Chcesz mi wmówić, że to ty, łgarzu?! - wściekł się rycerz
- Nie jestem żadnym łgarzem, wielmożny! Nazywam się Siepan Iwanowicz Horynycz, smok
dyplomowany.
- Ale ja chcę się spotkać ze smokiem, nie z człowiekiem!
- Jestem smokiem.
- Nie!
- Mam pokazać bakalaureat?
Sir Edward wstydził się przyznać, że nie wie, co to jest ten bakalaureat. Pewnie znowu jakiś
diabelski wymysł!
- Ale smok powinien być wielkim jaszczurem z pazurami lwa, ogonem węża i skrzydłami orła!
- I właśnie tak wygląda. Tyle, że wolę obecną postać. Jest o wiele wygodniejsza.
- Smoki nie potrafią zmieniać postaci!
- Potrafią - Horynycz był bardzo spokojny.
- Nie potrafią!
- Potrafią.
- Zapewniam, że potrafią!
- To pokaż!
- Nie chce mi się - samozwańczy smok ziewnął.
Sir Edward nie zdzierżył. W normalnych okolicznościach zachowałby się niewątpliwie z o
wiele większą wstrzemięźliwością, jednak okoliczności niezmiernie trudno można by było uznać
za normalne. Wściekłość spowodowana przekonaniem, że próbuje się go oszukać i zbyć byle
czym połączone ze stanem ciągłego rozdrażnienia wywołanym ścisłym dotrzymywaniem
warunków ślubowania, pozbawiły go rozsądku. Zeskoczył z kulbaki, podbiegł do Horynycza i
chwycił go za gardło.
- Gadaj, gdzie jest smok, albo cię uduszę. Człowieczek wił się w uścisku, charczał, twarz mu
siniała, a sir Edward zaciskał palce.
- Gadaj! - nie zważał, że Horynycz, któremu oczy wylazły na wierzch, nic nie może
powiedzieć, choćby nawet chciał.
Nagle błysnęło, zagrzmiało, a rycerz poczuł jak jego żelazny chwyt rozgina niesamowita siła,
jakby kark ofiary błyskawicznie zmieniał się w gruby pień drzewa. Coś pchnęło go w pierś z taką
mocą, że upadł na plecy z chrzęstem kolczugi.
Spojrzał w górę i zbladł. Nad nim stała olbrzymia poczwara o kadłubie i pysku jaszczurczym,
łapach zakończonych ostrymi pazurami, upierzonych skrzydłach i wężowym ogonie
zamiatającym wściekle po skałach. Smok pochylił łeb, buchnął dymem z nozdrzy.
Sir Edward zemdlał.
Otworzył oczy. Zamiast potwornego pyska ujrzał pochylającą się nad nim twarz opiekuna
smoków.
- Dobrze się czujecie, panie?
- Gdzie smok?! - zerwał się na równe nogi.
- Tam gdzie jego miejsce. Przyniósł was i wrócił na posterunek.
Sir Edward odetchnął z ulgą.
- Co to za potwór!
- Chciałem was ostrzec, ale nie słuchaliście...
- A do tego udaje zwykłego człowieka!
- Tkacie, wielmożny panie, złudzenia zasłaniające świat i was samego. Uważajcie, żeby ta
zasłona nie stała się kokonem, który w końcu spowije was.
Rycerz słuchał z otwartymi ustami.
- Choryś - stwierdził. - Wapory od tego śmierdziucha w kotle pomieszały ci rozum!
- Nie myślałem nawet, że zrozumiecie - pustelnik machnął ręką - ale liczyłem na to, że chociaż
spróbujecie.
- Próbujesz mnie obrazić?! - sir Edward najwyraźniej wracał do formy.
- Gdzieżbym śmiał - odparł pokornie gospodarz. - Tak dzielnego rycerza?
- Jesteś bezczelny - zauważył bez złości sir Edward. - Nad wyraz bezczelny.
Pustelnik uśmiechnął się lekko.
- Lepiej zastanówcie się, panie, co zrobić z dalszym życiem.
Sir Edward dopiero teraz zdał sobie sprawę z mizerii swojego położenia. Smok zrobił mu
największe świństwo na jakie było go stać pozostawił go przy życiu bez możliwości wypełnienia
ślubowania. Mnichem mu zostać, oskopić się przyjdzie, nie do ludzi wracać! Poczuł jak do oczu
napływają mu łzy upokorzenia i żalu.
- O ja nieszczęsny! - wykrzyknął. - Do zakonu li eremu mi iść, wodę źródlaną żłopać miast
ukochanego burtońskiego Pale Ale! Dziewki mi już hożej nie zaznać ni kurwy tknąć
najostatniejszej bez utraty czci! O! Prawicą co najwyżej własną się kontentować - ponuro
przypatrzył się swojej potężnej dłoni - o ja nieszczęsny!
Pustelnik z niesmakiem obserwował ten wybuch rozpaczy.
- Lamentujecie jak baba! - rzucił ostro. - To nie przystoi wojownikowi. Zawsze można znaleźć
jakieś wyjście, tylko się opanujcie.
Sir Edward usłuchał. Zimny ton głosu opiekuna smoków nieco go stropił i zmitygował.
Spojrzał na pustelnika z nieśmiałą nadzieją. Ten skinął z aprobatą.
- Tak lepiej. Posłuchajcie uważnie, wielmożny. Bez wypełnienia ślubu wracać do dom czy
między ludzi nijak, a ślubu nie jesteście w stanie wypełnić, tak?
Sir Edward kiwnął głową
- Jak łatwo domyślić się za waszych słów mnichem czy eremitą zostać zbytniej nie macie
chęci?
Rycerz potwierdził energicznie.
- Jako woj jesteście skończeni.
Sir Edward bez słowa chwycił się za głowę.
- Mam zatem dla was propozycję. Smok jeden będący pod moją kuratelą, Willibald z Yorku,
przechodzi niebawem na wyraj z racji wieku. Okazja jest wyborna, gdyż zamieszkuje on ładny
całkiem zamek w zdrowej okolicy, lud tam spokojny, do bestii zwyczajny, ziemie żyzne...
Rycerz zaniepokoił się.
- Do czego zmierzasz?
- Zostańcie smokiem w miejsce Willibalda.
Sir Edward wytrzeszczył oczy.
- CO?! Czym mam zostać?
- Smokiem. Kiedy przestaniecie być człowiekiem, zwolni to was z wypełnienia zobowiązań
podjętych jako osoba ludzka, zgodnie z ustawą królewską. Będziecie mogli żyć w miarę
spokojnie, jeśli przyjdzie wam chęć, znajdzie się i okazja do bitki. Jestem nawet gotów pójść wam
na rękę i ustalić dla was kontyngent dziewic.
- Wolę mężatki - poprawił odruchowo rycerz. - Bardziej doświadczone.
- Na mężatki Kościół nie wyrazi zgody - zmarszczył się pustelnik. Po chwili jednak
rozpogodził twarz - Ale istnieje wszak jedno wyjście - wdowy. Bardzo z zasady doświadczone, a i
chętne zazwyczaj więcej jak inne niewiasty.
- Byle nie za stare...- sir Edward zamilkł gwałtownie, zdając sobie nagle sprawę, że zaczyna
brać propozycję pustelnika zupełnie poważnie.
Opiekun smoków zachęcał dalej:
- Co się tyczy spyży, dostaniecie jej od chłopów tyle, ile wam będzie potrzeba. A i piwo wam
dostarczą wedle życzenia. Może nie burtońskie Ale, ale zapewniam, że przedniej jakości.
Rycerz łamał się w sobie, przeżuwał decyzję.
- Musicie zdać sobie sprawę, że wyboru nie macie wielkiego - klasztor czy erem - by ludzie o
was zapomnieli, życie w niesławie z dala od kochanek i przyjaciół lub całkiem wygodna
egzystencja smoka.
To przeważyło. Sir Edward podjął decyzję.
- A jak mam zostać tym smokiem? - zaniepokoił się jeszcze troszkę.
- Wystarczy wyrazić zgodę.
- Tak po prostu i nic więcej?
- Tak po prostu. A na przyuczenie pójdziecie od razu do Willibalda, to znakomity pedagog. Z
uprawnieniami nauczyciela akademickiego, więc zaliczycie studia zaocznie. Macie szczęście,
panie...
opowiadanie ukazało się w Fenixie nr 9 (88) 1999 r.
Biluklb