Martynka i braciszek
Mały braciszek Martynki ma na imię Alan. Imię jak dla dużego pana. Poważne. Ale tylko tata mówi na małego: Alana. Bo mama i Martynka zdrobniale: Alanek. Chociaż ,,panie: Alanek'' też jest ładnie, prawie tak jak ,,panie Janie'' myśli Martynka. Piosenkę sobie przypomniała: Panie Janie, niech pan wstanie, bim-bam-bom! A teraz zamiast ,,panie Janie'' można zaśpiewać: Panie Alanie, niech pan wstanie, bim-bam-bom, budzę cię, wszystkie dzwony dzwonią, dzisiaj będzie bardzo dobry dzień! Z piosenką nie bardzo się udało , bo pokręciła słowa, ale dzień na pewno się uda. Bo wyobraź sobie - tłumaczy Alankowi Martynka - mama się zgodziła, żebym ją dzisiaj zastąpiła. Przez cały dzień będę się tobą zajmowała, a mama będzie udawała, że włożyła czapkę niewidkę. Prawda, mamo? Prawda! - potwierdza mama zza firanki. - Ale najpierw posadzę Alanka na nocnik, a ty przygotuj mu kąpiel. Kąpiel gotowa. Ręczniki naszykowane, woda nalana, sprawdzona nie za zimna, nie za gorąca. Gumowa kaczka i rybbka kąpią się razem z Alankiem. Ojej! Zdaje się, że kot ma apetyt na rybkę! Psik! Uciekaj, Wąsatku! I Pufek tutaj nie jest potrzebny. Prawda, panie Alanie? Pu,pu,pu... gaworzy po swojemu Alanek. Ale Martynka rozumie. ,,Pu, pu'' - to Pufek. Uciekaj, piesku, bo jak zostaniesz, to zaraz będziesz cały w pianie. Kąpiel skończona . Teraz trzeba Alanka nasmarować oliwką - myśli Martynka. I przypomina sobie wydarzenie sprzed kilku miesięcy. Drzwi w kuchni okropnie skrzypiały. Przestały, kiedy tata naoliwił zawiasy - więc jak Martynka zobaczyła, że mama smaruje Alanka oliwką, zapytała: Mamo, czy dzieci też się oliwi po to, żeby nie skrzypiały? Oj, panie Alanie! Pana ubieranie to nie taka prosta sprawa. Proszę się nie kręcić, bo ta koszulka ma jakiś bardzo dziwny fason. Tasiemki, supełki, węzełki. Uff! Udało się! Potem trzeba będzie panu jeszcze dać pampersy, włożyć majteczki, skarpetki i buciki. A jak skończymy ubieranie, przyjdzie pora na śniadanie. Na szczęście ze śniadaniem nie było kłopotów. Mama wszystko zrobiła. Zdjęła czapkę niewidkę, ugotowała dla Alanka owsiankę, jajko i sama go nakarmiła. A Martynka zajęła się przygotowywaniem mleka. Alanek uwielbia mleko. Właściwie mógłby już pić z kubeczka, ale woli z butelki. Przez smoczek oczywiście. Przyssał się do smoczka jak smok. Ach, ty smoku-żarłoku! - śmieje się Martynka. - Nie pij tak szybko, bo dostaniesz czkawki. Cz... cz... cz... Jak to było? Wierszyk jej się przypomniał z przedszkola: Cztery małe czarne kawki piły wodę wprost z sadzawki i dostały strasznej czkawki cz.. tery... cz...tery... cz... arne... cz...kawki. Kiedy Alanek wypił z butelki mleko do ostatniej kropelki, mama powiedziała: A teraz na spacer. Pojedziemy karetą do parku. Na wózek, w którym wozi się Alanka, wszyscy mówią: kareta. Jest wielki,, głęboki i szeroki, elegancki i staroświecki. Jak kareta właśnie. W parku jest piękna. Mama siedzi na ławce i czyta książkę, a Martynka wozi Alanka po alejkach. Daleko nie ujechała. Przybiegły jakieś dziewczynki, otoczyły wózek i wrzeszczą jak sroki: Czy to twój brat? Ile ma lat? A ten pies? Masz ci los! Pufek też tu jest. Chce się bawić z łabędziam. Sss! - syczy łabędź. Ma rację, że syczy, bo kto to widział, żeby pies latał po parku bez smyczy. Trzeba zabrać Pufka i wracać do ogródka. Alanek jest śpiący, oczka mu się kleją. Cicho, cicho, po cichutku będziesz sobie spał w ogródku mruczy Martynka i przykazuje Pufkowi: - Żadnego szczekania! Żadnego wariowania! Śiedż, pilnuj dziecka i ani mru-mru! Ładna historia! Miało być cicho, a tu... Brządek! Bum! Łubu-du! Hau, hau! Miau, miau! I wielkie ,,,yyy!'' Alanek. I mała myszka na ogrodowej ścieżce. Wylazły z norki, Wąsatek - hyc! - zaa nią, potrącił szczotkę, szczotka walneła w wiadro, wiadro rąbnęło na chodnik. Kot miauczy, pies szczeka, Martynka pędzi z daleka. Nie płacz, Alanku! Zabiorę cię na konkika! Patataj, patataj! - galopuje Alanek na koniku. Dzyń, dzyń! - dzwonią dzwoneczki uprzęży. Koń jest na biegunach, ma siodełko-krzesełko z paskiem, żeby jeździec nie spadł. Ale Martynka i tak przez cały czas, na wszelki wypadek, potrzymuje braciszka. Alanek uwielbia tę zabawę. Kto wie, może za parę lat będzie jeździł na prawdziwym koniu? Po przejażdzce koń powędrował do stajni, a Martynka i Alanek na obiad. Mama ich zawołała. A po obiedzie poszli do sąsiada, pana Leona. Owieczka się tam urodziła. Chociaż ma dopiero kilka dni , już umie chodzić i biegać. Od razu po urodzeniu umiała. Alanek też chce pokazać, że umie. Ale bez Martynki nie dałby sobie rady. Zaraz, zaraz jak to właściwie jest z tą owieczką? Może dlatego łatwiej jej chodzić , że ma cztery nogi... No jasne! Na czterech dużo łatwiej! Nawet w berka można się bawić. No to - berek! Berek po trawie i po krzakach - owieczka na czterech nóżkach i Alanek na czworakach! Alanek nie potrafi jeszcze jeść łyżką. Któregoś dnia Martynka próbowała go tego nauczyć, ale skutki były opłakane. Złapał łyżkę i zamiast skierować ją do buzi, zrobił taką perkusję na talerzu, że każda ściana była upaćkana. Bo na kolację była akurat kasza manna. Tak jak dziś. Ale teraz Martynka karmi Alanka sama. Jedna łyżeczka za mamusię, druga za tatusia... trzecia za Martynkę... A za pieska i kotka też odrobinkę... Cały dzień Martynka zajmowała się Alankiem. Mama może być z niej dumna. A teraz jest wieczór i pora na spanie. Alanek przebrany, pampersy na właściwym miejscu, łóżeczko przygotowane, w łóżku ulubione przytulanki - króliki i miś. Koniec na dzisiaj. Jeszcze tylko buziaczek dla mamy, buziaczek dla Alanka. I kołysanka Aaaaa to już koniec dnia. Kołysankę dla Alanka śpiewa jasiek i firanka, a ta nocka dobranocka na księżycu gra.
pola-pokot