Kot ktory_.#23 Kot ktory wyczul pismo nosem - BRAUN LILIAN JACKSON.txt

(316 KB) Pobierz
BRAUN LILIAN JACKSON





Kot ktory...#23 Kot ktorywyczul pismo nosem





LILIAN JACKSON BRAUN





tom 23.

Kot, ktory wyczul pismo nosem



Przelozyl



Rafal Smietana





Tytul oryginalny serii: The Cat Who... Series!Tytul oryginalu: The Cat Who Smelled A Rat

Tlumaczenie z oryginalu: Rafal Smietana

Projekt okladki: Aleksandra Mikulska

Korekta: Maciej Korbasinski

Sklad: Elipsa Sp. z o.o.

Copyright (C) 1966 by Lilian Jackson Braun

Copyright (C) for this edition by Elipsa Sp. z o.o.

ISBN 978-83-61226-63-5

Elipsa Sp. z o.o.

01-673 Warszawa, ul. Podlesna 37

tel./fax +48 (22) 833 38 22

Printed in EU





INFORMACJE (0 22) 624 16 07

(od pn. do pt. w godz.

9.00-17.00)





Rozdzial pierwszy





Konczyl sie pazdziernik i polozone o czterysta mil na polnoc od reszty swiata Moose County stanelo w obliczu grozby znikniecia z mapy. Wystarczyla jedna iskra i silny wiatr, by przezywajace niespotykana od lat susze miasteczka, farmy i lasy w jednej chwili zamienic w sterte popiolu. Strazacy czuwali przez cala dobe, a zgromadzeni w czternastu kosciolach wierni modlili sie o snieg. Nie o deszcz. O snieg! Zima zawsze rozpoczynala sie trzydniowa sniezyca, zwana Wielka Zamiecia, ktora pokrywala wszystko gruba na trzy metry warstwa bialego puchu. Tak wiec mieszkancy Moose County woskowali lopaty do odsniezania, kupowali plyny niezamarzajace i nauszniki, robili zapasy butelkowanej wody, baterii do latarek - i modlili sie.Pewnego wieczoru, w mieszkaniu polozonym na polnocny wschod od Pickax - miasteczka bedacego stolica okregu - na parapecie okna usiadl kot. Przeciagnal sie, uniosl pyszczek i zaczal weszyc. Obserwujacy go mezczyzna pomyslal, ze zwierze wyczuwa obecnosc skunksa. Niedawno przeprowadzili sie w porosniete lasem okolice, gdzie otaczaly ich nowe widoki, nowe dzwieki i nowe zapachy.

Wyszedl na zewnatrz, chcac sie rozejrzec, jednak nie znalazl ani sladu skunksa. Noc byla bezwietrzna i spokojna. Nagle cisze przerwalo wycie policyjnej syreny i sygnal wozu strazackiego pedzacego na poludnie odlegla szosa. Halas urwal sie gwaltownie, gdy samochody dotarly na miejsce. Mezczyzna, uspokojony, ze kolejny pozar zostal opanowany, wrocil do domu.

Kot chleptal wode ze swojej miski. Fakt, ze w bezwietrzna noc i przez zamkniete okno wyczul pozar z odleglosci trzech mil, byl niezwykly. Ale Kao K'o-Kung byl niezwyklym zwierzeciem. Dwa syjamskie koty oraz ich osobisty sluzacy, Jim Qwilleran, przeprowadzili sie na zime do Indian Village. Mezczyzna, obecnie w srednim wieku, dwa razy w tygodniu pisywal artykuly do lokalnej gazety "Moose County cos tam". Swego czasu byl wielokrotnie nagradzanym reporterem kryminalnym pracujacym dla miejskich gazet na Nizinach, jak w Moose County nazywano reszte Stanow Zjednoczonych. Zbieg osobliwych okolicznosci zawiodl go na polnoc kraju wraz z para kotow syjamskich przygarnietych w trudnych chwilach, jakich doswiadczyly w ciagu swoich dziewieciu zyc.

Kao K'o-Kung, potocznie zwany Koko, byl wiernym kocurem o lsniacej siersci, obdarzonym zdumiewajaca inteligencja i intuicja. Yum Yum byla mniejsza, lagodniejsza i urocza. Oba mialy plowe futerko z typowymi dla tej rasy brunatnymi plamkami, a z ich brazowymi maskami kontrastowaly niezwykle niebieskie oczy. Kotka zachwycala pelnymi wdzieku ruchami i figlarnym zachowaniem, natomiast kocur wzbudzal podziw swoimi wasami - mial ich szescdziesiat zamiast zwyklych czterdziestu osmiu.

Tak sie skladalo, ze Qwilleran rowniez slynal z bujnych, choc przyproszonych siwizna wasow. Pojawialy sie w kazdy wtorek i piatek w naglowku rubryki zatytulowanej "Piorkiem Qwilla". Rozpoznawano je doslownie wszedzie. Ze wzgledu na wasy oraz wzrost (metr osiemdziesiat siedem centymetrow) trudno go bylo nie zauwazyc, gdy przechadzal sie po miasteczku, jezdzil rowerem, odwiedzal rozne restauracje i krazyl po okolicy w poszukiwaniu tematow do swoich artykulow. Lecz zaslugiwal na rozglos nie tylko ze wzgledu na niekonwencjonalna pisownie nazwiska i bujne wasy. Los uczynil go spadkobierca ogromnej fortuny Klingenschoenow, byl wiec najbogatszym czlowiekiem na polnocnym wschodzie srodkowej czesci Stanow Zjednoczonych. Przekazanie majatku na rzecz fundacji, ktora wykorzystywala go na cele dobroczynne, zjednalo mu wdziecznosc mieszkancow Moose County.

Po tym popisie niesamowitych umiejetnosci Koko Qwilleran podal obu kotom wieczorne przysmaki, zaprowadzil je do wygodnego pokoju na galerii i wlaczyl im telewizor bez fonii, co mialo ukolysac je do snu. Potem wyciagnal sie w wielkim fotelu, czytajac prase, dopoki nie nadeszla pora na polnocne wiadomosci radia PKX FM: "Strazacy z Kennebeck ugasili niewielki pozar przy Chipmunk Road w poblizu starego wyrobiska Big B. Po przybyciu na miejsce stwierdzono, ze plomienie siegaja zabudowan kopalni, jednej sposrod dziesieciu w okregu, niedawno uznanych za obiekty zabytkowe. Rzecznik biura szeryfa zaapelowal: <<Przypominamy kierowcom podrozujacym lokalnymi drogami, by nie wyrzucali niedopalkow przez okna samochodow. Roslinnosc przydrozna i lesne poszycie sa wyjatkowo suche. To juz trzeci taki pozar w ciagu tygodnia>>".

Qwilleran przygladzil wasy, co zwykle czynil, ilekroc zaczynal cos podejrzewac. Dziwnym trafem to wlasnie one byly zrodlem jego przeczuc. Przyszlo mu do glowy, ze w calym kraju coraz czesciej zdarzaja sie akty wandalizmu, szczegolnie podpalenia. W Moose County, gdyby ktos podpalil zabudowania kopalni, mialby przeciwko sobie wszystkich mieszkancow. Mimo to tubylcy niechetnie przyznawali, ze "u nas tez moze dojsc do czegos takiego". Dziennikarz byl zadowolony, ze porzucil przeludnione miasta z ich wysoka przestepczoscia, korkami na ulicach i skazonym srodowiskiem, i pogodzil sie z osobliwosciami malomiasteczkowego zycia. Sam nie przejawial plotkarskich sklonnosci, ale chetnie przysluchiwal sie dobrosasiedzkiej wymianie informacji kwitnacej w kafejkach, na rogach ulic i przekazywanej miejscowa poczta pantoflowa.

Nastepnego dnia w "Toodles Market", gdzie sie zaopatrywal, glownym tematem rozmow staly sie trzy pozary. Kazdy mial wlasna teorie na temat ich przyczyn. Nikt nie wierzyl szeryfowi, a wladze oskarzano o proby zatuszowania niewygodnych faktow w celu zapobiezenia panice. Qwilleran zalatwial sprawunki dla Polly Duncan, dyrektorki biblioteki publicznej. Umowili sie, ze bedzie robil dla niej zakupy, podczas gdy ona tyrala w pracy, a w rewanzu ona zapraszala go na kolacje. Jednak w ich umowie chodzilo o cos wiecej. Polly byla najwazniejsza kobieta w jego zyciu - urocza, inteligentna i w jego wieku.

Uklad z kolacja sprawdzal sie zwlaszcza zima, kiedy zamykal na cztery spusty swoja letnia kwatere - zaadaptowany na mieszkanie sklad jablek - i przenosil sie do Indian Village. Mial tam szeregowke niedaleko Polly. Te okresowe zmiany adresu zaspokajaly jego zamilowanie do podrozy, ktore na Nizinach uczynilo z niego odnoszacego sukcesy dziennikarza.

Indian Village bylo ekskluzywnym osiedlem mieszkalnym w powiecie Suffix (ktory po wieloletnich sporach przylaczono do Pickax), polozonym nad zachodnim brzegiem rzeki Ittibittiwassee. Utrzymane w stylu rustykalnym budynki o scianach z drewna cedrowego rozmieszczono miedzy drzewami: szeregowki w grupach po cztery, pietrowe apartamentowce, sale klubowa oraz portiernie. Qwilleran zajmowal dom numer cztery w kompleksie zwanym "Wierzby". Pod trojka mieszkal meteorolog z radia PKX FM, Pogodny Jimmy (prawdziwe nazwisko Joe Bunker). Do dwojki wlasnie wprowadzal sie nowy sasiad - Kirt Nightingale, antykwariusz z Bostonu, ktory powrocil do rodzinnego miasteczka, osiagnawszy wiek sredni. ("Jak sadzicie, jak on sie naprawde nazywa?" - szeptali osiedlowi dowcipnisie). Zajmujaca numer jeden Polly Duncan byla pod wrazeniem jego erudycji i stwierdzila:

-Skoro potrafimy zaakceptowac Qwillerana pisanego przez "Qw" i prezentera pogody o nazwisku Pogodny Jimmy, nie powinnismy miec oporow przed Nightingale'em. Na pewno okaze sie milym i spokojnym sasiadem.

Sprawa byla powazna. Okazalo sie, ze sciany przylegajacych do siebie domow sa cienkie, a byla to tylko jedna z licznych trapiacych je usterek budowlanych. Mieszkancy pocieszali sie jednak, ze to dobry adres i doskonala lokalizacja z licznymi udogodnieniami.

Gdy Qwilleran dotarl z zakupami pod jedynke, otworzyl drzwi wlasnym kluczem (Polly byla w pracy). Przywital sie z dwoma kotami i schowal do lodowki latwo psujace sie produkty. Wszystkie mieszkania mialy ten sam rozklad: hall, dwupoziomowy salon z przeszklona sciana z widokiem na rzeke, dwie sypialnie na polpietrze oraz kuchnie z wneka jadalna ponizej. Pod domem znajdowal sie garaz na jeden samochod.

Na tym konczyly sie podobienstwa. Dom Polly zostal umeblowany - a wrecz zagracony - antykami odziedziczonymi po tesciach, podczas gdy Qwilleran wolal surowa prostote wspolczesnego stylu, dla dekoracji podkreslona kilkoma akcentami z przeszlosci. Kiedy przyjaciele pytali go: "Dlaczego ty i Polly nie pobierzecie sie?", odpowiadal: "Nasze koty nie zgadzaja sie ze soba". Prawda byla taka, ze on udusilby sie, mieszkajac wsrod dziewietnastowiecznych staroci, a Polly z takim samym zdecydowaniem odrzucala "wspolczesnosc". Dlatego pozostali singlami.

Przed wyjsciem Qwilleran powiedzial pare milych slow Brutusowi, muskularnemu, dobrze odzywionemu kotu syjamskiemu, i rozejrzal sie w poszukiwaniu mniejszej i mlodszej Catty. Delikatny szelest nad jego glowa zdradzil miejsce pobytu kotki. Siedziala na karniszu, przejawiajac charakterystyczne dla kotow syjamskich upodobanie do spogladania na swiat z wysoka.

-No, jak tam, jestescie gotowe na nadejscie Wielkiej Zamieci? - zapytal. - Juz niedlugo zacznie padac snieg!

Nie otrzymal odpowiedzi, ale czytal im w myslach. Wyczuwaly, ze ma wlasne koty. Wiedzialy, ze byl tu wczesniej i nawet je karmil pod ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin