Maria Konopnicka - Maryśka.txt

(30 KB) Pobierz
-----------------------------------------
autor     : Maria Konopnicka
tytu�     : Mary�ka
sygnatura : b00106
 _______
)_______) Ze zbior�w Biblioteki Sieciowej
)_______) <http://biblioteka.poland.com/>
)_______) <e-mail: biblioteka@poland.com>
-----------------------------------------
Niniejszy plik przeznaczony jest jedynie do prywatnego u�ytku.
Jakiekolwiek u�ycie go do cel�w komercyjnych wymaga pisemnej zgody Poland.com SA
-----------------------------------------



Mary�ka

Ci�ka by�a tego roku zima. Od trzech dni d�� wicher z p�nocy, jak ch�op si� z lud�mi mocuj�c, jak wilk wyj�c, a �nie�yc� tak mi�t�, �e oczu na �wiat pokaza� nie by�o mo�na. Nim parobek ze stajni do kuchni przypad�, ju� wygl�da� jak ba�wan �nie�ny; nim dziewka wody ze studni nabra�a, ju� wicher dziesi�� razy okr�ci� ko�o niej sp�dnic�, szamoc�c ni� na wszystkie strony i furcz�c jak chor�giewk�. Kto nosa wytkn��, cofa� si� co rychlej, bo dech w piersiach rwa�o, a w oczy jakby szk�em sz�o; psy nawet leg�y w kuchni pod �aw� wtuliwszy pod si� ogony.

W kuchni u pu�apu wisia�y g�ste, bia�e pary, id�ce z ogromnych, �elaznych sagan�w, w kt�rych si� gotowa�y kartofle, a od czasu do czasu bucha� z ogniska k��b dymu z iskrami, bo z komina okrutnie nazad miot�o.

U progu topnia�a w�ska smuga nawianego przez szpary �niegu, rozdeptywana w b�otniste �lady na ubitej z gliny pod�odze, a tu� zaraz stara Kubina, we dwa kruki zgi�ta, sieka�a w cebrze buraki dla �wi�, podnosz�c i opuszczaj�c siekacz osadzony na wypolerowanym od jej dr��cych, starych, pomarszczonych d�oni dr��ku.

Pod jednym oknem, prz�d�y dziewki, kt�rych dzi� do innej pozadomowej roboty nie spos�b by�o zaj��, pod drugim sta� d�ugi w�ski st�, na kt�rym na podsypce z otr�b w trzy rz�dy u�o�one by�y surowe jeszcze i rozrastaj�ce si� dopiero bochny razowego chleba.

Pomi�dzy bochnami tymi zaraz z brzegu le�a�y dwa widocznie wi�ksze, wetkni�ciem palca w ciasto naznaczone, a przy nich pomniejsza, czubato obtoczona kukie�ka. Takie dwa wi�ksze bochny i taka. czubata kukie�ka wyst�powa�y na stole przy ka�dym pieczeniu chleba co� ju� ze trzy lata, a nikomu do g�owy nie przysz�o sarka� na nier�wn� miar�. Ka�dy bowiem dobrze wiedzia�, �e bochny owe robi Mary�ka kucharka nie dla siebie, ale dla Antka fornala, a kukie�k� dla swego ma�ego "Antosia", kt�ry mia� takie� same jak Antek fornal niebieskie oczy i tak�� sam� lnian� jak on czupryn�, a wzi�� si� na �wiecie ot tak, z dobrawoli, b�dzie temu co�ci dwa lata. Tylko dzi�, kiedy Mary�ka oblepiony ciastem palec w bochny wtyka�a, tr�ci�a Ulina Marcyn� �okciem i obie si� cicho, wzruszywszy ramionami, roze�mia�y.

Tymczasem co i raz to wpada� do kuchni kt�ry z r�n�cych sieczk� parobk�w, dla ogrzania si� i chwycenia z paruj�cego sagana kilku gor�cych, twardawych jeszcze kartofli, kt�re przez chwil� z r�ki w r�k�, dmuchaj�c, przerzuca�, potem za pazuch� chowa�, a nacisn�wszy czap� na uszy zmyka� przed wrzaskiem kucharki.

Raz nawet bardzo szeroko otworzy�y si� drzwi, a do kuchni wlecia�o trzech ch�opak�w od byd�a, trzaskaj�c w zgrabia�e r�ce i krzycz�c "Hu!... a hu!... a hu!...", po czym stan�li u komina tupi�c ha�a�liwie i bij�c nog� o nog�, a poci�gaj�c czerwonymi jak gile nosami.

Za ka�dym otwarciem drzwi wpada� przera�liwy gwizd wichru razem z k��bem drobniutkich igie�ek �nie�nych, prz�d�ce dziewki wo�a�y wtedy: "Zamyka� tam! zamyka�!", a psy warcza�y i skomli�y przez sen. Jedna tylko Mary�ka dziwnie by�a oboj�tna na te wypadki kuchennego �ycia. Ch�opakom, kt�rzy ca�y komin zast�pili i nosy w sam �ar powtykali, nic nie rzek�a, na parobk�w chwytaj�cych kartofle z sagan�w nie krzykn�a, tylko si� po kuchni kr�ci�a, dziesi�� razy jedno w r�k� bior�c i k�ad�c, jakby sama nie wiedzia�a, co robi.

Si�gn�a do �y�nika, wzi�a kopy�� i w ogniu ni� grzeba� zacz�a, a� ch�opaki g�by na ni� porozdziawia�y jako wrony; si�gn�a po s�l i s�l rozsypa�a na ziemi�; ogie� ugasa� zacz��, drew nie do�o�y�a, a tak si� jej nogi pl�ta�y, �e nim od sto�u do komina dosz�a, to si� trzy razy potkn�a o ma�ego "Jantosia", kt�ry za ni� na bosaka drepta�, sp�dnicy si� jej czepiaj�c, ot tak, jak co dnia chadza�, w jednej koszulinie ze starego pacze�nego podo�ka matki zrobionej i w chu�cinie zawi�zanej przez plecy i piersi, na opak, pod paszki. I jego wszak�e Mary�ka spostrzega� si� nie zdawa�a, odsuwaj�c tylko niekiedy od siebie szybkim, niecierpliwym, w zupe�nym milczeniu dokonywanym ruchem, tak jak si� odsuwa stoj�cy na drodze sto�ek.

Tymczasem piec si� upali�, �ar nie wygarni�ty pokry� si� delikatnym, siwym popio�kiem, a Mary�ka trzeci ju� raz do k�ta po kociub� sz�a i trzeci raz jak b��dna bez kociuby do komina wraca�a. Co drzwi skrzypn�; to ni� co� szarpie, odwraca g�ow� i patrzy...

- Ten chlebaszek - odezwa�a si� wreszcie Ba�ka jakoby sama do siebie - to si� na nic rozrusza...

A na to Marcyna:

- A boga�! przez �opat� poleci...

- Mary�ka! - g�o�niej zawo�a�a Franka. - Co ty? blekotu si� objad�a? A dy� ci przecie piec na nic wystygnie, a z chleba placki b�d�!

Ale Mary�ka nie odezwa�a si� ani w t�, ani w t� stron�, jakby to nie do niej.

Jak stan�a na po�rodku izby, tak sta�a upatruj�c czego� po k�tach, ale po oczach jej zna� by�o, �e sama nie wie, za czym si� ogl�da; drepcz�cy za ni� Janto� dar� si� ju� od chwili: "mama je��! mama je��!". Nie zwa�a�a na to, a najpewniej nie s�ysza�a go wcale.

Zmrok szybko zapada�, rytmiczny zgrzyt sieczkarni przycicha� z wolna, studzienny �uraw zaskrzypia� raz i drugi, fornale wod� brali. Wtem Witek, najm�odszy z trzech stoj�cych u �aru pastuch�w, odezwa� si� cienkim g�osem:

- A kartofli na kolacj� to dzi� b�dzie do cna ma�o, bo si� aby w saganach gotuj�, a w ziele�niaku nic!

Za takie odezwanie si�, wszelkim poj�ciom o kuchennej karno�ci przeciwne, by�by ka�dego innego dnia warz�chwi� przez �eb dosta�; a dzi� Mary�ka popatrzy�a tylko na ch�opaka i jakby przypomniawszy co� sobie, koszyk z kartoflami wysun�a z k�ta, �ela�niak ustawi�a przy nim, sto�ek i skrobaczk� chwyci�a, kiedy naraz wskro� s�abn�cego wycia wichury da�o si� s�ysze� dalekie, st�umione b�bnienie.

Wyprostowa�a si� nagle jak struna, sto�ek a skrobaczk� pu�ci�a i z wyci�gni�t� ku oknu szyj� stan�a jak skamienia�a.

Jaskrawa, na wierzchu g�owy zwi�zana chusteczka zesun�a si� z jej ciemnych w�os�w, �niada, szczup�a twarz, po rembrandtowsku o�wietlona z jednej strony pe�nym blaskiem ogniska, a z drugiej w zmierzchu ton�ca, wyra�a�a jakie� bezbrze�ne zdumienie, a piwne, z�otawe, g��boko zapad�e oczy z os�upieniem patrzy�y w k��bi�c� si� poza oknem �nie�yc�.

Co prawda, to ju� ludzie od kopania kartofli, ba, od grabienia siana gadali, �e Antek o dziewuch� Sekur�w uderzy� my�li. Ale nie wierzy�a temu, nie mog�a uwierzy�. Zdawa�o jej si�, �e w ostatniej chwili co� si� przeciwnego stanie i �e on, jej Antek...

Dech jej w piersiach zapar�o, otworzy�a kilka razy usta, �eby zachwyci� powietrza, w oczach jej co�ci migota�o, a nogi si� pod ni� trz�s�y. A kiedy tak sta�a w ubogiej swojej, kr�tkiej sp�dniczynie i w siwej, lnianej koszuli, z r�kami bezw�adnie opadni�tymi wzd�u� cia�a, mimo zmroku mo�na by�o pozna�, �e si� bliskiego macierzy�stwa spodziewa.

Furczenie wrzecion przycich�o tymczasem, prz�dz�ce dziewki, kt�re te� dos�ysza�y b�bnienie, tr�ci�y si� �okciami, pokas�uj�c i zagaduj�c g�o�no.

- Marcyna! - odezwa�a si� Ba�ka szturchn�wszy obok siedz�c�. - Co si� pchasz? Nie mo�esz bokiem sie��, kiedy widzisz, �e ciasno? Rozpar�a si� jak do rozplecin na dzie�y!...

- A co? - odci�a si� weso�o Marcyna - a boby to nie mieli co rozplata�? Nie mam to warkoczka jak si� patrzy?

- Ino si� nie chwal! �eby i na ciebie co nie przysz�o!...

- Co ta ma przyj��! Ja si� tu nijakiego zapr�szenia ocz�w nie boj�! Okazji sobie nijakiej nie daj�!

- Ju�ci, �e racja. Kto nie szuka, nie znajdzie. - Zachichota�y i ucich�y.

Wrzeciona zn�w furcze� zacz�y.

Wtem mi�dzy jednym po�wistem wichru a drugim da�o si� s�ysze� bli�sze ju� i donio�lejsze b�bnienie. Wicher porywa� g�osy skrzypicy, ale b�ben, wyra�nie s�ycha� by�o, jak si� od Murowa�ca przybli�a.

Dziewki powtyka�y nosy w k�dziele i jakoby nic nie s�ysz�c prz�d�y zapalczywie.

Wtem pies le��cy pod �aw� kr�tko warkn��, a potem zawy� g�ucho, przenikliwie. Mary�ka zacz�a si� trz��� jak w zimnicy. B�bnienie, to st�umione nag�ym zap�dem wichury, to jasne i dono�ne, zbli�a�o si� ci�gle. Nagle drzwi si� otwar�y, a do kuchni razem z J�drkiem fornalem wpad�y piskliwe tony skrzypicy i grube basowanie Ma�kowe.

- Hu!... - wrzasn�� J�drek od progu, buchaj�c jak komin par�. - Hu!... zimno!

R�n�� czapk� o �aw� i w boki si� uj��.

- Dalej dziewuchy! szykowa� nogi. Antek z w�dk� do Sekury wali. Hu!... ha!... Mary�ka - zwr�ci� si� do kucharki - dawaj duchem kolacj�, bo mi si� �pieszy!...

Ale Mary�ka nagle si� obur�cz chwyci�a za g�ow� i z g�o�nym p�aczem, jak sta�a, tak wypad�a za drzwi...

Wtedy Ulina podnios�a si� i westchn�wszy rzek�a:

- Oj, oj! �le g�upiemu na �wiecie, kiej rozumu nie ma! - po czym na komin drew przy�o�y�a i chwyciwszy sagan przez grub� �cierk�, posz�a do mi�nika odcedzi� kartofle.

Zza w�g�a tymczasem, s�ycha� by�o wskro� wichru ci�kie, bolesne zawodzenie Mary�ki, a nieco dalej zbli�aj�c� si� do wsi kapel�.

Ma�y Janto�, kt�rego matka wybiegaj�c pchn�a, jak siad� raptem na �rodku izby, tak i siedzia� becz�c.

Nie min�o jednak trzy pacierze, kiedy Mary�ka na powr�t do kuchni ca�a w ogniu wpad�a. Z�by mia�a �ci�te, mokre w�osy lepi�y si� jej do skroni, r�ce dygota�y jak w febrze, piersi wznosi�y si� i opada�y ci�ko.

Nie p�aka�a jednak, ale wpad�szy jak burza, drzwiami za sob� hukn�a tak, a� wszystkie �y�ki w �y�niku i szyby w oknach szcz�k�y, a chwyciwszy sagan z r�k Ulinie, soli do kartofli wsypa�a, wstrz�s�a nimi z wielkiej mocy i z ca�ej si�y pa�k� je t�uc zacz�a. T�uk�a i t�uk�a, na ma�� je ut�uk�a, a jeszcze nie przestawa�a; kiedy za� obr�ci�a si� do �wiat�a, zdawa�o si�, �e jej iskry z oczu sz�y, jako wi�c tej z�ej w...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin