Zelazny Roger - Amber 10 - Ksiaze Chaosu.rtf

(1285 KB) Pobierz
ROGER ZELAZNY

ROGER ZELAZNY

KSIĄŻE CHAOSU

Piąty tom z cyklu

The Second Chronicles of Amber

Tłumaczył: Piotr W. Cholewa

Wydanie polskie: -

Wydanie oryginalne: 1991


Rozdział 1

Kto widział jedną koronację, tak jakby widział je wszystkie. Brzmi to cynicznie i prawdopodobnie jest cyniczne, zwłaszcza gdy główną rolę odgrywa najlepszy przyjaciel, a jego królową zostaje mimowolna kochanka. Zawsze jednak w programie występuje procesja, dużo powolnej muzyki, niewygodne, kolorowe stroje, kadzidła, przemowy i bicie w dzwony. Koronacje są meczące, zwykle duszne i wymagają od gości nieszczerego skupienia, podobnie jak śluby, wręczanie dyplomów i tajemne inicjacje.

I tak Luke i Coral zostali suwerennymi władcami Kashfy, w tym samym kościele, w którym ledwie kilka godzin wcześniej walczyliśmy prawieniestety, nie całkiemna śmierć z moim bratem Jurtem. Jako jedyny przedstawiciel Amberuchociaż technicznie nieoficjalnyotrzymałem miejsce w pierwszym rzędzie i obecni często zerkali w moją stronę. Dlatego musiałem zachowywać czujność i mamrotać właściwe odpowiedzi. Random nie chciał, by moją obecność traktowano jako formalną wizytę, jednak z pewnością by się zdenerwował, gdyby usłyszał, że nie zachowałem się dyplomatycznie.

W rezultacie miałem obolałe stopy, zesztywniały kark i kolorowy strój przesiąknięty potem. Tego wymaga show business. Zresztą, nie chciałbym inaczej. Luke i ja przeżyliśmy paskudnie ciężkie chwile i teraz nie mogłem ich nie wspominaćod ostrzy mieczy do pojedynków na bieżni, od galerii sztuki do Cieniakiedy tak stałem mokry i myślałem, kim się stanie teraz, gdy włożył koronę. Takie zdarzenie przemieniło wujka Randoma z wędrownego muzyka, włóczęgi i degenerata w mądrego i odpowiedzialnego monarchę... choć wiedzę o tym pierwszym czerpałem tylko z rodzinnych opowieści. Miałem nadzieję, że Luke nie dojrzeje tak bardzo. Chociaż... Luke był człowiekiem zupełnie innym niż Random, nie mówiąc już o tym, że o całe wieki młodszym. To jednak zadziwiające, czego mogą dokonać lata... a może po prostu natura wydarzeń? Uświadomiłem sobie, że różnię się od tego Merlina, jakim byłem nie tak dawno temu. Kiedy się nad tym zastanowić, to różnię się od siebie z dnia wczorajszego.

Podczas przerwy Coral przekazała mi kartkę. Pisała, że musi się ze mną zobaczyć. Podała miejsce i czas, a nawet dołączyła mapkę. Okazało się, że zaznaczona droga prowadzi do apartamentu na tyłach pałacu. Spotkaliśmy się tam wieczorem i w rezultacie spędziliśmy noc. Dowiedziałem się wtedy, że ślub z Lukiem wzięli jeszcze w dzieciństwie. Per procura. Było to elementem dyplomatycznych układów między Jasrą a Begmanami. Nic z nich nie wyszłoto znaczy z części dyplomatycznej, a reszta jakoś się rozleciała. Królewska para też jakby zapomniała o tym małżeństwie, póki nie przypomniały o nim niedawne wydarzenia. Nie widzieli się od lat, jednak dokumenty stwierdzały wyraźnie, że książę wstąpił w związek małżeński. Można było wszystko unieważnić, ale też Coral mogła koronować się razem z nim. Gdyby Kashfa miała w tym jakiś interes.

I miała: Eregnor. Begmańska królowa na tronie Kashfy mogła załagodzić spory o tę nieruchomość. Tak przynajmniej, wyjaśniła mi Coral, sądziła Jasra. I Lukea to przekonało, zwłaszcza wobec braku gwarancji Amberu i nieaktualnego w tej chwili Traktatu Złotego Kręgu.

Objąłem ją. Nie czuła się dobrze, mimo zdumiewająco szybkiej rekonwalescencji pooperacyjnej. Na prawym oku nosiła czarną przepaskę i reagowała dość wyraźnie, gdy tylko zbyt blisko przysunąłem rękę czy nawet przyglądałem się dłużej. Nie miałem pojęcia, co skłoniło Dworkina, by Klejnotem Wszechmocy zastąpić uszkodzone oko. Chyba że uznał ją za jakoś uodpornioną na moce Wzorca i Logrusu, które będą próbowały go odzyskać. Nie miałem żadnego doświadczenia w tej mierze. Kiedy spotkałem w końcu karłowatego maga, przekonałem się, że jest w pełni władz umysłowych. Ta świadomość nie pomogła mi jednak zrozumieć tajemniczych cech, jakie zwykle charakteryzują mądrych starców.

Jakie to uczucie?zapytałem.

Bardzo dziwneodparła.To nie jest właściwie ból. Raczej coś podobnego do atutowego kontaktu. Tyle że towarzyszy mi przez cały czas, a przecież nigdzie nie przechodzę ani z nikim nie rozmawiam. To tak, jakbym stała w bramie. Moce płyną wokół mnie, przeze mnie...

W tej samej chwili znalazłem się pośrodku szarego pierścienia z piastą o wielu szprychach z czerwonego metalu. Od wewnątrz przypominał ogromną pajęczynę. Jaskrawe pasmo pulsowało, by zwrócić moją uwagę. Tak, ta linia prowadziła do bardzo potężnego źródła mocy w dalekim cieniuenergii, którą mogłem wykorzystać do sondowania. Ostrożnie sięgnąłem ku zakrytemu Klejnotowi w oczodole Coral.

Z początku nie wyczułem żadnego oporu. Właściwie nic nie wyczułem, rozciągając tę linię siły. Pojawił się za to obraz zasłony płomieni. Przebijając ją wiedziałem, że zwalniam, zwalniam, zatrzymuję się... Wreszcie zawisłem, jak się okazało, na skraju otchłani. Nie była to droga zestrojenia. Nie chciałem przyzywać Wzorca, będącego fragmentem Klejnotu, gdy wykorzystuję inne moce. Pchnąłem do przodu. Ogarnął mnie straszliwy, wysysający energię chłód.

Jednak to nie moja energia spadała, jedynie tego źródła, jakim władałem. Pchnąłem głębiej i dostrzegłem mglistą plamkę światła, jakby blask odległej mgławicy. Lśniła na tle głębokiej czerwieni szlachetnego wina. Jeszcze bliżej, i rozrosła się w kształt... w złożoną, na wpół znajomą trójwymiarową konstrukcję. Sądząc z opowieści ojca, to zapewne ścieżka, którą należy wyruszyć, aby dostroić się do Klejnotu. Zgadza się, trafiłem do jego wnętrza. Czy powinienem rozpocząć inicjację?

Ani kroku dalejrozległ się głos... obcy, choć uświadomiłem sobie, że pochodzi od Coral. Przeszła w trans.Odmówiono ci wyższej inicjacji.

Cofnąłem sondę. Wolałem uniknąć demonstracji siły, jaka mogłaby wzdłuż niej do mnie dotrzeć. Logrusowy wzrok, od czasu ostatnich wydarzeń w Amberze towarzyszący mi bezustannie, ukazał Coral osłoniętą i oplataną przez wyższą kategorię Wzorca.

Dlaczego?spytałem.

Nie zaszczycono mnie odpowiedzią. Coral drgnęła, poruszyła się i spojrzała na mnie.

Co się stało?zapytała.

Zasnęłaśwyjaśniłem.Nic dziwnego. Po tym, co zrobił Dworkin i po męczącym dniu...

Ziewnęła i opadła na łóżko.

Tak...westchnęła i usnęła naprawdę.

Zdjąłem buty i zrzuciłem grubą wierzchnią odzież. Wyciągnąłem się obok niej i narzuciłem kołdrę na nas oboje. Też byłem zmęczony i chciałem się do kogoś przytulić.

Nie wiem, jak długo spałem. Dręczyły mnie mroczne, zmienne sny. Twarze: ludzkie, zwierzęce, demoniczne, wirowały dookoła, a żadna z nich nie miała szczególnie miłego wyrazu. Lasy padały i wybuchały płomieniem, ziemia drżała i pękała, wody mórz wznosiły się gigantycznymi falami i atakowały ląd, księżyc ociekał krwią i rozlegało się potężne wycie. Coś wykrzykiwało moje imię...

Gwałtowny wicher szarpnął okiennicami, aż otworzyły się do wnętrza, stukając o ściany. W moim śnie jakiś stwór wszedł do komnaty i przykucnął u stóp łoża. Wołał mnie cicho, raz za razem. Pokój dygotał i powróciłem pamięcią do Kalifornii. Zdawało się, że trwa trzęsienie ziemi. Wiatr przeszedł od wycia do ryku, a z zewnątrz dobiegły odgłosy jakby padających drzew, walących się wież...

Powstań, Merlinie, książę rodu Sawall, książę Chaosu!powtarzał stwór. Potem zgrzytał zębami i zaczynał od nowa.

Po czwartym czy piątym powtórzeniu przyszło mi do głowy, że to może nie sen. Z zewnątrz dobiegały krzyki, a błyskawice rytmicznie rozjaśniały niebo do wtóru muzycznego niemal huku gromów.

Nim się poruszyłem, nim otworzyłem oczy, wzniosłem zaporę ochronną. Dźwięki były rzeczywiste, podobnie jak wyłamane okiennice. I stwór przy łóżku.

Merlinie, Merlinie, powstań!zwrócił się do mnie.

Miał długi pysk, szpiczaste uszy, solidne kły i pazury, zielonkawosrebrzystą skórę, wielkie i błyszczące oczy, a także wilgotne, skórzaste skrzydła złożone przy smukłym tułowiu. Po wyrazie pyska nie mogłem poznać, czy się uśmiecha czy cierpi.

Zbudź się, Lordzie Chaosu.

Gryllpowiedziałem. Poznałem dawnego sługę rodziny z Dworców.

Tak, paniepotwierdził.Ten sam, który uczył cię gry w taniec kości.

Niech mnie piekło pochłonie...

Najpierw obowiązek, potem przyjemność, panie. Długą i straszną drogą podążałem za czarną linią, by cię przywołać.

Linie nie sięgały tak dalekostwierdziłem.Bez bardzo silnego pchnięcia. A wtedy może też nie. Czy teraz jest inaczej?

Jest łatwiejodparł.

Dlaczego?

Jego Wysokość Swayvill, król Chaosu, tej nocy śpi ze swymi przodkami z ciemności. Wysłano mnie, bym cię sprowadził na ceremonię.

Natychmiast?

Natychmiast.

Tak... Dobrze, oczywiście. Tylko zbiorę swoje rzeczy. A jak to się stało? Wciągnąłem buty, ubrałem się, przypasałem miecz.

Nie zdradzono mi szczegółów. Oczywiście, powszechnie wiadomo, że był słabego zdrowia.

Muszę zostawić listmruknąłem.

Skinął głową.

Krótki, mam nadzieję.

Tak.

Szybko nakreśliłem na kawałku pergaminu z biurka:

 

Coral, wezwano mnie w sprawach rodzinnych. Będę w kontakcie.

 

Położyłem liścik przy jej dłoni.

Gotowerzekłem.Jak to zrobimy?

Poniosę cię na grzbiecie, książę, jak to czyniłem przed laty.

Kiwnąłem głową. Wspomnienia z dzieciństwa powróciły niczym fala przypływu. Jak większość demonów, Gryll był straszliwie silny. Pamiętałem jednak nasze zabawy na krawędzi Otchłani i poza nią, w ciemności, w komorach grobowych, jaskiniach, na dymiących jeszcze polach bitew, w ruinach świątyń, komnatach martwych czarnoksiężników, osobistych piekłach. Zawsze jakoś wolałem towarzystwo demonów niż krewnych czy powinowatych matki. Na postaci demona wzorowałem nawet moją podstawową postać w Chaosie.

Powiększył masę ciała, wchłaniając stołek z kąta pokoju. Zmienił kształt, by dopasować go do moich dorosłych rozmiarów. Wspiąłem się na wydłużony tors i chwyciłem mocno.

Merlinie!zawołał.Jakież czary nosisz ostatnio przy sobie?

Panuję nad nimiodparłem.Ale nie poznałem w pełni ich natury. Niedawno je zdobyłem. Co właściwie odczuwasz?

Gorąco, chłód, dziwaczną muzykę...rzekł.Ze wszystkich stron. Zmieniłeś się.

Wszyscy się zmieniamystwierdziłem, gdy szliśmy w stronę okna.Takie jest życie.

Czarna nić leżała na parapecie. Wyciągnął łapę, dotknął jej i skoczył.

Dmuchnął potężny wicher. Spadaliśmy, mknęliśmy naprzód, coraz wyżej. Z boków migały wieże, kołysały się... Gwiazdy świeciły jasno, niedawno wzeszedł sierp księżyca, oświetlając zwały niskich chmur. Wzlecieliśmy w niebo, a zamek i miasto zmalały w mgnieniu oka. Gwiazdy zatańczyły i stały się pasmami światła. Wokół nas rozlewała się coraz szersza wstęga czystej, falującej czerni. Czarna Droga, pomyślałem nagle. Obejrzałem się. Nie było jej tam. Zupełnie jakby zwijała się za nami. A może to nas zwijała?

Krajobraz przesuwał się w dole jak film odtwarzany z potrójną szybkością. Falował pod nami las, szczyty gór, mijaliśmy plamy światła i mroku niczym cienie chmur w słoneczny dzi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin