Ryszard Różanowski Żale nad starym szlafrokiem.docx

(42 KB) Pobierz

Ryszard Różanowski

Żale nad starym szlafrokiem,czyli przestroga dla tych,co posiadają więcej smaku niż pieniędzy

Ryszard Różanowski /Uniwersytet Wrocławski/

Smaku, smaku wzniosły – pisał niegdyś Diderot – który zmieniasz, przesuwasz, budujesz, wywracasz, opróżniasz skrzynie ojców, pozostawiasz córki bez posagów, synów bez wykształcenia, czynisz tyle pięknych rzeczy i sprawiasz tyle wielkich cierpień [...]; to ty gubisz narody”1/ .

Skąd taka właśnie ocena smaku, który z reguły budzi skojarzenia bardziej pozytywne? Dlaczego miałby gubić narody ten powszechny i bezwarunkowy „prawodawca”? I skąd towarzysząca mu ruina finansowa?

Napisany wyjątkowo żywo i barwnie dodatek do Salonu 1769 jest ironiczną przestrogą dla tych, co posiadają więcej smaku niż pieniędzy. Filozof przestrzega przed nadmiernym zaufaniem do smaku, a pretekstem jest nowy szlafrok, który zastąpił stary, dopasowany do ciała, przydatny, kiedy trzeba zetrzeć kurz z książki, plamę atramentu, wykazujący literata, człowieka pracy:

Mój stary szlafrok stanowił jedno z otaczającymi mnie gratami. Z krytym słomą krzesłem, drewnianym stołem, wyszywaną tkaniną, sosnową deską, podtrzymującą kilka książek, z kilku zakopconymi sztychami bez ram, przyczepionymi na rogach do tejże tkaniny, pomiędzy tymi sztychami kilka zawieszonych gipsów tworzyło wraz z moim starym szlafrokiem najbardziej harmonijny obraz ubóstwa.

Całość ta została zakłócona, „zabrakło całokształtu, zabrakło jednolitości”, kiedy nowy „władczy szkarłat” wszystko dostroił do siebie. To właśnie ze względu na smak kryte słomą krzesło zastąpił wkrótce skórzany fotel, słabą deskę sosnową intarsjowana szafa, współczesne gipsy antyczny brąz, pustą przestrzeń wypełniły sekretera i zegar. Przykładne schronienie filozofa zamieni-ło się w gorszący gabinet groszoroba.

Smaku, smaku wzniosły – woła Diderot – ty, który zastąpiłeś u mnie drewniany stół nieuniknionym i cennym biurkiem [...]; ty pewnego dnia zaprowadzisz może moje mienie na most Saint Michel, gdzie ochrypły głos obwoływacza ogłosi: kucająca Wenus za cenę dwudziestu ludwików .2/

Diderot pisze o smaku, ale jednocześnie mówi o pieniądzach. Dlaczego? Poddanie się władzy smaku, pragnieniu dopasowania części do „całokształtu”, ujawnia mechanizm społeczny warunkujący całość doświadczenia estetycznego człowieka. Mechanizm ten staje się jeszcze bardziej widoczny w noweli Norwida Ad leones!, opisującej szczególną przemianę rzeźby przedstawiającej dwoje chrześcijan rzuconych lwom za czasów Domicjana. Podczas demonstracji w pracowni rzeźbiarza, „ani mało obiecującego talentu, ani mało dotrzymać mogącej organizacji”, mającej na celu ustatecznienie moralnego sensu grupy i właściwych postaciom atrybutów, z masy wilgotnej gliny (męska postać zapowiadała piękny tors, kobieca – dramatyczny obrót figury, obie trzymały w dłoniach krzyże, lew wciąż jeszcze był nieokreśloną bryłą) znika najpierw krzyż z figury męskiej, a krzyż w ręce kobiety zamienia się w klucz. Sama rzeźba przekształca się w przedstawienie walki, poświęcenia, zasługi, „wszystkiego – zgodnie z zapewnieniem jednego z uczestników spotkania – czego artysta tak wdzięcznie w tej pracy poszukiwał, co uprawia i na co publiczność oczekuje”. Pojawienie się bogatego korespondenta wielkiego amerykańskiego dziennika, chcącego kupić rzeźbę, o ile tylko kompozycja i jej wykonanie dostatecznie mocno „przemówią” do jego wyobraźni, pociąga za sobą dalsze i nieuchronne zmiany. W jego sposobie „widzenia” mężczyzna miałby wyrażać energię czynu rozpoczynającego pracę, kobieta zalecająca w niej udział – Oszczędność, lew to kufer, „przy kufrze należałoby dać widzieć narzędzia rolnicze i rękodzielne”. Obszedłszy całość dokoła Amerykanin stwierdza: „Jaśniej okazanej i piękniejszej myśli dawno nie napotkałem... Grupa wyobraża K a p i t a l i z a c j ę w sposób wyrozumowany, i przystępny...”, i podpisuje umowę na dzieło z marmuru za 15 tysięcy dolarów. W ten sposób grupa chrześcijan staje się stosunkowo łatwo dającym się odczytać symbolem komercjalizacji. Norwid poprzedza tę przemianę uwagą: „piękne jest [...], ile się i jak się uprzedzająco przyczynia dobra wola publiczności do uzupełnienia i wprowa-dzenia w życie dzieła sztuki”, w zakończeniu natomiast, już po metamorfozie, z ironią stwierdza: „Jak to jednak daleko od Wyznawców, i dla wyznania lwom rzuconych, do Kapitalizacji”3/.


Zmiany, jakich dokonywał w swoim otoczeniu Diderot, chcąc harmonijnie i ze smakiem „zgrać” je ze swoim nowym szlafrokiem, mogły pociągnąć za sobą katastrofę finansową. Poddający się woli publiczności i smakowi bogacza rzeźbiarz Norwida przebywa długą drogę, zarabia jednak mnóstwo pieniędzy. Różne są tu efekty opisanych przemian, w obu przypadkach chodzi wszak-że o jedno i to samo – bezwzględny „prawodawca” smak ujawnia swój konwencjonalny, relatywny charakter, a także swoją zależność od pieniądza. W związku z tym, że sam pieniądz jest zjawiskiem historycznym i społecznym, pewne jest, iż prawdziwej natury smaku należy doszukiwać się w historii i społeczeństwie.

Słownik wyjaśnia, że smak to „poczucie piękna, harmonii; gust”4/ . Powszechnie traktuje się go jako duchową zdolność odróżniania, wyboru i oceny. Mówimy o kimś, że jest źle zbudowany, albo o posągu, że ma piękne proporcje; natychmiast pojawia się kwestia kryteriów, na których opiera się nasz sąd, i podstawy smaku umożliwiającego ocenę. Czy smak jest rzeczą nabytą, czy można się go nauczyć jak wielu innych przydatnych w życiu rzeczy, czy poczucie smaku trzeba mieć, bo nie da się go wpoić na drodze dowodzenia ani zastąpić przez naśladowanie? Tak czy inaczej pojmowany, posiada ogromną, sobie właściwą moc normatywną: domaga się bezwarunkowej akceptacji i raczej unika odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”. Woli dekretować niż dyskutować. „Dobry smak” przeciwstawia się „smakowi ogółu” jako przywilej i wyróżnik określonej elity społecznej. Kiedyś był istotnym składnikiem kultury dworsko-
 arystokratycznej. Uważano, że nie daje się wytłumaczyć, kształtuje jednak całe życie. „Umiej dobrze wybierać – pisał Baltazar Graciánwymaga to dobrego smaku i trafności sądu. Nie wystarcza po temu ani nauka, ani rozum”5/ . Tezę o irracjonalności smaku ujmowano często w formułę je ne sais quoi6/ . Gracián twierdził, że no qué jest „wdziękiem wszystkiego, co w dobrym guście”. „Zabawia przyjemnie myśl i wyobraźnię – dodawał – ale jest niewytłumaczalne 7/” . Szczególnie dobitne jest sformułowanie Bouhoursa: „Smak jest uczuciem naturalnym, które tkwi w duszy i jest niezależne od wszelkiej wiedzy, jaką można zdobyć”8/ . W anonimowych Entretiens galants można przeczytać, że „dobry smak sięga daleko, obejmuje on wszystko” 9/. Także Bellegarde w swej rozprawie o smaku stwierdza, że „dobry smak wkracza wszędzie i okrasza nam wszelkie rzeczy”. Za jego pomocą oceniamy „kolory, zapachy, nauki, stroje, budynki, wytwory sztuki i dzieła natury” 10/ . „Smak – pisze Rollinjest najbardziej cennym przymiotem, niezbędnym nie tylko w konwersacji, wymowie i naukach, lecz w całym życiu; to on właśnie [...] uczy w każdej sprawie, co i jak czynić należy” 11/. W ten sposób rozumienia smaku wpisał się również Zbigniew Herbert w poetyckim rozważaniu o „potędze smaku” – upatrując w nim „włókien duszy i chrząstek sumienia” nadał mu wymiar moralny, który umożliwia polityczną „odmowę, niezgodę i upór” 12/ .

Choć historia terminu „smak” sięga czasów starożytnych, dopiero na przełomie XVII i XVIII wieku smak, względnie gust estetyczny, staje się przedmiotem odrębnych rozważań. Pojęcie to szybko robi zawrotną karierę teoretyczną. „Estetyka smaku” jest głównym nurtem XVIII-wiecznej myśli estetycznej. We Francji podejmują tę problematykę Helvétius, Rousseau i Diderot. W Wielkiej Encyklopedii wypowiadają się na temat smaku koryfeusze francuskiego oświecenia: d’Alambert, Montesquieu i Voltaire. W Anglii o smaku piszą m.in. Shaftesbury, Hutcheson, Hume, Burke, Home i Read. Kwestia smaku pojawia się również w estetyce niemieckiej – można tu wymienić takie nazwiska, jak Gottsched, Winckelmann, Sulzer czy Kant 13/ . Smak ujmowano wówczas jako dyspozycję do przeżycia i zarazem do oceny estetycznej. Edmund Burke pisał: „przez smak pojmuję jedynie tę władzę czy też te władze umysłu, które poddają się działaniu dzieł wyobraźni i wytwornych sztuk oraz wydają o nich sąd” 14/ . Według Kanta smak to „zdolność oceniania tego, co piękne” 15/.

Współcześni krytycy wyodrębniają w XVIII-wiecznej teorii smaku pięć podstawowych grup problemów. Pierwsza związana jest z psychologiczną naturą smaku, rozważaniem jego zmysłowo-emocjonalnego, spontanicznego albo racjonalnego, refleksyjnego charakteru. To tutaj formułowano pytania, w jakim stopniu jest on dyspozycją naturalną, wrodzoną, a w jakim nabytą, i jak ją można wykształcić. Druga grupa problemów dotyczyła względności smaku i ocen estetycznych, zgodności, „równouprawnienia” różnorodnych kryteriów i su-biektywnych, indywidualnych upodobań. Problem różnorodności smaku rozpatrywany był również w perspektywie społeczno-historycznej. Zastanawiano się nad jego zmiennością w różnych epokach, krajach, grupach społecznych i kulturach. Kolejna grupa problemów związana była z rolą smaku w procesie twórczym, relacją pomiędzy nim a władzą twórczą, najczęściej – genialnością. Piąty, odrębny krąg problemowy dotyczył społeczno-wychowawczej roli smaku, jego miejsca i roli w duchowej kulturze człowieka 16/.

Na społeczno-wychowawcze funkcje smaku estetycznego zwrócono uwagę stosunkowo wcześnie. Hugh Blair podkreśla, że „ćwiczenie smaku [...] jest w istocie jednym z najlepszych sposobów doskonalenia umysłu [...]. Niewiele jest wartościowych dyspozycji niezależnych od doskonalenia smaku. Wykształcony smak wzmaga wrażliwość na wszelkie czułe i ludzkie uczucia” 17/ . Henry Home pisał: „Sztuki piękne były zawsze popierane przez mądrych władców, nie tylko dla własnej rozrywki, ale ze względu na ich dobroczynny wpływ w społeczeństwie 18/” . Miał na myśli przede wszystkim powszechną życzliwość, umiłowanie ładu, poszanowanie władzy. Trudno nie zauważyć w tym miejscu wyraźnych związków teorii smaku z sytuacją historyczną po „sławnej rewolucji”. W Niemczech akcentowano przede wszystkim motywy demokratyczne i solidarystyczne. Za cel wychowania estetycznego stawiano „aby wśród osób nierównych stanem występowała równość i zbliżenie towarzyskie” 19/. Marcus Herz łączył postęp smaku z ideałem „najwyższej szczęśliwości”, z „dalszym nieprzerwanym rozwojem naszych władz”, „proporcjonalnym rozszerzeniem wszelkich zdolności” 20/. Postulat społeczno-wychowawczej funkcji smaku pojawia się także, w nawiązaniu do Krytyki władzy sądzenia Kanta i sformułowanej tam tezy o integracyjnej roli smaku, u Schillera. „Jedynie dobry smak – stwierdza Schiller w Listach o estetycznym wychowaniu człowiekawnosi harmonię do życia społecznego, albowiem wprowadza ją w życie jednostki” 21/. Postawy antyalienacyjne charakteryzują całą klasyczną estetykę niemiecką, wyprzedzającą w tym względzie późniejszą diagnozę i krytykę Marksa.


Charakterystyczne, że w XIX wieku teoria smaku stopniowo traci swoje uprzywilejowane stanowisko w całości myśli estetycznej. W Niemczech zainteresowanie nim wygasa niemal całkowicie. Hegel kończy swą krytykę teorii smaku znamiennym stwierdzeniem: „Potęga geniusza przechodzi nad tym wszystkim do porządku, a smak ustępując przed nią na plan dalszy, czuje się niepewnie i nieswojo”22/ . W wieńczącym stuletni okres rozwoju klasycznej estetyki niemieckiej systemie Friedricha Theodora Vischera problematyce smaku poświęcony jest zaledwie jeden krótki paragraf, w którym stwierdza się, że smak i piękno to "dwie zupełnie różne rzeczy” 23/. W Anglii ostatnie prace o smaku ukazują się z początkiem XIX wieku. W literaturze francuskiej szersze refleksje na jego temat można znaleźć jedynie w dziełach opublikowanych do 1825 roku. „Niełatwo wskazać w dziejach kategorii estetycznych – zauważa w związku z tym Stanisław Pazura – drugi przykład, w którym tak wyraźnie zarysowane są historyczne granice kariery teoretycznej danego pojęcia” 24/. Rodzi się oczywiście pytanie o przyczyny takiego stanu rzeczy – dlaczego teoretyczne zainteresowanie smakiem słabnie? Zwłaszcza że – jak wiemy – wciąż chętnie się odwołujemy do tego „prawodawcy”, tak w formułowaniu ocen i sądów estetycznych, jak i w życiu codziennym. Odpowiedź wymaga uprzedniego zbadania prawdziwej natury smaku, jego społecznego fundamentu, mechanizmów, w obrębie których ujawnia swą „prawodawczą”, obowiązującą i zobowiązującą moc.

Pieniądz, ta szczególna i powszechna forma, w jaką przekształcają się towary jako wartości wymienne, odciska swą pieczęć na wszystkich rodzajach pracy ludzkiej i wszystkich jej wytworach. „Alchemii tej oprzeć się nie mogą nawet święte relikwie, a tym mniej – rzeczy uświęcone, nie będące przedmiotem handlu”25/ . Sztuka nie jest w tym względzie wyróżniona. I dla niej rynek staje się instancją obiektywną. Rozpad średniowiecznego rzemiosła oznaczał uniezależnienie się artysty od mecenasów oraz powiększającą się swobodę w dostarczaniu wytworów artystycznych nie na konkretne zamówienie, lecz na rynek. Sztuka już w momencie jej nowożytnych narodzin była towarem. Specyficzne wartości użytkowe dzieł sztuki – wartościami wymiennymi ukrywającymi się za wartościami „ekspozycyjnymi”. Zewnętrzny kształt dzieła sztuki nieuchronnie, wbrew wszelkim pozorom, spada do rangi czegoś nieistotnego. Odtąd wszystko może być sztuką, byleby zostało zaakceptowane na rynku i tam znalazło odpowiedniego nabywcę. Właśnie ten proces nazwał Norwid „kapitalizacją”. W tym też sensie, w jakim produkcja rynkowa go podtrzymuje i pogłębia, jest on wrogi wobec twórczości artystycznej. Lukács stwierdził kiedyś, że powieść współczesna rejestruje utratę wartości użytkowych dóbr materialnych i ich ogólną przemianę w wartość wymienną jako rzeczywistość „zdegradowaną”. Nietrudno zauważyć, że w tej sytuacji konieczny jest zewnętrzny przymus dla podtrzymania społecznego zainteresowania coraz bardziej „umownym” przedmiotem artystycznym. Właśnie w odpowiedzi na to zapotrzebowanie powstają salony, galerie, muzea, targi sztuki itp., które są w stanie narzucić publiczności taki czy inny kanon estetyczny, nadawać rangę i godność dzieła sztuki.

Wystawy światowe – zauważa Walter Benjamin – przydają blasku wartości wymiennej towarów. Tworzą ramy, dzięki którym ich wartość użytkowa schodzi na plan dalszy. Otwierają świat zwidów, do którego człowiek wstępuje, by pozwolić się zabawiać. Przemysł rozrywkowy ułatwia mu to, wynosząc go do poziomu towaru. Człowiek poddaje się manipulacjom tego przemysłu, rozkoszując się wyobcowaniem od siebie samego i innych 26/.

Proces ten wyraża się w dwojaki sposób. Rozszerzając niepomiernie zakres produkcji artystycznej, prowadzi z jednej strony do radykalnego obniżenia się jej poziomu, wyrażającego się w sztuce trywialnej i kiczu. Z drugiej strony stwarza okazję do pogłębienia społecznej izolacji sztuki, do buntu przeciw jej degradacji, który znalazł wyraz w idei sztuki „czystej”, „sztuki dla sztuki”.

Obie tendencje są wzajemnie dopełniającymi się stronami tego samego procesu komercjalizacji sztuki. To, co pierwotnie było jednością, wytwór rzemiosła uosabiający piękno, rozdwaja się w mniej lub bardziej przypadkowo powiązane ze sobą elementy – wartość użytkową i wartość wymienną. Stosunek pomiędzy tymi dwiema wartościami wyraża istotę Norwidowskiej „kapitalizacji”. Od tego, która z nich bierze górę, zależy, czy mamy do czynienia z „czystym” dziełem sztuki, czy też z kiczem. Fakt z kolei, że stosunek między nimi jawi się jako mniej lub bardziej przypadkowy, świadczy o tym, jak mało znaczący stał się sam przedmiot artystyczny. Jest tak w istocie, ponieważ kicz jest sztuką trywialną, dostępną masom, ale świadczącą o „niedojrzałości” zachwycającej się nim publiczności, „sztuka dla sztuki” reprezentuje wysoką jakość, ale jest sztuką ezoteryczną, dla wtajemniczonych i wybranych. I tu, i tam – powiedziałby Hegel – sztuka nie jest u siebie w domu.

Motywem określającym działanie artysty nie jest więc tworzenie arcydzieł, lecz dostarczanie na rynek towarów, czemu odpowiada dowolność kształtowania dzieł sztuki, ich zewnętrznej formy będącej materialnym nosicielem tkwiącej w nich wartości wymiennej. W praktyce dowolność ta podlega całkowicie zasadzie subiektywnej i irracjonalnej, jak w przypadku współczesnych „mitologii indywidualnych”. Ale to romantyzm uczynił swoim punktem wyjścia „absolutną podmiotowość”, ekspresję osobowości twórcy. Tym samym nadał wielką rangę sposobom organizowania pozostających do dyspozycji twórcy środków wyrazu.

My dzisiaj – pisał Heine – nie przymierzamy niczego do jakiejś innej, obcej nam twórczości ani nie mierzymy niczego według potrzeby, która jest w nas samych. Staramy się poznać jedynie na umiejętno-ściach, którymi Bóg obdarzył artystę dla objawienia swojej idei. W sztukach recytatorskich na środki te składają się dźwięki i słowa. W sztukach plastycznych – barwy i formy. Dźwięki i słowa, barwy i formy, to zwłaszcza, co widzialne; są to wszak symbole jedynie idei, symbole rodzące się w duszy artysty, kiedy podnieca go święty duch świata. Jego dzieła są symbolami, z których pomocą przekazuje on in-nym duszom swoje idee. Kto wyraża maksimum przeżyć, i to najgłęb-szych, za pomocą najmniejszej liczby symboli, najprostszych, ten jest największym artystą .27/

Oto dlaczego, mówiąc ściśle – dodaje Ruskinmożemy nazwać wielkim malarzem tylko tego, który się odznacza precyzją i siłą w języku linii, a wielkim rymotwórcą tego, który się odznacza precyzją i siłą w języku słów28/ . Historycznie zarysowanej tu sytuacji odpowiada właśnie romantyczna idea sztuki „czystej”. Sprzeczności charakteryzujące wewnętrzny rozwój pierwszej dają się rozpoznać w funkcjonowaniu i warunkach drugiej. Oto z jednej strony mamy obojętność dla konkretnego kształtu, w jakim pojawia się wartość wymienna na rynku, z drugiej – koncentrację i precyzję ekspresji. Zwraca na to uwagę Hegel:

Rozwój [...] sztuki romantycznej oraz jej ostatni etap polega na we-wnętrznym rozkładzie samego materiału artystycznego, rozpadającego się na swe elementy, na wyzwalaniu się jego części, wraz z którym – odwrotnie niż w sztuce klasycznej – rośnie subiektywna umiejętność oraz artyzm twórczości, który staje się tym bardziej doskonały, im mniej ważkim staje się czynnik substancjalny29/ .

Hegel mówi o deprecjacji tworzywa, rozdrabniającej i wyzwalającej poszczególne jego elementy do tego stopnia, że zaczynają żyć własnym życiem na swoistym „targowisku” środków wyrazu. Odtąd można w nich przebierać jak w suknach wyłożonych na ladzie. Właśnie taki rozwój odzwierciedla zdaniem Benjamina literatura l’art pour l’art. Poetyka tej literatury oraz odpowiadająca jej praktyka nadają znaczenie dominujące smakowi.

W literaturze l’art pour l’art pisarz ma po raz pierwszy do czynienia z językiem w taki sposób, w jaki kupujący ma do czynienia z towarem na wolnym rynku. Klient utracił kontakt z procesem produkcji towarowej w wyjątkowym stopniu. Twórcy literatury l’art pour l’art należą do ostatnich, o których dałoby się powiedzieć, iż wywodzą się z ‘ludu’. Żaden problem nie jest dla nich tak palący, by mógł określić kształt ich słów. Raczej są skazani na dobieranie słów. Toteż ‘wyszu-kane słowo’ wnet zostało wpisane na sztandary poezji 30/.


Benjamin słusznie zauważa, że znaczenie smaku powiększa się w miarę zanikania fachowej wiedzy klienta i polega na możliwości mniej lub bardziej pretensjonalnego ukrywania jego niekompetencji.

Smak wyrabia się przy zdecydowanej przewadze produkcji towarowej nad każdym innym rodzajem produkcji. Wytwarzanie wyrobów jako towaru przeznaczonego na rynek prowadzi do tego, że warunki, w których są produkowane, zresztą nie tylko społeczne w postaci wyzysku, ale i techniczne, pozostają coraz częściej poza kręgiem ludzkich spostrzeżeń. Konsument, który jako zleceniodawca rzemieśl-nika był lepszym czy gorszym fachowcem [...], jako klient nie posiada najczęściej wiedzy fachowej. Nastawiona na tanie towary produkcja masowa zmuszona jest przy tym ukrywać kiepską jakość; w większości przypadków jest ona wręcz zainteresowana niekompetencją klienta31/ .

W zarysowanej tu perspektywie smak to nie tylko „szósty zmysł” pozwalający szerokiej publiczności osądzać wiersze i obrazy bez znajomości zasad poezji i malarstwa, ale przede wszystkim subiektywna podstawa społecznego zainteresowania coraz bardziej „umowną” sztuką. Oczywiste, że smak musiał stać się szczególnie ważny wówczas, gdy mieszczaństwo pozbyło się swej pierwotnej funkcji produktywnego stanu pracujących i znacznie poszerzyło krąg odbiorców sztuki (Moliere włączał nawet służbę kuchenną w obręb słuchaczy swej poezji, aby sprawdzić, „czy te wiersze chwytają”). Powszechnie akcentowano prawo nieprofesjonalnego odbiorcy do wyrokowania w sprawach sztuki. Wysunięciu się kultury dobrego smaku w XVIII stuleciu we Francji towarzyszył poważny wzrost ilości i nakładów książek, powstanie i rozwój czasopism, wzrost udziału i poziomu krytyki literackiej, upowszechnianie malarstwa w odbywających się systematycznie od 1699 roku Salonach Akademii. To właśnie wtedy pojęcie „smaku” robi zawrotną karierę teoretyczną, choć dyskusje o nim stoją pod znakiem formuły je ne sais quoi.

Współcześnie smak nadal zachowuje swoją pierwotną, społeczną funkcję. Przede wszystkim pozwala ukryć niekompetencję masowej publiczności sztuki. Jest również konwencją podniesioną do rangi czynnika uniwersalnego. Gadamer pisze, że smak „zgodnie ze swą najgłębszą istotą nie jest czymś osobistym, lecz fenomenem społecznym pierwszego rzędu. Może on nawet wobec osobistych skłonności jednostki wystąpić jako instancja sędziowska w imieniu wyra-żanej i reprezentowanej przez siebie powszechności” 32/ . Dla producenta smak posiada wartość jeszcze jednego, nowego bodźca spożycia, które zaspokajane jest kosztem innych potrzeb, jakich zaspokojenie byłoby mniej opłacalne. Dzielnie sekunduje mu w tym względzie moda. To ona – zauważa Benjamin – „dyktuje rytuał, wedle którego chce być wielbiony towar-fetysz”33/ . „Tu moment społecznego upowszechnienia, zawarty w pojęciu smaku, kształtuje rzeczywistość” 34/. Konstytutywna dla niej empiryczna powszechność kreuje system kon-wencjonalnych zależności, których trudno uniknąć – wzgląd na innych, porównywanie, patrzenie z ogólnej perspektywy. „Moda sprzeczna jest z tym, co organiczne. Moda stręczy żywe ciało nieorganicznemu światu. Strzeże trupich praw wobec tego, co żywe. Fetyszyzm, ulegający sex appealowi świata nieorganicznego, jest jej nerwem życiowym. Kult towaru zaprzęga ten fetyszyzm w swą służbę” 35/ .

Właśnie dlatego, że smak, gust, upodobania estetyczne, jak wszelkie standardy wywodzą się z potrzeb konsumentów, akceptowane są bez sprzeciwu – większość z nas chętnie poddaje się rygorom mody. Potrzeby estetyczne są w pewnej mierze niejasne i nie wyartykułowane, a praktyki przemysłu kulturalnego nie tylko niewiele zmieniły w tym względzie, ale – przeciwnie – łącząc bezpośrednio subiektywne potrzeby kulturalne z mechanizmami oferowania i dystrybucji, bez trudu nakłaniają do zmiany smaku zgodnie z wymaganiami rynku. W rzeczywistości jest to zamknięte koło manipulacji i zwrotnych potrzeb wpisane w jednolity system. Naprawdę smak jest tylko pozorną zdolnością odróżniania.

Schematyzm procedury – piszą autorzy Dialektyki oświecenia – ujawnia się o tyle, że mechanicznie wyróżnione produkty okazują się zawsze tym samym. Że różnica między serią Chryslera a serią General Motors jest złudzeniem, o tym wie już każde dziecko, które się tą różnicą entuzjazmuje. To, co znawcy omawiają jako wady i zalety, służy jedynie utrwaleniu pozorów konkurencji i możliwości wyboru. Tak samo ma się rzecz z produkcjami Warner Brothers i Metro Goldwyn Mayer. Stopniowo zanikają też różnice między droższymi i tańszymi asortymentami kolekcji wzorcowej danej firmy: w przypadku samochodów różnice te sprowadzają się do liczby cylindrów, pojemności silnika, nowości gadgetów, w przypadku filmów – do liczby gwiazd, nakładu środków technicznych, pracy i wyposażenia, oraz wykorzystania najnowszych formułek psychologicznych 36/ .

Bo w istocie nie chodzi tutaj o rozpoznanie tego czy owego jako pięknego, tylko o całość, do której wszystko musi pasować. Właśnie o takiej „całości” pisał Diderot użalający się nad odmienionym przez nowy szlafrok gabinetem, o niej mówili wypełnieni „dobrą wolą do uzupełnienia i wprowadzenia w życie dzieła sztuki” bohaterowie noweli Norwida. Miał ją też na myśli Herbert, bo smak obejmuje także sferę polityki, moralności i obyczajowości. Tyle, że dopiero owa „całość” domaga się wykładni, uważnego i pojęciowego rozwa-żenia, to ją należy tłumaczyć spragnionym edukacji „adeptom” smaku, nieza-leżnie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin