Gemmell David - Saga Drenajów 6 - Legenda.rtf

(1976 KB) Pobierz

David Gemmell

 

LEGENDA

(Legend)

 

Przełyli

Barbara Kamińska, Zbigniew A. Królicki

 

 


książ dedykuję trojgu bardzo bliskich mi osób. Mojemu ojcu, Billowi Woodfordowi, bez którego Druss-Legenda nigdy nie stanąłby na murach Dros Delnoch. Mojej matce, Olivii, która wzbudziła we mnie umiłowanie opowieści, w których bohaterowie nigdy nie kłamiąo rzadko triumfuje, a miłość zawsze zwycięża.

Ofiarowuję także mojej żonie, Galerii, która udowodniła mi, że w życiu może być tak, jak w tych opowieściach.

Składam również wyrazy wdzięczności Russellowi Claughtonowi, Timowi Lentonowi, Tomowi Taylorowi, Nickowi Hopkinsowi i Stelli Graham za ich pomoc podczas pisania tej książki.

 


PROLOG

 

Drenajski herold nerwowo wyczekiwał przy wielkich drzwiach sali tronowej, strzeżonych przez dwóch wartowników z plemienia Nadirów, którzy patrzyli przed siebie, wbijając skośne oczy w herb przedstawiający orła z brązu na tle ciemnego drewna.

Posłaniec oblizał spierzchnięte wargi suchym językiem i poprawił purpurową pelerynę na kościstych ramionach. W sali obrad w Drenanie, odległym o sześćset mil na południe, był niezwykle pewny siebie, gdy Abalayn poprosił go, aby podjął się tej delikatnej misji: podróży do odległego Gulgothir w celu ratyfikowania układów zawartych z Ulrykiem, władcą Nadirów. Bartellus pomagał uprzednio w przygotowywaniu układów oraz dwukrotnie brał udział w rozmowach prowadzonych w Vagrii, na zachodzie i w Mashrapurze, na południu. Wszyscy rozumieli znaczenie handlu i konieczność uniknięcia przedsięwzięć tak kosztownych jak wojna. Ulryk nie będzie wyjątkiem. To prawda, że niedawno podbił narody północnej równiny, jednak przez całe wieki gnębiły one jego lud podatkami i najazdami, przyczyniając się w ten sposób do własnej zguby.

Inaczej było z Drenajami. Zawsze traktowali Nadirów taktownie i z kurtuazją. Sam Abalayn dwukrotnie odwiedził Ulryka w jego mieście namiotów na północy, gdzie podejmowano go po królewsku.

Jednakże Bartellus był zdumiony zniszczeniami w Gulgothir. Nie dziwił go fakt zdobycia bram miasta, ale to, że bestialsko okaleczono wielu obrońw. Na głównym dziedzińcu zamku piętrzyła się mała sterta ludzkich rąk. Bartellus wzdrygnął się na to wspomnienie i czym prędzej odsunął je od siebie.

Kazano mu czekać trzy dni, traktowano go jednak uprzejmie a nawet przyjaźnie.

Znowu poprawił pelerynę, świadomy, że jego szczupła, niezgrabna postać nie pasuje do godności posła. Zza paska wyjął lniany gałganek i otarł nim pot na łysej głowie. Żona wciąż powtarzała mu, że kiedy jest zdenerwowany, błyszczy mu łysina. Wolałby, aby nie mówiła tego głno.

Powstrzymując dreszcz, obrzucił spojrzeniem wartownika po prawej. Mężczyzna był niższy od niego, a na głowie nosił nabijany kolcami hełm ozdobiony koź skó. Miał napierśnik z lakierowanego drewna, a w ku dzierż włócznię z batym grotem. Jego twarz była szeroka i okrutna, oczy ciemne i skośne. Gdyby Bartellus kiedykolwiek potrzebował człowieka do ucinania głów...

Spojrzał w lewo i natychmiast tego pożował, drugi ze strażników bowiem patrzył wprost na niego. Poczuł się jak królik uciekający przed polującym jastrzębiem i pospiesznie wrócił wzrokiem do brązowego orła na drzwiach.

Na szczęście jego oczekiwanie dobiegło końca i drzwi otworzy się na oścież.

Biorąc głęboki oddech, Bartellus wmaszerował do środka.

Dwadzieścia marmurowych kolumn podpierało pokryty freskami sufit długiej sali. Na filarach płonęły pochodnie, rzucając posępne, tańczące cienie na ściany. Przy każdej stał nadiryjski wartownik uzbrojony we włócznię. Nie rozglądając się na boki, Bartellus przeszedł pięćdziesiąt kroków dzielących go od tronu umieszczonego na marmurowym podium.

Na tronie siedział Ulryk, Władca Północy.

Nie był wysoki, lecz emanował siłą i energią, która poraziła dochodzącego do środka sali Bartellusa. Miał charakterystyczne dla Nadirów, wysokie kości policzkowe i czarne jak noc włosy, lecz jego skośne oczy były fioletowe i przenikliwe. Śniadą twarz okalała trójkątna broda, nadając jej demoniczny wygląd, ale ciepły uśmiech łagodził to wrażenie.

Najbardziej zaskoczyło Bartellusa to, że władca Nadirów nosił białą szatę Drenajów, ozdobioną herbem rodziny Abalayna: złotym koniem wznoszącym się nad srebrną koroną.

Herold skłonił się nisko.

Panie mój, przynoszę ci pozdrowienia od Jego Wysokości Abalayna, obranego władcą wolnego narodu Drenajów.

Ulryk skinąłową, gestem nakazując mu kontynuować.

j pan Abalayn gratuluje ci świetnego zwycięstwa nad buntownikami z Gulgothir i ufa, że skoro już masz za sobą okropności wojny, znajdziesz czas, aby pomyśleć o nowych układach i traktatach handlowych, o których rozmawiał z tobą, gdy miał zaszczyt gościć u ciebie minionej wiosny. Oto list od króla Abalayna, jak również proponowane układy i porozumienia.

Bartellus zrobił krok do przodu, prezentując trzy zwoje. Ulryk przyjął je i ostrożnie poł na podłodze obok tronu.

Dziękuję ci, Bartellusie powiedział. Powiedz mi, czy rzeczywiście plemiona Drenai obawiają się, że moja armia pomaszeruje na Dros Delnoch?

Raczysz żartować, panie?

Wcale nie stwierdził niewinnie Ulryk, głębokim i więcznym głosem. Kupcy mówią mi, że w Drenanie toczą się wielkie dyskusje.

To tylko czcze plotki odpowiedział Bartellus. Sam pomagałem w przygotowywaniu traktatów i uznałbym to za zaszczyt, gdybym mó pomóc w wyjaśnieniu bardziej skomplikowanych ustęw.

Nie, jestem pewien, że są w najlepszym porządku powiedział Ulryk. Zdajesz sobie jednak sprawę, że mój szaman, Nosta Khan, musi odprawić wróżby. Wiem, że to prymitywny obyczaj, ale jestem pewien, że to zrozumiesz.

Oczywiście. Takie rzeczy podtrzymują tradycję.

Ulryk dwukrotnie klasnął w onie i z cienia po lewej stronie wychynął pomarszczony, stary człowiek w tunice z koźlej skóry. Pod chudym, prawym ramieniem nió biego kurczaka, a w lewej ręce szeroką i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin