Kły.doc

(236 KB) Pobierz
"Kły"

"Kły"


Autor: Grzegorz Górski                                                                                           luty 2002- wrzesień 2004

Tytuł: Kły

Osoby:

Arkadiusz – botanik (ma zniszczoną skórę twarzy i dłoni, jest chudy i blady)
Ewelina – żona Arkadiusza, eksperymentująca kulinarnie, światła kobieta
Krysia – ich sąsiadka, namiętna
Ania – ich córka
Tadek – chłopak Ani
Heniek – brat ojca (blady, podobnie jak Arkadiusz zniszczona skóra twarzy)
Róża – seksowna blondyna, dziewczyna Heńka

Akt 1

(Wnętrze pokoju, po prawej biurko i za nim wyjście na prawo. Po lewej niedomknięte drzwi wejściowe. Stolik, fotel, mała sofa a przy niej lampka, obrazy na ścianach. Trochę książek w biblioteczce stojącej za biurkiem. Z tyłu na środku, drzwi do kuchni Ania i Tadek rozmawiają na środku sceny. Arkadiusz pochylony za biurkiem, trwa w bezruchu wpatrzony w doniczkę z rośliną)

Ania: (czyta z kartki, z rozpaczą w głosie)
Nie, ty nie możesz tak po prostu wyjechać!

Tadek: (czyta z kartki, także dobitnie, z emfazą)
Nie mogę, ale muszę. Tam czeka na mnie forsa, robota – rozumiesz. A co ja mogę tutaj 

Ania:
Przynajmniej jesteśmy razem.

Tadek:
I co z tego mamy?

Ania:
Jak to co? – siebie. (z płaczem) Rozdzierasz moją duszę, moje serce krwawi …

Tadek:
Przyjedziesz potem do mnie, …. jak się trochę urządzę. Rozumiesz? Tam, to będzie inne życie.

Ania: (rozdzierająco)
Po prostu już ci na mnie nie zależy ….

Tadek: (łamiącym się głosem)
Także cierpię katusze, serce mi pęka, żyły rozpacz rozrywa, ale … nie mam innego wyjścia.

Ania:
Zawsze jest jakieś inne wyjście. Tylko ty wolisz wybrać to najwygodniejsze dla siebie, a ja rzucę się z okna. (Tadek próbuje coś powiedzieć) Nie, nie, nic już nie mów. Ja wiem, wszystko dobrze rozumiem. Ciągle nie masz dla mnie czasu, stale zajęty …. ja rozumiem. Dobrze, jedź (!), ale pamiętaj, że ja do ciebie nie przyjadę, że ….że ….że widzimy się po raz ostatni. (szloch)

Arkadiusz: (unosi się spoza biurka)
Dobrze, bardzo dobrze moje dzieci, bardzo dobrze.

Tadek: (normalnym głosem)
Czy mogę już iść do domu? Czekają na mnie z kolacją.

Arkadiusz:
Tak, tak, … Bardzo dobrze … (zabiera im kartki, patrzy na tekst z zachwytem) Poezja.

(Ania żegna się ciepło z Tadkiem)

Arkadiusz: (spogląda na nich, mówi niezadowolony)
Nie przy storczykach, no nie przy storczykach ...

Tadek: (w drzwiach, z rozpaczą w głosie)
Już nigdy cię nie zobaczę ...

Arkadiusz: (udobruchany, uśmiecha się do niego)
Idź już, idź ...

Ania: (normalnym głosem)
No jak, tato, działa?

Arkadiusz:
Zawsze działa, już niedługo zakwitnie. Storczyki potrzebują mało wody, ale … te wibracje ludzkich uczuć, zwłaszcza te o dużej skali emocji – pozytywne i negatywne - rozpaczliwe, rozdzierające … – o, to je karmi, wtedy kwitną najpiękniej.

Ania:
No tak, mówi się przecież, że kalia przynosi nieszczęście…

Arkadiusz:
To nie tak. Kalia najlepiej rośnie w atmosferze nieszczęścia, żywi się tą atmosferą, szaro-zielone wibracje wchłania w swoje duże, ciemno-zielone liście. Gdzie indziej po prostu choruje lub ginie, a potem ludzie widząc przepięknie rozrośniętą roślinę, dorodny biały kwiat - zwalają na nią całą winę za ludzką tragedię, chorobę, rozstanie. Brednie, mówię ci - brednie. Jest dokładnie na odwrót.

Ania:
Zdradziłeś już komuś tę swoją teorię?

Arkadiusz:
To nie jest teoria. Mam na to aż nadto dowodów. O, pamiętasz język teściowej, u stryjka Karola.

Ania:
Ten co kwitnie na biało, taka biała kula?

Arkadiusz:
No właśnie. Stoi z dala od okna, nigdy chyba nikt go nie przesadzał, cały zakurzony, a kwitnie(!) chyba dwa razy do roku.Ten kwiat syci się atmosferą obmowy, intrygi. Tak, tak – co tu dużo gadać. Rośliny czują, czują 

Ania:
Ale czy tato o tym komuś mówił?

Arkadiusz:
Co ty? Na co mi kłopotów i wizyt u psychiatry. Swoje wiem, ale dla siebie. A moje storczyki wygrywają nagrody na pokazach kwiatów. Wzięli by mnie za zwykłego czubka gdybym wyskoczył z taką teorią.

Ania:
Niejednego odkrywcę właśnie tak potraktowano ...

Arkadiusz:
A widzisz. Ja się nie wychylam. Czekaj wyniosę go do oranżerii, bo my coś tu za spokojnie rozmawiamy, jeszcze się przytruje …

(mija się w drzwiach z żoną)

Ewelina: (wchodzi ze starą zakurzoną książką pod pachą)
Co, przedstawienie już skończone?

Arkadiusz: (wskazując rośłinę)
Cicho, bo usłyszy.

Ewelina:
A może byś wyszedł trochę na słońce. Taka śliczna pogoda. Dbasz tylko o swoje kwiatki. Im słonka nie żałujesz. Dobrze by ci zrobiło na cerę. Wychodzisz tylko po ciemku i przez to jesteś taki blady.

Arkadiusz:
Dopiero wróciłem

Ewelina:
Tak, byłeś całe pięć minut.

Arkadiusz:
Wiesz, że tego nie lubię. Brrr, jak można wystawiać skórę na rakotwórcze działanie ultrafioletu … (szybko wychodzi, osłaniając roślinę)

Ania:
A może on ma rację?

Ewelina:
Że co?

Ania:
No, że rośliny czują, odbierają te emocje, jakieś tam bodźce …

Ewelina:
Na pewno ma rację. Przecież on zawsze ma rację… (do wracającego Arkadiusza) Prawda kochanie?

Arkadiusz:
Głos prawdy – jest głosem wołającego na pustyni. Co prawda?

Ewelina:
Że zawsze masz rację…

Arkadiusz:
Prawda! Co tam masz?

Ania:
Muszę lecieć. Pa.

Ewelina:
Pa. Wróć na kolację. Ja dzisiaj gotuję ...

Ania: (wychodząc)
O Boże ...

Ewelina: (kontynuuje do ojca)
Książkę. Strasznie stara, znalazłam - jak robiłam porządek na strychu. Pewnie cię zaciekawi tytuł - „Sekrety kwiatów” , a na okładce i marginesach  są jakieś ręczne dopiski – pewnie twoich pra-pra-pradziadków. A może jeszcze więcej tych pra-pra- …

Arkadiusz:
Ale chyba już po Gutenbergu – no, skoro jest drukiem…. Pokaż …

Ewelina:
Uważaj, prawie się rozlatuje, biały kruk …. pewnie wszystkie tajne zapiski jak zmusić do zakwitnięcia Gwiazdę Betlejemską na Wielkanoc i takie tam …

Arkadiusz: (stara się odczytać)
Te ręczne zapiski, to …. raczej jakaś …. kronika rodzinna. O tu na przykład … Mój chyba pra-dziadek Bonawentura urodził się 13 grudnia 1869 roku …. Pewnie będę mógł wyrysować całe drzewo rodowe …

Ewelina:
A widzisz, mówiłam, że to o roślinach … żartuję, żartuję. Nie patrz tak z politowaniem. Masz do czynienia ze światłą kobietą. Nie wiesz czasem kto mi podebrał połowę wątróbki z lodówki? Miałam zrobić wystawną kolację, a teraz będzie za mało …

Arkadiusz:
A niby skąd mam wiedzieć. Cały ranek karmiłem emocjonalnie storczyki …

Ewelina:
Acha, nie mówiłam ci jeszcze, że cała ta wystawna kolacja – to ze względu na przyjazd twojego brata. Zaprosiłam go …

Arkadiusz:
O, to czeka mnie kolejne kazanie na temat …

Ewelina:
Wiem, że za nim nie przepadasz …

Arkadiusz:
Mówiąc delikatnie …

Ewelina:
… ale w końcu to rodzina.

Arkadiusz:
Przecież nic nie mówię. Muszę tylko wymyśleć jakiś temat do dyskusji, który zbije go lekko z tropu. Wiesz, jak już mam nie wiedzieć o czym on mówi, to chyba lepiej, żeby nikt nie znał się na temacie …

Ewelina: (wzrusza ramionami)
To już wyższa filozofia. (bierze z półki książkę) A mnie ktoś podwędził wątróbkę … (kartkuje) Mam jeszcze kurczaka w lodówce. (odkłada książkę niezadowolona) Ech, będę musiała sama coś wymyśleć …

Arkadiusz:
O, to jest wyższa filozofia. (przytula się do niej, trochę zbyt długo całuje w szyję)

Ewelina:
Nie podlizuj się. Heniek tu powinien być lada moment. Przychodzi z tą, jak jej tam, no tą jego blondyną. Wpuść go w jakieś kwieciste tematy, on się na roślinkach nie zna. (wychodzi)

Arkadiusz: (przez moment patrzy na roślinę na biurku)
Ta powinna chyba zaowocować przy Heńku… (podnosi książkę, przewraca kartki, powoli czyta) Jakieś siły nieczyste opętały syna Bonawentury, Bartłomieja. Po nocach nie śpi ino ze wzrokiem obłędnem dziewki wiejskie dopada. We dnie zaś przed światłem stroni. Skórę ma bladą, a twarz okrutnie zniekształconą … (dzwonek do drzwi, ale Arkadiusz nie podnosi się, czyta dalej) … Bonawentura zawezwał księdza coby egzorcyzmy odprawił, bo pobliscy chłopi już kołki osinowe ostrzą i całe domostwo chcą z ogniem puścić …(przerywa czytanie, patrzy w osłupienie przed siebie) Dziadek był …. wampirem?

Krysia: (wchodzi z doniczką w jednej, a kotem w drugiej ręce)
Dzień dobry. Co się stało, ma pan minę jakby ducha zobaczył.

Arkadiusz: (przestraszony)
Aaaa, pani Krysia, eee ...

Krysia:
Drzwi były otwarte, prawda Mruczuś? Przestraszyłam pana?

Arkadiusz:
Nie, nic, myślałem, że to mój brat, Heniek, ma tu być za chwilę.

Krysia:
A to ja nie będę przeszkadzać.

Arkadiusz:
Ależ nie, ależ pani nigdy nie przeszkadza, proszę bardzo niech pani wejdzie. A co to za maleństwo pani trzyma? Niech pani usiądzie.

Krysia: (siada przy stole, kładzie doniczkę przed sobą, gładzi kota)
Dostałam go od koleżanki, ale nie wiem co z nim zrobić. Pomyślałam – a, zapytam sąsiada - jak go podlewać, gdzie postawić…

Arkadiusz: (siada koło niej przy stole)
Fiołki alpejskie najlepiej w sypialni, no bo tam zawsze troszkę zasłony są opuszczone i mniej światła, temperatura zazwyczaj kilka stopni niższa, żeby lepiej spać było, no i jakby tu powiedzieć….  Fiołki alpejskie lubią, tę całą atmosferę ... no wie pani ... te wszystkie kombinacje alpejskie ... te skoki,... łóżkowe slalomy ... uhm,  uhm... (niedwuznaczne gesty)

Krysia: (skromnie)
A co pana tak na narciarstwo wzięło? Pan to się zna na wszystkim. Słyszałam o pańskich osiągnięciach. Podobno to po ojcu pan odziedziczył tę rękę ... do kwiatów …

Arkadiusz:
Po ojcu … myśli pani, że takie różne sprawy, jak na przykład (podobne gesty jak w poprzedniej kwestji) upodobanie do robienia czegoś, to może przyjść z genami po …, dajmy na to, dziadku …

Krysia:
A pewnie! Mój dziadek na przykład nie znał się całkiem na kwiatkach i …. i ja się całkiem nie znam i podobno mam po nim (skromnie) oczy.

Arkadiusz: (do siebie)
Ciekaw jestem, czy i ja mam to po dziadku?

Krysia:
To, to pan ma. (uśmiecha się) … Może pan kiedyś wpadnie do mnie, pomoże mi rozlokować pozostałe kwiaty w mieszkaniu.

Arkadiusz:
Bardzo chętnie. Zdradzę pani pewien sekret.

Krysia:
Sekret? (kładzie kota na stole, bierze Arkadiusza za rękę)

Arkadiusz:
Sekret o kwiatach oczywiście. One lubią jak się do nich mówi, jak się je dotyka …

Krysia:
Nic dziwnego. Wszystko co piękne musi być odpowiednio (wpatruje się w Arkadiusza, mówi wolno) pielęgnowane, (zwilża językiem wargi) dotykane.

Arkadiusz:
Ślicznie to pani powiedziała. (wstaje od stołu, staje za jej plecami i układa jej ręce na doniczce. Zaś swoje ręce kładzie na jej dłoniach – scena jak z filmu „Ghost” przy kole garncarskim. Jego usta są blisko jej szyi.)
O tak je trzeba trzymać i mówić, .... pani pamięta, to są fiołki alpejskie..., więc trzeba mówić słodkie słówka. (otwiera usta i przymierza się do wtopienia zębów w jej szyję. W ostatniej chwili rezygnuje. Mówi do siebie, ale głośno, tak, że ona słyszy)
Ale co ja robię? Co mnie nagle wzięło? Przepraszam panią. Przecież to nie może być po dziadku ...

Krysia:
Co, dziadek też był .... taki .... podrywacz? A czytał pan „Pamiętniki Kasanowy”? On też miał to po dziadku. Mówi pan, żeby fiołki trzymać w sypialni i ... slalom ...Koniecznie musi pan do mnie wpaść i pomóc mi ... pielęgnować. (bierze kota, przytula do piersi) Dobrze ci tu Mruczuś, prawda? Cieplutko, miękko ...

Arkadiusz:
Tak, tak ... biedna roślinka.

Krysia: (wstaje od stołu)
Liczę na pana (podaje mu rękę do pocałunku)

Arkadiusz: (całuje ją w dłoń, znowu próbuje ugryźć)
Hummm ...

Krysia:
Auuu, ugryzł mnie pan.... ty ... ty słodki brutalu... do zobaczenia ... pa.

(wychodzi pozostawiając kwiatek)

Arkadiusz: (odruchowo)
Pa. (po zamknięciu drzwi) Co się ze mną dzieje? Ugryzłem ją w palec i miałem ochotę wbić zęby w jej szyję. Zaraz, zaraz (podchodzi do starej książki i zaczyna czytać)
.... kołki osinowe ostrzą i całe domostwo chcą z ogniem puścić. Wielki pożar nastąpił 3 czerwca 1917 roku. Od żaru powyginało aż krzyże na pobliskim cmentarzu (dzwonek do drzwi) ale wszyscy przed pożogą zdołali się schronić w krypcie rodzinnej. Tam chłopi, ze strachu wejść się bali. (kolejny dzwonek) Biada nam! Bartłomiej poprzysiągł krwawą zemstę (dzwonek bardzo natarczywy, Arkadiusz odkłada książkę,chwyta się za głowę,  kilka razy powtarza) Biada nam ... krwawą zemstę ... osinowe kołki .... biada nam!!!

Heniek: (zniecierpliwiony, sam otwiera sobie drzwi, wchodzi z mocno wydekoltowaną blondyną w bardzo kusym mini, w ręku trzyma bukiet róż i b...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin