Geniusz.pdf
(
1382 KB
)
Pobierz
Geniusz
Graham Masterton
Geniusz
Tłumaczył: Piotr Ku
ś
Tytuł oryginalny: Genius
Data wydania oryginalnego: 1996
Data wydania polskiego: 2000
„
ś
aden Japo
ń
czyk nigdy nie wyl
ą
dował
na zachodnim wybrze
Ŝ
u Stanów Zjedno-
czonych Ameryki w
Ŝ
adnym momencie
II wojny
ś
wiatowej”.
California Historical Society
Solana Beach, południowa Kalifornia
24 wrze
ś
nia 1942
Znajdowali si
ę
o dobre
ć
wier
ć
mili od brzegu, gdy ksi
ęŜ
yc w pełni wyłonił si
ę
zza chmur, blady niczym papierowy lampion. Z rosn
ą
c
ą
desperacj
ą
ci
ę
li wiosłami
niespokojn
ą
wod
ę
. A wi
ę
c stracili ostatniego sprzymierze
ń
ca: ciemno
ść
. Wiatr d
ą
ł
w ich twarze pod niewielkim k
ą
tem, z pr
ę
dko
ś
ci
ą
pi
ę
tnastu w
ę
złów.
Przed nimi pieniły si
ę
przy brzegu wysokie fale, a biała piana unosiła si
ę
wysoko w powietrze.
Major Ganji Nishino dostrzegł ju
Ŝ
lini
ę
brzegu i zarysy nieregularnie
porozrzucanych domków pla
Ŝ
owych. W
ś
wietle ksi
ęŜ
yca wygl
ą
dały dziwnie
majestatycznie; przypominały odrobin
ę
dom jego ojca w Kioto, małej nadmorskiej
osadzie, zamieszkanej głównie przez poławiaczy pereł. Zauwa
Ŝ
ył jakby
ć
my,
poruszaj
ą
ce si
ę
po wybrze
Ŝ
u, jednak od razu zdał sobie spraw
ę
,
Ŝ
e to nie s
ą
ć
my,
lecz przyciemnione
ś
wiatła samochodów, poruszaj
ą
cych si
ę
Pacific Coast Highway.
Opó
ź
nienie si
ę
gało ju
Ŝ
dwóch godzin, a wci
ąŜ
brakowało im siedmiu - o
ś
miu minut
do osi
ą
gni
ę
cia brzegu. Major Nishino zdawał sobie spraw
ę
,
Ŝ
e jest ju
Ŝ
zbyt
pó
ź
no, by przyst
ę
powa
ć
do realizacji podstawowego planu. Je
Ŝ
eli podstawowa misja
miałaby si
ę
nie powie
ść
, majorowi Nishino rozkazano, by uderzył w cel
alternatywny. W tej chwili jednak nie brał jeszcze pod uwag
ę
mo
Ŝ
liwo
ś
ci
niepowodzenia. Sam taki pomysł smakował równie cierpko jak sól w jego ustach,
sól zmieszana z krwi
ą
.
Z furi
ą
i uporem poruszał wiosłem. Mała, gumowa łód
ź
podskakiwała na falach
niczym drobna piłeczka. Była z cał
ą
pewno
ś
ci
ą
za mała do tej misji, a jednak nie
mieli wyboru: szeroko
ść
włazów łodzi podwodnej wynosiła niewiele ponad pół metra
i z trudno
ś
ci
ą
przeciskał si
ę
przez nie marynarz w pełnym oporz
ą
dzeniu.
Nadludzkie wysiłki przyniosły po kilku minutach upragniony rezultat: wyl
ą
dowali
na brzegu. Major Nishino natychmiast dał sygnał marynarzom z drugiej łódki, by
zbli
Ŝ
yli si
ę
do niego i jego załogi.
Po raz czwarty ju
Ŝ
l
ą
dował na terytorium wroga. Niedawno dowodził
dwunastoosobow
ą
misj
ą
dywersyjn
ą
przeciwko Brytyjczykom w Rangunie. Pod osłon
ą
ciemno
ś
ci przypłyn
ą
ł przez rzeki Salween i Sittang, po czym podrzynał gardła
ś
pi
ą
cych
Ŝ
ołnierzy nieprzyjaciela z chłodem i precyzj
ą
, jakby to były co
najwy
Ŝ
ej kaczki, które nale
Ŝ
y zar
Ŝ
n
ąć
i wypatroszy
ć
.
ś
ołnierze bali si
ę
go, lecz
jednocze
ś
nie podziwiali. Otrzymał od nich przezwisko Wiatr
Ś
mierci:
niewidzialny, lecz nieuchronny w skutkach, które ze sob
ą
niesie. Jednak nawet
dla majora Nishino zadanie, które nale
Ŝ
ało wykona
ć
dzisiejszej nocy, znacznie
ró
Ŝ
niło si
ę
od dotychczasowych. Tym razem on i jego sze
ś
ciu ludzi, w odległo
ś
ci
czterech tysi
ę
cy mil od wybrze
Ŝ
y ojczyzny, zdani byli wył
ą
cznie na siebie i
własne siły. Je
Ŝ
eli który
ś
z nich zginie, nie znajdzie si
ę
nikt, kto zabierze
ciało i zawiezie do domu.
Major Nishino nie bał si
ę
ś
mierci. Tak naprawd
ę
zbyt słabo rozumiał to zjawisko,
by si
ę
go ba
ć
. Bał si
ę
niesławy. Wiedział,
Ŝ
e je
ś
li zginie w tym obcym kraju,
jego prochy nigdy nie zostan
ą
rozrzucone nad Kioto; nie b
ę
dzie zreszt
ą
na to
zasługiwał.
Półtora mili za jego plecami oczekiwała łód
ź
podwodna I-17, zanurzona jedynie do
gł
ę
boko
ś
ci peryskopowej. Je
Ŝ
eli powrót grupy desantowej opó
ź
ni si
ę
wi
ę
cej ni
Ŝ
trzydzie
ś
ci minut, komandor Tagami b
ę
dzie musiał wykona
ć
rozkaz i odpłyn
ąć
.
Silna fala wyrzuciła na piaszczysty brzeg łódk
ę
majora Nishino. Po kilku
sekundach znalazł si
ę
przy niej ponton kapitana Tanabe.
Po godzinie wiosłowania na niespokojnym morzu major Nishino czuł si
ę
otumaniony.
Po kilku krokach niespodziewanie upadł na piasek. Podniósł si
ę
szybko i wykonał
sze
ść
szybkich, gł
ę
bokich oddechów, tak jak go uczył ojciec. Wiatr zawsze wie, w
którym kierunku zmierza, mawiał. Nabierz go w płuca, a i ty uzyskasz jego
pewno
ść
.
Kapitan Tanabe ci
ęŜ
ko oddychał. Nawet jak na Japo
ń
czyka był wyj
ą
tkowo niski i
drobny. Zasalutował majorowi i zawołał:
- Ameryka!
Jego oczy l
ś
niły, a głos zdradzał podekscytowanie.
- Tak, kapitanie, Ameryka. Mamy jednak mniej ni
Ŝ
czterdzie
ś
ci minut. Prosz
ę
wci
ą
gn
ąć
łódki w gł
ą
b pla
Ŝ
y i ukry
ć
je w piasku. Niech wszyscy ludzie si
ę
przebior
ą
i czekaj
ą
w pogotowiu.
- Ameryka - powtórzył kapitan Tanabe. Rozgl
ą
dał si
ę
dookoła, zachwycony
miejscem, w którym si
ę
znalazł.
- Natychmiast, kapitanie! - warkn
ą
ł na niego major Nishino. Podczas gdy
Ŝ
ołnierze wci
ą
gali pontony w gł
ą
b pla
Ŝ
y, major zacz
ą
ł rozpina
ć
swój czarny,
wodoodporny kombinezon. Pod spodem miał biał
ą
koszul
ę
z krótkimi r
ę
kawami i
lu
ź
ne spodnie, skrojone po ameryka
ń
sku. Po chwili zwin
ą
ł kombinezon i wsun
ą
ł go
pod jedn
ą
z łodzi. Odczepił przymocowany do burty karabin automatyczny taisho 14
i sprawdził magazynek.
ś
ołnierze równie
Ŝ
zdj
ę
li kombinezony i schowali je do łodzi razem z
radionadajnikiem. Nast
ę
pnie zacz
ę
li przysypywa
ć
pontony piaskiem. Pomrukiwali z
wysiłku przy pracy, co w ko
ń
cu zdenerwowało porucznika Miw
ę
.
- Zamknijcie si
ę
! - krzykn
ą
ł. - Ryczycie jak
ś
winie.
Major Nishino spojrzał na swój zegarek. Była godzina dwudziesta trzecia
siedemna
ś
cie i dwadzie
ś
cia sekund. Na niebie, wysoko nad jego głow
ą
, wesoło
skrzyły si
ę
gwiazdy. W domu, w Kioto, major Nishino napisał wiele wierszy o
gwiazdach. Jego ojciec zawsze powtarzał,
Ŝ
e jest zbyt wra
Ŝ
liwy i zbyt
romantyczny, aby zosta
ć
Ŝ
ołnierzem, nie doceniał jednak ogromnego patriotyzmu
swego syna. Teraz major Nishino spogl
ą
dał na Wielki Wóz i Gwiazd
ę
Polarn
ą
,
próbuj
ą
c zwróci
ć
twarz w kierunku ojczyzny. Je
Ŝ
eli umr
ę
, rozmy
ś
lał, Japo
ń
czycy
dowiedz
ą
si
ę
,
Ŝ
e przedsi
ę
wzi
ą
łem t
ę
wypraw
ę
po to, by w ich imieniu zada
ć
cios
Ameryce. Wielkiej, nad
ę
tej, bezdusznej Ameryce.
- Jeste
ś
my gotowi, majorze - dobiegł go głos kapitana Tanabe.
Major Nishino uwa
Ŝ
nie przyjrzał si
ę
swoim ludziom. Wszyscy ubrani byli jak
typowe ameryka
ń
skie nastolatki, w lu
ź
ne bawełniane koszule i powycierane d
Ŝ
insy.
Oficerowie wywiadu ze sztabu Szóstej Floty, stacjonuj
ą
cego w Kwajalein,
postanowili,
Ŝ
e drobnej budowy japo
ń
scy komandosi unikn
ą
niebezpiecze
ń
stwa
natychmiastowej identyfikacji tylko wtedy, gdy przebior
ą
si
ę
za dorastaj
ą
cych
młodzie
ń
ców. Długo ogl
ą
dali fotografie w ameryka
ń
skim „Life”, zanim podj
ę
li tak
ą
decyzj
ę
. Nie szcz
ę
dzono pó
ź
niej
ś
rodków ani wysiłku, by zdoby
ć
autentyczne
ameryka
ń
skie ubrania.
Poza majorem Nishino, uzbrojonym w karabin, komandosi mieli jedynie no
Ŝ
e.
Wszyscy potrafili, w razie potrzeby, porozumiewa
ć
si
ę
w j
ę
zyku angielskim. W
wypadku, gdyby którego
ś
schwytano, miał utrzymywa
ć
,
Ŝ
e jest synem chi
ń
skich
imigrantów, przynajmniej tak długo a
Ŝ
łód
ź
podwodna I-17 opu
ś
ci wody
nieprzyjaciela.
- Nie mamy nawet czterdziestu minut - powiedział major Nishino. - Nasz
najwi
ę
kszy problem polega na tym,
Ŝ
e Biały M
ę
drzec sko
ń
czył ju
Ŝ
wykład na
uniwersytecie i w tej chwili jest w domu.
- Co robimy? - zapytał porucznik Miwa. - Realizujemy plan zapasowy?
Major Nishino pokr
ę
cił przecz
ą
co głow
ą
.
- Nie. Przybyli
ś
my tutaj po Białego M
ę
drca i nie opu
ś
cimy Ameryki bez niego.
- Ale przecie
Ŝ
Biały M
ę
drzec mieszka a
Ŝ
jedena
ś
cie kilometrów st
ą
d, w gł
ę
bi
l
ą
du. Nawet je
Ŝ
eli uda si
ę
nam zdoby
ć
jaki
ś
pojazd...
Major Nishino lekko si
ę
u
ś
miechn
ą
ł.
- Ameryka
ń
skie samochody s
ą
bardzo szybkie - zauwa
Ŝ
ył.
- Packardy! - zawołał kapitan Tanabe. - Cadillaki! - Wła
ś
nie - przytakn
ą
ł major
Nishino. - Ruszajmy wi
ę
c i czym pr
ę
dzej zdob
ą
d
ź
my jeden z nich.
Szybkim krokiem skierowali si
ę
do parkingu, znajduj
ą
cego si
ę
przy pla
Ŝ
y. Major
Nishino na wszelki wypadek trzymał w r
ę
ce odbezpieczony pistolet, na szcz
ęś
cie
jednak nigdzie nie było wida
ć
Ŝ
adnego policjanta ani stra
Ŝ
nika. Natomiast na
samym skraju parkingu stał stary ci
ęŜ
arowy ford. Był brudny, pordzewiały i ju
Ŝ
z
daleka cuchn
ą
ł rybami. Major Nishino szarpn
ą
ł drzwiczki, były jednak zamkni
ę
te
na klucz. Przez chwil
ę
zastanawiał si
ę
, czy ich nie wyrwa
ć
, jednak samochód nie
wygl
ą
dał zbyt zach
ę
caj
ą
co; z cał
ą
pewno
ś
ci
ą
potrzebna była lepsza maszyna.
Postanowił,
Ŝ
e najlepiej b
ę
dzie, je
Ŝ
eli zatrzymaj
ą
jaki
ś
pojazd na autostradzie.
Na jego znak cała grupa pobiegła w kierunku szosy.
Szybko min
ę
li opustoszał
ą
o tej porze stacj
ę
benzynow
ą
, mały sklepik i
przydro
Ŝ
ny bar o nazwie „Solana Beach Eaterie”, niestarannie wypisanej na
drzwiach. Gdzie
ś
w pobli
Ŝ
u zaszczekał pies. Jaki
ś
m
ęŜ
czyzna zawołał:
- Zamknij si
ę
, durniu! - I szczekanie urwało si
ę
.
Wreszcie dotarli do autostrady. Z pontonów na oceanie widzieli mnóstwo
ś
wiateł
przeje
Ŝ
d
Ŝ
aj
ą
cych samochodów, teraz jednak nagle ich zabrakło. Major Nishino znów
popatrzył na zegarek i cicho zakl
ą
ł. Miał trzydzie
ś
ci cztery minuty na pokonanie
dwudziestu dwóch kilometrów, zupełnie nieznan
ą
drog
ą
, w ciemno
ś
ci, oraz na
odszukanie domu Białego M
ę
drca.
Na moment zw
ą
tpił, czy operacja ma jakiekolwiek szanse powodzenia. Je
Ŝ
eli
natychmiast nie napatoczy si
ę
jaki
ś
szybki samochód...
- Co robimy, majorze? - zapytał kapitan Tanabe.
- Czekamy - odparł krótko Nishino.
Przystan
ę
li na poboczu drogi w cieniu drzewa. Jeden z młodszych
Ŝ
ołnierzy napił
si
ę
podczas przeprawy wody morskiej i teraz zacz
ą
ł gło
ś
no kaszle
ć
.
- Zamknij si
ę
- warkn
ą
ł major Nishino. - Chcesz,
Ŝ
eby cała Ameryka dowiedziała
si
ę
,
Ŝ
e tu jeste
ś
my?
Po chwili milczenia kapitan Tanabe zasugerował: - A mo
Ŝ
e pójdziemy pieszo do
domu Białego M
ę
drca?
- Po co? Nie mieliby
ś
my ju
Ŝ
szansy wróci
ć
na łód
ź
. Kapitan Tanabe w wymowny
sposób przejechał palcem wskazuj
ą
cym po gardle.
- Mogliby
ś
my go zabi
ć
zamiast porywa
ć
- zasugerował.
- Wiesz dobrze,
Ŝ
e mamy rozkaz za wszelk
ą
cen
ę
przywie
źć
go do kraju
Ŝ
ywego.
Je
Ŝ
eli nie uda nam si
ę
wykona
ć
tego zadania, wysłana zostanie nast
ę
pna misja, by
go st
ą
d wydoby
ć
.
Kapitan Tanabe ci
ęŜ
ko westchn
ą
ł. Przez chwil
ę
nerwowo przest
ę
pował z nogi na
nog
ę
, po czym znów si
ę
odezwał:
- W tej sytuacji proponuj
ę
,
Ŝ
eby
ś
my od razu przyst
ą
pili do realizacji planu
zapasowego.
- By
ć
mo
Ŝ
e b
ę
dziemy musieli tak post
ą
pi
ć
- przyznał major Nishino. - Ale jeszcze
nie teraz. Dopóki jest cho
ć
cie
ń
szansy na zabranie Białego M
ę
drca do kraju,
musimy próbowa
ć
.
- Rozumiem.
Gdyby majorowi Nishino nie udało si
ę
porwa
ć
Białego M
ę
drca, miał rozkaz
skierowania si
ę
na północ, do bazy marynarki wojennej w Camp Pendleton i
dokonania tam maksymalnych zniszcze
ń
. Plan nosił kryptonim „Ocean w ogniu”.
Wydawał si
ę
bardziej spektakularnym posuni
ę
ciem ni
Ŝ
porwanie nikomu nie znanego
profesora uniwersytetu. A jednak generał-porucznik Shimuzu zapewnił majora
Nishino,
Ŝ
e uprowadzenie Białego M
ę
drca mo
Ŝ
e mie
ć
bardziej doniosły wpływ na
wynik wojny ni
Ŝ
zniszczenie nawet najwi
ę
kszego składu paliw i amunicji, które
Amerykanie szybko i z łatwo
ś
ci
ą
uzupełni
ą
.
Znów popatrzył na tarcz
ę
zegarka. Trzydzie
ś
ci dwie minuty. Trzydzie
ś
ci jeden.
- Za pó
ź
no - odezwał si
ę
znów kapitan Tanabe. - Chwileczk
ę
- powiedział
porucznik Miwa. - Słuchajcie tylko.
Zacz
ę
li nasłuchiwa
ć
, co nie było łatwe, gdy
Ŝ
wiał silny wiatr. Pocz
ą
tkowo major
Nishino niczego nie słyszał, jednak po chwili dotarł do niego słaby odgłos
silnika pojazdu, zbli
Ŝ
aj
ą
cego si
ę
od strony południowej. Szum narastał. Wkrótce
komandosi dostrzegli
ś
wiatła samochodowych reflektorów.
Major Nishino wyszedł na autostrad
ę
. To w tym wła
ś
nie miejscu mieli zatrzyma
ć
samochód doktora Gatheringa, powracaj
ą
cego z uniwersytetu. Major pami
ę
tał kolor
i numer tablicy rejestracyjnej samochodu. Czarny de soto de luxe, BL 2130. Na
łuku musiał znacznie zwolni
ć
, tym bardziej
Ŝ
e kawałek dalej powinien skr
ę
ci
ć
w
drog
ę
, prowadz
ą
c
ą
w gł
ą
b l
ą
du, gdzie mieszkał doktor Gathering.
Samochód, który teraz si
ę
zbli
Ŝ
ał, równie
Ŝ
zwalniał. Trudno było si
ę
zorientowa
ć
, jaka to marka, major Nishino zauwa
Ŝ
ył jednak,
Ŝ
e auto jest du
Ŝ
e; w
tej chwili to było najwa
Ŝ
niejsze.
Machn
ą
ł kilkakrotnie r
ę
k
ą
i samochód zatrzymał si
ę
tu
Ŝ
obok niego. Był to biały
nash ambassador, półci
ęŜ
arówka. Za kierownic
ą
siedział niski, gruby m
ęŜ
czyzna o
wybrylantowanych włosach, ubrany w jasnozielone spodnie.
- O co chodzi, przyjacielu? - zapytał.
- Popsuł si
ę
mój samochód - odparł major Nishino.
- Popsuł si
ę
twój samochód?
- Słaby akumulator. Nie jedzie.
- Słaby akumulator, mówisz? Có
Ŝ
... - kierowca wskazał palcem wprost przed
siebie. - Widzisz ten warsztat, dwie
ś
cie metrów przed nami? Nale
Ŝ
y do Wall’ego
Olsena. Stary Olsen mieszka obok. Zadzwo
ń
do drzwi, a przyjedzie tutaj i ci
pomo
Ŝ
e. Pewnie b
ę
dzie marudził,
Ŝ
e go wyrwałe
ś
z łó
Ŝ
ka, ale z pewno
ś
ci
ą
nie
odmówi pomocy.
- Dokona naprawy?
- Tak, przyjacielu. Dokona naprawy.
Grubas miał zamiar odjecha
ć
, jednak major Nishino powstrzymał go.
- Stój! Prosz
ę
!
- O co chodzi?
Ś
pieszy mi si
ę
.
- Prosz
ę
wysi
ąść
z samochodu.
Grubas zmarszczył czoło. Dopiero w tej chwili major Nishino zdał sobie spraw
ę
,
Ŝ
e jego pistolet jest dla rozmówcy niewidoczny.
- Prosz
ę
wysi
ąść
z samochodu - powtórzył i wycelował prosto w głow
ę
grubasa.
Ten uniósł r
ę
ce do góry, jakby wzywaj
ą
c niebiosa na
ś
wiadka tego, co chce
powiedzie
ć
.
- „Prosz
ę
wysi
ąść
z samochodu” - rzekł, przedrze
ź
niaj
ą
c majora Nishino. - Do
cholery, co to za j
ę
zyk?
- Powiedziałem „prosz
ę
” - odezwał si
ę
major niemal błagalnym głosem.
- A mam ci
ę
w dupie, nigdzie nie wysi
ą
d
ę
. A t
ą
zabawk
ą
mnie nie przestraszysz,
zapewniam ci
ę
, stary.
Major Nishino bez wahania nacisn
ą
ł spust i kula trafiła w głow
ę
grubasa. Mimo
tłumika, pistolet wydał gło
ś
ny trzask. Zanim trup opadł na siedzenie, grubas
jeszcze przez chwil
ę
sprawiał wra
Ŝ
enie, jakby wpatrywał si
ę
w majora Nishino
trzecim okiem, które pojawiło si
ę
na samym
ś
rodku czoła. Mózg kierowcy
rozprysn
ą
ł si
ę
po całej kabinie, wydostawszy si
ę
razem z kul
ą
z tyłu czaszki.
Nishino jednym szarpni
ę
ciem wyrzucił zwłoki na drog
ę
. Dopiero wtedy podbiegło do
niego kilku komandosów.
- Schowajcie go za płotem - rozkazał. - Zdejmijcie mu koszul
ę
i wytrzyjcie ni
ą
siedzenia. Szybko, nie mamy ani chwili do stracenia.
Po chwili pojawił si
ę
przy nim kapitan Tanaba. Pieszczotliwie pogładził dłoni
ą
biał
ą
mask
ę
samochodu.
- Nash - powiedział. - Nash ambassador osiem.
- Kapitanie - major Nishino wydał kolejny rozkaz - poczeka pan przy łodziach
razem z Nagat
ą
i Homm
ą
. Je
Ŝ
eli nie wrócimy do pierwszej, przyst
ą
picie do
wykonania planu awaryjnego.
Kapitan pobladł. Był zbyt zdyscyplinowanym
Ŝ
ołnierzem, by sprzeciwi
ć
si
ę
rozkazowi, lecz nie był w stanie ukry
ć
swego rozczarowania. Oto odbył dalek
ą
podró
Ŝ
do Ameryki i zobaczy jedynie kawałek piaszczystej pla
Ŝ
y i nic wi
ę
cej.
Zasalutował jednak posłusznie i powiedział:
- Rozkaz.
Skin
ą
ł na
Ŝ
ołnierzy, których przydzielił mu major, i natychmiast ruszył w
kierunku brzegu oceanu.
Porucznik Miwa spojrzał na majora pytaj
ą
cym wzrokiem. Nie trudził si
ę
zadawaniem
pytania, nie było na to czasu. Czekał na rozkaz, który padł po chwili:
- Poruczniku, jest pan w
ś
ród nas najlepszym kierowc
ą
. Ruszajmy.
Major usiadł na miejscu dla pasa
Ŝ
era, natomiast porucznik Miwa usadowił si
ę
za
kierownic
ą
. Pozostali komandosi zaj
ę
li miejsca w skrzyni na towary. Samochód
natychmiast ruszył.
Plik z chomika:
Joker89
Inne pliki z tego folderu:
Krzywa Sweetmana.pdf
(972 KB)
Kondor.pdf
(1103 KB)
Katie Maguire.pdf
(942 KB)
Droga Żelazna.pdf
(2347 KB)
Brylant.pdf
(1808 KB)
Inne foldery tego chomika:
■ Andrzej Sapkowski
■ Dokumenty i ebooki
■ EBOOKI - PACZKA
■ J.R.R. Tolkien
■ Kroniki Wampirze
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin