Jeanne Stephens - Gwiazdka miłości '93 04 - Najbardziej najlepsze święta.pdf

(205 KB) Pobierz
JEANNE STEPHENS
Najbardziej najlepsze święta
Basket Of Love
Tłumaczyła: Anna Bieńkowska
Przepis Jeanne Stephens Sernik z truskawkami
– 1/2 – 3/4 szkl. cukru (do smaku)
– 3 1/2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
– ok. 1/2 kg rozmrożonych, posłodzonych truskawek
– twarożek śmietankowy
– 2 łyżki mleka
– upieczony spód
– słodka bita śmietana
Do rozmrożonych, nie odcedzonych z soku truskawek dodać wymieszaną
mąkę z cukrem. Podgrzewać na średnim ogniu, mieszając od czasu do czasu, aż
masa zgęstnieje. Ostudzić.
Cienką warstwą rozsmarować twarożek na upieczonym spodzie, wyłożyć
na wierzch truskawki i wstawić do lodówki na kilka godzin lub całą noc.
Przed podaniem udekorować bitą śmietaną.
424580640.001.png
Rozdział pierwszy
Dlaczego dałam się na to namówić? – pytała samą siebie Nina Dunkan,
wysiadając z samochodu na szpitalnym parkingu. Podniosła kołnierz płaszcza,
by osłonić się przed wiatrem i skierowała ku grupce osób, z którymi pracowała.
Mieli odwiedzić rodzinę, znajdującą się w trudnej sytuacji materialnej i z okazji
jutrzejszego Dnia Dziękczynienia obdarować ją koszem pełnym tradycyjnych
smakołyków.
Zgromadzeni otaczali Lyndę Westin, jak zwykle gwałtownie
gestykulującą i nie dopuszczającą nikogo do słowa. Była w swoim żywiole.
Znów cała organizacja była na jej głowie. Powszechnie żartowano, że jeśli Pan
Bóg zechce zrobić sobie wolny dzień, Lynda spokojnie go zastąpi.
– No, dobrze. Bob dostarczył kosz, nawet sam go ozdobił. Naprawdę
nieźle. Zobaczmy, co już mamy. Sporo warzyw, owoce, sos, szynka, indyk,
ciasta, masło, słodycze... och, spójrzcie tylko, nawet czekoladowe indyki!
Jeszcze... zaraz, kto miał przywieźć mleko?
– Jest tutaj. – Nina wyciągnęła w jej stronę czterolitrową butlę mleka.
Stojący przed nią wysoki mężczyzna podał mleko Lyndzie. Dołożyła je
do kosza i z aprobatą kiwnęła głową w stronę Niny. Do ostatniej chwili miała
wątpliwości, czy Nina się nie rozmyśli i czy przyjedzie.
– Bułeczki... – Lynda znów zajęła się zawartością koszyka. – Kto miał
kupić pieczywo?
– Chyba Jeff Eberhart – odrzekła Sally, sekretarka w biurze zarządu
szpitala.
– Jeff, gdzie ty się podziewasz? – zawołała Lynda.
– Jeff musiał dziś dłużej zostać w pracy – wyjaśnił starszy mężczyzna –
ale powiedział, że na pewno przyjedzie.
Jeff pracował w biurze prawnym szpitala. W ciągu ostatnich trzech
miesięcy Nina kilka razy była z nim na lunchu, ale wszystkie jego zaproszenia
na kolacje czy wspólne wyjścia w czasie weekendu niezmiennie spotykały się z
jej stanowczą odmową. Przebywając z nim w szpitalnym barze czy nawet w
którejś z pobliskich restauracji, nie czuła się zagrożona. Lunch był ograniczony
czasem przerwy obiadowej, zresztą nigdy nie byli sami. Ale sama myśl o
wspólnym wieczorze z wysokim, szczupłym i przystojnym Jeffem Eberhartem
przerażała ją.
– Daję mu pięć minut – zdecydowała Lynda. – Jeśli do tej pory się nie
pojawi, kupimy pieczywo po drodze.
Mogli spokojnie poczekać nawet kwadrans i zdążyć na czas, ale nikt nie
zaprotestował. Lepiej nie zrażać Lyndy. Jeśli zaczną ją krytykować, następnym
razem może nie podjąć się zorganizowania kolejnej podobnej akcji. I tak
ostatnio żaliła się, że ma już tego dość.
424580640.002.png
Trzeba oddać jej sprawiedliwość – Lynda naprawdę potrafiła zająć się
ludźmi w potrzebie i zarazić innych swoim entuzjazmem. Nina pracowała razem
z Lyndą w biurze szpitala. Półtora roku temu, kiedy w nieznanym mieście i w
nowej pracy musiała zadbać o swoje utrzymanie i nauczyć się życia w
samotności, Lynda wzięła ją pod swoje opiekuńcze skrzydła.
To Lynda zręcznie nakłoniła ją do zapisania się na różne kursy, by zdobyć
nowe umiejętności, a potem pochlebstwem i uporczywym namawianiem
sprawiła, że Nina zaczęła chodzić na organizowane w szpitalu cotygodniowe
spotkania grupy terapeutycznej dla osób po ciężkich przeżyciach. Minęło już
siedem miesięcy od czasu, kiedy straciła Dana i Candi, ale nadal nie mogła się z
tym pogodzić. Choć na pozór zdołała się otrząsnąć, ból i rozpacz nie opuściły jej
nadal, były tylko głęboko ukryte, jak to określił prowadzący zajęcia terapeuta.
Dopiero teraz to sobie uświadomiła. Przez kolejne pół roku tylko te spotkania
trzymały ją przy życiu, które dawno straciło sens.
Od lutego wystarczało jej już tylko jedno spotkanie z grupą w ciągu
miesiąca, a potem, kiedy poczuła, że już doszła do siebie i da sobie radę,
zupełnie je zarzuciła.
Powoli wszystko zaczęło się jakoś układać. Nina lubiła swoją pracę i
ludzi, z którymi pracowała. Dni mijały spokojnie. Wprawdzie nadal jej uwagę
przyciągali krępi blondyni i jasnowłose dziewczynki, ale ból, jaki budził w niej
ten widok, stopniowo słabł. Nie osiągnęła jeszcze tego stanu ducha, który
pozwoliłby jej bez problemu przebywać w towarzystwie atrakcyjnego Jeffa, ale
z każdym dniem było jej łatwiej żyć.
Tak było aż do weekendu poprzedzającego Dzień Dziękczynienia, kiedy
we wszystkich sklepowych witrynach pojawiły się bożonarodzeniowe dekoracje
i całe miasto przybrało świąteczny wygląd. Wtedy na nowo odżyły dręczące
wspomnienia sprzed dwóch lat Znów ogarnęła ją rozpacz i przygnębienie.
Przez cały weekend Nina nie ruszyła się z domu. Nie miała nawet siły i
ochoty, by przyrządzić sobie coś do jedzenia. W nocy prawie nie zmrużyła oka.
Kiedy w poniedziałek pojawiła się w biurze, blada i z podkrążonymi oczami,
Lynda od razu domyśliła się wszystkiego.
– Miałaś marny weekend, co?
– Zdarzały mi się lepsze.
– Jedziesz na święto do rodziców? Nina potrząsnęła przecząco głową.
– Ojciec właśnie przeszedł na emeryturę i żeby to uczcić, postanowili z
mamą wybrać się w rejs na Hawaje.
Lynda współczująco poklepała ją po ramieniu.
– Okres świąt zawsze jest trudny dla osób samotnych, a dla ciebie Boże
Narodzenie jest szczególnie przykre. Ale nie przejmuj się – przeżyjesz i
jutrzejszy dzień, i święta, uwierz mi. A za rok będzie łatwiej.
Tak bardzo chciałaby jej wierzyć. Próbowała zająć się pracą, ale wszystko
424580640.003.png
przychodziło jej z takim trudem, tyle wysiłku kosztował ją każdy ruch! Lynda
cały czas obserwowała ją spod oka.
W czasie przerwy obiadowej nie miała ochoty nigdzie wyjść. Ciągnących
ją na lunch kolegów szybko zbyła, oświadczając, że nie jest głodna. Wtedy
Lynda postanowiła działać.
– Słuchaj – przemówiła do niej na osobności – spójrz prawdzie w oczy.
Musisz znów zacząć chodzić na terapię.
– Przecież chodziłam już ponad pół roku – opierała się Nina. – Czy mogą
mi powiedzieć jeszcze coś, czego do tej pory nie słyszałam?
– Musisz znaleźć się wśród osób, które potrafią cię zrozumieć, bo same
były w podobnych sytuacjach – nie ustępowała Lynda.
Nina nerwowo bawiła się długopisem.
– Wydawało mi się, że już daję sobie radę.
– Tak było i znów tak będzie. Ale teraz musisz pójść na kilka spotkań,
żeby jakoś przetrwać te święta.
Była zbyt zmęczona, by dłużej się sprzeciwiać. Zresztą co to za różnica,
czy będzie zadręczać się w domu, czy siedzieć na tych zajęciach. W ten
poniedziałek wszystko było bez znaczenia.
Jednak wczorajsze wieczorne spotkanie z grupą terapeutyczną
uświadomiło jej, że nie tylko ona jest przygnębiona z powodu świąt. Kiedy
wyznała, że nie czuje się na siłach, by wziąć udział w dzisiejszej akcji
charytatywnej, zaczęto ją namawiać, by spróbowała się przemóc i nie
rezygnowała.
– Ja też kiedyś sądziłem, że mam depresję – przekonywał ją starszy
mężczyzna – ale po upływie kilku miesięcy zdałem sobie sprawę, że użalam się
nad sobą.
– Przecież ja...
– Ależ Nino, ja wcale nie miałem ciebie na myśli – uśmiechnął się do
niej, ale jego spojrzenie dało jej do myślenia.
– Stale pamiętaj o tym, co tu ciągle powtarzamy – dodała kobieta w
średnim wieku. – Musisz udawać, że jest dobrze, aż do momentu, w którym
naprawdę tak będzie.
– Jeśli pojedziesz jutro do tej rodziny, przynajmniej przez kilka godzin
będziesz myśleć o czymś innym – zapewniał ją ktoś inny.
– Może nawet sama się zdziwisz – dodał ktoś – kiedy nagle okaże się, że
nie jest tak źle i miło spędzisz czas. Czy nie warto spróbować?
W końcu uległa ich namowom, ale teraz żałowała swojej pochopnej
decyzji. Czuła się zupełnie wykończona, a musiała udawać, że jest w świetnym
nastroju. Jedyna korzyść, że może tak się zmęczy, iż przynajmniej zaśnie tej
nocy.
– Idzie wreszcie ten, który miał kupić pieczywo – obwieścił Bob.
424580640.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin